Forum Forum Tokio Hotel Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Życie Madzii ;** ~> 11 xD Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Sylas
:-)
:-)



Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*

PostWysłany: Śro 15:55, 08 Mar 2006 Powrót do góry

Wreszcie nowa notka.. Nie wiem jakiej będzie ona długości, bo za chwile wychodzę do szkoły ;( Więc już piszę, i powiem, że chyba, jak już się domyślacie, zaczyna się część fikcyjna tego opa. Miłego czytania Wink

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Leniwie otworzyłam oczy. W pokoju było juz całkiem jasno. Spojrzałam w lewo, i nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Zamrugałam szybko kilka razy. NIe... TO było tam dalej... Podniosłam drżącą rękę... Zawachałam się... Szybko rozejrzałam się po pokoju, jak bym bała się, że robię coś złego i zostanę na tym przyłapana. Moja ręka powędrowała dalej, w stronę kupki kartek. Pojecia nie miałam co to jest. Powoli, bo mnie bolały plecy, podniosłam jedną z nich, leżącą na wierzchu. Była zgięta w pół a jej treść głosiła: "Madziu! Byłyśmy u Ciebie, ale Twoja mama powiedziała, ze śpisz. Pozwoliła nam jednak zostawić wiadomość do Ciebie. W sumie to nie zadna wiadomość, a raczej informacja. Chociarz może to w sumie jedno i to samo. Oj nie ważne. Nie było Cię tyle czasu w szkole... A przez te dni... Co ja gadam, przez te tygodnie tyle sie działo... Żałuj, że nie byłaś. A... Miałam powiedzieć, co się ctało! Nie uwierzysz... Ale... Przez jakies dwa dni chodziłam z Igorem... No nie miej takiej miny! On zerwał. Ale słuchaj, dlaczego! Powiedział, że skoro już sie nie przyjaźnimy, bo Cię nie widzi ze mną na przerwach, to już nie ma sensu żebyśmy byli razem. Szok. On chciał być ze mną, aby być bliżej Ciebie. Ale jazda! Yh... A okazało się, że Bartek chce ze mną kręcić... Czemu Ty zawsze masz lepiej co? Bartek... Taki... Bąbel... Bleee... No nic, kończymy... Patka każe mi napisac że bardzo tęskni. Może wpadniemy jeszcze po lekcjach ale nie wiem czy będzie nam się chciało Wink Pozdrawiamy ;** ". Hehe kochane dziewczynki. Ilona nawet sie nie podpisała, to taka skleroza. Ale yy... Że CO ona napisała?! Że Igor?! Ze MNĄ?! Jezuśku mój najdroższy... O rany... Z wrażenia zapomniałam, że nie wolno mi sie ruszać, i spróbowałam wstać, za co mnie Bozia pokarała od razu okropnym bólem. Igor... Igor... No cuż... Byłam w nim zakochana kiedyś... Przez jakieś... 2 miesiące? Olał mnie chłopak, to niech teraz sobie za dużo nie wyobraża... Ale, no z drugiej strony... Igor... On jest taki słodki, ze niewiem.. Moze jak przyjda laski to go obgadamy...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zaczynało się ściemniać, gdy rozległo się ciche pukanie do mojego pokoju. Mruknęłam jakieś pozwolenie na wejście do środka, i ponownie zamknęłam oczy. Nic mi się nie chciało.
- Ej, to tak się wita koleżanki? - Usłyszałam głos Ilony.
Od razu otworzyłam oczy. Obok mojego łóżka stały dwie dziewczyny. Ilona - szczupła blądynka, z włosami sięgającymi do połowy pleców, ubrana w zgniłozieloną bluzę, z cekinami, i ciemno - niebieskie jeansy biodrówki. Patka - jak zwykle związała swoje czarne włosy w niedbały kucyk, ubrana w jasną, polarową bluzę, i ciemne jeansy.
Uśmiechnęłam się do nich szeroko. Jak ja dawno ich nie widziałam!
- No wiesz... - Zaczęłam się drażnić z Iloną. - Ja was tutaj nie zapraszałam.
- W każdej chwili możemy wyjść. - Ilona starała się zachować powagę, ale jej to zabardzo nie wychodziło. - Ale żebyś nie żałowała, bo przyniosłyśmy ci coś, czego wiemy, że ci brakuje... - Dodała zachęcającym tonem.
- Co?! - Wrzasnęłam tak niespodziewnie, że obie podskoczyły. - No już! Dawać mi to! Nie ociągać się! - Ciągnęłam swój wywód.
- Jak się nie zamkniesz to nic nie dostaniesz. - Ilona pokazała mi język, a ja natychmiast zamilkłam, patrząc wyczekująco to na jedną, to na drugą.
- Tadaa!! - Patka wyciągnęła z torby odtwarzacz mp3. Albo mp4, nie widziałam na pierwszy rzut oka.
Wytrzeszczyłam oczy.
- Do kiedy? - Zapytałam.
- Co do kiedy? - Patka nie wiedziała oco chodzi.
- No... Kiedy mam to ci oddać?
- Mi? - Albo udawała głupią, albo nią była.
- Nie, Królewnie Śnieżce. - Westchnęłam.
- To dla ciebie Łosiu. - Wtrąciła Ilona.
- Jak to dla mnie?
- No tak... Widocznie bardzo cię lubią w klasie. - Wyszczerzyła się do mnie Patka.
- Ee?
- No głąbie! - Ilona nie wytrzymała. - Wszyscy z klasy złożyli się na coś, czego naprawdę teraz potrzebujesz!
- Co?! - Wydarłam się, i aż syknęłam z dobrze mi już znanego bólu.
- Junior proponował wielkiego miśka, ale powiedziałyśmy, że przydało by ci się coś innego. - Powiedziała spokojnie Patka.
Jakie chamy, nawet się nie przejęły tym, że mało nie umarłam. Tzn. przed chwilą. Bueh, nie ma to jak cudne koleżanki. Ale... Kto by mi przyniósł to... To... Tocudo? One jednak są niezłe. Uśmiechnęłam się do siebie.
Chrząknęłam głośno, patrząc znacząco na wspaniały przedmiot, który trzymała Patka. Ta o dziwo od razu zrozumiała o co mi chodzi, i mi go dała. Jeździłam palcami po gładkim, przyjemnie chłodnym urządzeniu.
- Tylko jak ja na to coś nagram? -Jęknęłam, powracając do rzeczywistości.
Przecierz na Marcina nie mogę liczyć, w tym wypadku, a sama wstać nie mogę. Cholera. Czuję się jak niedźwiedź stojący pod drzewem, który nie może dosięgnąć łapą do gniazda pszczóół a tym samym do miodu.
- Nie bój żaby... - Zaczęła Patka.
- Spisz nam listę piosenek, a my ci nagramy. -Wtrąciła Ilona.

~~~~~~

Dokończę kiedy indziej, bo już koniec lekcji. Kosiam Was!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Emi222




Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 3 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Czestochowa

PostWysłany: Pon 17:53, 13 Mar 2006 Powrót do góry

Suuuperrr to opowiadanko:)oby tak dalej Very Happy:Dmasz talent RazzRazz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sylas
:-)
:-)



Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*

PostWysłany: Nie 20:11, 19 Mar 2006 Powrót do góry

- Jasne - parsknęłam. - Połowy z tego co ja chce to raczej nie macie, ale pomińmy. To o co chodziło z Igorem? - zmieniłam temat.
- Ooooooch - oczy Ilony zrobiły się okrągłe. - Igor.
- No Igor, przecież nie Bąbel.
Ilona nagle spaliła cegłę.
- Te, mówcie szybko o co chodzi! - zażądałam.
- Zakochała się - Patka bezgłośnie poruszyła ustami, tak, żeby Ilona nic nie zauważyła.
- Przez dwa dni? - zapytałam całkiem głośno, co ponownie zwróciło uwagę Ilony, na moja osobę.
- Co przez dwa dni? - zapytała głupio.
Została chamsko zignorowana.
- No to opowiadać mi wszystko! Nie mówcie, ze w szkole się nie działo nic ciekawego przez... Ile mnie nie było? - wyrzuciłam z siebie jednym tchem, aby przerwać niezręczną ciszę.
- Prawie dwa miesiące - szepnęła Patka zachrypniętym głosem.
Y... Że CO? Chyba dwa tygodnie chciała powiedzieć, ale nie będę już jej poprawiała.
- No nieważne - powiedziałam głośno. - Opowiadać, bo i tak się z tego nie wywiniecie - dodałam.
Łaskawie zostałam poczęstowana opowieścią, jak to Śledź haniebnie podlizywał się Juniorowi, a temu to się (o zgrozo!) podobało.
- No, i chodzili ze sobą jakieś dwa tygodnie - kończyła opowieść Ilona.
Nie wytrzymałam. Chciałam parsknąć śmiechem, takim jak zawsze, gdy mnie coś szczególnie rozbawiło, ale został on bardzo szybko zduszony, a zastąpił go ślepy, dobrze mi juz znany, ból w dole pleców.
- Co jest? - zapytała Patka.
- Nic - powiedziałam i otarłam załzawione oczy. - No to - próbowałam się uśmiechnąć - Śledź została brutalnie zostawiona?
- Lepiej - wyszczerzyła się Patka.
- To może być lepiej? - zdziwiłam się lekko.
- Junior wydarł się na nią przy całej klasie, że on nie potrzebuje dziewczyny, która wygląda jak dziwka - wtrąciła Ilona a jej głos drgał ze szczęścia.
Moja twarz przybrała wyraz błogości.
- Cuudnie - wymruczałam.
- Słuchaj dalej! - powiedziała Patka.
A ja pominę to, że na początku to ja musiałam wyciągać z nich jakiekolwiek informacje.
- I ona chlasnęła go po twarzy – ciągnęła Ilona.
- A Junior takim chamskim tonem powiedział coś w stylu „zawsze byłaś prostaczką” – przejęła opowiadanie Patka.
Buhahaha, prostaczką? Od kiedy to Junior ma takie słownictwo? Oj chyba się sporo zmieniło pod moją nieobecność.
- No ale, jak to się stało? – nie potrafiłam ukryć szczęścia.
- No właśnie tak – odpowiedziała mi Patka.
- No ale jak była wtedy ona ubrana? – musiałam sobie to wszystko wyobrazić.
- A myślisz, że ja pamiętam? – burknęła Ilona, niezadowolona, że nie wystarczają mi dotychczasowe informacje.
- Tradycyjnie – podjęła się Patka. – Obleśna różowa bluzeczka i jej te najgorsze spodnie.
Pisnęłam z uciechy. Nie mogło być lepiej.
Mogło. Mogłabym przy tym być, a nie kisić ogóra w domu.
- No dobra – starałam się nie cieszyć z cudzego nieszczęścia, a to wymagało dużej siły woli. – A co z tym Igorem? Dowiem się wreszcie? – zapytałam trochę wyzywającym tonem. Chyba trochę zbyt wyzywającym, bo dziewczyny spojrzały po sobie zdziwione, ale nic nie powiedziały.
W końcu Ilona przerwała ciszę.
- Podbił do nas na przerwie – zaczęła Ilona. – I zapytał mnie czy nie widziałam Pauliny z ich klasy.
- No to powiedziała, że nie wie która to jest – wtrąciła Patka.
- On takie wielkie oczy zrobił, i stwierdził, że mi nie wierzy, bo widział nieraz jak, tutaj cytuję : „Wasza koleżanka z nią gada” – ciągnęła dalej Ilona.
- No to mu powiedziałyśmy, że to wcale nie znaczy, że my ją znamy, i sobie poszłyśmy – zakończyła dumnie Patka.
- Zostawiłyście go? Gdzie to było? – dopytywałam się.
- Na środku dużego hallu – Ilona pisnęła ze szczęścia.
Pewnie ma radochę, że się do niej odezwał.
- Biedactwo – szepnęłam czule. – Jak mogłyście go zostawić? On taki ładny jest – rozmarzyłam się.
- No to co, ale głupi – Patka jak zwykle myśli trzeźwo.
Co ja bym bez niej zrobiła? Dobrze, że jest. Że są.
Laskom się nagle zaczęło śpieszyć, „bo jest ciemno”.
- Niestety nie odprowadzę was, nawet do drzwi – zaczęłam przepraszającym tonem, ale mi przerwały:
- No jasne, rozumiemy – wyjechała Ilona.
- Pewnie, nie przejmuj się nami – zawtórowała jej Patka.
- No dobra, to kiedy się widzimy? – zmieniłam temat.
- Ja może będę mogła w sobotę, ale jeszcze nie wiem – stwierdziła Patka.
- A ja nie będę mogła. Jadę do rodzinki na jakąś uroczystość – powiedziała ponuro Ilona.
- To do zobaczenia w sobotę, mam nadzieję – pożegnałam je.
Dziewczyny już miały wychodzić, gdy je powstrzymałam.
- Czekajcie! A lista?
- Co? Jaka... Aaa! – Patka doznała olśnienia.
- No, sklerozy jedne, weźcie jakąś kartkę z biurka i długopis i już mi pisać – zarządziłam.
Ilona posłusznie wzięła z biurka kartkę i długopis, i spojrzała na mnie pytająco.
- No to na sam początek życzę sobie.. – zaczęłam.
- ...Wszystkie piosenki Tokio Hotel – dokończyła za mnie Patka.
- Dokładnie – wyszczerzyłam się. – Wiecie co... Wrzućcie tam jakieś fajne piosenki, już mi obojętnie jakie, byleby wszystkie TH były – stwierdziłam.
Yyy. Jakie chamki. Wyziały mnie. No nic...
- Z czego się małpy cieszycie? – spytałam zaczepnie.
- Ojj z niczego – zaczęła Patka.
- Musimy już iść, na serio – stwierdziła poważnie Ilona.
- No ok, to ja was już nie zatrzymuję – powiedziałam niechętnie. – I czekam na mój odtwarzaczyk – dodałam trochę złośliwie.
- Jasne, jasne – zaczęła Ilona. – Jak jeszcze kiedyś cię odwiedzimy to ci go podrzucimy – chyba coś nie wszedł jej ten żart.
Pożegnałam się jeszcze z dziewczynami, i snując marzenia jak by to było fajnie poznać chłopaków z TH, zasnęłam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kamis
:-(
:-(



Dołączył: 07 Lut 2006
Posty: 196 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Stoszowice

PostWysłany: Nie 21:53, 19 Mar 2006 Powrót do góry

Nie no dziewczyno to opko jest GIT!!!!!! Super dzięki, ze odwiedzasz moją "stronkę"! Very Happy Very Happy Very Happy Czyń swoją powinność i pisz, pisz i pisz dalej to opko i dawaj kolejne części jak najszybciej. Pozdro paaaaaaaaaaa! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Martula




Dołączył: 21 Mar 2006
Posty: 22 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Katowic

PostWysłany: Pon 16:58, 27 Mar 2006 Powrót do góry

Strasznie tajemnicze i to jest właśnie super!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sylas
:-)
:-)



Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*

PostWysłany: Pon 17:39, 27 Mar 2006 Powrót do góry

Następnego dnia obudził mnie krzyk mamy:
- Magda wstawaj! Zaraz przyjdzie do ciebie pan doktor!
- Tak ra-aa-no? – ziewnęłam.
- Jak to rano? – zaczęła swój wywód mama. – Już prawie 11, a ty mówisz, że rano? Jak byś była zdrowa, to byś już była w szkole od dawna.
- Tak, a jak jestem w szkole to niby nie rano? – burknęłam.
- A właśnie co do szkoły, to za dwa dni rozpoczyna ci się nauczanie indywidualne – poinformowała mnie rodzicielka.
- Że CO mi się zaczyna? – spytałam z niedowierzaniem.
- Nauczanie indywidualne – powtórzyła spokojnie. - I nie życzę sobie abyś mówiła do mnie takim niewdzięcznym tonem, jasne? – dodała ostrym głosem.
Co jej się stało? Przecież zawsze tak do niej mówiłam.
- Tak jest – burknęłam.
Drrrrrrr....
Nigdy nie lubiłam tego domofonu. Mama poszła otworzyć.
- Dzień dobry! – usłyszałam dziarski głos, i po chwili do mojego pokoju wszedł młody mężczyzna.
Tak na moje oko mógł mieć coś koło trzydziestki, czyli w sumie nie taki młody.
- Jak się pani czuje? – w końcu mnie zauważył.
- A jak mam się czuć? – burknęłam.
Nie lubiłam, gdy mnie koś budził, bo zawsze wtedy miałam zły humor. I jeszcze to nauczanie... W mojej klasie dwóch chłopaków miało indywidualne... Dwaj nieudacznicy... Brr...
- Dobrze – powiedział nie zniechęcony moim oschłym tonem lekarz. – Może się pani podnieść? – zapytał.
- Raczej nie – warknęłam. – Bo jak próbuję, to mnie plecy bolą.
Już miałam go dość. Wydawał się być taki... lalusiowaty.
- To może mała próba? – uśmiechnął się.
Spojrzałam na niego jak na kosmitę.
- Próba czego? – spojrzałam na niego spod oka.
- Podniesienia się – zaświergotał radośnie.
- Pan jest normalny? – nie wytrzymałam.
- Jak najbardziej, pani potrzebna jest rehabilitacja – stwierdził spokojnie.
- Ale jak się ruszę to mnie boli, rozumie pan? – warknęłam.
- Oczywiście, że rozumiem – żachnął się lekarz. – Ale żeby przestało, musisz to rozruszać.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na „ty” – warknęłam.
Nie speszyło go to. Tego pedała to nie speszyło! Coraz bardziej mnie irytował.
- Zatem możemy przejść – powiedział tylko. – Andrzej – wyciągną do mnie dłoń, której nie uścisnęłam. Popatrzyłam na niego z odrazą. Chyba w końcu wyczuł moją niechęć, bo powoli opuścił dłoń, a uśmiech spełzł z jego twarzy.
Zmrużył oczy i wycedził przez zaciśnięte zęby:
- Wiesz kim ja jestem?
- Powtarzam, że nie przypominam sobie, abym pozwoliła panu zwracać się do mnie na „ty” – warknęłam.
- Nie ty tu dyktujesz warunki, smarkulo – koleś tracił nad sobą panowanie.
Tego mi było trzeba. Musiałam na kimś wyładować całą moją złość, i nienawiść do mojego pecha. Czemu by nie na nim?
- Niech tak pan do mnie nie mówi – zmrużyłam oczy.
- Będę mówił do ciebie jak mi się podoba – wycedził. – Niewielu znajdziesz, którzy uwierzą ci w to, co się stało.
- To znaczy w co? – spytałam i bezczelnie ziewnęłam.
- Pamiętasz tego kota? – warknął. – On ci się nie śnił.
- Jasne – parsknęłam szyderczym śmiechem, aby go jeszcze bardziej rozdrażnić. – Wie pan co? Pan jest nienormalny.
Zignorował to. Po raz drugi mnie zignorował, zamiast wybuchnąć.
- Przejdźmy do ćwiczeń – powiedział szorstkim tonem.
- Do jakich ćwiczeń? – zapytałam z szyderczym uśmiechem.
- Podnieś się – rozkazał.
O nie, teraz to mnie wkurzył.
- Mówiłam ci już, że nie mogę się podnieść! – teraz i ja przeszłam na „ty”.
- Podnieś się – powtórzył takim samym tonem.
- Nie
- Tak
- Nie
- Tak
- Nie zmusisz mnie – warknęłam.
- Nie? – zapytał, i z szaleńczym rechotem wyciągnął do mnie ręce.
- Zabierz te łapy! – wrzasnęłam.
Do pokoju weszła mama. Dzięki Bogu. Uratowała mnie przed tym szaleńcem.
- Może herbatki, panie doktorze? – zapytała słodko.
Andrzej, jak nazywał się „pan doktor”, szybko zmienił tor swoich rąk, udając, że chciał poprawić mi poduszki. Żałosne.
Moja matka. Czy ona nie słyszała jak krzyczałam? A jeśli słyszała to dlaczego do cholery proponuje temu świrowi, herbatkę?! Na razie przyjmę opcję, że nic nie słyszała.
- Nie, dziękuję – odparł przesłodzonym tonem. – Może zechce pani popatrzeć, jakie postępy zrobiła pani córka w siadaniu? – uśmiechną się przymilnie, a jego szare, zimne oczy przyglądały mi się ze złośliwą satysfakcją.
- Jestem już zmęczona – powiedziałam szybko.
- No, jeszcze tylko raz – widziałam po jego oczach, że ma niezłą zabawę.
Mama patrzyła to na mnie, to na doktorka. Nic nie rozumiała. Tyle dobrego.
- Nie – warknęłam, nie przejmując się mamą, co było moim błędem.
- Jak ty się do starszych odzywasz?! – wykrzyknęła oburzona. – Ja pana najmocniej przepraszam, wiek dojrzewania... Rozumie pan... – zaczęła mnie tłumaczyć.
- Ależ nic się nie stało – Andrzej wykrzywił twarz w czymś, co chyba miało być uśmiechem. – To może ja już pójdę.
Odetchnęłam z ulgą. Na razie miałam go z głowy.
- Tak szybko, panie doktorze? – zaświergotała mama.
- No niestety, obowiązki wzywają – odparł zbolałym tonem.
O, ja nie wątpię, że wolałby tu zostać i mnie jeszcze pomęczyć. A niech spada, głupi pedał.
- Do widzenia – spojrzałam nie niego złośliwie. – A jeszcze lepiej, do nie-widzenia – poprawiłam się.
- Oj zapewniam cię, że spotkamy się jeszcze – stwierdził doktorek. – I to całkiem niedługo – dodał ze złowieszczym uśmiechem i wyszedł z pokoju, a za nim moja mama.
Uh... Zauważyłam, że nie ma na dole przedniego zęba. Mam nadzieję, że go boli.
Do pokoju weszła mama, a jej mina nie wróżyła niczego dobrego. Nie myliłam się. Już z progu zaczęła swój wywód:
- Co się z tobą dzieje? Czy ty myślisz, że mi jest tak miło jak ty się tak do ludzi odzywasz? Masz się tak więcej nie zachowywać. I żebym się już za ciebie nie musiała wstydzić!
To było jej ulubione powiedzonko. I żebym się już za ciebie nie musiała wstydzić... O tak, używała go dość często. Słyszałam to po tym jak niechcący zrzuciłam w sklepie wszystkie chipsy na podłogę, kiedy zleciała się cała ochrona sklepowa, bo jak przechodziłam przez bramkę coś zaczęło piszczeć, kiedy mnie tak bardzo bolał brzuch, że rozpłakałam się na ulicy, bo nie chciałam tak iść do szkoły... O tak, to było jedno z jej ulubionych powiedzonek.
- No co się tak patrzysz? – usłyszałam. – Może byś cos powiedziała!
Spojrzałam na nią jak na wariatkę.
- Przepraszam – powiedziałam bez najmniejszego cienia skruchy.
Moja rodzicielka tylko westchnęła i wyszła z pokoju. A ja powoli obróciłam głowę. Dopiero gdy zobaczyłam stosik karteczek różnej wielkości i koloru, przypomniałam sobie, że nie przeczytałam ich wszystkich, tylko tą jedną. Od Ilony i Patki. Tak się w sumie zastanawiałam jak one do mnie dotarły... Przecież nie wszyscy znają mój adres...
Jednak stwierdziłam, że skoro są, to wypada je chociaż przejrzeć, więc powolutku wyciągnęłam rękę i złapałam kilka kartek leżących najbliżej.
Rozwinęłam pierwszą: Chamie ze wsi, czego jesteś chora? Wracaj do nas szybko. Kłamca.
Uśmiechnęłam się lekko.
Druga: Wrona! Jak możesz?! Teraz muszę siedzieć z Olką... Ale jesteś... Zdrowiej szybko bo ja z nią już nie wytrzymuje. Anusia.
Mój banan na twarzy się powiększył.
Kolejna karteczka, tym razem nie była nawet zgięta: Myślisz, że nam cię tu brakuje? Bardzo bobrze, że cię tu nie ma, bo nie musimy oglądać twojego skrzywionego ryja.
Mój uśmiech nieco zbladł. Mimo, że nie było podpisu, wiedziałam od kogo to jest, ale nie przejmowałam się tym. Ja nienawidziłam Śledzia, a ona nienawidziła mnie. Proste.
Sięgnęłam po jeszcze następną: Wiem, że nie mieliśmy okazji się poznać bliżej, naprawdę tego żałuję. Mam nadzieję, że kiedy wyzdrowiejesz zdążymy to nadrobić. Będę czekał. Michał.
Wytrzeszczyłam oczy. Michał? Jaki Michał? Znam tylko jednego Michała. Z klasy. Z mojej klasy. Tego, co chodził ze Śledziem. Chyba, że to napisał jakiś inny Michał, którego nie kojarzę. Oj tam. Co się będę przejmowała, ja i tak nie wrócę szybko. To znaczy do szkoły.
Do pokoju bez pukania weszła Pati. Na jej widok usta rozciągnęły mi się w szerokim uśmiechu.
- Siema – wyszczerzyłam się.
- No hej, hej – odparła zniecierpliwiona.
- Co jest? – zapytałam podejrzliwie.
- Nic! – krzyknęła zdenerwowana.
- Nie krzycz na mnie! – wrzasnęłam.
- Nie krzyczę!
- Krzyczysz!
- Nieprawda!
- Prawda!
- Co się tu dzieje? – do pokoju weszła mama.
- Nic – burknęłam.
Coś się stało z Patiszonem, ja to wiem. Przyjaźniłyśmy się od siedmiu lat, znam ją jak nikt. Odkąd zaczęła chodzić z Kamilem, nagle polubili ją wszyscy dookoła. To nie oni byli z nią gdy płakała, tylko ja. To nie oni byli z nią, gdy pokłóciła się z tatą, tylko ja. To nie oni byli z nią, gdy miała doła, tylko ja. To nie oni ją pocieszali, tylko ja. To nie oni płakali razem z nią, tylko ja. To nie oni próbowali pomóc pogodzić się jej z ojcem, tylko ja. No i w końcu, to nie im zaufała, tylko mi. A teraz co się z nią działo? Dziwnie się zachowuje.
- Ciszej proszę – warknęła jeszcze mama, i wyszła z pokoju dokładnie zamykając drzwi.
- Zmieniłaś się – powiedziałam cicho, przerywając niezręczną ciszę.
Nawet cisza była czymś dziwnym, Pati zawsze miała mi wiele do powiedzenia... a teraz? Pełna skrępowania, i jakiegoś dziwnego napięcia cisza.
- Nawet nie wiesz jak bardzo – usłyszałam jej głos, który zmroził mnie do szpiku kości. Był zimny i pozbawiony jakichkolwiek emocji.
- Powiesz mi co się stało? – spytałam po kolejnych minutach ciszy.
- Znam prawdę – powiedziała takim samym, zimnym tonem.
Zupełnie do niej nie pasował.
- Jaką prawdę? – spytałam cicho, i jakby z przestrachem.
- A taką – zaczęła z zapałem – że dowiedziałam się jaka to z ciebie była przyjaciółka!
- Coo? – zapytałam głupio.
- Jak to mnie obgadywałaś z każdym kto się nawinie – ciągnęła, jakby mnie w ogóle nie usłyszała – jak skarżyłaś się wszystkim dookoła, jaka jestem nachalna, że zmuszam cię do mojego towarzystwa, jak – tu zaszkliły jej się oczy – mówiłaś, że masz nadzieję, że nic nie wyjdzie z Kamilem – otarła policzek rękawem – jak...
- To jakieś bzdury – przerwałam jej potok oskarżeń.
- To nie są żadne bzdury! – zaperzyła się.
- Są – powiedziałam spokojnie. – Nie masz żadnego dowodu, że było tak jak mówisz. Ktoś ci wmawia coś, co nawet nie jest prawdą – rozkręcałam się. – Znasz mnie, powinnaś od razu wiedzieć, że cię okłamują.
- To moi przyjaciele – stwierdziła wyniośle. – I nie okłamują mnie.
- Pati – doznałam olśnienia. – Czy to powiedziała ci Magda Ka?
- Nie mów do mnie Pati – powiedziała zimnym tonem, zupełnie ignorując moje pytanie.
Coraz bardziej mnie irytowała.
- O Wielka i Najdoskonalsza, czy to powiedziała ci Magda Ka? – zakpiłam.
- Tak, teraz ona jest moją najlepszą przyjaciółką.
Zbladłam. Magda Ka jest najgorszą dziewczyną jaka miałam nieszczęście poznać. Wymyślała różne plotki, lubiła robić na złość wszystkim dookoła, obgadywała swoich najlepszych „przyjaciół” z kim popadnie... A Pati mi powiedziała, że to jej najlepsza przyjaciółka?! Ona jej nienawidziła! No... może to trochę za mocne słowo, ale nie znosiła jej, chyba najbardziej ze wszystkich dziewcząt.
- Ż-żartujesz? – wyjąkałam.
- Nie – stwierdziła zimno. – Z nią mogę pogadać o wszystkim, o chłopakach, o imprezach, o kosmetykach, ale i o sprzątaniu kibla, nienawiści i zwierzętach – wyrzuciła z siebie.
Nagle zobaczyłam jak cos się porusza, i aż się skurczyłam sama w sobie.
- I co? Boisz się mnie? – zakpiła Pati.
To wstało, przeciągnęło się leniwie, i zaczęło podchodzić.
- Pati... – zaczęłam.
- Już mówiłam, żebyś tak do mnie nie mówiła – warknęła.
Było coraz bliżej. Widziałam jak świecą mu się oczy. Czerwone oczy.
- P-pati... – wyjąkałam – odwróć się... – szepnęłam. – Albo nie! Wyjdź stąd! – chciałam ja ratować.
Nie posłuchała mnie. Po chwili stała już oko w oko z rudo – białym potworem, nawiedzającym mnie w koszmarach.
Stwór podchodził coraz bliżej, a jednocześnie coraz wolniej.
Myślałam, że rzuci się na Pati i postrzępi ją, tak samo jak mnie, ale on ją wymiął nie zaszczycając nawet krótkim spojrzeniem jej zastygłej w niemym przerażeniu twarzy. Za to patrzył wprost na mnie. Widziałam w jego oczach głód.
I nagle przed moimi oczami ukazało się cos strasznego.
Wielkie pustkowie. W oddali widać było mikroskopijne czubki wieżowców. Wiatr unosił jakąś starą gazetę i ciągnął ją w brew woli przed moimi oczami. Wbrew woli? Jakie wbrew woli? Gazeta nie ma dej woli. Ona jest, albo jej nie ma. Ale ja wyraźnie czułam, że ona nie chce aby ją przenoszono. Ani wiatr, ani nikt inny. Było jej dobrze tam, gdzie była, a teraz znowu była skazana na bezsensowną tułaczkę wraz z wiatrem. On się nią bawił. Wodziłam wzrokiem za gazetą, bezradnie lecącą tam, gdzie kazał jej wiatr, gdy to ujrzałam. To patrzyło na mnie, ale nie wyglądało już tak samo jak przed chwilą. Przed chwilą? A może to było już pół godziny, może cały dzień. Odwróciło głowę w moja stronę. Było głodne, czułam to. Skóra zwisała mu smętnie, a wystające żebra odstraszały widokiem. O tak, to coś było okropnie głodne i wychudzone. Nagle ogarnęło mnie uczucie potrzeby pomocy temu... czemuś. Nawet ja sama nie mogłam w to uwierzyć. To mnie poszarpało, sprowadziło na mnie konieczność żałosnego życia, dopóki nie wyzdrowieję, a to nie zapowiadało się zbyt prędko, skoro miałam mieć nauczanie indywidualne. A ja mam ochotę... nie, nie ochotę... mam potrzebę pomocy temu... zwierzęciu.
Kot – potwór spojrzał żałośnie na mnie swoimi czerwonymi ślepiami i miauknął przeraźliwie. Zaczęłam się cofać. Dostrzegłam przerażenie w oczach stworzenia, które miauknęło jeszcze raz, tym razem głośniej. Stwór odwrócił się i pobiegł truchtem kilka metrów, a obwisła skóra zakołysała się na boki. Stworzenie stanęło, i powoli odwróciło łeb w moją stronę. Chciałam się odwrócić, ale nie mogłam, ja już nie kontrolowałam gdzie się patrzę. Zwierze miauknęło po raz trzeci i machnęło swoim długim ogonem, jak by zapraszał mnie do siebie. Coś zaskoczyło w mojej głowie i, z trudem odrywając stopy od ziemi, przeszłam kilka kroków w stronę potwora. Ten, odwrócił łeb z powrotem i pobiegł dalej, oglądając się co jakiś czas, jak gdyby chciał sprawdzić, czy dalej za nim idę. Za każdym razem, gdy się tak odwracał, czułam bijące od niego zadowolenie. Nie wiedziałam po co za nim podążam. Nie zbliżaliśmy się do żadnego miasta, czy budynku. Dalej widziałam tylko płaską ziemię, bez żadnych roślin. Nie było też ptaków, a gdy się przyjrzałam ziemi, nie maszerowały po niej mrówki, czy jakieś inne stworzenia. To miejsce wyglądało na zupełnie wymarłe.
Stwór w pewnym momencie stanął. Odwrócił się, i ugiął przednie łapy.
Czy tak wygląda pokłon w wykonaniu potwora?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sylas dnia Wto 13:11, 28 Mar 2006, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Temcia
:]
:]



Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 523 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z krainy snów...:)

PostWysłany: Pon 21:43, 27 Mar 2006 Powrót do góry

Czemu ja to przeczytałam dopiero teraz??? jakaś dziwna jestem!! poprostu rewelacja. Zupełnie inny sty pisania niz to co do tej pory czytałam! Na pewno nie przegapię już zadnego odcinka!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIKA
:(
:(



Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 334 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:43, 01 Kwi 2006 Powrót do góry

rewelka kiedy nowe??????


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sylas
:-)
:-)



Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*

PostWysłany: Sob 13:10, 01 Kwi 2006 Powrót do góry

Niestety na razie nie wiem kiedy będzie nowa część bo jestem tak zawalona nauką, że to szok. I już wiem, że jestem zagrożona z historii i chemii ;/ Notka będzie prawdopodobnie w przyszłym tygodniu... Pozdrawiam all ;**

EDIT:

A no i zapomniałam ;DD Mam już dwie pierwsze części do mojego nowego opowiadanka, ale niestety nie mam kiedy zrzucić tego na kompa Sad Pozstaram się w przyszłym tygodniu, ale nic nie obiecuję ! Bussiak ;**


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
shira
Moderator



Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 1460 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:27, 05 Kwi 2006 Powrót do góry

no wiec prosilas mnie o hmm...o to, żebym oceniła twoje opowiadanie? więc tak:
piszesz dobrze, błedy pojawiają sie rzadko. Ogólnie tekst jest raczej przejrzysty i nie zgubłam się. W niektórych momentach zdarzało mi sie nie zrozumiec o co chodzi, ale po drugim razie, mogłam czytac dalej. Troszke mało opisów...ciężko mi było cokolwiek sobie wyobrazić, ale tutaj zdawałam się na siebie ;) dialogi momentami banalne, ale w porzadku...
a co do samego opowiadania...na początku było dla mnie nudne (podobał mi sie czas teraźniejszy ;) wcale nie poznałam bohaterki...potem lekko sie zaczytałam i cos nieokreslonego, kazało mi czytac dalej :) (nie zeby to, że prosiłaś...)
nie rozumiem motywu z potworem chociaz mnie zainteresował...(nie lubisz kotów może?)
na razie nic mnie nie powalilo na kolana, ale to opowiadanie ma cos w sobie...coś takiego...hmmm...cos co przyciąga :) bede je od teraz sledzić

więc: tajemnicze, lekko nudnawe ale przyciągajace, dobrze napisane, raczej mało żenujące :P chociaż w niektórych momentach banalne, ale to twoja wizja...poprawnie napisane, czyta sie latwo...nie jest melancholijne ani szalone - fifti fifti - a plus tutaj duzu, za to, ze chyba opierasz je na jakichś wzorcach, ze swojego życia...
miło się czytało...
buzi :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
pryczka
:]
:]



Dołączył: 20 Mar 2006
Posty: 485 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: LublIN ciTyyyy

PostWysłany: Pon 18:01, 10 Kwi 2006 Powrót do góry

czy ja jestem jakaś inna? wszyscy mówia że te opo jest Fajne i wogóle, a mi to się strasznie cieżko czytało... Jest dobry Język i takie tam, ale treśc jakaś trudna do przyswojenia przezemnie... Może kiedyś Przeczytam jeszcze raz?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sylas
:-)
:-)



Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*

PostWysłany: Wto 17:27, 11 Kwi 2006 Powrót do góry

Shira - bardzo dziękuję za ocenkę Wink i bardzo się cieszę, że napisałaś to szczerze ;D (mam nadzieję ;P)

Pryczka - no cuż... Nie oczekiwałam, że to opo będą wszyscy wielbić ani nic, i dziękuję Ci za opinię. Może jak już się trochę rozwinie akcja, zmienisz zdanie ? Wink

A nexcik będzie moze w sobotę, ale nie obiecuję. Miałam awarię kompa i mi się usunęły 4 stony z Worda. Masakra... teraz próbuję je jakoś odtworzyć... Pozdrawiam 4 all ! ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
pryczka
:]
:]



Dołączył: 20 Mar 2006
Posty: 485 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: LublIN ciTyyyy

PostWysłany: Wto 17:32, 11 Kwi 2006 Powrót do góry

Może....
Sądzę że tak ogólnie to jest sopx, tylko że ja nienawidze scen opisowych....dla mnie to jest przynudzanie... Postaram sie pzremóc i przeczytac:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sylas
:-)
:-)



Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*

PostWysłany: Wto 12:24, 04 Lip 2006 Powrót do góry

6

Coś zgrzytnęło, przesunęło się pod ziemią, i moim oczom ukazało się jakieś wejście. Ot, zwykła dziura na drodze, w środku było smołowato czarno. Czułam jedynie ciepłe podmuchy dochodzące z czeluści. Zwierzę machnęło swoim nienaturalnie długim ogonem i zniknęło w ciemności. Zawahałam się, jednak ciekawość zwyciężyła. Powoli, krok za krokiem, stopa za stopą, zaczęłam zbliżać się do otworu. Stanęłam nad nim, a moje nozdrza podrażnił zapach palonego włosa. Cofnęłam się chwiejnym krokiem. Smród był nie do wytrzymania. Patrzyłam bezsilnie na czarną dziurę, zastanawiając się gorączkowo jak do niej wejść nie narażając się jednocześnie na śmierć z tego zapachu. Ze środka dobiegło mnie przeraźliwie długie i głośne miauknięcie.
Musiałam znaleźć jakiś sposób, musiałam. I uświadomiłam sobie jak. Zdjęłam bluzę, owinęłam ja dookoła głowy, zostawiając tylko otwór na oczy. Wiedziałam, że nie w takim turbanie powietrza nie wystarczy na długo. Odwinęłam skraj mojej osłonki, wzięłam kilka głębokich wdechów, zasłoniłam się z powrotem, i już nachylałam się aby skoczyć w czeluść, kiedy coś śmignęło mi przed oczami. Mój mózg zdążył zarejestrować tylko to, że cos przecięło ze świstem powietrze, potem usłyszałam jeszcze dźwięk, jakby cos się wbijało w ziemię. Stało się to tak szybko, że nawet nie zdążyłam pomyśleć „co jest?” a już powrotem zapadła cisza. Przerwało ją kolejne miauknięcie, dłuższe, i głośniejsze od poprzedniego. Uniosłam oczy znad dziury i zobaczyłam strzałkę. Po prostu, cos takiego jak zwykły kierunkowskaz. Narysowana na nim strzałka pokazywała coś za mną. Odwróciłam się. Nic. Zamrugałam i ponownie spojrzałam na kierunkowskaz, nadal strzałka była zwrócona w przeciwnym kierunku. Odwróciłam się i z rosnącą irytacją stwierdziłam, że nadal nic tam nie ma. Coś się poruszyło. Przed oczami stanął mi bladoniebieski snop światła, prowadzący od ziemi do samego nieba. Zobaczyłam jak jakiś ciemny kształt spływa powoli z góry. Kiedy stanął na ziemi i snop zniknął, aż sapnęłam z wrażenia. Przede mną stał Anioł. Czułam, że jest prawdziwy. Stał całkiem niedaleko mnie, więc mogłam się dobrze przyjrzeć. Miał delikatne rysy twarzy, brązowe, prawie czarne oczy, czarne włosy (ku mojemu największemu zdziwieniu) postawione na żel, pełne usta i lekko zarumienione policzki. Cerę miał jasną. Czułam promieniujące z niego ciepło i troskę. Był wysoki, a przynajmniej wyższy ode mnie, o jakieś 10cm. Miał białe skejtowskie spodnie i białą SKEJTOWSKĄ bluzę. Buty szeroko wiązane, jak można się domyślić, były również białe. Jego ciemne włosy wspaniale kontrastowały z całą białą reszta garderoby. A co najważniejsze gdzieś z łopatek wyrastały mu SKRZYDŁA. Białe, bardzo puchate i pierzaste. Wielkie.
Zorientowałam się, że stoję z otwartą buzią, więc szybko ją zamknęłam. Po chwili wyjąkałam:
- K-kim jesteś?
- Znowu się zaciął, czy coo? – zgrzytnął zębami Anioł.
- E... Przepraszam... – zagadnęłam ponownie. – Kim jesteś?
- Ach, jestem Orlando – powiedział niedbale, podszedł do drogowskazu, mrukną coś a ten zniknął. To jest drogowskaz, nie Orlando.
- Magda? – przedstawiłam się, trochę zirytowana jego ignorancją.
- Uważaj! – krzyknął nagle i wyciągną do mnie dłoń.
Poczułam jak jakaś siła mnie do niego przyciąga. Leciałam teraz w obłokach, gdzieś w oddali grała jakaś kojąca melodyjka. Było mi tak dobrze... Nagle wszystko się skończyło, i już stałam koło Orlanda. Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.
Tam, gdzie przed chwilą stałam, zobaczyłam tego przerośniętego kota.
- Ach, nie – powiedziałam wszystkowiedzącym tonem. – On nam nic nie zrobi.
- Jesteś pewna? – zapytał kpiąco Anioł.
Przytaknęłam.
- To patrz – stwierdził, szepnął coś w nieznanym mi języku, i oto kot zaczął przybierać inne kolory i rozmiary. Zadrżałam. Przed nami stał potwór. Śmieszne, że wcześniej nazywałam potworem kota, który w porównaniu z tym wyglądał jak słodka, bezbronna kuleczka. To coś było ze cztery razy większe, i jakieś trzy razy szersze ode mnie, machał we wszystkie strony długim jaszczurzym ogonem ponabijanym ostrymi jak brzytwa kolcami, młócił w powietrzu przednimi łapami uzbrojonymi w wielkie pazury. Chyba coś poczuł bo zaczął pociągać olbrzymimi nozdrzami; po chwili miałam okazję podziwiać jego nabiegłe krwią ślepia.
- Uciekaj! – krzyknął Orlando i pchnął mnie do przodu, tak, że poleciałam prosto między łapy stwora.
- Co ty zrobiłeś? – zawyłam zrozpaczona, teraz wystarczyło aby stwór siadł, a już by było po mnie.
- Siedź tam! – usłyszałam rozkaz Anioła.
- Nie! Nie, nie, nie! - krzyknęłam i wybiegłam spod zwierzęcia.
Ten natychmiast obrócił za mą łeb. Straciłam grunt pod nogami, zrozumiałam, że to ten jaszczur mnie złapał. Zamknęłam oczy. Potwór bawił się mną, podrzucał do góry, i łapał tuż nad ziemią. Zrobiło mi się niedobrze; pozieleniałam na twarzy. Coś błysnęło, i spadłam ciężko na ziemię. Dygotałam na całym ciele; miałam dreszcze.
Orlando stał przede mną i błyskał czymś, co jak się okazało, było świetlistym mieczem. Jaszczur chciał się do mnie dostać.
- Następnym razem słuchaj się mnie i nie rób głupstw – warknął Orlando.
Nie odpowiedziałam, tylko skuliłam się na ziemi. Anioł odwrócił się najprawdopodobniej z zamiarem wydania jakiegoś nowego rozkazu. Chyba się zdziwił, że się boję. Bałam się? Mało powiedziane, byłam śmiertelnie przerażona. Orlando uklęknął obok mnie, i powiedział uspokajającym głosem:
- No, nie bój się malutka.
- Nie boję się – powiedziałam przerażonym głosem.
- To ws…
- Uważaj! – krzyknęłam.
Anioł błyskawicznie się odwrócił, i znów zaczął błyskać tym swoim mieczem. Nie mogłam na to patrzeć.
- Komm und rette mich - ich verbrenne innerlich
Komm und rette mich - ich sehaff's nicht ohne dich
Komm und rette mich - rette mich - rette mich – zanuciłam przerażona.
W tym momencie, potwór padł nieżywy na ziemię.
- Zabiłeś go? – wyszeptałam.
- Cii..
Orlando podszedł i postawił mnie na nogi.
- Dzięki – powiedziałam.
- Nie ma sprawy – uśmiechnął się.
- O co w tym chodzi? – spytałam.
- To była śmierć.
- CO to było? – niedowierzałam. – Na pewno by mnie zabił, ale…
- On nie był twoim mordercą, on był twoją śmiercią – przerwał mi Orlando.
- Skąd wiesz? – zapytałam opryskliwie.
- Tam – wskazał na górę – wiemy wszystko.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy?
- Tutaj. – padła odpowiedź.
- Widzę, że tutaj – zaczynałam się denerwować – ale dokładnie gdzie?
- Tego nie wie nikt – odpowiedział zamyślony.
- Świetnie. Cudownie. Wobec tego gdzie mam iść, żeby dojść do domu? – zapytałam.
- Nigdzie. Musisz poczekać aż dom przyjdzie do ciebie.
- Cudownie! Po prostu super! – krzyknęłam i siadłam po turecku na ziemi. – Może powiesz mi chociaż, co się ze mną dzieje, i działo?
- Skoro nalegasz – mruknął Orlando i usadowił się naprzeciwko mnie. – Co chcesz wiedzieć?
- Co to wszystko znaczyło? Ten… kot…?
- To nie był kot. – powiedział spokojnie Anioł.
- Wiem, że nie był! – zawyłam histerycznie. – Ale wolę to określenie – dodałam już spokojniej.
- To była twoja śmierć.
- Ale dlaczego akurat moja? Czy za każdym chodzi taka śmierć? Ja mam dopiero 15 lat!
- Nie… Nie każdy ma własną śmierć. Jesteś wyjątkowa, bo… - zawahał się – bo straciłaś swojego Anioła Stróża. – dokończył i spuścił głowę.
- Przykro mi – szepnęłam. – Czy to był… Twój przyjaciel? – zapytałam cicho.
Orlando tylko kiwnął głową.
- Przykro mi – powtórzyłam. – A co mu się stało? – zadałam nieśmiałe pytanie.
- Chciał cię obronić przed nią… Przed nią…
- Przed kim? – dociekałam.
- Śmiercią!
- Czyli to.. To przeze mnie zginął…?
- To nie ty tu zawiniłaś – w tym momencie poczułam jak by coś mnie ciągnęło – On po prostu był na to za młody…
Rozbudził tym moją ciekawość.
- To Anioły nie są w tym samym wieku? – zapytałam.
Orlando się roześmiał. Po raz pierwszy słyszałam śmiech Anioła. Brzmiał czysto i perliście.
- Nie, Anioły, tak jak ludzie są w różnym wieku, i rozmnażają się tak jak wy… - urwał zakłopotany.
Teraz to ja wybuchłam śmiechem.
- Naprawdę?
Anioł kiwnął głową czerwony jak burak, co mnie jeszcze bardziej rozweseliło.
- Kurde! – nie wytrzymałam, bo ciągnięcie stało się coraz bardziej natarczywe. – Cos mnie ciągnie!
- Już? – teraz to on był zdziwiony.
- Jak to j-już? – coraz trudniej utrzymywałam się na miejscu.
- Ratują cię, słuchaj, jak już wrócisz tam pamiętaj, aby żyć pełnią życia. Nie marnuj go, skoro dostałaś drugą szansę.
- O czym ty mówisz?! Leb die sekunde?! – krzyknęłam, bo odległość między nami była coraz większa.
- Będę na ciebie patrzył. Spoglądaj czasem na najjaśniejszą gwiazdę, pomogę ci.
- Jaka gwiazdę?! – histeryzowałam. – Łap mnie! Nie chce nigdzie lecieć!
- Teraz to ja zostałem twoim Stróżem – Orlando mówił coraz szybciej – więc słuchaj się mnie i nie zadawaj już pytań. Leć, czekają na ciebie – dodał, podbiegł kilka kroków, uścisnął mnie serdecznie, i… odleciał.
A ja poczułam się jak bym straciła najlepszego przyjaciela, i jak by jednocześnie coś mnie wciągało. Czułam się trochę jak woda, która przepływa przez lejek.

Obudziłam się gwałtownie, jak by ktoś krzyknął mi prosto w ucho. Wszystko dookoła było strasznie zamazane. Kolory i głosy mieszały się ze sobą, tworząc jeden dziki wrzask. Zamknęłam oczy. Byłam taka zmęczona… Chciałam zasnąć, ale nie dane mi to było. Za ramiona pochwyciły mnie czyjeś ręce. Jakaś dłoń pociągnęła mi powiekę, tak że musiałam otworzyć oczy. Byłam naprawdę zamroczona i bez sił. Błysnęło mi przeraźliwie białe światełko. Myślałam, ze oślepłam, ale po chwili jasność zmalała. Powolutku zaczęłam rozróżniać poszczególne kształty. Tu toczy się jakieś jajo, tam stoi prostokątny klocek… Wszystkie barwy nadal mi się mieszały. Teraz już potrafiłam rozróżnić głosy.
- Widać wyraźną poprawę, co przejawia się w większości oczywiście w tym, że córka się obudziła. – powiedział stanowczy, męski głos.
- M-m-ożemy z nią pobyć doktorze? – usłyszałam roztrzęsioną kobietę.
- Tylko pięć minut – znów usłyszałam tego mężczyznę.
Poczułam jak ktoś mnie łapie za rękę.
- Magda, kochanie, już wszystko dobrze… Wyzdrowiejesz, słyszysz? Już niedługo, naprawdę. Magda… Magda, słyszysz mnie?
‘Tak!’, krzyczałam w myślach, ale nie miałam siły powiedzieć tego głośno. Teraz najbardziej chciałam, aby mama, bo zrozumiałam, że to ona, przestała gadać. Te dźwięki rozsadzały mi głowę, tworząc straszny zamęt. Zamknęłam oczy; ktoś pocałował mnie w czoło.
- Pip… pip… pip… - nie wiedziałam co to za głos.
- Już? – usłyszałam szept mamy.
Nikt nie odpowiedział, ale poczułam jak ktoś się podnosi; po chwili usłyszałam obok siebie miękkie stąpanie, które stopniowo cichło. Natychmiast zasnęłam.

Obudziłam się wypoczęta jak nigdy. Otworzyłam oczy. Leżałam w sali szpitalnej. To orzekłam już na pierwszy rzut oka. Obok mojego łóżka stał wysoki stojak, a na nim zaczepiona była kroplówka. Widziałam krople, które bezszelestnie spływały do mojej żyły.
- Pip… pip… pip… - odwróciłam głowę. Zobaczyłam prostokątne pudło, a na nim wykres tego, jak bije moje serce. W sali byłam sama. Leżałam tyłem do okna, a przodem do drzwi.
- Hoja… hoha… - spróbowałam coś powiedzieć.
W tym momencie wszystko do mnie wróciło. Ulica. Śmiech dziewczyn. Samochód. Pisk opon. I… ciemność. Później przypomniałam sobie co, jak sobie uświadomiłam, działo się w mojej głowie. Wieczne spóźnianie, KFC, straszny ból brzucha, Tokio Hotel, kocur, rozdrapane plecy, dziwny doktor, potwór, i… Orlando. Przypomniałam sobie każde jego słowo, każdy gest… Złapałam się za głowę. A raczej próbowałam, bo zablokował mnie welflon wystający mi z ręki. Syknęłam z bólu.
- Moja… hłofa… - kolejna próba mówienia. Chyba było lepiej niż za pierwszym razem. – Moja hłoffa – podjęłam jeszcze jedną próbę. Miałam strasznie zastane mięśnie szczęki.
Do Sali wszedł doktor. Sprawdził kroplówkę, poświecił mi w oczy światełkiem, które nie oślepiło mnie już tak bardzo. Spytał jak się mam. Kiwnęłam głową i chciałam powiedzieć ‘dziękuję’.
- Śęęękujęę – wydukałam.
- Nic nie mów! – rozkazał doktor Sambor, jak przeczytałam na identyfikatorze. – Musisz oszczędzać siły. Wzruszyłam więc ramionami.
- Zaraz będą tu prawdopodobnie…
Do Sali weszła spora grupka osób. Moja mama, tata, Iwona i Marcin.
- … twoi rodzice – dokończył lekarz. – Przyjemnych odwiedzin – życzył mi jeszcze na koniec, po czym wyszedł.
- Jak się czujesz? – zapytała szybko mama.
Kiwnęłam głową.
- Nic nie potrzebujesz? – zapytał tym razem tata.
Zaczęłam kręcić przecząco, ale po chwili coś mi wpadło do głowy.
- Haarke – wydukałam.
- Co? – zapytała mama.
- Haarthe – usiłowałam powiedzieć im, że chcę kartkę. Łatwiej mi było poruszać dłonią, niż ustami.
- Kartkę? – upewniła się Iwona.
Gorliwie pokiwałam głową. Po chwili już bazgrałam po kartce. Chciałam ich poprosić o coś, czego mi nie chcieli kupić… Teraz na pewno to dostanę. Oddałam rodzicom zapisaną koślawym pismem kartkę.
- Płytę? – mama spojrzała na mnie pytająco.
Ponownie pokiwałam głową.
- To… Tokio… - Marcin wystawił koniuszek języka, chcąc się bardziej skupić.
Kiwałam zawzięcie głową, na znak, że jak na razie dobrze mnie rozszyfrowują.
- Płytę Tokio… Hotel? – kolejne pytające spojrzenie mamy.
Kiwałam głowa jak szalona.
- Hak – potwierdziłam, trochę niemrawo.
- A co to jest? – zdziwił się Marcin.
Ależ on się ze mną drażni.
- Hespół – powiedziałam wyniosłym tonem. To znaczy… na tyle wyniosłym na ile potrafiłam. Czyli raczej żałosnym.
- Nigdy o takim nie słyszałam – zdziwiła się Iwona.
Jasne! Całą ścianę naprzeciwko jej łóżka pokrywają ich plakaty, docinała mi, że to pedały, śmiała się razem ze swoimi koleżankami, ze słucham Tokio Hotel, a teraz co?! Mówi mi, ze nigdy o nich nie słyszała.
Popatrzyłam na nich ze złością.
- No hak nie? Hifona, tobie hafsze phehkadzało to, że mam phakaty pofyfieszane koło hóżka. Mahcin, ty hię ze mnie ciągle nabijałeś, He ich shucham. Mamo, tato, wy teh nie lubiliście ich muhyki.
Wow jak narazie to była moja najdłuższa wypowiedź.
Usłyszałam jak szepczą coś między sobą.
- Może to ten szok, czy coś – mówił Marcin.
- Albo jej się coś z głową zrobiło – podsunęła Iwona.
- Dajcie spokój – powiedziała mama. – Nic jej nie jest, jeszcze do końca nie wróciła do nas. Może ona tam coś – tu ściszył głos – widziała?
- Echem – chrząknęłam głośno, tak, że wszyscy podskoczyli.
Chyba zupełnie zapomnieli o mojej obecności. Moje brwi powędrowały do góry. Nie kryłam irytacji.
- E… - zaczął tata – poszukamy tej płyty, skoro tak co na niej zależy… Ale nic nie obiecujemy.
Kiwnęłam głową.
- Muszę już lecieć – powiedziała nagle Iwona.
- Do Mahcinka? – zapytałam z wyczuwalną kpiną.
- Skąd wiesz? – zdziwiła się.
- Ja hem hystko – padła moja krótka odpowiedź.
Iwona tylko wzruszyła ramionami, powiedziała mi ‘Pa’, i poszła.
- Chcesz się przespać? – zapytała ni stąd ni zowąd mama.
Pokręciłam głową.
- Co hę staho?
- Jak to co?
- No… Ze hnmą.
- To ty… - zaczęła niepewnie mama – ty nic nie pamiętasz... ? Wypadki, ani…
- Oj, ho pamiętam, ale pohem – zauważyłam, ze mówienie idzie mi coraz lepiej. Dziwne uczucie. Jakbym dopiero co uczyła się mówić.
- Byłaś w śpiączce – tata zadrżał.
- Przez trzy miesiące. Cud, że lekarze cię obudzili!
Zaśmiałam się w duchu. Lekarze… Oni tylko czuwali nad moim ciałem, a duszą byłam zupełnie gdzie indziej…

W szpitalu leżałam przez trzy tygodnie, w tym po tygodniu pozbyłam się kroplówki, a po dwóch odczepili mnie od tego tykającego urządzenia. Gorąco wlewało się przez zawsze otwarte okno. Codziennie widywałam rodzinkę w komplecie, przez jakieś pół godzinki. Potem wszyscy się gdzieś rozchodzili: do szkoły, do chłopaka, do racy… Płyty Tokio Hotel nigdzie nie znaleźli. O ile w ogóle szukali. Miałam więc sporo czasu na przemyślenie wszystkiego. Na początku, w każdej wolnej chwili przypominałam sobie szczegółowo wszystkie teksty piosenek TH. Później maile do nich ( te osobiste, a nie do ‘zespołu’ ), a w końcu każdy szczegół ich zmieniającego się wyglądu.
W pewien wyjątkowo upalny dzień, odwiedziła mnie mama dźwigając jakiś wielki tobół.
- Co to? – zaciekawiłam się.
- Twoje ubrania.
Wytrzeszczyłam oczy.
- Pokaż! – zażądałam.
Po chwili siedziałam na łóżku, których w życiu nie miałam ochoty założyć.
- Ja w tym nie wyjdę! – pisnęłam.
- Co… ? Przecież to twoje ulubione ub…
- JAKIE?! – przerwałam jej. – Ja w tym czymś – pomachałam jej przed oczami krótką, różową spódniczką – nie wyjdę!
- Ależ Skarbie… Dzisiaj cię wypisują, musisz coś na siebie założyć – powiedziała uspokajającym tonem.
- Wolę iść w szlafroku niż w tym co tu przytaszczyłaś – warknęłam.
- Dobrze.. Zaraz kupię ci coś innego… Powiedz tylko co…
Zastanowiłam się przez chwilę, po czym wyrecytowałam:
- Zamiast tej, khem, boskiej, różowej, odsłaniającej pół tyłka spódniczki, kup mi jeansy, jasno niebieskie biodrówki, jeśli łaska. A zamiast tego czegoś – wskazałam na wściekle różową bluzkę, która prawdopodobnie ledwo zasłaniała piersi – możesz mi kupić zwykłą bluzkę na ramiączkach, może być taka jakby pocięta na plecach. Czarną, jeśli łaska.
- A jakieś k-kosmetyki? – zapytała mama, jednocześnie starając się zapamiętać wszystko. Po chwili jednak stwierdziła, że nie da rady i zaczęła notować.
Zajrzałam do torby w poszukiwaniu kosmetyków. Znalazłam. Różową kosmetyczkę z serduszkiem. W środku było pełno cieni do powiek, we wszystkich odcieniach różu. Znalazłam tam jeszcze podkład, puder w kamieniu, puder w kremie, RÓŻOWĄ kredkę do oczu, czarny tusz do rzęs ( ‘dzięki Bogu nie różowy!’, pomyślałam ), i róż na policzki. Wzięłam tusz i fluid, resztę schowałam do kosmetyczki, i podsunęłam do mamy.
- Czarną kredkę do oczu – powiedziałam tylko. – A jakieś buty mi przyniosłaś?
Pokazała mi różowe buty na najwyższym obcasie jakie w życiu widziałam.
- I ja… Ee… Chodziłam w tym? – zapytałam z niedowierzaniem.
Mama pokiwała twierdząco głową.
- O MÓJ BOŻE – tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić. – Jakieś klapki, jeśli łaska, mogą być na takim – tu pokazałam prawie złączonego ze sobą kciuka i palec wskazujący – obcasiku. Centymetr, do dwóch góra, rozumiesz? I błagam, tylko nie różowe!
Mama pokiwała głową, skończyła zapisywać wszystkie moje wymysły i wyszła. Po chwili wróciła:
- Jaka miała być bluzka? – zapytała. – Chodzi o kolor! – dodała szybko widząc moją minę.
- Czarna – wycedziłam.
- Dobrze, wrócę za jakieś pół godzinki.
‘Komm und rette mich’, pomyślałam.
W drzwiach znowu stanęła mama. Popatrzyła na mnie, złapała te wszystkie szmaty, w które chciała mnie ubrać i wycofała się.
Przewróciłam oczami.
- Ja się pochlastam – powiedziałam sama do siebie.
- Co zrobisz? – spytała się moja rodzicielka, która znowu weszła do sali.
- Nic – powiedziałam szybko. – Mamo, gdzie jest mój telefon?
- Twój telefon? – zdziwiła się. – Leży w szufladzie.
- W jakiej znowu… - zobaczyłam malutkie drzwiczki i lekko pociągnęłam za wystający drucik. Nie mogłam przekręcić się o 180 stopni, więc sięgnęłam po omacku ręką do tej skrytki. Gdy tylko zobaczyłam co to jest, krzyknęłam przeraźliwie i rzuciłam tym o ścianę. Właśnie pozbyłam się słodziutkiego, różowiutkiego telefonu.
- Chcę nowy – powiedziałam.
- Jaki? – spytała mama.
- Nie wiem, może być Sonny Ericsson K700i, SREBRNY – zaakcentowałam ostatnie słowo. – I chcę laptopa.
- Masz już przecież… - zaprotestowała mama.
- Pewnie różowiutki, co? – zakpiłam.
- No… Tak
- Więc chcę nowego! Tylko żeby mi nie był różowy! – powiedziałam szybko.
- Magda, spokojnie, najpierw pójdę po ubrania, a o laptopie porozmawiamy później.
- Jak dojdziemy do domu, chcę widzieć na biurku laptopa i mój nowy telefon – powiedziałam nie znoszącym sprzeciwu głosem.
- Jak chcesz – powiedziała tylko mama i wyszła.
- Zabierz te śmieci! – krzyknęłam za nią.
Kobieta szybko się wróciła, pozbierała wszystkie odrzucona przeze mnie rzeczy, w tym telefon, i wyszła.
- Uff… - stęknęłam, i opadłam na poduszki.
Po chwili wstałam, przeciągnęłam się i podeszłam do okna. To co zobaczyłam nie mieściło mi się w głowie. Przed szpitalem stał z tuzin plastików, a pośrodku nich… Moja mama! Coś im zawzięcie tłumaczyła, co chwilę ręką wskazując prosto w moje okno. Szybko się stamtąd cofnęłam i usiadłam na łóżku. Byłam kompletnie odcięta od świata. Żadnego telefonu, ani kompa. Nic.
Po godzinie wróciła mama, dźwigając tą samą torbę. Ubrałam się zadowolona w nowe łaszki, pomalowałam rzęsy i byłam gotowa do wyjścia. Rodzicielka prowadziła mnie przez znajome ulice. Na szczęście plastik, który stał pod oknem szpitalnym, znikł.
Szłyśmy jakieś 30 minut. Weszłam do domu, z ulgą przyjmując jego chłód. Wzięłam torbę od mamy i zaczęłam wspinać się na górę.
- Mam nadzieję, że telefon i laptop na mnie czekają – powiedziałam ostrzegawczym tonem.
- Wszystko jest na biurku – stwierdziła mama.
Nie wiem jak ona załatwiła to tak szybko.
Ruszyłam dalej po schodach, skręciłam w lewo, przeszłam przez korytarz, i stanęłam przed progiem mojego pokoju. Nie pamiętałam go zbyt dobrze. Wzięłam głęboki oddech, zamknęłam oczy i pchnęłam drzwi. Przeszłam kilka kroków po czym otworzyłam oczy. Zalała mnie fala różowości. Różowe ściany, różowe meble, różowe łóżko… Naprzeciwko drzwi, pod oknem stała różowa toaletka. Zajrzałam do szafy. Różowe spódniczki, różowe bluzeczki, różowe rajstopki, skarpetki, Podolanka. Różowe sweterki. Żadnych bluz. Obok szafy zobaczyłam stojak na buty. Siedem par różowych szpilek, jedna para wyższa od drugiej. Żałosne.
- Mamoooo! Mamoo! – krzyczałam zbiegając na dół.
- Co jest? – zapytała, gdy zobaczyła mnie na dole.
- Muszę… Muszę… Nie chcę mieszkać w tym pokoju! – zawyłam.
- Gdzie są wszyscy? – zapytałam po chwili.
- A gdzie mogą być? Tata w pracy, Iwona u Marcinka, a Marcin u Beaty.
- No tak – mruknęłam. – To jak z tym pokojem? Mogę dostać jakiś inny?
Mama pomyślała chwilę, i powiedziała:
- Nie dostaniesz innego pokoju. Ostatecznie możemy zrobić remont.
- Dzięki! – krzyknęłam i wyleciałam z kuchni. Zajrzałam do pokoju Iwony, który był naprzeciwko mojego. No tak, całe ściany pokryte zdjęciami jej i Marcinka. Stara wieża stojąca na szafce przy łóżku i meble w dawnym stylu. Zamknęłam drzwi i podążyłam w kierunku pokoju Marcina. Usta rozciągnęły mi się w szerokim uśmiechu. Mój brat potrafił sobie urządzić pokój. Meble w nowoczesnym stylu, przeważała biel. Na podłodze leżał kudłaty dywan, obok łóżka stał laptop, a nad łóżkiem wisiała srebrna wieża. O dziwo – w pokoju panował względny porządek.
- Magda! – usłyszałam z dołu wołanie mamy.
- Co? – spytałam kiedy już stanęłam przed nią.
- Tak sobie myślę… Chcesz pojechać na zakupy?
- Gdzie? – zapytałam – a właściwie czemu nie jesteś w pracy?
- Wzięłam sobie urlop. Jak chcesz już pojutrze możesz iść do szkoły. Na zakupy do Berlina.
- A… A moje zaległości? Jak to już pojutrze? Czemu tak?
Mama wzruszyła ramionami.
- Doktor pozwolił. Jedziemy?
- Pewnie! – ucieszyłam się. – Kiedy?
- Bądź gotowa za pół godziny.
Nie miałam ochoty wracać do plastikowego pokoju. Za wszelką cenę starałam się nie myśleć ‘mojego’ plastikowego pokoju. Postanowiłam się przejść. Po drodze mijałam domy i domki, jedne bardziej okazałe, inne mniej. W pewnym momencie usłyszałam znajomą melodię. Podążyłam w jej kierunku. Doszłam do garażu ładnego, małego domku. Zajrzałam do środka, i aż mnie zatkało.
- H-hej… - wyjąkałam.
Czterej chłopcy obrzucili mnie badawczymi spojrzeniami.
- Czego chcesz? – zapytał oschle Georg.
Spojrzałam na nich zdziwiona.
- Nie musisz być taki niemiły – powiedziałam.
- A ty nie musiałaś wtedy mówić, że wyglądam jak wydziedziczony pawian.
- Ja tak powiedziałam? – spytałam. – Naprawdę?
- A co, już nie pamiętasz? – spytał złośliwie Georg.
- Jeśli tak to p-przepraszam…
Chłopców wyraźnie zatkało. Chyba byłam niezłą jędzą. Moje przeprosiny musiały wyglądać i brzmieć szczerze, bo po chwili milczenia Georg powiedział:
- Już dobra… Nie ma sprawy…
Usta same rozciągnęły mi się w uśmiechu.
- Jak tam próba? – spytałam.
Atmosfera stała się jakby lżejsza.
- Chcesz posłuchać? – spytał ochoczo Bill. Nadal miał swoją mangową fryzurę.
- Jasne – powiedziałam zadowolona, i siadłam na jakimś pudle.
- To nasza najnowsza piosenka, nikt jej jeszcze nie słyszał – powiedział nieśmiało Gustav. Uśmiechnęłam się do niego. Ten, nieco niepewnie odwzajemnił mój gest.
Najpierw wkroczył Tom z gitarą, a później Bill zaczął śpiewać:
Das Fenster öffnet sich nicht mehr
hier drin ist es voll von dir - und leer
und vor mir geht die letzte Kerze aus
ich warte schon 'ne Ewigkeit
endlich ist es jetzt soweit
da draußen zieh'n die schwarzen Wolken auf

Zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, co robię zaczęłam śpiewać z Billem refren:

Ich muss durch den Monsun - hinter die Welt
ans Ende der Zeit - bis kein Regen mehr fällt
gegen den Sturm - am Abgrund entlang
und wenn ich nicht mehr kann, denk' ich daran…

Głos zamarł mi w gardle. Chłopcy przestali grać. ‘Co ja najlepszego zrobiłam?!’, pomyślałam.
- Skąd to znasz? – zapytał smutno Bill.
- Ja… Słyszałam już kiedyś jak gracie – wymyśliłam na poczekaniu, i modliłam się jednocześnie w duchu aby to nie była ich pierwsza próba z tym utworem.
- Słyszałem, że byłaś w szpitalu – zauważył Georg.
- Bo byłam – odpowiedziałam krótko. Po chwili jednak się uśmiechnęłam – mówię wam, to kiedyś będzie hit. Niemki będą was uwielbiały.
- Jaasne – sarknął Tom – skąd u ciebie tyle dobroci dla tych gorszych?
- Dla jakich… - zamarłam. Czy byłam aż tak podła, aby zniechęcać ich?
Poczułam, ze zaraz się rozpłaczę.
- Przepraszam, muszę już iść – powiedziałam szybko i wstałam.
Tom i Bill, którzy o czymś zawzięcie dyskutowali, odwrócili się jednocześnie w moją stronę.
- Czekaj! – zwołał Tom. – Przepraszam jeśli cię uraziłem.
- To chyba ja powinnam was przeprosić – pociągnęłam nosem. – Jeśli kiedykolwiek powiedziałam wam coś chamskiego, obraźliwego, lub mówiłam, ze okropnie gracie – zaczynałam dygotać. ‘Odwagi…’, usłyszałam w głowie głos, łudząco podobny do Orlanda – To była to nieprawda. Gracie świetnie… P-przepraszam.
Powoli podszedł do mnie Bill. Schylił się, żeby zajrzeć mi w oczy, odwrócił się tylko na chwilę, aby spojrzeć na pozostałych członków zespołu, i powiedział:
- Nie ma sprawy…
Poczułam jak Czarnowłosy lekko mnie przytula. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Te, Georg patrz! Nasza laleczka nie brzydzi się dotknąć ‘pedała’ – powiedział nagle Tom.
Cała przyjemna atmosfera wyparowała w jednej chwili. Odeszłam kilka kroków od Billa, stając naprzeciwko Toma.
- Przecież już przeprosiłam. Wiem, ze nie cofnę wypowiedzianych przeze mnie słów, ale żałuję ich. I, jeśli łaska, nie mów o mnie laleczko.
- Masz telefon? – spytał nagle Gustav.
- Mam, ale nie przy sobie – odparłam zaskoczona.
- Hej, czyli naprawdę cos się z nią stało! – krzyknął przerażony Tom. – Może masz gorączkę?
Podbiegł do mnie i położył swoją ciepłą dłoń mi na czole. Zaśmiałam się.
- Zostaw mnie wariacie – powiedziałam pieszczotliwie. – Nic mi nie jest.
Nagle zobaczyłam na zegarze wiszącym nad wejściem do garażu, która godzina.
- O której tu przyszłam? – zapytałam.
- Jakąś godzinę temu… A co? – powiedział Bill.
- Osz cholera! – krzyknęłam przerażona. – Miałam być w domu pół godziny temu! – panikowałam. – Może jutro wpadnę… O której się spotykacie?
- O 17… Szkoła – dodał widząc moje zdziwione spojrzenie.
- Och… No tak… No to… Może wpadnę – powiedziałam. Byłam już przy ulicy, kiedy dogonił mnie Bill.
- Odprowadzę cię – mruknął.
- Nie trzeba – zarumieniłam się lekko. – Dokończcie próbę – uśmiechnęłam się.
- Dzięki – szepnął Czarnowłosy.
Powoli szłam do domu. Zdawało mi się, że powoli zaczęłam zdobywać prawdziwych przyjaciół.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zulozula




Dołączył: 21 Kwi 2006
Posty: 86 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: eee zapomniałam

PostWysłany: Wto 14:12, 04 Lip 2006 Powrót do góry

eee czy ja jakaś głupia jestem ja nie rozumiem o co w tym chodzi, ale mi się podoba, a może ona ma schize??


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)