Forum Forum Tokio Hotel Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Życie Madzii ;** ~> 11 xD Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Veren
:)
:)



Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior

PostWysłany: Wto 15:58, 04 Lip 2006 Powrót do góry

dlaczego ja nie znalazlam tego opa wczesniej ?
Fajne, naprawde wciagajace Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olcia




Dołączył: 01 Lip 2006
Posty: 27 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: *LuBLInEk*

PostWysłany: Nie 13:39, 09 Lip 2006 Powrót do góry

Magda!!!! ja cię powiesze!!!! o co w tym wszystkim chodzi?? na poczatku noramlny szary świat a potem wszystko na różowo!!!! tu chodzi o to, że ona przeniosla się do innego świata czy coś?? czy może przeniosła sie w czasie?? dziwne...troche nie obczajam, ale opowiadanko ma w sobie to soś xD
Sądzę, że umiem rozpoznać, czy ktoś przyłożył sie do opowiadanie, ze "włożył w to swoje serce" i uważam, że ty tak właśnie postąpiłaś....;D Mam nadzieję, ze w następnej części wszystko się wyjaśni...;d;d
Pozdrófka!!! ;P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sylas
:-)
:-)



Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*

PostWysłany: Pon 21:09, 10 Lip 2006 Powrót do góry

Nadchodzi nowy part ! Wink A teraz tak... Jutro wyjeżdżam, na pewno będę cos tam pisała, więc jak wrócę ( a niestety nie wiem kiedy to nastąpi ) wrzucę nowego parta. Ah... Jest tam net, ale prawdopodobnie nie będę miała do niego zbyt wielkiego dostępu... x/

Miłego czytania,

Kocham,
;**

- Który dzisiaj jest? – spytałam mamy, gdy tylko dotarłam do domu.
- Miałaś być czterdzieści pięć minut temu! – usłyszałam oburzoną rodzicielkę.
- Wiem, wiem, przepraszam – powiedziałam na wydechu. – Który dzisiaj jest?
- Piąty czerwca, a co?
- A... Nic, tak się pytam. To jedziemy?
- Teraz musimy poczekać na ojca, bo nie ma kluczy.
- A za ile przyjedzie? – zaciekawiłam się.
- Za pół godziny.
No i gdzie mam się podziać... Ehh... Chyba zaryzykuję wyprawę do ‘różowego królestwa’, i wywalę trochę tych obleśnych szmat. Poszłam na górę i wolnym krokiem zaczęłam zmierzać w stronę mojego pokoju. Przed samymi drzwiami wzięłam głęboki oddech, i weszłam. Chociaż już raz widziałam ten pokój, czułam się jakbym miała dostać oczopląsu. Jednym szarpnięciem otworzyłam szafę i zaczęłam wywlekać z niej rzeczy. Przejrzałam je co do jednaj. Wszystko różowe... Myślałam, że się załamię, będę musiała kupować wszystkie ubrania. No... i nie tylko ubrania, wszystkie meble, łóżko, dywan... Szczerze współczuję rodzicom. Zwinęłam dywan, rzuciłam go gdzieś w kąt i położyłam się na podłodze.
Nagle cos zaskoczyło mi w mózgu. Zerwałam się z miejsca i pognałam do kuchni.
- Kalendarz... Gdzie jest jakiś kalendarz – mruczałam co chwilę.
- Czego szukasz? – mama wsadziła głowę do kuchni.
- A niczego... Tak sobie patrzę... – udałam znudzoną. Po chwili mama przeniosła się do łazienki. Chyba niedługo będziemy wychodziły. Zerknęłam na zegarek – 15.
Jest! Przebiegłam wzrokiem po cyferkach w kalendarzu. Coś podeszło mi do gardła. 2005 rok... No tak... Można się było czegoś takiego spodziewać...
- Mamooo?! – zawyłam.
- Hm?
- Ten kalendarzyk – pomachałam jej przed oczami karteczką. – Jest aktualny?
- No tak... – mama popatrzyła na mnie dziwnie. – A co?
- Ee... Chcę go sobie wziąć do pokoju – powiedziałam wzruszając ramionami.
Drrr...
Pobiegłam otworzyć.
- Cześć tatuś – uśmiechnęłam się.
- No hej... Jakoś inaczej... wyglądasz...? – spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Masz na myśli to, że nie jestem RÓŻOWA?
- Hmm... No w sumie... To tak – wyszczerzył się.
- Bez komentarza – sapnęłam, i skierowałam się w stronę kuchni. – Mamo jedziemy?
- Kochanie odgrzej sobie obiad w mikrofalówce – rodzicielka odezwała się do taty, i pocałowała go w policzek.
Uch... Od kiedy są tacy czuli?
Poleciałam do hallu, włożyłam klapki, które kupiła mi wcześniej mama i zawołałam:
- Idziesz czy nie?!
- Już idę... – burknęła mama wychodząc z kuchni.

- To gdzie najpierw? – zapytałam radośnie.
- Tam – rodzicielka wskazała na wielkie centrum handlowe.
Usta mimowolnie rozciągnęły mi się w uśmiechu.
Obeszłyśmy chyba wszystkie sklepy w ubraniami, nogi bolały mnie niemiłosiernie, ale byłam bogatsza o: trzy spódnice (dwie krótkie jeansowe, i jedną długą, zupełnie nie wiem po co, bo ja nie chodzę w długich, ale mama się uparła aby mi ją kupić), cztery pary biodrówek, dwie pary rybaczek, całą górę bluzek, bluz, sweterków, dwa stroje kąpielowe, trzy pary butów (na plażę, na imprezę, i do chodzenia ‘otako’), trzy pidżamki i dwie koszule nocne. Zakupiłam sobie również okularki przeciwsłoneczne, cztery paski, mnóstwo par kolczyków, biały lakier do paznokci i dwadzieścia cieniutkich bransoletek. Tak uzbrojona mogłam wyruszyć na podbój świata! No... Może nie świata, ale wiochy, w której mieszkam... I, musze się pochwalić, nie było w tych rzeczach NIC różowego. Byłam z siebie dumna, bo mama co chwilę mówiła cos w stylu ‘Spójrz, jaki fajny kostium, różowy to bardzo ładny kolor’, albo ‘Magda chodź tu na chwilę! Co się tak patrzysz? Nie podoba ci się ta bluzka? Różowa? Mówiłam ci przecież, że to ładny kolor’. W tych momentach marzyłam, aby znaleźć się jak najdalej od niej.
- To co, jedziemy obejrzeć jeszcze jakieś meble? – spytała rozochocona mama.
- Mamooo... – jęknęłam. – Nie mam siły...
Rodzicielka westchnęła.
- Może jutro pojedziemy.
- Mhm... – mruknęłam. – Byle przed siedemnastą wrócić – stwierdziłam nieprzytomnie.
Ależ byłam zmęczona! Miałam wrażenie jakbym miała zasnąć... Coraz słabiej słyszałam mamę... Po chwili powieki opadły mi całkowicie.
Śnił mi się Orlando, który mówił ‘dobrze robisz’, zapytałam się go, co takiego robię dobrze, ale on tylko pomachał mi i odleciał.
- Magda... Magda... – mama szturchała mnie w ramię. – Wysiadamy... Chodź...
Wytoczyłam się z samochodu, złapałam tyle toreb z zakupami, ile zdołałam, i poczłapałam za rodzicielką.
- Idę do siebie... – powiedziałam. – Dobranoc.
- Dobranoc, reszta rzeczy już leży u ciebie – usłyszałam mamę.
- Mhm...
Torby były położone na łóżku. Te, które ja trzymałam położyłam pod ścianę, a sama powlokłam się do łazienki, która znajdowała się pośrodku korytarza. Na szczęście ta była wspólna, i nie różowa. Umyłam zęby, wzięłam szybki prysznic, otuliłam się ręcznikiem i poszłam do pokoju. W końcu, w którejś z kolei tobie znalazłam satynową pidżamkę, ubrałam się w nią i siadłam na różowym tronie (czyt. łóżku).
- Cholera – mruknęłam i wstałam.
Wzięłam laptopa i telefon z biurka i ponownie usiadłam na łóżku.
Otworzyłam klapkę komputera, poczekałam aż się włączy, i pierwsze co zrobiłam, to założyłam hasło. W google wpisałam ‘Tokio Hotel’. Oto, co mi się wyświetliło:
- Hotel.pl – hotele, motele, pensjonaty – przewodnik po obiektach noclegowych w Tokio. Szczegółowa prezentacja hotelu oraz rezerwacja pokoju przez Internet.
- Orbis – szczegółowy opis 55 hoteli w Tokio.
- Hotel w Tokio – apartamenty i pokoje hotelowe 1, 2 i 3 osobowe.
Westchnęłam. Nie było żadnego Tokio Hotel. Muszę się przyzwyczaić do tego, że ich JESZCZE nie ma. Członkowie zespołu, owszem, są. Chadzają legalnie po świecie, cieszą się życiem, i za wszelką cenę chcą doprowadzić do spełnienia swojego marzenia... Które wiem, że się spełni. I to już całkiem niedługo...
Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy singiel ‘Durch den monsun’ wyszedł. Ale na pewno później... Więc... Mam okazję poznać chłopaków, jeszcze przed początkiem ich kariery! Nie wiem czemu ta myśl mnie tak rozbroiła, ale zerwałam się z łóżka całkowicie rozbudzona, zatrzasnęłam laptopa i odłożyłam go z powrotem na biurko.
Telefon mam... No tak, ale karty to już nie posiadam... Jutro będę musiała sobie kupić.
Miałam taka radochę, że poznałam Tok... Dewillish, że z nadmiaru energii zaczęłam robić brzuszki. Po piętnastu minutach bez życia opadłam na łóżko i natychmiast zasnęłam.

Gdy się obudziłam dochodziła dwunasta. Zwlekłam się z różowego tronu, i poczłapałam do łazienki. Umyłam szybko twarz i zęby, i poszłam poszukać czegoś do ubrania. Wybrałam krótką spódniczkę, pasek z ćwiekami, i białą bluzkę bez ramiączek z zielonym napisem ‘ALOHA’. Wróciłam do łazienki, aby się do końca odświeżyć, ogoliłam nóżki, bo z futrem to ja nie zamierzam się pokazywać. Zeszłam na dół.
- O, już wstałaś? – usłyszałam Marcina.
- Jak widać – mruknęłam.
- Mamo za ile jedziemy? – zapytałam rodzicieli, która akurat weszła.
- Będę gotowa za pół godziny – zachichotała.
Wzruszyłam ramionami. Wzięłam do ręki kanapkę z wędliną i pomidorem, obejrzałam ją ze wszystkich stron, po czy odłożyłam na talerz. Zajrzałam do lodówki, i wyjęłam z niej sałatę, rzodkiewkę i ketchup.
- No co? – zapytałam widząc krzywe spojrzenie Marcina.
- Od kiedy to nie lubisz takich kanapek? – zapytał.
- Od teraz – burknęłam, i zaczęłam jeść.
- Mamoo! Streszczaj się! – krzyknęłam stronę łazienki na dole, kiedy zjadłam.
Po chwili już siedziałam w samochodzie. Po drodze mijaliśmy szkołę. Przed wejściem stał z tuzin plastików, wszystkie jak na komendę odwróciły głowy, gdy przejeżdżałyśmy i zaczęły piszczeć:
- Magda!
- Czemu nie zadzwoniłaś...
- Jak dobrze cię widzieć...
- Mamo, możesz się na chwilę zatrzymać?
Ta spojrzała na mnie dziwnie, ale spełniła moją prośbę. Nie chciałam iść do tych Barbie, niedaleko od nich zobaczyłam czarną czuprynę z charakterystycznie postawionymi na sztorc włosami.
- Bill... – zaczęłam. W tym momencie otoczyły mnie laleczki.
- Nie... Zostawcie mnie... Odwal się ode mnie – warczałam co chwilę, unikając jednocześni ich tradycyjnego powitania – buziaczków w policzek. – DO CHOLERY ZOSTAWICIE MNIE! – ryknęłam, bo czarna czupryna zaczęła się oddalać. Przepchałam się przez ten tłumek, po drodze chyba połowie z Barbie nadepnęłam na stopę, albo dałam z łokcia w żebra. Wreszcie znalazłam się na świerzym powietrzu. Zaciągnęłam się nim mocno, chociaż jeszcze tu, z dziesięć kroków od laleczek czułam duszący zapach ich perfum.
- Bill... – powtórzyłam, kiedy stanęłam przed chłopakiem.
- Tu jesteś! – usłyszałam, po czy zostałam brutalnie odepchnięta przez Dredziarza.
- Ała! – krzyknęłam. – Uważaj jak łazisz!
- Och... nasza nawrócona koleżanka... Witam – powiedział tylko.
- Cześć – burknęłam. Wzruszyłam ramionami, odwróciłam się i poszłam do samochodu, po drodze drąc się na jedną z Barbie, że staje mi na drodze.
Zobaczyłam biały, kudłaty dywan, taki jak ma Marcin. Zawsze im mówiłam, ze chcę taki mieć, ale to brat kupił go pierwszy. Uszanuję jego zdanie, i nie będę miała takiego samego. Z niechęcią odwróciłam się i poszłam oglądać inne wymysły projektantów dywanów. Nawet nie wiedziałam, że tacy są, no ale... W końcu wybrałam biały, z czarnymi kwadratami i ramkami w środku. A w niektórych ramkach były żółte cytryny. No, nie był to szczyt moich marzeń, ale lepszego nie znalazłam. Potem pojechałyśmy do jakiegoś sklepu meblowego. Wybrałam sobie komplet w ciepłych odcieniach – biel, coś jakby czerwień i srebro. Wiedziałam, że będzie porządnie kontrastował z dywanem, ale nie obchodziło mnie to. Regał miał narożną szafę, która była bardzo pojemna. I bardzo dobrze.
Po przyjeździe wywaliłam wszystko ze starego regału na podłogę, meble, zostały wyniesione przed dom, a następnie wraz z dywanem i łóżkiem wywiezione przez wielką ciężarówkę do jakiegoś Domu Dziecka. Wszystkie rzeczy upchałam do wielkich worów, i zniosłam je do piwnicy. Zostawiłam tylko jeden, z ubraniami. Przecież nie muszę się codziennie malować, a kosmetyki będą tylko zjadały miejsce.
Stałam tak w pustym pokoju, i zastanawiałam się, jak to wszystko szybko się dzieje... Dopiero byłam w szpitalu, a tu już zaczął się remont. A tak na marginesie, ciekawe skąd mama wytrzasnęła tak szybko ekipę do remontu? Pewnie musiała sporo zapłacić... Ale skoro nic mi nie mówiła o żadnych ograniczeniach kasowych... Korzystałam.
O 17 coś mnie zaczęło gryźć. Iść czy nie iść, oto jest pytanie. Widać gołym okiem, że Tom nie ma zamiaru się ze mną pogodzić... Zdecydowałam. Wzięłam trochę kasy, i wyszłam. Po drodze wstąpiłam do sklepu, i kupiłam pięć Red Bulli. Po dziesięciu minutach spacerku, doszłam. Już z daleka słyszałam jak grają. Ciągle ćwiczyli Durch Den Monsun. Żebym tylko dzisiaj nie dała takiej plamy! I żeby nikt się nie dopytywał skąd znam tekst... Wzięłam głęboki oddech i weszłam. Nie chciałam im przeszkadzać, więc cicho siadłam na tym samym pudle co wczoraj. Patrzyłam na Toma, jak gra, z jakim uczuciem szarpie... nie, on pieści struny gitary. Jak Gustav ze skupieniem uderza w perkusję. Jak Georg gra na basie. I w końcu jak Bill śpiewa... Z jakim uczuciem oddaje się piosence. Chyba się zamyśliłam, bo z odrętwienia wyrwał mnie głos Gustava:
- Hej! Ziemia do Magdy!
- Och, przepraszam, zamyśliłam się – powiedziałam i spaliłam buraka.
- Zauważyłem – zaśmiał się Bill. – Nie odpowiedziałaś nawet za zaczepkę Toma – dodał, za co dostał po głowie od Dredziarza. – Ała!
Zaśmiałam się.
- A co takiego mówiłeś? – zwróciłam się do Toma.
- Ja? Ee... Nic... Że... Taka fajna pogoda na dworze... I może hmm... A co ty tam masz? – zapytał nagle wskazując na siatkę leżąca koło mnie.
- Zupełnie o tym zapomniałam – walnęłam się z całej siły w czoło, czego od razu pożałowałam, bo miejsce, w które się uderzyłam natychmiast zaczęło mnie piec. – Ałł...
Wyjęłam jedną puszkę dla siebie, a resztę dałam chłopakom.
- Wiesz jak postawić człowieka na nogi – stwierdził Bill.
Zaśmiałam się.
- Bo ja wiem wszystko – powiedziałam dobitnie.
- No tak... Nawet tekst piosenki, której nikt nie słyszał – stwierdził złośliwie Tom.
Wbiłam wzrok w podłogę.
- Daj jej spokój – usłyszałam Gustava.
- No powiedz sam! Skąd może go znać? Bill sam go niedawno wymyślił...
- Miesiąc, to jest dla ciebie niedawno? – zaperzył się Gustav.
- Dajcie spokój chłopaki... – westchnęłam. – Nie warto...
Dredziarza i Gucio natychmiast zamilkli.
- Nie chcę wam przeszkadzać w próbie. Może już pójdę – ściskając puszkę w dłoni, wyszłam.
- Dzięki za picie – usłyszałam Toma.
- Nie ma sprawy – odkrzyknęłam. Kultura musi być.
Po chwili znów usłyszałam muzykę dochodzącą z garażu, który dopiero co opuściłam. Powlokłam się do domu. Słysząc burczenie w brzuchu skierowałam się prosto do kuchni. Zjadłam rosołek i poszłam do mojego pokoju. O ile można go tak teraz nazwać. Puste cztery ściany – pokój? Może i tak, jeden grzyb. Usiadłam na parapecie. Ile ja bym teraz dała, abym mogła posłuchać ‘Rette Mich’, czy ‘Ich Bin Nich’ Ich’... Albo chociaż abym mogła posłuchać ‘Durch den Monsun’! Przecież nie ma nawet tego! Ani singla, ani teledysku... Rette Mich po prostu...

- Magda, do ciebie – rozległo się wołanie mamy jakieś dwie godziny później.
Zeszłam z parapetu, jęcząc jednocześnie, że mi zdrętwiał tyłek.
- Mamo, a mamy jakiś materac, żebym miała gdzie spać? – spytałam schodząc ze schodów. – Kto przyszedł?
- Czekają przed domem, a spaniem się nie martw, cos znajdziemy.
Czekają? To jest kilka osób? Modliłam się aby to nie były plastiki... Otworzyłam drzwi.
- Co wy tu robicie? – szczerze się zdziwiłam.
- Przyszliśmy... Przyszedłem – poprawił się Tom, gdy Bill go szturchnął w ramię – przeprosić – powiedział bezbarwnym głosem.
Musiałam mieć bardzo głupi wyraz twarzy, bo Dredziarz dodał:
- Za moje zachowanie.. Dzisiaj na próbie... Ale to chyba przez ten upał, szkołę, czy coś...
Roześmiałam się szczerze.
- Nie ma sprawy. Wejdziecie? – zapytałam.
Chłopcy spojrzeli po sobie, najwyraźniej zdziwieni propozycją, po czy Bill powiedział:
- Jasne.
Zaprosiłam och więc do środka. Moja mama stanęła w drzwiach do kuchni z otwartą buzią. Posłałam jej karcące spojrzenie, więc natychmiast ją zamknęła.
- Chcecie cos do jedzenia? ... Picia?
- Hmm do picia, jeśli łaska – wyszczerzył się Dredziarz.
- I dla mnie też – dołączył się Georg.
- No to i ja chcę – powiedział Bill.
Zaśmiałam się i wzięłam z lodówki pięć puszek Coli.
- Ty też chcesz? – uśmiechnęłam się do milczącego Gustava.
- Pewnie – ucieszył się chłopak, że nie zapomniałam o nim.
Poszliśmy do moich czterech ścian. Hmm... Czterech różowych ścian. ‘Ale już niedługo’, pomyślałam, czując satysfakcję.
- Sorki za bałagan – zażartowałam. – Jak ktoś chce niech zajmuje parapet, mnie już od niego tyłek boli – mimowolnie się skrzywiłam.
- Pomasować ci? – odezwał się... Tom.
- Nie, dzięki – parsknęłam. – Poradzę sobie bez twojej pomocy.
- Nie, to nie – odparł wyraźnie zawiedziony.
- Wspominałaś coś, że będziemy sławni... – zaczął Bill.
- A wy w to nie wierzycie? – zdziwiłam się.
- Po tym co mówiłaś zwątpiliśmy – odpowiedział niechętnie.
Zesztywniałam.
- Przepraszam, nie chciałem cię urazić, ale...
- Z tego co mówicie, byłam niezłą jędzą – spojrzałam na nich z rozbawianiem.
- I to jaką! – stwierdził Georg.
- Ale nie mówcie mi co robiłam, i mówiłam bo się pochlastam – jęknęłam.
- Nie ma sprawy – wyszczerzył się Bill. – To na czym skończyliśmy? Aa, już wiem. Będziemy sławni...
- I będziecie grać koncerty w wielkich halach... – dodałam.
- Z siedemdziesięciotysięczną publicznością – Czarnowłosy dalej marzył.
- I wszystkie niemki będą was kochały...
- I dałyby się posiekać za nasz autograf...
- I będziecie mieć tyyyyyle kasy...
- I będziemy udzielać wywiadów...
- I będziecie na każdej okładce...
- I będziesz śpiewała u nas w chórku...
- I będzi... Co? – zatkało mnie.
- No – wyszczerzył się Czarnowłosy.
- Słyszeliśmy jak śpiewasz – dodał Dredziarz.
- No i...? Ja nie mogę być u was w chórku! – zaprzeczyłam.
- Dlaczego? – spytał zadziornie Bill.
Georg i Gustav patrzyli to na mnie, to na Billa i Toma.
- Bo wy nie macie chórku – stwierdziłam. – A jedna osoba go nie robi.
Bill zmarkotniał.
- A jakbyśmy zaśpiewali ‘Durch den Monsun’ na dwa głosy? – Czarnowłosego oświeciło.
Zatkało mnie. Totalnie. Przecież Tokio Hotel, składać się będzie z czterech chłopców, a nie z czterech chłopców i dziewczyny... Ale jeszcze nie ma Tokio Hotel... Do tego czasu wszystko może się zmienić...
- Wy... Poważnie to mówicie? – spytałam nieśmiało.
Popatrzyli po sobie, po czym zgodnie pokiwali głowami.
- No to chyba możemy spróbować... – zarumieniłam się lekko.
- To kiedy robimy próbę? – rozpromienił się Bill.
- Hm... Jutro? – podsunęłam. – Ale... Ee... Jak będziemy to śpiewać?
- ... Hę? – wykrztusił Tom.
- No... Jak? Po zwrotce? Co drugą linijkę? Czy jak?
- To się jeszcze pomyśli – powiedział Gustav, po czym wstał z podłogi. – Gdzie jest łazienka ? – zapytał.
- Pierwsze drzwi na prawo – poinstruowałam go.
Przetoczyłam się na brzuch i podparłam na łokciach. Cos przeraźliwie zapiszczało.
- Co to? – zapytałam przerażona.
Chłopcy popatrzyli po sobie bezradnie. Zdałam sobie sprawę, że to moja komórka. ‘Skąd ona się tu wzięła?’, pomyślałam i wstałam. Piszczenie dochodziło z któregoś kąta, ale w pustym, niosącym echo pokoju, nie mogłam powiedzieć z którego. Rozglądałam się więc bezradnie, aż zauważyłam przeklęte urządzenie.
Nieznajomy numer. No tak...
- Znacie ten numer? – zapytałam chłopców podtykając im telefon pod nos. Kręcili zgodnie głowami.
Wzruszyłam ramionami i odebrałam.
- Heeeej złotko! – usłyszałam głosik zapewne jakiejś ‘słodkiej idiotki’.
- Kto mówi?
- Nie poznajesz? – zdziwiła się.
- Nie.
- Tu Boo! – dziewczyna się zaśmiała.
- Aha, to nara – skrzywiłam się.
- Czekaj! No coś ty? Przecież ja...
Dalszej wypowiedzi nie usłyszałam, bo przerwałam połączenie.
- Kto to? – zapytał Gustav, który właśnie wszedł do pokoju.
- Jakaś Boo – wzruszyłam ramionami. – Nie wiem która to, ale w każdym razie brzmiała jak jakaś Barbie – skrzywiłam się mimowolnie.
Chłopcy jak na komendę najpierw wymienili miedzy sobą spojrzenia po czym wybuchli śmiechem.
- Co jest? – zapytałam siadając na parapecie, z którego właśnie stoczył się Tom.
- Teraz jest Barbie, co? – zapytał Georg, ocierając łzę śmiechu. – A przed wypadkiem to była ‘Boo! Kochanie ty moje!’ – zapiszczał słodkim głosikiem.
Spiekłam cegłę.
- Georg, zobacz, dziewczyna się przez ciebie zawstydziła – zakpił Tom.
- A ty byś się nie zawstydził? – pokazałam język Dredziarzowi.
- Nie.
- Jaasne... Gdyby tylko ta... Boo... Skinęła na ciebie palcem poleciał byś do niej jak na skrzydłach – żartowałam.
- Ale musiałbym biegać szybciej od Billa.
- Dlaczego?
- Bo on by włączył swój sprint i by dobiegł pierwszy... – powiedział zbolałym tonem Tom. – A poza tym on się w niej podkochuje – dodał głośnym szeptem, tak, że wszyscy go usłyszeli.
Wybuchłam śmiechem. Żeby nie spaść z parapetu złapałam się klamki okna.
Teraz Bill spalił cegłę.
- Tooom – powiedział z wyrzutem.
Zareagowaliśmy jeszcze głośniejszym śmiechem.
- Hik! – czknęłam.
- A tobie co? – spytał Gucio.
- Mi? Hik! Nic...
- Błaaagam... Ja z wami nie mogę – Tom tarzał się po podłodze.
W jednym momencie się opanowałam.
- No wiecie co... – burknęłam.
- Hę? – zdziwił się Gustav.
- T-tak się nabijać z... z biednej Madzi... – z trudem powstrzymywałam śmiech. Zmusiłam się aby do oczu napłynęły mi łzy.
- Ej noo... Nie żartuj sobie – powiedział Bill.
Tom siedziała podłodze z rozdziawioną gębą.
- N-n-ie żartuj! Dobre sobie! – ciągnęłam piskliwym głosem. – Dostałam czkawki a wy już... Na-nabijacie się ze mnie!
- My? MY? – zdziwił się Georg. – To te dwa barany!
- Jest jedna rzecz, która możecie dla mnie zrobić... – powiedziałam płaczliwym głosem. Czułam, że długo nie wytrzymam i za chwilę wybuchnę śmiechem.
Chłopcy spojrzeli na mnie pytającym wzrokiem, a Bill bąknął:
- Jasne.
- No, nie patrzcie tak na mnie!
- To mamy zrobić? – zapytał głupio Tom.
- Nie! – odparłam udając śmiertelnie obrażoną.
- E... mamy sobie pójść? – zapytał nieśmiało Georg.
- To za chwilę – posłałam im rozbawione spojrzenie.
- Och, ty jędzo! – zerwał się Tom.
Przerzucił mnie sobie przez ramię (jak worek kartofli, tak na marginesie) i zaczął się okręcać dookoła.
- Aaa! Tom, przestań! – czułam, że zaraz spadnę. – Ja spadam! Tooooooooooo...
JEBUDU, i już leżałam na przyszłym Bogu nastolatek.
Podniosłam głowę, wymacałam, czy mi się nie podwinęła spódniczka, i z powrotem padłam bez sił.
- Uch... – jęknęłam. – Sorry Bill.
- Nie ma sprawy, mnie tu wygodnie – Czarnowłosy parsknął śmiechem. – Ale możesz już ze mnie zejść.
- Nie mam siłyy...
Poczułam jak ktoś dotyka mojej nogi na wysokości kolana, i powoli zaczyna sunąć w górę.
- Zostaw mnie zboczeńcu! – wrzasnęłam zrywając się na równe nogi.
Za mną stał Tom.
- Nie!
- Jak to nie? – zatkało mnie.
- No nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Założysz się? – wysunęłam szczękę do przodu.
- Założę – Tom zrobił dokładnie to samo.
- Nie przedrzeźniaj mnie!
- Będę!
- Nie!
- Tak!
- Nie! Przestaniesz, albo stąd wychodzę!
- A to wychodź!
Byłam już w połowie drogi do drzwi, kiedy stanęłam i pomyślałam ‘Hę?’.
- Łobuzie! – krzyknęłam.
- Co? – zapytali równocześnie Tom i Bill.
Zaśmiałam się cicho.
- Nic.
- Powiedz! – odpalił Tom.
- Nie – pokazałam mu język. Coś mi wpadło do głowy. – Hm... Bill? – zaczęłam słodko.
- Oho – usłyszałam gdzieś z prawej.
- Cicho – syknęłam.
- Słucham? – powiedział Bill.
- Nie mów słucham bo cię wyr... echem... No to tak... Pokaż język.
- SŁUCHAM?
- Już ci mówiłam, żebyś tak nie mówił – burknęłam. – Pokazuj jęzora. Ale już! – zażądałam.
- Nie.
- Proszę? – zapytałam.
- A co będę z tego miał? – Bill drażnił się ze mną.
- A co chcesz? – zapytałam podejrzliwie.
- Tom, co od niej chcemy? – Czarnowłosy spytał brata.
Ten podskoczył, podleciał do Bill i zaczęli o czymś gorączkowo dyskutować.
Spojrzałam pytająco na Georga i Gustava.
- Oni tak zawsze – uspokoił mnie Gucio.
- Eehe...
Niby przypadkiem zaczęłam podchodzić w stronę Bliźniaków. Niestety, mój jakże chytry plan został zniweczony przez... Przeze mnie! Usłyszałam tylko coś w stylu ‘To ja jej powiem, że...’, potknęłam się i runęłam jak długa.
Bliźniacy podskoczyli i wymienili szybkie spojrzenia.
- Co usłyszałaś? – zapytał groźnie Tom.
- Au... Wszystko... Nic z tego. – powiedziałam nie mając pojęcia o czym mówili.
- Ale... My-myślałem, że chcesz...
- No to się pomyliłeś – przerwałam mu ostro.
Bill stał za bratem ze zdezorientowaną miną.
- Przecież powiedziałaś, że się zgadzasz... – powiedział niepewnie.
- Bo się zgadzam – brnęłam dzielnie dalej.
- Ona nic nie słyszała – rozległ się spokojny głos Georga.
- Zdrajcy są wśród nas – powiedziałam teatralnym szeptem łapiąc się za serce.
Winowajca zachichotał. Bliźniacy wyglądali na bardzo z siebie zadowolonych.
- Co takiego jest w moim języku? – zapytał Bill i... wyciągnął lusterko.
- Nosisz lusterko? – parsknęłam śmiechem.
- Przydaje się – odpowiedział beztrosko po czym zaczął się w nim przeglądać. Ale stanął tak, że nie widziałam ani jego twarzy, ani odbicia.
- Hęsyk hak hęsyk – stwierdził Czarnowłosy, prawdopodobnie właśnie go oglądając.
- Ale pokaż mi! – zawołałam jak mała, rozkapryszona dziewczynka.
- Przejdźmy do zapłaty – wtrącił się Tom.
- Do CZEGO? – myślałam, że się przesłyszałam.
- Do zapłaty – Dredziarz powtórzył spokojnie.
- No wiesz... Mi w sumie nie zależy aż tak bardzo – burknęłam.
- Jeden mały buziak i język jest twój – powiedział bardzo szybko.
- HĘ?!
- No co? – spytał niewinnym tonem. – To chyba rozsądna cena.
- Pff... Nie rozśmieszaj mnie – powiedziałam. Bałam się! Nie chciałam się z nikim całować!
- Masz wybór.
- Ta? Jaki?
- Ja albo Bill.
- Ty... – powiedziałam i podeszłam do niego. Dredziarz przymknął oczy. – Chyba jesteś chory! – krzyknęłam mu do ucha.
- Ała! Chcesz mnie ogłuszyć? – jęknął.
- Należało się – burknęłam.
- Za co? – zaskamlał.
- Za nic – wyszczerzyłam się. – Bill dawaj jęzor.
Czarnowłosy chyba się przestraszył, że wrzasnę też i w jego ucho, bo odsunął się trochę.
- Noo... ? Dawaj, dawaj – zachęciłam go.
- Ale po co ci on? – zapytał.
- Hmm... Nieważne... Nie rób scen, dawaj mi go tu – wyszczerzyłam się.
Bill pomyślał chwile po czym wywalił jęzor. Kolczyka nie było.
Zamrugałam.
- Nie myślałeś o tym, żeby... Hm... Zrobić sobie tam kolczyka? – zapytałam zaskoczona.
- W języku? – upewnił się.
- Eehe... A Tom w wardze.
- W wardze? – zdziwił się Dred.
- Naprawdę nigdy o tym nie myśleliście? – zdziwiłam się.
- No... Chodziło mi to kiedyś po głowie, ale... – zaczął Bill.
- No to na co czekacie? – przerwałam mu. - Tom? Chyba się nie boisz?
- Ja? W życiu! – oburzył się Dredziarz.
- Myślę, ze to nie jest dobry pomysł – wtrącił się Georg.
- A to niby czemu? – dokładnie mu się przyjrzałam. Okrągła twarz, włosy o niesfornie podkręconych końcówkach, szarozielonych oczach i poważnym wyrazie twarzy.
- A dlatego, że to na pewno nie spodoba się ich mamie.
Spojrzałam na bliźniaków; mieli trochę zmieszane miny.
- Nie da się tego jakoś załatwić? – zapytałam.
- No... Możemy spróbować, ale... Ja nie wiem czy ja chcę – powiedział Tom.
- Tchórzysz? – podniosłam brwi. – Bill się nie boi, no nie? – spojrzałam na Czarnowłosego.
- Ja? W życiu! – powtórzył słowa Toma sprzed kilku chwil.
- No i guut. – spojrzałam na zegarek. – Wiecie, że wy już idziecie do domu?
- Tak? – zapytał głupio Tom.
- Tak, bo jutro idę do szko... O cholera! – krzyknęłam.
- Co? – spytał Bill.
- Nie mam ani plecaka ani książek – wymamrotałam. – Chyba – dodałam po chwili zastanowienia. – Poczekajcie.
Zbiegłam na dół.
- Mamo?
- Hm?
- Gdzie są moje książki do szkoły... ? I plan lekcji? – zapytałam.
- Leżą gdzieś w pokoju Marcina razem z twoją torbą. – powiedziała.
- Hm, dzięki.
Wróciłam do pokoju po drodze całkowicie zmieniając nastawianie co do szkoły.
- A po kij mi książki? – zapytałam wchodząc do pokoju.
Odpowiedział mi wybuch śmiechu.
- No co? Ja nawet nie pamiętam kiedy byłam ostatnio w szkole.
- My też nie – powiedzieli chórkiem Bliźniacy.
- Lepiej dla was – powiedziałam mrużąc oczy.
- Kurde. Znacie mój plan lekcji?
- Eekhem... Chyba NASZ plan lekcji. – powiedział Tom.
- To my chodzimy... Ee... Razem do klasy? – zapytałam czując narastające zdziwienie.
- Jak ona mogła zapomnieć? – zapytał Tom Billa.
- Nie mam pojęcia, pamiętam jak rozpaczała, że będzie z nami w jednym pomieszczeniu.
Jeszcze nie potrafiłam się śmiać z tego, jaka byłam, więc spuściłam głowę i wbiłam wzrok w podłogę.
- No daj spokój, nie chciałem cię urazić – bąknął Bill.
Pokręciłam głową.
- To na którą jutro mamy? – spytałam siląc się na beztroski ton. Chyba nie do końca mi się to udało, bo Gustav spojrzał na mnie dziwnie.
- Ósmą – powiedział bez entuzjazmu Bill.
- Robicie jeszcze coś na lekcjach? – zadałam kolejne pytanie.
- Raczej nie, ale jak byśmy robili to i tak ty byś tego nie musiała – wtrącił Tom.
- Czemu? – zdziwiłam się.
- Bo przecież dopiero co wyszłaś ze szpitala – powiedział Bill piskliwym głosem, parodiując jakąś nauczycielkę.
Parsknęłam śmiechem.
- Won mi stąd – powiedziałam uprzejmie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olcia




Dołączył: 01 Lip 2006
Posty: 27 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: *LuBLInEk*

PostWysłany: Wto 20:28, 11 Lip 2006 Powrót do góry

ha! pierwsza skomentowałam!!! ;d;d
No to tak... opowiadanie wydaje się ciekwe, akcja sie rozwija i w ogóle jest super!!!! <lol> no i wpadłaś na niezły pomysł, żeby się cofnąć w czasie!!!
Naprawde spoko opowiadnie!
Tylko mogłabyś trochę wątków śmieszniejszych wziąć!! Razz ale i tak mie spodobało


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sylas
:-)
:-)



Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*

PostWysłany: Czw 10:40, 20 Lip 2006 Powrót do góry

O lol, wczoraj wróciłam. Miałam napisanego całego parta ale wcale mi się nie podobał ;/ Więc nawet się jeszcze nie rozpakowałam tylko pisałam go od nowa Smile Pozdro dla wszystkich, którym chce się to czytać Smile

8.

Odprowadziłam chłopców do drzwi, i poszłam do kuchni zrobić sobie kolację.
- I jak tam? – zagadnęła mnie mama.
- Hm, no dobrze.
- To twoi nowi znajomi? – drążyła rodzicielka.
- Tak.
- Jak ma na imię ta dziewczynka?
- Jaka dziewczynka? – zatkało mnie.
- Jedna przyszła...
- Mamo... Tam nie było żadnej dziewczyny oprócz mnie...
- CO?! – zaszokowała się mamusia.
- No i co w tym dziwnego?
- Ale ona... To znaczy on... Wygląda jak dziewczyna... – mama była zdezorientowana.
- Nieprawda – burknęłam.
- No i jak ma na imię ta koleżanka? – zapytał tata mamy wchodząc do kuchni.
Spojrzałam z irytacją najpierw na jedno, później na drugie z rodziców.
- Tato – powiedziałam z wyrzutem.
- No co? – ojciec zrobił niewinną minkę.
- Nie było żadnej dziewczyny oprócz mnie! – powtórzyłam te same słowa co przed chwilą, ale teraz kierując je do ojca.
- Jak to? – zdziwił się tata. – A ta w czarnych włosach? Tak śmiesznie zarzuconych na oko?
Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
- Wcale nie śmiesznie tylko fajnie – wyszczerzyłam się. – I to był CHŁOPAK. – zaakcentowałam ostatnie słowo.
- Czy ja wiem... – zastanowiła się mama.
- Co? – powiedzieliśmy równocześnie z ojcem.
- Chyba cos kręcisz... – powiedziała powoli.
- Ja? – zdziwiłam się. – Z czym?
- Nie chce mi się wierzyć, że to chłopak... No owszem, natura jej nie wyposażyła w... – wypięła piersi do przodu – no ale żeby tak chcieć zmienić płeć z tego powodu...
Wytrzeszczyłam oczy, a po chwili leżałam na podłodze wijąc się ze śmiechu.
- Co cię tak śmieszy? – spytała zdezorientowana mama.
Tata się tylko uśmiechnął.
Po jakiś pięciu minutach opanowałam się na tyle, żeby wstać. Wzięłam talerz z kanapkami, które udało mi się zrobić (wszystkie bez mięsa!) i ruszyłam do pokoju.
- Idziesz jutro do szkoły? – usłyszałam jeszcze głos taty.
- Tak! – krzyknęłam już z góry schodów.
- Bo możesz nie iść – stwierdziła mama zdawkowym tonem.
- Wiem – mruknęłam znudzona bardziej do siebie niż do nich.
- Magda? – zawołała mama.
- Co? – zirytowałam się.
- Chodź no tu na chwilę.
- No – warknęłam.
Przewróciłam oczami, szybko weszłam do pokoju, postawiłam moją kolację na podłodze, i wyszłam.
- Co? – zapytałam, kiedy zeszłam.
- Masz – tata wcisnął mi szklankę z czerwonym płynem.
- Co to? Wino? – zażartowałam.
- Magda! – krzyknęła oburzona mama.
- Żartowałam – burknęłam. – No ale co to?
- Kompocik.
Brwi same powędrowały mi do góry.
- No co się tak patrzysz? Możesz już iść.
- Dzięki? – bąknęłam i wróciłam do siebie.
Ułożyłam się wygodnie na podłodze i zaczęłam jeść. Moje myśli swobodnie dryfowały w bliżej nie określonym kierunku.
- PIIIPIIRYLIPIPIIII!!! – cos przeraźliwie zapiszczało.
- Cholera! – wrzasnęłam i podskoczyłam ze strachu wylewając przy okazji na siebie ‘pyszny kompocik mamusi’. – No jakie głupie badziewie! – rozglądałam się po pokoju zastanawiając się, gdzie rzuciłam przeklęte urządzenie. – Halo? – rzuciłam do słuchawki.
- Co tak nerwowo? – usłyszałam Toma, i już wyobraziłam sobie jego cwaniacki uśmieszek.
- Hmm, może dlatego, że siedzę sama w pokoju i cała lepię się od KOMPOCIKU MAMUSI? – rzuciłam ze złością.
- Ja go na ciebie nie wylałem – powiedział spokojnie Dred.
- Wiem – burknęłam - ale ten telefon...
- Co? Przestraszył? – zaśmiał się.
- Żebyś wiedział – westchnęłam. – A po co dzwonisz? I skąd w ogóle masz mój numer?
- ...
- E-e... ?
- ...
- Tom?
- Buhahahahahahaha.
- I z czego się rżysz głąbie?! – krzyknęłam do słuchawki wyciągniętej na długość ręki.
- B-b... Biedna Madzia boi się swojego telefonu – Dred nadal zanosił się śmiechem.
- No przestraszyłam się! – zaczęłam się usprawiedliwiać. – A zresztą, co ja ci się tłumaczę... Po co dzwoniłeś i skąd masz mój numer? – powtórzyłam pytanie.
- Och... Hahaha... To idziesz jutro do budy? Hahahaha – ja tam nie widziałam nic śmiesznego w tym, że wylałam na siebie calutką szklankę lepkiego kompotu.
- Idę. Skąd masz mój numer? – ponowiłam pytanie.
- To bądź gotowa o 7.50. Przyjdziemy po ciebie z Billem.
- SKĄD DO CHOLERY MASZ MÓJ NUMER?! – nie wytrzymałam.
- Jezu... Spokojnie... – przeraził się Dred.
Wzięłam głęboki oddech i zaniosłam się niepohamowanym chichotem.
- A tobie co?
- Mi? – zachichotałam. – Nic. Co robisz?
- Ja?
- Tak, ty – opanowałam się trochę i zaczęłam ściągać mokrą bluzkę. W końcu światło było zgaszone, więc nikt nie mógłby mnie zobaczyć. Poza tym leżałam na podłodze.
- Robię sobie kolację, a co?
- Tak się pytam – powiedziałam obojętnie jednocześnie dziwnie wyginając rękę, aby uwolnić ją od bluzki.
- A ty? – usłyszałam.
Parsknęłam śmiechem.
- Nie chciał byś wiedzieć – powiedziałam tajemniczo.
- No powieedz! – Dredowłosy zajęczał mi do ucha.
- Ściągam bluzkę – powiedziałam bardzo szybko.
- Taa? Chciałbym to zobaczyć... – rozmarzył się.
- Marzenia nie do spełnienia – parsknęłam. – W końcu zlazłaś mała... – urwałam.
- Co?
- Ściągnęłam ją – wyszczerzyłam się.
- Mogę sobie ciebie teraz wyobrazić? – spytał Tom.
- Nie.
- Proszę?
- Nie.
- I tak sobie wyobrażę – stwierdził.
- No weeź... Daj mi tu Billa! Masz go gdzieś pod ręką? – spytałam.
- Eehe... – Dred chyba nie bardzo kontaktował. – BILL CHODŹ TU! – wydarł się.
Jęknęłam.
- Masz za swoje – usłyszałam pełen satysfakcji głos Toma.
- Za jakie swoje? – zajęczałam i przełożyłam telefon do drugiego ucha.
- No jak to co? – obruszył się Dred. – Mi tez wrzasnęłaś, pamiętasz?
- Ale tobie się należało... – burknęłam.
- Tak? – usłyszałam Billa.
- Mam do ciebie prośbę... – zaczęłam słodko. – Zajmij czymś Toma, ok.?
- A czemu? – dociekał Czarnowłosy.
- Po prostu nie daj mu czasu na myślenie o czymkolwiek, ok.? – zignorowałam jego pytanie.
- A o czym ma nie myśleć?
- Nieważne.
- No weeź...
- Eeh... O mnie.
- A czemu ma o tobie myśleć? – zdziwił się Bill.
- Bo nie ma bluzki na sobie! – gdzieś z oddali usłyszałam Dreda.
- TOOOOM!!!! – wrzasnęłam. Wyobrażam sobie co przeżył w tym momencie, biedny, niewinny Czarnowłosy... Ale on się nawet nie przejął!
Usłyszałam natomiast:
- Serio?
- Hm, to do mnie? – zapytałam.
- Nie, do Boo – zakpił Mangowiec.
Strzeliłam fochem.
- Noo...?
- ...
- Madziu? – powiedział słodkim głosikiem.
- Hm?
- Serio nie masz na sobie bluzki?
- Eehe...
- A mogę sobie ciebie wyobrazić bez niej? – spytał niewinnie.
- No i masz – jęknęłam. – Następny...
- Moogę? To znaczy i tak to zrobię, ale kulturalniej zapytać, nie?
Wpadł mi do głowy pomysł, jak zrobić na złość Dredowi.
- Chcesz to zrobić legalnie, tak? – spytałam.
- No tak... – powiedział trochę niepewnie.
- To zajmij czymś Toma, i sobie myśl ile chcesz – wyszczerzyłam się do telefonu.
Bill zachichotał.
- Masz to jak w banku – powiedział.
- No i gut – stwierdziłam zadowolona.
Bluzka pod wpływem wiatru (który brał się od machania nią na palcu) prawie wyschła. Była teraz pięknego, różowego koloru.
- Dobra, ja kończę – powiedziałam.
- Czemu?
- Idę do łazienki – odpowiedziałam zdziwiona. – A co?
- A nic... To tak na wyobraźnię – Czarnowłosy zachichotał.
- Osz ty podły zboczuchu!
- No idź już, idź – powiedział.
- I co mnie poganiasz – roześmiałam się. – A ty co będziesz robił?
- No cóż, ja... Hm, też idę się myć.
Lool.
- Do zobaczenia pod prysznicem – parsknęłam.
- Eehe, pa.
- Pa – powiedziałam i się rozłączyłam.
Chciałam rzucić telefon na podłogę, obok pustego już talerza, ale powstrzymałam się. Szybko zmieniłam melodyjkę w nim i dopiero wtedy poszłam się myć. Cała się lepiłam od tego kompotu.
Po dziesięciu minutach niechętnie zaczęłam się wycierać.
Ciekawe co bym sobie pomyślała, gdybym wiedziała, że kilka ulic dalej czarnowłosy chłopak robił dokładnie to samo?
Zniosłam brudne naczynia do kuchni i wsadziłam je do zmywarki.
- To gdzie dzisiaj śpię? – spytałam mamy, która relaksowała się w salonie, przed telewizorem.
- Możesz u Marcina, jego dzisiaj nie będzie w nocy.
- A gdzie będzie? U Beaty? – zaciekawiłam się.
Mama kiwnęła głową, zbyt zaaferowana akcją filmu, który właśnie oglądała, by mi odpowiedzieć.
- Ok. – powiedziałam. – Dobranoc.
Ponowne kiwnięcie głową.
- Nie zapomnij o budziku – przypomniała mi jeszcze rodzicielka.
- Ehe.
Powlokłam się na górę. Weszłam do pokoju Marcina i wciągnęłam głęboko powietrze. Była to mieszanina typowego, chłopięcego zapachu i jego perfum. Przyjemny zapach.
Walnęłam się na jego wielkie łóżko i od razu zasnęłam.

***

- Hej – usłyszałam cichy głos.
Poderwałam się z miejsca.
- Orlando! – wykrzyknęłam. Mój głos odbił się echem, chociaż nie widziałam żadnych ścian, czy podłogi... – Co to...? – wskazałam ręką dookoła siebie.
- Unendlichkeit – powiedział Anioł.
- Nieskończoność... – powtórzyłam. – To znaczy, że co? Bo ostatnio to sobie nie pogadaliśmy zabardzo, nie?
Orlando wyglądał olśniewająco, tak jak ostatnio, tyle, że teraz na białej bluzie miał duży, zielony liść marihuany, który pali skręta. Zachichotałam.
- Tylko nieliczni mogli to zobaczyć, wiesz? – z rozmyślań wyrwał mnie delikatny głos mojego Stróża.
- To Anioły nie mogą tu, ee... Wchodzić? – zdziwiłam się.
- Nieliczni z żywych – spojrzał na mnie. W Jego oczach kryła się iskierka rozbawienia.
- A... – bąknęłam. – Hm, to fajnie, że, hm, zaprosiłeś mnie tu...
Już po raz drugi miałam okazję usłyszeć śmiech Anioła. Niebywałe...
Podniosłam brwi.
- Tu nie można zapraszać ani wypraszać – powiedział kiedy się opanował.
- To skąd się Tu wzięliśmy?
- Widocznie tak miało być – wzruszył ramionami.
- Rozumiem – powiedziałam, chociaż nie miałam pojęcia o czym On mówi.
- Widzę, że idzie ci całkiem nieźle, tam na dole – wyszczerzył się.
- Hm, dzięki – powiedziałam. Trochę mnie peszył.
- Smaczny był kompocik? – zakpił.
- Bardzo – przytaknęłam gorliwie. - Mamusia padnie jak zobaczy tą plamę – skrzywiłam się.
- Bardzo możliwe – Orlando oparł się o słupek, który właśnie się pojawił.
- To było dobre – powiedziałam z uznaniem.
- Dzięki. I co myślisz o naszych przyszłych gwiazdach? – zmienił temat.
- Są sympatyczni – bąknęłam.
- Tylko tyle?
- A co więcej? – zdziwiłam się. W głowie miałam kompletną pustkę.
- Co myślisz o tym, jaka byłaś kiedyś? Zanim dowiedziałaś się, że będą sławni? A może to tylko wytwór twojej wyobraźni? Nie przemknęło ci to przez myśl? Przecież szansa na wydostanie się z takiej wioski jest prawie równe zeru – Orlando szybko wyrzucał z siebie kolejne zdania.
- Wierzę w nich – powiedziałam cicho po chwili milczenia.
Na Jego twarzy pojawiło się zadowolenie.
- Co, dobra odpowiedź? – zaśmiałam się.
- Bardzo.
Wyszczerzyłam się. Przyszło mi coś do głowy...
- Słuchaj, hm, Orlando...
Anioł spojrzał na mnie pytająco.
- Jak mnie pilnujesz tam na dole, nie?
Orlando przytaknął.
- Widzisz mnie? Ciągle jesteś ze mną? Nawet... No wiesz... jak na przykład jestem w łazience?
Trzeci raz. Uwielbiam słuchać śmiechu Anioła.
- Tak – wyszczerzył się. Miał białe, równe zęby. Nie za duże, nie za małe. Idealne jak On cały.
Jęknęłam.
- Zero prywatności? – zapytałam.
Kiwnął głową.
- Ale jak się myjesz czy coś, to się odwracam! – dodał szybko.
Z ulgą wpuściłam powietrze, które podświadomie trzymałam w płucach.
- Dzięki – uśmiechnęłam się do Niego.
- Mam dla ciebie radę... – urwał zakłopotany
- No... ? – zachęciłam Go.
- Częściej się uśmiechaj. Masz śliczny uśmiech – powiedział na wydechu.
Usta mimowolnie rozciągnęły mi się w szerokim uśmiechu a policzki oblał delikatny rumieniec. No cóż, niecodziennie twój Anioł Stróż prawi ci komplementy!
- Dzięki – powiedziałam. – Ups... Chyba będę spadać – skrzywiłam się, bo poczułam znajome ciągnięcie. A i Orlando jakby stał trochę dalej.
- Trzymaj się – powiedział Anioł. – Pamiętaj, że cię obserwuję – mrugnął.
Uśmiechnęłam się. Tak, specjalnie dla Niego.

***

- Cholerny budzik – jęknęłam i wyłączyłam urządzenie.
Usiadłam na łóżku i potoczyłam dookoła nieprzytomnym wzrokiem. Spojrzałam za zegarek. 7:01. Niechętnie się podniosłam, poczłapałam do mojego pokoju, wygrzebałam jakąś bluzkę i poszłam do łazienki. Po pół godzinie stałam zadowolona przed wielkim lustrem. Widziałam tam wysoką dziewczynę o prostych ciemno blond włosach sięgających łopatek, i zielonych, iskrzących oczach. Miałam na sobie spódniczkę, tą samą co wczoraj, na niej luźno zawieszony pasek z misternego łańcuszka, do tego czarna bluzka na ramiączkach, ponacinana na plecach. Na szyi oplatała się biała obroża, a z uszu zwisały malutkie kolczyki.
Po śniadaniu i umyciu zębów zeszłam na dół i czekałam. Z nudów założyłam już trampki, wysokie do pół łydki, z rażącymi pomarańczowymi sznurówkami.
W końcu rozległo się ciche pukanie do drzwi. Odczekałam chwilkę i otworzyłam.
- Hej – powiedziałam do uśmiechniętych bliźniaków. – Wejdźcie na chwilę.
Chłopcy wtłoczyli się do środka starając się robić jak najmniej hałasu. W końcu było przed ósmą! Przeszłam do sypialni rodziców, delikatnie obudziłam mamę, i powiedziałam jej, żeby zamknęła drzwi.
- Mhm, weź sobie pieniądze na cos do jedzenia – mruknęła zaspana.
- Już mam. Pa – powiedziałam i się ulotniłam.
Wygoniłam chłopaków, zanim zobaczyli mamę w krótkiej koszuli nocnej.
- Co mamy pierwsze? – zapytałam beztrosko. Nieliczni przechodnie gapili się bezczelnie na moje nogi. Stwierdziłam, że cały efekt mojej seksowności zepsuły pomarańczowe sznurówki, lecz nie przejmowałam się tym. Ale zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, z tego, że tym dzięki nim byłam jeszcze bardziej atrakcyjna. ( O Lool – przyp. Aut.).
- WF – powiedział bez entuzjazmu Tom.
- Nie lubisz WFu? – spytałam zdziwiona.
Dredziarz pokręcił przecząco głową.
- Ja tam go lubię – wyszczerzyłam się.
- Ta, bo nie ćwiczysz – mruknął Bill.
- Między innymi – pokazałam mu język – mamy go oddzielnie, czy razem?
- Razem. I to chyba jedyny plus – stwierdził Tom.
Zaśmiałam się.
- Fajne buty – wyszczerzył się Bill.
- Ha, wiem, bo moje – uśmiechnęłam się dumnie, a Bill zrobił głupią minę.
- Kiedyś w takich nie chodziłaś – dodał Tom niewinnym tonem.
- Tom! – powiedziałam z wyrzutem.
- No co?
- Podły jesteś – zaśmiałam się. – O żesz... – przed szkołą stał tłum ludzi.
- Hm, idziemy? – zapytał Tom.
- A mamy wyjście? – Bill z rezygnacją spojrzał na brata – ostatnie chwile, żeby poprawić oceny...
- Raz kozie wio – powiedziałam raźnie. – Wchodzimy.
Po chwili przepychaliśmy się przez tłum.
- Z drogi... Suń się... Sorry... – mruczałam co chwilę. – Uff... – gdy tylko wyszliśmy z tłumu głęboko zaciągnęłam się powietrzem. – Gdzie teraz? – obejrzałam się przez ramię. Za mną stał tylko Bill. – A gdzie Tom? – zapytałam.
- Musiał się zgubić – westchnął Czarnowłosy.
- Czekamy na niego czy idziemy? – zapytałam.
- Chyba nie ma sensu czekać. Chodź... – powiedział i zaczął iść w kierunku wejścia do szkoły.
- I co, dotrzymałeś wczoraj obietnicy? – zachichotałam.
Czułam, że ludzie się na nas gapią. Niektórzy otwarcie pokazywali nas palcami i szeptali między sobą.
- Pewnie, że dotrzymałem – powiedział dumnie.
- Ej... Czego oni się tak na nas gapią? – zapytałam zgorszona.
- Bo ze mną gadasz.
- No i... ? – nie rozumiałam.
- No wiesz... – Czarnowłosy spojrzał na mnie niepewnie. Nagle zrozumiałam.
- Uch... A co takiego zrobiłeś wczoraj Tomowi? – zmieniłam temat.
- Urwałem mu strunę w starej gitarze – wyszczerzył się Bill.
Zachichotałam.
- Później musiało być piekło, co?
- Nie bardzo, bo po trzech godzinach struna była jak nowa.
Kiedy weszliśmy do szkoły uczniowie jakby przycichli i odwrócili głowy w naszą stronę. Nie zwróciłam na nich uwagi.
- Jak to? – zdziwiłam się.
- Tom ma jakieś zapasowe struny czy coś... Nie znam się na tym – bąknął Bill.
- Ależ oni mnie denerwują – powiedziałam, bo kiedy byliśmy w połowie korytarza nadal odprowadzały nas ciekawskie spojrzenia. – No i co się gapicie? – warknęłam w stronę jednej z grupek gapiów. Natychmiast odwrócili głowy.
Skręciliśmy w prawo, gdzie było jeszcze więcej uczniów.
- Czy wszyscy zaczynają o tej samej porze? – jęknęłam do Billa, kiedy zaczęliśmy się przedzierać przez tłum.
Czarnowłosy pokiwał głową.
- Osz cholera – mruknęłam pod nosem.
- Hm, przepraszam? – przed nami stanęła dziewczyna o niebieskich oczach i dość pulchnej sylwetce. Uniosłam brwi, i stanęliśmy.
- Czy ty z nim chodzisz? – spytała.
Parsknęłam śmiechem.
- Tak, nie wiedziałaś o tym? – powiedziałam ironicznie. – A teraz przepraszamy, spieszymy się bo jeszcze przed pierwszą lekcją chcę zrobić dobrze mojemu chłopakowi – kpiłam dalej. – Chodź Skarbie, idziemy – zwróciłam się do Billa. Złapałam go za rękę i pociągnęłam dalej korytarzem.
Częstotliwość spojrzeń i szeptów nasiliła się.
- To było dobre – wykrztusił po chwili Czarnowłosy.
- Dzięki – uśmiechnęłam się.
Dwa korytarze dalej, o dziwo, było zupełnie pusto.
Nawet nie zauważyłam, że dłoń moja i Billa nadal są ze sobą splecione.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIKA
:(
:(



Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 334 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:28, 20 Lip 2006 Powrót do góry

uuu cuje że cos będzie międy tym dwojgiem, no i dobrze opowiadanie mi się strasznie podoba już nie moge doczekać się nowej części! pozdrawiam i z niecierpliwością czekam Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sylas
:-)
:-)



Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*

PostWysłany: Pon 19:37, 31 Lip 2006 Powrót do góry

Uhh... Nie będę miała neta przez sierpień, bo moja, grr, mama stwierdziła, że wakacje są po to aby odpocząć od WSZYSTKIEGO. Od internetu także ;/ A że nowej części jeszcze nie skończyłam... Będzie dopiero we... wrześniu ! ;( Ale obiecuję, że dam ją jak najszybciej mi się uda ! ( Jaby to ktoś czytał... ^^' ) A narazie... Pożegnam się z Wami... Mam nadzieję, że jak tu wrócę, nadal będzie tu tylu fanów TH ile jest, no chyba, żeby więcej Smile Także... Papa, cześć, do zobaczenia ! ;***


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
blythe




Dołączył: 19 Lip 2006
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiesz, że jest nas dwie?

PostWysłany: Pon 22:54, 31 Lip 2006 Powrót do góry

Po prostu wchłonęłam to opowiadanie! Zaczęłam godzinę temu i chociaż odrywali mnie od niego kilka razu to i tak musiałam skończyć Smile Podobało mi się baaardzo i pomysł był oryginalny. Ale jedno ale: dlaczego było tak mało o Gustavie? RZĄDAM więcej, hehe Smile Nie podobał mi się twój inny tekst, ale gdy zaczęłam ten poczułam taki... przyciąg. A jeśli tak czuję, to znaczy, że jest dobrze! Very Happy
P.S. Na początku robiłaś straszne błędy ortograficzne! Proszę, popraw, bo trochę raziło w oczy Smile
Pozdrawiam Całus.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asiulla
:-)
:-)



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:18, 01 Sie 2006 Powrót do góry

O ja...
To chyba pierwsze 'takie' opowiadanie.
Jeszcze nigdzie nie widziałam podobnego.
Ono jest takie jedyne w rodzaju.
Ono jest świetne!
Nie wiem czemu wcześniej go nie czytałam.
Tak jakoś mnie nie ciągnęło.
A jednak się skusiłam...
ZAJEBISTE!
Już ze zniecierpliwieniem czekam na kolejną część!
Proszę ładnie...Very Happy
A i podoba mi się to, jak piszesz...
No nie moge opisać tego jak bardzo podoba mi się to opowiadanie=)
Bardzo orginalne...Smile
Pozdrawiam!
Asia


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Borat
:-)
:-)



Dołączył: 24 Sty 2006
Posty: 1221 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 5/5

PostWysłany: Wto 11:33, 01 Sie 2006 Powrót do góry

Opowidanie bardzo wciaga!
I mnie tez wciagnęło. Chłonęlam je jak gabka wodę Razz
Spodobalo mi się i bardzo szkoda, ze nowa część pojawi się dopiero we wrzesniu, ale ja będę cierpliwie czekać Wink
Mam nadzieję, ze nie zrobisz zbyt szybko Magdy i Billa jako parę... Zawiałoby wtedy nudą. Chyba, ze masz jakiś na to patent Razz
Zgadzam się z wyżej komentującą, że opo jest jedyne w swoim rodzaju. Chyba nikt jeszcze nie wpadł na taki pomysł.
Pozdrawiam WinkCałus.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sylas
:-)
:-)



Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*

PostWysłany: Sob 14:23, 26 Sie 2006 Powrót do góry

blythe - aa... Very Happy W następnej części dowiesz się czemu mało o nim i o Georgu Very Happy A ta będzie 1 września. Obiecuję.
Asiulla - eh, ale mi słodzicie dziewczyny Smile Dziękuję Całus.
Ferli - ha mam na to patent Very Happy i nie martw się, oni nie będą parą ]:-> przynajmniej na razie ;] hahaa Very Happy a pomysł mam stąd, że... czasem mam ochote cofnąc czas i NAPRAWDĘ zmienić coś, co ma się stać w przyszłości... Smile ale przed nieuniknionym się nie ucieknie... Co własnie wyjaśni się w przyszłej części ;] Mam już napisane prawie 2 długie ;] ale jestem u cioci, i nie mam ich tu bo bym Wam już dała... Sad Całus.
Dziękuję wam Dziewczyny za ciepłe słowa Całus. Całus. Ja już jutro wracam do domu, więc... Do września !


Tak jak obiecałam, tak daję : I dziękuję, że czekałyście Very Happy ( o ile czekałyście Razz) A oto nowy part Very Happy :

9.

- Dajesz! Dajesz! – krzyczałam raz po raz.
- Nie mogę już – wysapał Tom, zatrzymując się. Po chwili dołączył jego brat z bananem na twarzy.
- Oj Tom, leszczuchu masz jeszcze tylko jedno okrążenie – powiedział siadając koło mnie na trybunce.
- Tylko – jęknął Dred. – Nie dam rady! Em, jak pobiegniesz za mnie zabiorę cię na lody.
Zaśmiałam się.
- Nie chcę twojego loda – pokazałam mu język. – Poza tym W-Fista może i jest tępy, ale chyba nie na tyle, żeby nie odróżnić mnie od ciebie. A tak poza tym to od kiedy jestem ‘Em’? – powiedziałam jednym tchem.
- Jak to ‘nie chcesz mojego loda’? – spytał oburzony Tom, pięknie ignorując pozostałą część mojej wypowiedzi.
- Normalnie – wyszczerzyłam się.
- Właśnie, że NIE normalnie – zaprzeczył Dred. – Nie chcieć mojego loda... Eh, ta dzisiejsza młodzież... – westchnął teatralnie, na co parsknęłam śmiechem.
- Proponuję, żebyś ruszył swój szanowny, pożądany tyłek i przebiegł to okrążenie – powiedziałam.
- A to niby czemu? Mi się nie chce biec – wysunął szczękę do przodu.
- A to dlatego, że za nie przebiegnięcie, obniża oceny na koniec.
Dredowłosy zaklął pod nosem.
- Na pewno nie chcesz loda? – zapytał jeszcze.
Zgromiłam do wzrokiem.
- Dobra, dobra... – mruknął, westchnął ciężko i ruszył wolnym truchtem w kierunku ‘mety’.
- Skąd wiesz, że Gibson obniża oceny? – spytał Bill.
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – A obniża? – wyszczerzyłam się.
- Nie – Bill zachichotał.
Przez chwile siedzieliśmy w milczeniu.
- Robimy coś po szkole? – zapytałam w końcu.
- Pewnie próbę – mruknął Czarnowłosy. – Słuchaj, przerobiłem ‘Durch Den Monsun’ na dwie osoby. Moim zdaniem będzie brzmieć całkiem nieźle – powiedział dumnie.
- Nie wiem czy powinnam... – mruknęłam.
- Obiecałaś – Bill popatrzył na mnie podejrzliwie.
- Tak? – nie przypominałam tego sobie.
- Eehe – wyszczerzył się.
Nagle, widząc co robi Tom parsknęłam niepohamowanym śmiechem. Wskoczył on na plecy jakiemuś chłopakowi, który wcale się tego nie spodziewał, potknął się (Dred w tym momencie zeskoczył) i całym swoim ciężarem przygniótł W-Fistę.
- Co jest? – spytał zdezorientowany Bill.
Drżącą ręką wskazałam w stronę Gibsona, który biegał teraz za Bogu ducha winnym chłopakiem. Czarnowłosy zaniósł się śmiechem i klepnął mnie w plecy.
JEBUDU.
Spadłam z trybunki.
- Uch... – jęknęłam. – Moja noga.
Ostrożnie się podniosłam, jęknęłam, i żeby znowu nie upaść złapałam się rozpromienionego Toma, który właśnie podszedł.
- Umieram – jęknął, lecz wcale nie wygląda na konającego. – A jej co? – zapytał zdziwiony Dred brata.
Czarnowłosy pokręcił głową.
- Spadłam – mruknęłam niewyraźnie.
Tom zachichotał. Z oddali dobiegł nas odgłos dzwonka. Ostrożnie stanęłam na bolącej nodze i postawiłam niepewny krok. Odruchowo złapałam się koszulki Czarnowłosego. Po chwili go puściłam i spróbowałam ponownie. Mały kroczek. I jeszcze jeden. I jeszcze.
- Możemy iść – oznajmiłam dumnie. Bliźniacy wzruszyli ramionami i ruszyli za mną.
Dzięki mojej nodze, i ich streszczeniu przy przebieraniu i myciu się, na następną lekcje dotarliśmy dziesięć minut po dzwonku.
- Magda – usłyszałam przyjazny głos nauczyciela. – Siadaj, siadaj Złotko.
Podniosłam do góry brwi i bez słowa pokuśtykałam do przed ostatniej ławki pod oknem.
- A wy – matematyk popatrzył groźnie na Kaulitzów – Spóźniliście się. – tak jakbym ja też tego nie zrobiła... – Chyba wymyślę wam jakąś karę – dodał złośliwie.
- Ale proszę pana... – zaczął Czarnowłosy.
- Milczeć! – rzucił ostro Stanhmore.
Przez chwilę tasakowali się wzrokiem, a potem matematyk powiedział:
- Myślę, że wnoszenie i wynoszenie sprzętów na salę gimnastyczną będzie odpowiednie. Do, powiedzmy... Końca roku szkolnego – klasa zachichotała.
- Za głupie spóźnienie się! – Dred nie wytrzymał.
Został zignorowany.
- A ty Madziu, co myślisz o tej karze? – zapytał nagle.
- Ja? – zatkało mnie. – Czemu ja?
- Hm, bo tak dawno cię tu nie było, że mogę oddać ci przywilej wymyślenia innej kary – powiedział.
- No dobra... Pod koniec lekcji powiem.
- Bardzo dobrze... Bardzo dobrze – Stanhmore mamrotał będąc najwyraźniej bardzo zadowolony.
- Siadać – rozkazał bliźniakom.
Ci posłusznie powlekli się na swoje miejsca i z ponurymi minami wyjęli książki, co chwilę rzucając mi nieprzyjazne spojrzenia.
Lekcja matematyki była przeprowadzona normalnie. To znaczy, normalnie dla nauczycieli, bo przecież była końcówka roku. Po skończonej lekcji (na której nic nie pisałam, bo nie miałam żadnej kartki, a do plastików brzydziłam się odezwać) Stanhmore kazał mi powiedzieć jaką karę wymyśliłam dla bliźniaków.
- Niech pan profesor się nie martwi, wykończę ich – zachichotałam jak hiena i spojrzałam z pogardą na bliźniaków.
- No, ale co będą mieli robić, bo już sam jestem ciekawy – dociekał matematyk.
- Po lekcjach będą musieli coś zrobić. Niech pan profesor nie docieka co – uśmiechnęłam się słodko do otyłego mężczyzny siedzącego za biurkiem. Ten puścił mi perskie oczko i zachichotał co w jego wykonaniu wyglądało komicznie. Więc aby się nie roześmiać w głos, z trudem tłumiłam w sobie chichot. Zrobiłam się cała czerwona na twarzy. Profesorek już miał cos powiedzieć, gdy w końcu usłyszałam zbawienny dzwonek.
- Karę mają załatwioną – powiedziałam uśmiechając się zalotnie do Stanhmore’a.
Bliźniacy nawet na mnie nie poczekali, tylko pierwsi wylecieli z klasy. No tak, to było zrozumiałe, że nie zacznę z nimi normalnie rozmawiać, po tym jak dopiero co zapewniałam tego obleśnego grubasa, że po mojej karze się nie pozbierają. Później, nigdzie nie mogłam ich znaleźć, więc chcąc nie chcąc poszłam pod klasę za plastikami, które co chwilę chciały mnie zagadać, a które ciągle spławiałam.
Pani od plastyki jest nauczycielką na czasie. Tak jakby. Powiedziała, że możemy rozmawiać, ale pod koniec lekcji chce zobaczyć zaprojektowane przez nas ‘stworki przyszłości’. Technika dowolna, format A4. Szybko namierzyłam bliźniaków i wolną ławkę przed nimi (za nimi też była wolna), i się tam przeniosłam w tempie błyskawicznym, szepcząc po drodze jakiemuś chłopakowi, że idę powiedzieć im jaką będą mieli karę; koleś pokiwał głową ze zrozumieniem mieszanym ze współczuciem.
- Zarzućcie mi jakąś kartkę i ołówek, co? – wyszczerzyłam się.
Tom zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem, i kontynuował przerwaną rozmowę z bratem.
- Ej no? Co jest z wami? – zapytałam zdezorientowana.
- Nic – padła krótka odpowiedź Toma.
- No jak to nic? Przecież widzę, że coś nie tak. Co ja wam już zdążyłam zrobić? – podniosłam oczy do nieba. A raczej do sufitu.
- Poza tym, że znowu ośmieszyłaś nas przed całą klasą zabawiając ich jak to będziesz nas katować, to nic.
- Katować? Jak? – totalnie nie wiedziałam o co chodzi Dredowi.
- ‘Wykończę ich’, ‘karę mają załatwioną’ – parodiował Tom piskliwym głosem, ee... mnie? – I te spojrzenia...
- Jakie? – zaczynałam rozumieć, ale nie zamierzałam pomóc Dredowi. Bill zwiesił głowę, i delikatnie nią kręcił. Jego kołysząca się mangowa grzywka mnie rozpraszała.
- Pełne pogardy... – z wściekłością wypluł te słowa. – I z czego się cieszysz? – dodał patrząc na mnie z irytacją, bo faktycznie, usta mimowolnie rozciągnęły mi się w szerokim uśmiechu.
- Takiego komplementu to ja dawno już nie słyszałam – powiedziałam radośnie, a Czarnowłosy podniósł głowę. Teraz bliźniacy zgodnie patrzyli na mnie nic nie rozumiejąc.
- Jeśli tak mówisz, to znaczy, że jestem naprawdę dobrą aktorką – pokazałam im język.
- Aktorką... – powtórzył tępo za mną Dred.
- A teraz, jeśli już wszystko rozumiecie... rozumiesz? – spojrzałam niepewnie najpierw na Toma a potem na Billa a ten pokiwał głową. – To daj mi teraz kartkę mózgu – zwróciłam się ponownie do Dreda.
Pod koniec lekcji na mojej kartce panoszył się już pomarańczowy ludzik z oczami na dłoniach, i z twarzą na brzuchu. Zamiast oczodołów wyrastał mu na środku... hm, co tu dużo mówić. Męski narząd rozrodczy, który obecnie zwisał smętnie nad nosem ufoludka.
Pani mało zawału nie dostała jak to zobaczyła, za to nieźle ubawiłam klasę. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko mój przeżyty wstrząs mózgu. No i to, że kiedy jeszcze była malutka sąsiad upuścił mnie na głowę do wózeczka (który w czasach mojej niemowlęcej postaci wcale nie był mięciutki). Kaulitzowie też nie byli lepsi: Bill wyczarował dwa zielone, mangowe ludziki z mackami, które jednym słowem, kopulowały, a Tom (który tak tłumaczył swoje dzieło) Mary – Kate Olsen, która zabawia się jednym z jego dredów. A w rzeczywistości wyglądało mi to bardziej na: panią ufoludkową (która miała skórę białą), która ma zamiar poucinać dredy ufoludkowi, bo te przeszkadzają jej dostać się do jego narządów (...).

Do domu wracaliśmy w doskonałych humorach. Szliśmy przez znajome ulice, gadając beztrosko, gdy nagle uderzyła mnie jedna myśl. Niby wszystko dookoła jest znajome i tak dalej, a gdzie... Gdzie moje wspomnienia? Znajomi? Chłopak? No dobra, pomijając chłopaka, to resztę mam, ale tak jak by nie do końca... Uh, moi znajomi: Barbie. Extra. Wspomnienia? Owszem, mam, ale... W ogóle nie mające związku z tym miejscem. Nie pamiętam uliczki, którą właśnie przechodzimy, nie pamiętam kto mieszka w sąsiedztwie, nie pamiętam moich poprzednich urodzin, wypadów do kina, dyskotek... Wspomnienia... Kojarzą mi się z jakimś blokiem (nie mam pojęcia czemu), z jakąś ciemnowłosa dziewczyną, i chłopakiem troszkę przy kości. Mając na myśli troszkę, mówię dosłownie, bez cienia ironii.
Kojarzy mi się na przykład takie coś: w pewien pochmurny dzień idziemy we trójkę do ginekologa po wyniki czyichś badań. Wiem, że w ten dzień już padało, ale mijając jakiś bank zrywa się chmura, a mi zaczyna chcieć się siusiu. Więc wpadamy do tego banku, ja ledwo żywa, bo zaczął padać grad, z radością rzucam się na WC. Niestety, zajęte. Czekamy na korytarzu pięć minut, wchodzimy, jeszcze zajęte. Teraz już nie wychodzimy z łazienki, tylko czekamy pod drzwiami, które w pewnej chwili się otwierają i z pomieszczenia wychodzi dwóch mężczyzn. Jeden mógł mieć jakieś 19 lat, a drugi 22. Pomijając zaskoczenie, z radością wwalam się do klopika, i uważając aby nie dotknąć deski (choroby!), załatwiam potrzebę. Po wyjściu, i umyciu rąk, wychodzę na korytarz, do lusterka (bo na takowe w łazience już ich nie było stać), bo muszę oszacować straty po deszczu. W pewnym momencie podchodzi ten chłopak z kibelka, ten co mógł mieć 19 lat i mówi mi „Pięknie pani wygląda”, a ja mu odbąkuję „Dziękuję”, a ten „Proszę” i sobie idzie. Nie zważając na zdziwione okrzyki dziewczyny i chłopaka wychodzę na ulewę. Nie często słyszę komplementy, a ten chłopak był mimo wszystko ładny. Zdążyłam zauważyć, że miał bardzo długie rzęsy.
I w tym miejscu obraz mi się rozmywa.
W jakim miejscu to się działo?
W jakim mieście?
Kim był ten chłopak i ta dziewczyna?
Nie wiem kim byli a jednocześnie wydają mi się być znajomi i bliscy... To chyba po tym wypadku zrobiło mi się coś z głową.
Zamrugałam szybko kilka razy.
Tom machał mi przed oczami ręką. Ocknęłam się z zamyślenia i uśmiechnęłam się.
- Co mówiłeś? – zapytałam.
- Żebyś łaskawie ruszyła swoje cztery litery i zeszła z ulicy – powiedział Dred z kwaśną miną.
- Och – bąknęłam. – Sorry.
Ruszyliśmy dalej, a ja zaczęłam się rozglądać. Mijaliśmy ładne domy z równo przystrzyżonymi trawnikami i pięknymi ogrodami, sklepy, staruszki, które wyszły rozprostować kości, malutkie dzieci, bawiące się pod czujnym okiem matek, bezdomne psy, koty, a nawet chłopca, który mógł mieć co najwyżej 6 lat, który wręczył kwiatka czerwonej jak burak dziewczynce i ją pocałował.
- Te, coś ty taka rozmarzona? – Dred szturchną mnie w żebra.
- Uh, nic – mruknęłam. – Czegoś mi tu brakuje... – zaczęłam się uważnie wpatrywać w chłopca, tego, który dawał dziewczynce kwiatka.
- Kosiam cię Katie – bąknął w końcu chłopczyk.
- No – stwierdziłam zadowolona. – Zawsze tak się mówi – wyszczerzyłam się do zdezorientowanych bliźniaków.
- A ty skąd wiesz? – zachichotał Dred.
- No wiesz... Już od przedszkola robiłam furorę wśród chłopców.
Dred ponownie zachichotał, a Bill się zarumienił (??).
- Wchodzicie, czy nie? – spytałam, kiedy doszliśmy do mojego domu.
Czarnowłosy pokręcił głową.
- Zjedz coś i przyjdź na próbę – mruknął.
- Nie jestem głodna, będę za godzinę.
- Dobra – powiedział nie patrząc na mnie.
Wchodząc do domu z ulgą przyjęłam jego chłód.
- Mamo, już jestem – zawołałam.
- Echem, chodź na obiad – dobiegł mnie głos z kuchni.
- Nie jestem głodna! – krzyknęłam nagle rozdrażniona i skierowałam się w stronę schodów.
Wchodząc do pokoju, zauważyłam coś czego rano nie było. Przywieźli już nowe meble, dywan i łóżko. Chociaż to zauważyłby każdy głupi (rano wychodzisz – pokój pusty, wracasz za szkoły – w pełni umeblowany Razz). Westchnęłam i zeszłam na dół, po moje rzeczy.
- Mammmo... Pomóż mi – jęknęłam próbując jednocześnie wtaszczyć po schodach z piwnicy sześć worków.
Przy pomocy rodzicielki udało mi się je zanieść do mojego pokoju.
- Może jednak coś zjesz? – zapytała jeszcze.
- NIE. Ja się tu grzecznie rozpakuję i wszystko poukładam.
Gdy skończyłam, po prostu opadałam z sił. Spojrzałam na zegarek, aby po chwili wybiec z domu z kanapką zrobioną na prędce, w zębach. Zanim zdążyłam założyć bluzę (tak to jest, jak najpierw chce się założyć ją na lewą stronę, a później nie może trafić do rękawa), już stałam przed domem Kaulitzów. Zajrzałam do garażu. Cisza. Podeszłam cicho do drzwi i zapukałam. Zdjęłam szybko sflaczałą bluzę z ręki a z ust wyjęłam równie sflaczałą kanapkę i wywaliłam ją za ogrodzenie, do sąsiadów bliźniaków.
Drzwi otworzyła mi kobieta w średnim wieku. W sumie wyglądała bardzo młodo. Miała blond włosy, brązowe oczy i miły uśmiech.
- Hm, przepraszam, że nachodzę – mruknęłam niewyraźnie nagle zawstydzona. – Hm, są bliźniacy?
- Och, są. Wejdź, proszę. – kobieta (pani Simone jak przypuszczałam) miała ciepły, melodyjny głos.
- Dziękuję.
- Tom! Bill! – krzyknęła nagle. – Chodźcie tu na chwilę!
Zachichotałam cicho. Kto by pomyślał, że taka drobna kobieta ma takie płuca.
- Nie chce mi się wchodzić na górę – powiedziała do mnie cicho, puszczając oczko. Po chwili dało się słyszeć na górze kroki, jakiś pojedynczy krzyk, i zobaczyłam jak Tom usiłuje zrzucić z siebie Billa, który skoczył mu na plecy. Roześmiałam się a pani Simone zaczęła rugać chłopców.
- Jak wy się zachowujecie przy koleżance? – strofowała ich.
- Mamo, to tylko...
- Co tylko, dziewczyna, czy nie?
- No tak – stwierdził Tom, obcinając mnie od góry do dołu. Nie pozostałam mu dłużna, i za wszelką cenę starałam się zachować powagę. Niestety, w pewnej chwili zaczęłam niepohamowanie chichotać, więc zatkałam sobie usta dłonią.
- Nic się nie stało, proszę pani – powiedziałam do kobiety w przerwie między chichotami.
- No już dobrze, dobrze, idźcie na górę – stwierdziła kobieta i oddaliła się w głąb mieszkania.
- Miałaś być dwie godziny temu – powiedział z wyrzutem Tom.
- Oj cii... – mruknęłam. – Rozpakowywałam się.
- Co?
- Przywieźli mi już meble i te inne... No ale oczywiście, jak potrzebna była mi pomoc, to was gdzieś wcięło – powiedziałam z (niby) wyrzutem.
- Jakiej pomocy? – zaciekawił się Dred.
- Jednak te sześć worów z moimi duperelkami trochę ważyło – spojrzałam znacząco na bliźniaków, którzy nagle zaczęli mówić, ze gdybym tylko zadzwoniła, to by mi pomogli.
- Łaa... – zatkało mnie, kiedy zobaczyłam pokój do którego mnie zaprowadzili. Miał pomarańczowe ściany, jasne panele na podłodze i wyjście na taras.
- No wchodź – Tom mnie delikatnie popchnął do środka.
- Fajnie tu macie – wyszczerzyłam się.
- Masz – powiedział nagle Bill.
- To twój?
- Echem.
- Chyba lubisz pomarańczowy – zaśmiałam się.
- Echem.
- Rozmowny jesteś – mruknęłam zaglądając na taras. Zobaczyłam tam kawałek jakiejś kartki, więc otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Uniosłam ją i...
- Niee!
Rzuciłam za siebie krótkie spojrzenie. To był Tom. Spojrzałam ponownie na kupkę przede mną i zaśmiałam się. Złapałam gazetę leżącą na wierzchu w dwa palce i poleciałam do pokoju.
- A to czyje? – zapytałam mało nie popuszczając ze śmiechu.
- Ee, nie moje...
- No coś ty...
- W życiu...
- Bill, to było na twoim tarasie – wyszczerzyłam się do Czarnowłosego.
- To nie moje! – pisnął przerażony. – Nie jestem erotomanem!
- Tom? – uniosłam jedną brew.
- Ja też nie! – zaprzeczył, gwałtownie kręcąc głową, tak, że dredy muskały mu twarz.
- Fryz co się zepsuł – zachichotałam.
Drzwi do pokoju otworzyły się i weszła pani Simone. Tom błyskawicznie wykonał iście popisowy skok (ze trzy metry na pewno), zwalił mnie z nóg, wyrwał z ręki gazetę, i jak gdyby nigdy nic, wstał. Wsunął dowód zbrodni do tylnej kieszeni spodni (która była tak duża, że z powodzeniem by się tam zmieścił. Tzn. ten dowód zbrodni Very Happy) jednak niefortunnie zahaczając okładką, która została ‘na zewnątrz’.
- Hm, hej mamo – rzucił luźnym tonem.
- Tom, co ty robisz? – spytała ostro, patrząc jak niezgrabnie zbieram się z podłogi, mrucząc coś niewyraźnie pod nosem.
- Ja? Nic mamo, nic.
- Jeszcze jeden taki wybryk... – pogroziła Dredowi palcem. – Przyszłam spytać, czy chcecie coś do picia.
- Coś zimnego, jeśli to nie sprawi problemu – powiedziałam.
- Ależ oczywiście, że nie sprawi – zaśmiała się kobieta. – A wy? – zwróciła się do Billa, który robił dziwne miny do swojego bliźniaka, wskazując to na mnie, to na niego, i do Toma, który usiłować coś z tego zrozumieć. Bliźniacy natychmiast przestali i spojrzeli na kobietę.
- Też – powiedzieli równocześnie.
- Co ty dałeś? – spytał Dred po wyjściu matki.
- Coś ci wystaje – mruknął Czarnowłosy.
- Dzie?
- Na dupie.
- Aa... To nic, to tak ma być – powiedział.
- Tak, zwłaszcza jak zobaczy to wasza mama – zachichotałam.
- Ale co?
Podeszłam do Dreda i wyjęłam mu magazyn z kieszeni.
- No pięknie – stwierdziłam patrząc jeszcze raz na okładkę. – Boże, was takie coś, hm, podnieca? – na samą myśl zaczęłam skręcać się ze śmiechu, bo na okładce były dwie wyjątkowo grube, stare kobiety, które... No, wiecie. Tyle, że same ze sobą i z pomocą plastikowego pana.
- Jakie nas?! – zawołał oburzony Bill. – Chyba jego!
Oho, pan Czarnowłosy pierwszy raz się do mnie odezwał od dłuższego czasu (jeden dzień ? Razz)
- To cię brat wkopał – wyszczerzyłam się do Dreda i poszłam odłożyć, jakże pouczającą lekturkę. – To nie ma próby? – zapytałam gdy wróciłam do pomieszczenia.
- Gustav jest chory, a Georg nie mógł – powiedział Tom.
- Hm, to może ja też już pójdę – wstałam – bo może jeszcze niechcący odkryję inne wasze zbiory – zaśmiałam się.
- No wiesz... – burknął Dred.
- A, no zaraz, zaraz – wyczułam jakąś nieprawidłowość. – Jak to chory? Jest czerwiec! Na dworze 20 stopni ciepła!
- No wiesz, zdarza się – burknął Tom.
- Czy ja o czymś nie wiem? – zachichotałam.
- E, tam. Nic takiego – wyszczerzył się Tom.
- Gadaj!
- Nie.
- No weź!
- Nie.
- Tom!
- Co?
- Powiedz!
- Nie.
- Czemu?
- Bo nie.
- Toooooooom!
- Tak mam na imię...
- Wiem!
- ...
- Tom!
- No co?
- Powiedz mi!
- Nie.
- Proszę?
- Nie.
- Biiiill – zaczęłam słodko. Czarnowłosy poruszył się niespokojnie. – Co wy zrobiliście Guciowi?
- Nie mów jej! – rzucił Tom.
- Czemu nie? – spytał Bill brata.
- Bo fajnie patrzeć jak się wysila – wyszczerzył się Dred.
- Osz ty! – zaśmiałam się i lekko walnęłam pięścią w brzuch.
- Ałaa! – krzyknął Tom i odskoczył ode mnie. – To bolało!
Roześmiałam się.
- To bolało? TO bolało? – zaniosłam się jeszcze większym śmiechem na widok jego miny niesłusznie obitego psa. – I nie rób takiej miny.
- Jakiej? – spytał i zrobił taką jak przed chwilą. – Takiej?
- Tak – wyszczerzyłam się.
- Czemu?
- Bo nie – pokazałam mu język. – A właśnie – przypomniałam coś sobie – co z tymi kolczykami?
W tym momencie do pokoju weszła pani Kaulitz.
- Z czym ? – zapytała.
- Hm, radziłam się chłopaków gdzie sobie zrobić kolczyka – wymyśliłam na prędce.
- Ach. Dobrze, proszę – podała mi puszkę Coli.
- Dziękuję – odparłam grzecznie.
Pani Simone dała jeszcze picie bliźniakom i wyszła z pokoju.
- Nie pytaliście jej? – zapytałam głośnym szeptem.
- Nie było okazji – mruknął Tom.
- Jasne – parsknęłam. – Jak by ci zależało to i okazja by się znalazła.
- Dobra, spokojnie... Dzisiaj zapytamy, no nie Bill? – zwrócił się do brata.
- Echem.
- Co ty taki nierozmowny jesteś? – zdziwił się.
- Zdaje ci się – padła krótka odpowiedź.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu i sączyliśmy swoje napoje.
- Dobra, serio już idę – powiedziałam wstając i odkładając opróżnioną do połowy puszkę.
- Ta? – zapytał Tom.
- Echem.
- Założymy się?
- Co ty dajesz? – zdziwiłam się.
Dred uśmiechnął się cwaniacko i pomachał kluczem.
- Ej no... otwórz mi – powiedziałam.
- Nie – powiedział i położył się na łóżku.
- Tooom! – jęknęłam.
- No co?
- Otwórz mi! – rozkazałam.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo tak – pokazał mi język.
- Grr... Proszę? – już drugi raz w ciągu tego dnia tak zwróciłam się do Dreda. Ale on chyba nie widział w tym nic wyjątkowego. Jego błąd. Duży błąd.
Nie patrząc na niego, podeszłam do Billa i powiedziałam:
- Daj mi klucz.
- Nie mam – padła krótka odpowiedź Czarnowłosego. Irytowało mnie to, że jak do mnie mówi nawet na mnie nie patrzy.
- Uh... To ja wyjdę sobie przez taras – doznałam olśnienia.
- Nawet się nie waż! – przeraził się Dred. – Mama zawału dostanie jak zobaczy, że ktoś chodzi po jej ogródku!
- No dobra – niechętnie przytaknęłam Tomowi. – To mnie wypuść.
- Nie.
- Co chcesz? – spytałam zrezygnowana. Jak na razie to on tu stawiał warunki (mafiozo jeden Very Happy).
- O proszę, tak już lepiej – wyszczerzył się Dred a ja zrezygnowana przysiadłam w nogach łóżka, na którym on nadal leżał. – Najpierw to się połóż koło mnie – poklepał miejsce obok siebie. Prychnęłam, ale wykonałam zadanie. Połowicznie. Położyłam się na samym brzeżku, plecami do Dreda.
- Ojojoj, nie tak. Bliżej mnie.
- Pokaż klucz – powiedziałam.
Pomachał mi kluczem zawieszonym na smyczy i położył go obok siebie. Zaśmiałam się w duchu z jego głupoty, i rozpoczęłam akcję ‘uwolnić Magdę III’. Z szerokim uśmiechem siadłam okrakiem na zdziwionym Tomie (pewnie spódniczka to mi zwinęła się do pasa, ale to przecież nieważne [Warka – to jest naprawdę ważne Razz czy to inne piwo było, bo już sama nie wiem ? Razz]) i nachyliłam się do jego ucha.
- Nawet nie wiesz jak mnie podniecasz – powiedziałam zmysłowym szeptem nerwowo oblizując usta.
- Och, wiem – powiedział Dred z cwaniackim uśmiechem.
Pokręciłam przecząco głową.
- Powiedz mi coś... – nachyliłam się nad nim. – Czemu... – zbliżyłam się twarzą do jego twarzy. – Jesteś takim naiwniakiem! – złapałam szybko leżący obok klucz i dopadłam do drzwi.
Jednak zanim zdążyłam włożyć klucz do dziurki (Boże, ale to brzmi <HaHaHa> - dop. aut.), ktoś pociągnął za smycz, tak, że ten wyślizgnął mi się z dłoni. To był Bill.
- Nigdy nie zamykam pokoju na klucz – powiedział i jednym ruchem otworzył drzwi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olcia




Dołączył: 01 Lip 2006
Posty: 27 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: *LuBLInEk*

PostWysłany: Wto 11:47, 12 Wrz 2006 Powrót do góry

Magda! Ha! I znowu pierwsza!!!Very HappyVery Happy
Zastwoswuję się do twojej "prośby" i komentuję teżu ciebie:DVery Happy
Nie wiedziałam, ze aż takie rozdziały piszesz:DVery Happy
Ale i tak mi się podoba! Normalnie nie wiedziałam, że masz aż taki talent pisarski!!!
Czekam na następne części:DVery Happy
Pozdrówki


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asiulla
:-)
:-)



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:19, 12 Wrz 2006 Powrót do góry

O...
Nikt nie komentuje?
Chamy xD

Ale ten Bill jest, no!
Czemu się nie odzywa?
Zakochany jest xD

Fajny odcinek.
Tylko Bill mnie wkurzał xD

Pozdrawiam!
Asiulla


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sylas
:-)
:-)



Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*

PostWysłany: Wto 15:17, 12 Wrz 2006 Powrót do góry

FDajnie, że się podoba ;D Nawet jesli nielicznym ;P Ale zawsze coś ;D Mam już w zanadrzu dziesiątą część, bo w końcu przez ten miesiąc bez neta nie próżnowałam ! ;D A więc proszę ;D :


10.

- Hej – wyszczerzyłam się.
Ciemnowłosy chłopak poderwał się z miejsca.
- Witam – rzucił.
- No i znowu tu jestem...
- No tak, to się nie zdarza często aby jedna osoba była tu więcej niż jeden raz – powiedział Orlando.
- Czuję się zaszczycona.
- I prawidłowo – wyszczerzył się.
- Te, a gdzie skrzydełka podziałeś? – zapytałam siląc się na swobodny ton.
Anioł spojrzał w prawo i w lewo, i powiedział:
- W pralni.
Parsknęłam śmiechem. No, no, jeszcze trochę i będę całkowicie swobodna przy moim Aniele Stróżu.
- Dobra, nieważne – powiedział nagle. – Jak ci idzie tam na dole?
- Pff, mówisz jakbyś nie łaził tam za mną.
- Ale mi chodzi o twój punkt widzenia...
- Aa, no to inna sprawa. Kozacko jest – wyszczerzyłam się.
- Słyszałem, że miałaś dzisiaj dziwne myśli...
- Jakie? – zdziwiłam się.
- Dotyczące wspomnień...
- Ach... No tak – powiedziałam. – Zastanawiałam się, czemu wszystko wydaje mi się znajome i jednocześnie tak odległe... – westchnęłam.
- A co byś powiedziała na to... – Orlando ostrożnie dobierał słowa.
- No? – popędziłam go.
- Na to, że gdzieś tam, na świecie jest dziewczyna, która odczuwa dokładnie to samo co ty?
- Że co proszę? – zatkało mnie. – Jak mam to rozumieć? Co to znaczy? I co ona ma wspólnego ze mną?
Anioł westchnął.
- To znaczy, że Twoje wspomnienia są tam, razem z nią.
- A... A jej? – spytałam drżącym głosem.
- Jej wspomnienia? Tam, gdzie jesteś ty.
- Ale co to znaczy?
- To znaczy, że... Uh... Był przeprowadzony pewien... Eksperyment.
- Eksperyment? Jaki? – zapytałam podekscytowana.
- Tamta dziewczyna była podła – powiedział Anioł suchym głosem. – Różowa lalunia, ale ok., każdy wygląda tak, jak chce. Poza kosmetykami i szpilkami, nic jej nie obchodziło. I do tego... To jak traktowała innych... To było po prostu okrutne, była obłudna, rujnowała marzenia...
- Bliźniacy... – powiedziałam szeptem.
- Dokładnie. Postanowiliśmy z tym skończyć.
Słuchałam jak zahipnotyzowana.
- Może to było głupie z naszej strony, ale... Zaaranżowaliśmy mały wypadek, tamta po dwóch dniach wyszła ze szpitala, ale przy tobie... Pojawiły się problemy. Do ostatniej chwili nie było wiadomo czy przeżyjesz...
Zmarszczyłam brwi.
- To znaczy, że oderwaliście mnie od moich przyjaciół, rodziny? – zapytałam płaczliwie.
- Musieliśmy... Tak było zapisane na górze.
- I nikogo nie obchodziło to, ze mogę tego nie chcieć? – wykrzyknęłam.
- Żałujesz? – zapytał cicho Orlando.
- N-nie – wyjąkałam. – Poznałam wspaniałych ludzi... Czuję się szczęśliwa, ale po prostu... Brakuje mi czegoś...
- Tylko dlatego?
- Tak – powiedziałam.
- Może jeszcze dlatego, że wreszcie stać cię na wszystko?
- Zdaje mi się, że nigdy nie przywiązywałam większej wagi, do tego ile mam kasy.
- Ale irytowało cię, że nie mogłaś iść ze znajomymi do kina, czy na dyskotekę...
Przygryzłam wargę, zaczęły zalewać mnie obrazy: Magda odmawia wypadu do McDonalda, wypadu do kina, na dyskotekę, do pizzerii...
- Tak... – szepnęłam. – Nie przelewało się u mnie. Ale bez przesady – obruszyłam się. – Serio nie zwracam uwagi na to ile kto ma kasy.
- Wiem – wyszczerzył się Orlando. – To może nie żałujesz jeszcze dlatego, że masz dołączyć do zespołu, który będzie sławny prawie na wszystkich kontynentach!
- No właśnie... Mam prawo zmieniać bieg historii? Może przeze mnie do niczego nie dojdą? Nie zdobędą sławy? Mam wrażenie, że dołączając do nich robię coś złego...
- To dobrze, że tak się czujesz – powiedział poważnie Orlando. – To znaczy, że szanujesz ich.
- A pewnie, że szanuję, a coś ty myślał?
- Musisz dokonać wyboru...
- Jakiego? – zapytałam nerwowo oblizując wargi.
- Czy się do nich przyłączysz, czy też nie? Ale pamiętaj, że nie zawsze będzie różowo, że nie zawsze będziecie się we wszystkim zgadzać.
- A-ale... To znaczy, że jak się do nich dołączę, to i tak będą sławni?
- Będziecie – poprawił mnie Anioł.
- O mój Boże – jęknęłam. – To mi dałeś do myślenia.
- Niejedna dziewczyna, wiedząc to, co wiesz ty, przyjęła by propozycję bez namysłu.
- No to co – burknęłam. – A nie możesz... Jakoś mi pomóc? Naprowadzić? Co mam zrobić?
- Rób to, co podpowiada ci serce – powiedział Orlando, wstając z niewidzialnego krzesła.
- Serce, to ja mam rozerwane – stwierdziłam płaczliwie.
- Spójrz na to – powiedział Orlando, a jednocześnie przed oczami ukazał mi się pewien obraz. Na scenie stoi Tom, Georg i Gustav. Po chwili dołączają do nich dwie osoby... Ja i Bill. Zaczynamy śpiewać, tłum szaleje. Pod koniec piosenki wszyscy domagają się bisu. Ale nie, my schodzimy już ze sceny, żegnani gromkimi brawami i piskami. Rozdajemy autografy. I padnięci wracamy do hotelu, nie mając siły na nic. – Chcesz tego? – zapytał Anioł.
- Nie wiem... – szepnęłam. – Nie wiem, Orlando, naprawdę...
- Zerknij jeszcze na to – moim oczom ukazał się inny obraz. Siedziałam sama w ciemnym pokoju, niecierpliwie na coś czekając. Co chwilę spoglądałam to na zegarek, to na komórkę.
Po chwili obraz zmienił się: byłam w szkole. Odtrącona, uznana za wariatkę, samotna. Nie odzywałam się do nikogo, gdy przechodziłam, byłam obrzucana pogardliwymi spojrzeniami. Nie było bliźniaków. Nie odzywałam się do nikogo. Byłam sama... Przeraźliwie samotna...
- I co o tym myślisz? – spytał Orlando po chwili ciszy.
- To... To straszne... Ale obie opcje mają swoje plusy i minusy, chociaż ty pokazałeś mi najpierw same plusy, a później same minusy – burknęłam trochę niezadowolona.
- Masz rację – Anioł się zaśmiał. Uwielbiam ten dźwięk...
- No dobra, a co ty byś zrobił na moim miejscu? – zapytałam, podnosząc jedną brew do góry.
- Ja? Hm, ja się nie wypowiadam. To twoja decyzja. Masz dwie opcje, a którą wybierzesz... To już tylko twoja decyzja. Moją podpowiedź znajdziesz w tych dwóch mini filmach, które ci pokazałem – powiedział Orlando i odszedł dwa kroki ode mnie.
- Chodzi o te plusy i minusy? Ale nie chcę wyjść na egoistkę – burknęłam.
- Nie wyjdziesz. Do zobaczenia – usłyszałam jeszcze, zanim oddaliłam się na tyle, że słyszałam już wyraźnie świdrujący dźwięk budzika.
‘To dopiero była noc pełna przemyśleń’, pomyślałam, wstając. Wzięłam chłodny prysznic aby się rozbudzić, włożyłam pierwsze lepsze ciuchy, które mi się nawinęły, i zeszłam na dół na śniadanie. Uśmiechnęłam się do siebie na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Mimo, że drzwi do wolności stały dla mnie otworem, jeszcze mściłam się na Dredziarzu. Z pomocą Billa, łaskotaliśmy tak długo, aż obiecał mu, że przez cały tydzień nie będzie zostawiał w łazience wody w wannie po kąpieli. Po tym przyrzeczeniu dostałam totalnej głupawki, aż wreszcie po jakiejś godzinie chłopcy odeskortowali mnie do domu. Mało co nie dostałam szlabanu, za przyjście o ‘tak później porze’. A była dopiero dwudziesta druga...
Wyszłam z domu pogrążona w myślach.
- Ała! – krzyknęłam, gdy ktoś na mnie wszedł. A raczej wbiegł z pełnego rozpędu! – Uważaj jak łazisz!
Chłopak miał ze dwa metry wzrostu! Nawet się nie obejrzał, tylko pognał dalej.
Ruszyłam dalej złorzecząc na tamtego typka.
- Co? – usłyszałam w pewnym momencie.
- Co co? - spytałam odruchowo.
- Co mówiłaś? – przede mną stał wyszczerzony od ucha do ucha Tom, a za nim Bill z nieco bardziej markotna miną.
- Nic – powiedziałam szybko. – Z czego się cieszysz?
Dred nie odpowiedział, tylko przekręcił moją głowę tak, że widziałam szyld sklepu przed którym stałam patrząc na wystawę, ale jej nie widząc. Sex shop.
- Ej, ej, ej ty sobie tu nie myśl! – wykrzyknęłam zapobiegawczo. Za późno.
- Lubisz z zabawkami? Ja też. Widzisz jak do siebie pasujemy... – nadawał Tom.
- TOM!
- Co? – spytał niewinnym tonem.
- Przestań – zażądałam.
- Oj Madziu... Po co się bronisz? Wiem, że mnie pragniesz – objął mnie w pasie.
- Zostaw mnie – burknęłam wyswobadzając się z jego objęć.
- A ty co taka nie w humorze? - zapytał po chwili milczenia.
- Wydaje ci się – ucięłam.
W milczeniu doszliśmy do szkoły.
- Co mamy pierwsze...? – zapytałam, bo jako, że byłam zwolniona z pracy na lekcjach nie raczyłam spisać planu lekcji, ponieważ wydało mi się to idiotyczne, dlatego, że niedługo miało być zakończenie roku. To znaczy szkolnego.
- Matma... – westchnął zrezygnowany Bill.
- Nie zapomnijcie o ‘karze’ – przypomniałam im kiedy wchodziliśmy do klasy.
Usadowiliśmy się na swoich miejscach (niestety, na matematyce siedzieliśmy po dwóch przeciwnych stronach klasy), a po chwili zaczęła się lekcja. Z nudów zaczęłam bazgrać po kartce, którą ktoś zostawił na ławce.
- Sellman! – poderwałam głowę, zupełnie nie wiedząc co się dzieje. Otyły profesor wskazał głową na drzwi. – Ktoś na ciebie czeka.
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! W progu sali stał Orlando i rozglądał się po klasie znudzonym wzrokiem. Wszystkie Barbie, z Boo na czele zaczęły się wdzięczyć do niego, tak nieudolnie, że z trudem powstrzymywałam śmiech. Co chwilę zakładały nogę na nogę, machały włosami, i upuszczały ołówki, tak, że kiedy się po nie schylały, Orlando mógłby sobie obejrzeć dokładnie ich dekolty, gdyby tyko chciał. Dłuższą chwilę trwało zanim do mnie dotarło, że mam wstać i do niego pójść.
- Co ty tu robisz? – zapytałam, gdy tylko zamknęły się za nami drzwi. – Widzieliśmy się ostatnio jakieś kilka godzin temu!
- Doszliśmy do wniosku, że postąpiliśmy z tobą nie fair... – powiedział. Zrobiło mi się trochę głupio, że na niego naskoczyłam. Jak zwykle miał na sobie obszerną, białą bluzę i wszystko inne tego samego koloru. Tam na górze maja niezłego fioła na punkcie białego!
- Czy wy tam na górze nie możecie ubierać się na inny kolor? – zapytałam, po czym zdałam sobie sprawę, że wcale nie słuchałam tego co do mnie mówił.
- Magda! Słuchasz mnie?! – wykrzyknął.
Żeby być szczera pokręciłam przecząco głową, rumieniąc się lekko, bo na pewno musiałam się w niego wgapiać. Orlando westchnął.
- Musisz dokonać jeszcze jednego wyboru. Tym razem nie będziesz decydowała tylko za siebie – powiedział poważnie.
- J-jakiego wyboru? – zapytałam cicho.
- Chcesz być znowu sobą? Ze swoim życiem, wspomnieniami...? Możemy to zrobić, bo jak już wcześniej mówiłem, doszliśmy do wniosku, że postąpiliśmy nie fair wobec was.
- A... A ta druga dziewczyna tego chce? – zapytałam.
- Ona się o tym nie dowie. Musisz zdecydować za was dwie...
- Osz cholera – mruknęłam, a nagle poczułam złość. - Ale dlaczego?! Czemu ja?! – wykrzyknęłam. Może tej drugiej jest tam dobrze, tak jak mi? Może ona wcale nie chce wracać do swojego prawdziwego domu, znajomych...? – Nie chcę takiej odpowiedzialności! – do oczu zaczęły napływać mi łzy. – Później nie będzie już odwrotu, prawda? Prawda?! – Orlando pokręcił przecząco głową. – A jeżeli ona nie chce tu wracać? – wypowiedziałam na głos swoje obawy. – Czemu nie zapytasz jej?! Czemu ja?! Powiedz coś! No pytam się DLACZEGO TO DO CHOLERY JA?! – krzyknęłam tak głośno, że aż zabolało mnie gardło, po czym osunęłam się na podłogę drżąc i głośno szlochając.
Poczułam, jak ktoś mnie przytula.
- Nie chcę takiej odpowiedzialności – wyszeptałam wtulając twarz w bluzę Orlanda i ściskając ją rękami. – Proszę, zdecydujcie za mnie, boję się, że ja dokonam złego wyboru.
Drzwi do klasy otworzyły się i wytoczył się Stanhmore.
- Co się tutaj dzieje? – zagrzmiał.
- Nic, panie profesorze – powiedziałam cicho, wstając. – Moje zdanie znasz – zwróciłam się do Orlanda. – Jestem na nie – szepnęłam i odwróciłam się aby wrócić do klasy, kiedy zabrzmiał dzwonek.
Westchnęłam i ruszyłam w kierunku łazienki aby przemyć twarz. Orlando podążył za mną.
- Czemu idziesz ze mną? – zapytałam.
- Musimy porozmawiać.
- Dopiero co skończyliśmy to robić! – byłam zła. Potwornie zła, że mam takie skomplikowane życie. Chciałabym nie mieć żadnych problemów, żyć jak każda normalna dziewczyna w moim wieku. To znaczy chciałabym chodzić na imprezy, spotykać ze znajomymi, chłopakiem... To wszystko co mnie otacza jest takie poważne i... dorosłe.
- Jeszcze czegoś nie wiesz – powiedział poważnie Orlando. – Kiedy się... zamienicie – zniżył ton głosu, bo w pobliżu zaczęły się plątać Barbie. – Nie będziesz nic pamiętała...
- Nic, to znaczy czego? – zapytałam szybko.
- To znaczy mnie, pobytu tutaj...
Coś ścisnęło mnie w gardle. Byłoby pewnie zupełnie tak, jak wtedy gdy ‘spałam’. Nie chciałam tego, ale tu nie mogę myśleć tylko o sobie.
- Nie możemy tego obgadać w nocy? – zapytałam.
- Nie – padła krótka odpowiedź. – Ponieważ dzisiejsza noc jest jedynym terminem waszej zamiany.
- O rany... – mruknęłam. – Zdecydujcie, jak będzie najlepiej. Proszę – dodałam, gdy zobaczyłam sceptyczną minę Orlanda.
Anioł westchnął.
- Ale żeby potem nie było na nas! – zastrzegł.
- W razie czego i tak nie będę niczego pamiętała – mruknęłam ponuro. Już wtedy mogłam szczerze powiedzieć, że odpowiedzialność za kogoś to piekielnie poważna sprawa.
- Dobra, ale pamiętaj, że to ty chciałaś abyśmy zdecydowali za ciebie.
- Wiem... i... dzięki, za wszystko – mruknęłam, po czym krótko go przytuliłam i pospiesznie weszłam do łazienki, aby nikt nie dostrzegł moich łez.
Szybko przemyłam twarz zimną wodą, wzięłam pięć głębokich oddechów i wyszłam łazienki. Moją klasę (za wszelką cenę starałam się nie myśleć ‘moją tymczasową klasę’) odnalazłam w chwili, kiedy zadzwonił dzwonek. Odciągnęłam Kaulitzów na bok, nie zważając na zdziwione i zniesmaczone miny osób z klasy.
- Słuchajcie, może byśmy dzisiaj gdzieś wyszli, co? – wypowiadałam te słowa gorączkowym szeptem. – I jeśli... Jeśli jutro będę inna, taka jak kiedyś, proszę was, nie zapomnijcie o tym jaka jestem teraz. Bo ja, JA będę o was pamiętała. Zawsze.
- Ale dlaczego masz być taka jak kiedyś? – zapytał zdezorientowany Tom.
- Bo coś... Coś się może zmienić... W końcu niezbadane są wyroki boskie – powiedziałam na wydechu starając się, aby mój głos zabrzmiał naturalnie.
- Masz dziwny głos – stwierdził niepewnie Bill.
- Tak? – poczułam wielką gulę w gardle. – Ch-chyba ci się zdaje – wyszeptałam. – Chodźmy po lekcjach... Do kina. Tak, kino jest dobre. – mówiłam dalej. Miałam dziwne przeczucie, że ktoś mnie obserwuje, i to ktoś inny niż Barbie i sportowcy z mojej klasy. Odwróciłam głowę. Zza rogu przyglądał mi się Orlando. Jego obecność, spojrzenie spowodowało, że poczułam narastającą złość.
- Daj mi spokój! – wrzasnęłam do niego. – Odejdź, słyszysz?!
- Nie krzycz – powiedział spokojnie, podchodząc.
- Będę krzyczała! To może być w końcu jedyna okazja, nie?! Skoro wszystko ma się jutro zmienić – znów w gardle urosła mi wielka gula; zaszkliły mi się oczy – Chcę to wykorzystać. Chcę każdą sekundę przeżyć jak najlepiej – mówiłam dalej, dygocząc na całym ciele. Widziałam, że Kaulitzowie nic nie rozumieją, bo co chwilę wymieniali między sobą zdziwione spojrzenia, a parę razy miałam wrażenie jak by któryś z nich chciał coś wtrącić. – Więc odejdź, daj mi się cieszyć tym dniem.
- Nie rozumiem cię – powiedział Orlando. – W końcu będzie tak jak na początku, nie?
- Tak, jak na początku – głos mi się załamał. – Ale to było przed tym – dzielnie brnęłam dalej wskazując na opustoszały już korytarz i Kaulitzów nadal stojących obok nas. Nie weszli do klasy ze wszystkimi.
- No cóż... Decyzja jeszcze nie jest zatwierdzona, ale jesteśmy pewni, że ta, którą wybraliśmy, jest słuszna.
- To wy... – przełknęłam głośno ślinę. – Już wiecie?
- Wiemy.
- A możesz mi powiedzieć?
Anioł pokręcił przecząco głową.
- Dlaczego? – zapytałam; zaczęłam drżeć ze zdenerwowania.
Orlando podniósł jedną brew, w jednej chwili zrozumiałam. Ściśle tajne. A może nie może mi powiedzieć, bo byłby to za duży wstrząs dla mnie? Tak, na pewno dlatego... Jutro mnie tu nie będzie, więc muszę się... pożegnać. Boże, jak ja nienawidzę tego słowa! Mimo, że byłam tu krótko, zdążyłam polubić Kaulitzów, Gustava i Georga... Zdążyłam poznać ‘moich’ rodziców, rodzeństwo...
Wzięłam głęboki oddech.
- W takim razie zostaw mnie samą – powiedziałam. – Mam dzisiaj coś do zrobienia – miałam na myśli wspólne spędzenie czasu z tymi, którzy tak szybko stali mi się bliscy. Już zaplanowałam. Najpierw kino z chłopakami, a później jakaś kolacja ze wszystkimi przy stole. Nikomu nie popuszczę, dzisiaj zjemy wszyscy razem. Mama, tata, Marcin i Iwona. – Żegnaj Orlando – szepnęłam. – Chodźmy stąd – zwróciłam się do Kaulitzów.
- Kim ty... – Bill urwał w pół słowa. - Gdzie...? – zapytał zdezorientowany.
Orlando zniknął.
- Chodźmy stąd – powtórzyłam i ruszyłam korytarzem w stronę wyjścia.
- Dokąd idziemy? – zapytał Tom, który moim zdaniem już dawno powinien się odezwać.
- Nie wiem... Obojętnie – powiedziałam.
- Chodźmy na plac zabaw! – wypalił Bill. Zrobił to z takim entuzjazmem, że nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
Po jakimś czasie Tom bujał mnie na huśtawce, a Bill wspinał się na zjeżdżalnię.
- Od dawna chciałem to zrobić – powiedział, gdy znalazł się na szczycie, po czym położył się na brzuchu, głową w dół, i... zjechał. Co prawda na koniec aby nie wyrżnąć głową w piasek, wykonał iście popisowy piruet, ale co prawda, to prawda, stanął cały i zdrowy na nogach. Mało nie spadłam z huśtawki, kiedy na niego patrzyłam. To prawda, że chłopcy dorastają później... Bill był tak słodko beztroski... Też bym tak chciała. Kiedy huśtawka się zatrzymała otrząsnęłam się z ponurych myśli.
- Co jest? – zapytał Tom. – O Czym mówił tamten koleś?
- O niczym – powiedziałam nie patrząc na niego.
- Przecież widzę – obruszył się Dred.
- Naprawdę, nic mi nie jest – chciałam wstać, ale chłopak nie dawał za wygraną. – Tom. Naprawdę – powiedziałam wwiercając się wzrokiem w jego prawy policzek. Nie chciałam mu spojrzeć w oczy. Nie mogłam kłamać tak... bezczelnie. – Hej, ja też tak chcę! – wykrzyknęłam, bardziej aby odwrócić uwagę Toma, niż z mojego zapału. Podbiegłam do Billa, który wdrapywał się na daszek drewnianego domku do zabawy. Zaczęłam wchodzić na niego od drugiej strony.
- Wciągnij mnie! – jęczałam chwilę później wisząc w dziwnej pozycji zaledwie pół metra nad ziemią, ale wydawało mi się, że wiszę z pięć metrów wzwyż!
- Próbuję – powiedział Bill próbując złapać moją rękę. – Ale za bardzo machasz łapami!
Wzięłam głęboki oddech, podciągnęłam się na jednej ręce, a drugą chwyciłam wyciągniętą dłoń Billa. Na chwilę wszystko przestało istnieć, zastygłam w bezruchu wpatrując się w brązowe tęczówki Czarnowłosego.
- Ała! – krzyknęłam, gdy ktoś pociągnął mnie za nogę. – Chcesz żebym spadła?!
- To właź a nie wisisz – burknął urażony Tom. – Jak byś chciała to – spojrzał na zegarek. – Trzy minuty temu byłabyś już na górze.
- Ty chyba zwariowałeś – sapnęłam, gdy próbowałam się wdrapać. – Trzy minuty... temu... to ja jeszcze na ziemi spokojnie stałam!
Dred zacmokał.
- O nie, nie, mierzyłem czas – w jego głosie można było wyczuć nutkę rozbawienia. – Wisiałaś bez ruchu dokładnie dwie i pół minuty po czym się zlitowałem, i wyrwałem was z transu – powiedział oficjalnym tonem.
- Dwie i pół, nie zesraj się – burknęłam. – Jestem! – krzyknęłam radośnie, kiedy stanęłam obok Billa na daszku. – O-o... Wysoko tu – powiedziałam, siadając.
- A tam wysoko – szczerzył się Bill, wyraźnie dumny z siebie.
- Te, a co ty taki zadowolony? – zapytałam.
- Z życia się cieszę – czarnowłosy pokazał mi język. – A co, nie wolno?
- Nie no wolno... – znów nawiedziły mnie myśli, których chciałam się pozbyć. Chciałabym być taka beztroska jak on... ‘Ale przynajmniej nie muszę decydować za kogoś’, pomyślałam.
Po chwili stwierdziłam, że chcę zejść, co, jak się okazało, było większym problemem niż wejście. Ale po dziesięciu minutach jęków i utyskiwań (głównie Toma, który miał mnie ściągnąć, ale od czasu do czasu i moich, gdy się o coś zadrapałam) stałam na ziemi.
- Jestem z siebie dumna – powiedziałam głośno.
- Ja też – mruknął Tom rozcierając sobie rękę.
Po chwili Bill zgrabnie zeskoczył z daszku (Tom spojrzał na mnie znacząco) i ruszyliśmy w stronę wyjścia z placu.
- No nie – jęknęłam, kiedy przeczytaliśmy przed kinem repertuar na dziś. – Same horrory...
- Super! – powiedzieli równocześnie bliźniacy.
- Nie lubię horrorów – burknęłam.
- Niestety, nie ma nic innego – powiedział Tom, ale wcale nie wyglądał na zmartwionego.
- Idziemy? – spytał Bill.
Westchnęłam i ze zrezygnowaniem kiwnęłam głową.
- Najbliższy seans za czterdzieści minut – powiedział Dred ponownie spoglądając na rozpiskę.
- No to hm... Może chodźmy do lodziarni? – zaproponowałam.
- Jestem za – powiedział Bill.
Ruszyliśmy do lodziarni, która znajdowała się za rogiem.
Czas szybko mijał, i wydawało mi się, że dopiero co usiedliśmy w lodziarni, a już było po filmie, który na szczęście okazał się być bardzo kiepskim horrorem. Chłopcy odprowadzili mnie pod dom, gdzie ich wyściskałam.
- Do zobaczenia – powiedziałam na pożegnanie. – Mam nadzieję – mruknęłam pod nosem.
Za kolację postanowiłam zabrać się o szóstej, więc miałam pół godziny dla siebie. Otworzyłam drzwi do szafy w moim pokoju, i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy to było moje spojrzenie. Smutne, żałosne... ‘Aż tak nie chcę stąd odchodzić?’, pomyślałam z lekkim zaskoczeniem. Zastanawiałam się, czy ciągle miałam takie smutne oczy. Ich czysta zieleń była jakby zasnuta jakąś mgiełką. Na pierwszy rzut oka było widać, że coś jest nie tak. Dalej... Blada twarz, pospiesznie i niedokładnie zmyty makijaż... Wyglądałam jak wrak człowieka!
Westchnęłam i poszłam do łazienki dokładnie umyć twarz. Potem od razu zeszłam na dół i zaczęłam przygotowywać kolację. Nic specjalnego, ot zwykłe kanapki i herbata. Akurat gdy kończyłam, weszli rodzice.
- Kolacja? – zaszokowała się mama.
- Czy ja dobrze widzę? – zawtórował tata.
- Tak, dobrze widzicie – powiedziałam. – A gdzie Marcin i Iwona?
- Marcin powinien zaraz być a Iwona to niewiem.. Raczej jej dzisiaj nie będzie, a bo co? – powiedziała rodzicielka na wydechu.
Zmarkotniałam. Chciałam aby wszyscy dziś byli...
- A coś ty taka nieswoja? – zaciekawił się tata. Zauważył, o jak miło.
- Wydaje ci się – powiedziałam cicho.
W tym momencie usłyszałam trzask zamykanych drzwi, a po chwili usłyszeliśmy:
- Hej, gdzie jesteście?
- W kuchni! – krzyknęłam do brata. – Chodź na kolację!
To najlepszy argument, żeby przybył w trybie natychmiastowym. Nie myliłam się, po chwili do kuchni wszedł wysoki brunet z tak samo zielonymi oczami jak moje. Z tą tylko różnicą, że jego tryskały radością, a moje zasnuwała mgiełka smutku.
W milczeniu przeżuwałam kanapki, które tak pieczołowicie przygotowywałam. Nie czułam ich smaku. Wypiłam gorącą herbatę, nie zauważając, że parzy mi język i przełyk.
Marcin spojrzał na mnie uważnie.
- Coś jakaś nieswoja jesteś – powiedział.
- Wydaje ci się – powtórzyłam swoje słowa sprzed kilkunastu minut.
- Marcin ma rację – włączyła się mama. – Co się z tobą dzieje?
- Nic się nie dzieje, mamo, naprawdę – zapewniłam kobietę, nie patrząc na nią.
- Spójrz na mnie – zażądała.
Niechętnie spełniłam polecenie.
- Co się z tobą dzieje? – powtórzyła pytanie.
- Nic – powiedziałam patrząc jej na brodę. Nie potrafiłam kłamać prosto w oczy.
- Jutro jedziemy do Berlina, jedziesz z nami? – zapytał ojciec. Po raz kolejny tego dnia, coś ścisnęło mnie w gardle.
- Zapytaj mnie jutro, dobrze? – powiedziałam.
Tata, nieco zdziwiony przytaknął.
- Wiecie co, mam dzisiaj taki dziwy humor... – powiedziałam. Musiałam ich jakoś przygotować na to, że jutro najprawdopodobniej ‘ja’ zrobię im piekło z powodu zmiany wystroju pokoju, i zawartości szafy. – Odnoszę dziwne wrażenie, że jutro... – zacięłam się.
- No? – ponaglił mnie brat.
- Że jutro... – brnęłam dzielnie dalej. – Ma się coś zmienić... Nie wiem co – skłamałam. – Ale niekoniecznie na lepsze...
- Przerażasz mnie córciu – powiedziała mama.
- Czemu? – zapytałam wstając i zbierając talerze.
- Mówisz to takim tonem...
- Po prostu mam takie wrażenie – powiedziałam siląc się na radosny ton, żeby nie mogli wyczuć w nim smutku.
Włożyłam naczynia do zmywarki.
- Jestem zmęczona, chyba się wcześniej położę – powiedziałam. – Dobranoc...
Wspięłam się po schodach na górę, wzięłam szybki prysznic, weszłam do łóżka i szczelnie okryłam się kołdrą. Byłam zmarźluchem, więc chociaż było lato, spałam pod kołdrą.
Długo nie mogłam zasnąć – za bardzo bałam się przebudzenia. Sen przyszedł dopiero po kilku godzinach, może około pierwszej w nocy...
Nic mi się nie śniło, a potem... Potem obudziłam się w pokoju, gdzie ściana obok łóżka była oblepiona plakatami Tokio Hotel.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
blythe




Dołączył: 19 Lip 2006
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiesz, że jest nas dwie?

PostWysłany: Śro 15:11, 13 Wrz 2006 Powrót do góry

Co? Chyba ze mnie kpisz! Znaczy się obudziłaś się w pokju, gdzie ściana była obłożona plakatami TH, ale to jeszcze nic nie znaczy, prawda? Prawda??? Bo9:
a) nie wyjaśniłaś dlaczego jest tak mało o Gustavie
b) to się nie może TAK skończyć
c) to się NIE MOŻE skończyć!
Pozdrawia Emilka Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)