Forum Forum Tokio Hotel Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 They will never hurt you...? <7, WIELKI FINAŁ> Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Vampirek
:-(
:-(



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)

PostWysłany: Wto 17:58, 27 Cze 2006 Powrót do góry

Zdublowało się... jak to się usuwa?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vampirek dnia Wto 18:21, 27 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Vampirek
:-(
:-(



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)

PostWysłany: Wto 17:58, 27 Cze 2006 Powrót do góry

No i cóż nie udało mi sie dotrzymać obietnicy danej sobie. Nie pierwszy raz i nie ostatni. Ale wrzucę tu kolejna część. Po prostu to opo jest dla mnie bardzo ważne. To jest mój świat, wykreowany przez mnie, tutaj mogę uciec. Dużo osób zarzuca mi odsuwanie się od świata realnego i zapadanie w marzenia, ale nic z tym nie mogę zrobić. Nie moge, a teraz nawet nie chcę. Bo podcięto mi skrzydła. Ostro, brutalnie. Trudno będzie się pozbierać. Zburzono najcenniejsze marzenie, zostawiono z niepewną przyszłością. Wszystko na czym opierałam dalsze życie jest bliskie runięcia...

Sorry za smęcenie, ale mam popsuty humor...

Dedykacje dla osób które ten chłam czytają od początku:
Joq, Gracja, psecinek, Mia, Veren
DZIĘKUJĘ WAM

Następna część jak wrócę z egzaminów w Gdańsku, czyli może w niedzielę.

No to zaczynam:

V
Myślisz sobie, ile razy może powtarzać się ta sama sytuacja. Takie deja vu. Może nawet wydaje ci się, że opisane zdarzenia są do siebie łudząco podobne. Nie masz racji. Nie wolno mi opowiadać historii od końca, więc czekaj spokojnie, co się stanie dalej. Powiedzieć mogę, że przekroczyliśmy połowę. Nie o to ci chodzi? Więc o co? Czy ta opowieść jest prawdziwa? Na to pytanie mógłby ci odpowiedzieć któryś z głównych bohaterów, nie ja. Możemy kontynuować? Nie chcę tu siedzieć całej nocy, a powinieneś coś jeszcze usłyszeć…
Trzecia bezsenna noc z kolei. Niezliczone godziny spędzone na przewracaniu się z boku na bok, śpiewaniu sobie samemu kołysanek, liczeniu przeskakujących przez płot baranków… Słowem na każdym wymyślonym przez ludzi sposobie na zaśnięcie. A żaden z nich nie skutkował. Zrezygnowany blondyn przykrył głowę poduszką. W tej chwili oddałby wszystko, co posiada w zamian za możliwość odpłynięcia w ramiona Morfeusza. Ale nikt mu tego nie zaproponował.
Tik tak, tik tak. Delikatne cykanie było słyszalne nawet przez warstwę pierza. Chłopak wysunął głowę spod poduszki, rozgarnął stojące na szafce puste szklanki po mleku i spojrzał na zegarek. Znowu to samo. Przeklęta trzecia nad ranem. Opadł ciężko na łóżko i skierował wzrok za okno. Tarcza księżyca sprawiała wrażenie jeszcze większej niż wczoraj. Prawie idealne koło, w końcu jutro miała być pełnia. I dla odmiany w kolorze żółtym. Powoli podciągnął się do pozycji siedzącej, ciągle wpatrując się w niebo. Potem wstał i wyszedł na balkon. Podświadomie czekał na nią, ale nawet przed samym sobą by się do tego nie przyznał.
Dzisiejsze niebo było osnute chmurami. Prześlizgujący się między nimi księżyc sprawiał wrażenie zamglonego. A na tym samym drzewie, co ostatnimi nocy siedziała dziewczyna i wybijając palcami takt na gałęzi, śpiewała.
See all those people on the ground
Wasting time

Wpatrywał się w nią uważnie. Coś było nie tak. Drobne z pozoru szczegóły zmieniały nastrój sceny rozgrywającej się przed nim. Najwięcej zmian zaszło w wyglądzie skrzydlatej. Tym razem długa, sięgająca stóp suknia była czarna. Na głowie miała lśniący diadem. Ale najciekawsze było to, że w głosie istoty było słychać radość. Jakby stało się coś wspaniałego, na co długo czekała. Dopełnieniem ‘uroczego’ obrazka był duży, czarny nietoperz z białą wstążką zawiązaną na szyi, który latał dookoła dziewczyny, jakby bawiąc się z nią.
I try to hold it all inside
But just for tonight

Wsłuchiwał się w melodię. Nie znał jej, znowu, ale podobała mu się. Tak naprawdę, w tej chwili wszystko, co wypłynęłoby z ust tajemniczej istoty, zostałoby przez niego uznane za godne zainteresowania.
The top of the world
Sitting here wishing

Trudno było mu się przyznać, nawet przed samym sobą, że ten głos go hipnotyzuje. Przecież nawet do końca nie wierzył w realność zdarzeń rozgrywających się już trzecią noc pod rząd.
The things I've become
That something is missing

Głos postaci na drzewie zadrżał. Nie tylko głos. Dziewczyna lekko skuliła ramiona, jakby było jej zinmo. Blondyn obserwował jak nietoperz podlatuje do niej i muska końcami skrzydeł twarz czarnowłosej. Na twarz jej wrócił uśmiech, przytuliła do siebie zwierzątko jak ukochanego pluszaka.
Maybe I...
But what do I know

Słodki obrazek. Zupełnie jak z książeczki z bajkami, Zagubiona, samotna dziewczynka tuląca maskotkę. Tylko parę szczegółów sie nie zgadzało. W zasadzie to by była ilustracja do jakiejś makabrycznej bajeczki. Ale kto by tam na to patrzył.
And now it seems that I have found
Nothing at all

Skrzydlaty gryzoń już został wypuszczony z objęć dziewczyny, i teraz śmigał w powietrzu. W pewnej chwili znalazł się jakieś pół metra od stojącego na balkonie blondyna. Zawisł naprzeciwko niego, przechylił lekko łepek, i zaćwierkał pytająco. Chłopak niepewnie popatrzył na nietoperza, potem na istotę na drzewie, która nie przestając śpiewać, obserwowała z uśmiechem każdy jego ruch.
I want to hear your voice out loud
Slow it down, slow it down

Wreszcie się przemógł. Z wahaniem wyciągnął rękę, i powoli, delikatnie pogładził po głowie zwierzątko. Zaćwierkało ponownie, radośnie, i nastawiło się pod dłoń chłopaka. Blondyn uśmiechnął się niedowierzająco i zaczął je głaskać śmielej.
Without it all
I'm choking on nothing

Wbrew jego domysłom, nie było niemiłe w dotyku. Wręcz przeciwnie. Miękkie, grafitowo szare futerko, spiczasty pyszczek i duże, delikatne uszy. Kiedy tak na nie patrzył, zaczynał się powoli zastanawiać, dlaczego ludzie uważają te zwierzęta za obrzydliwe.
It's clear in my head
And I'm screaming for something

Uroczy nietoperz. Duże błyszczące oczka wpatrywały się w chłopaka z wyrzutem, z powodu przerwanej pieszczoty. Rozległo się oburzone świergotanie i rękę blondyna trącił wilgotny nos. Roześmiał się cicho i wrócił do głaskania, nie spuszczając wzroku ze skrzydlatej dziewczyny, która uśmiechała się do niego z gałęzi.
Knowing nothing is better than knowing at all
On my own
On my own…

Pozwoliła swojemu głosowi ucichnąć, by po chwili z powrotem zacząć śpiewać głośniej. Doskonale nad tym panowała. W piosence, z pozoru tak prostej i spokojnej słychać było wszystkie uczucia. Blondyn westchnął. Nawet jego brat tak nie potrafił.
Without it all
I'm choking on nothing

Nagle poczuł dziwną więź łączącą go z tą istotą. Wiedzieli się już trzeci raz, bawił się z jej zwierzątkiem, śpiewała jakby do niego. A przecież nawet nie wiedział kim jest.
-Zawsze możesz zapytać.- aż podskoczył z zaskoczenia. Po jego głowie odbił się echem tajemniczy głos. Głupia telepatia… -Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć…- znowu go słyszał. Spojrzał z wyrzutem na skrzydlatą. Patrzyła na niego roześmiana.
It's clear in my head
And I'm screaming for something

Zapytać ją… Całkiem niezły pomysł. Ale to za chwilę.
Knowing nothing is better than knowing at all
On my own
On my own
On my own…

Piosenka się skończyła. Głos dziewczyny powoli rozmył się w powietrzu. Tak jak podczas kilku poprzednich nocy podniosła się z gałęzi i lekko wzbiła w powietrze. Podleciała do balkonu. Blondynowi na chwilę zabrakło tchu.
-K-k-kim jesteś?- wyjąkał. Miał ochotę się walnąć, przecież nie tak miało to wyglądać.
-Nie mogę ci tego powiedzieć.- wisiała w powietrzu tuż przed nim, była na wyciągnięcie ręki. Wyraźnie widział plamiste tęczówki. –To by się mogło dla ciebie źle skończyć. Ale nie musisz się mnie bać, nic ci nie zrobię.- uśmiechnęła się.
-A jak masz na imię? To chyba wolno mi wiedzieć.- odwzajemnił uśmiech. Powoli wracała mu pewność siebie.
-Możesz. Jestem Cartia.- przysiadła na barierce i wyciągnęła do niego rękę. Uścisnął ją.
-Ja jestem Tom.- uśmiech numer cztery, zawodowy podrywacz. Popatrzył na skrzydła, teraz złożone na plecach dziewczyny. –Przepraszam, ale nie mogę powstrzymać ciekawości, one są prawdziwe?
-Oczywiście. –lekko nimi zatrzepotała, prawdopodobnie dla podkreślenia prawdziwości swoich słów. –I zanim zapytasz, ja nie jestem człowiekiem.
-Och…- na dłuższą chwilę zapadła cisza. Wreszcie przerwała ją ona.
-Widzę, że się zaprzyjaźniliście.- wskazała na nietoperza, który leżał rozanielony na barierce i owinąwszy skrzydła wokół nadgarstka chłopaka poddawał się głaskaniu.
- Huh?- podążył wzrokiem za dłonią czarnowłosej. –A, tak, chyba mnie polubił.
-Alfredo rzadko daje się głaskać nieznajomym, masz szczęście.
-Alfredo?- zachichotał. –Ciekawe imię.
-Mój ojciec go tak nazwał. Wszystkie nasze nietoperze mają równie interesujące imiona.
-To masz ich więcej?- otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
-Dokładnie siedemdziesiąt siedem.- uśmiechnęła się, pokazując lśniące, spiczaste kły. Blondyn drgnął, wystraszony. Zauważyła ten gest. –Przepraszam. Teraz wiesz. W legendach jest trochę prawdy…
-Więc jesteś…- nie mógł się wysłowić. Ona pokiwała głową.
-Ale przyrzekam, że nic ci nie zrobię.- spojrzała na księżyc. –Muszę iść.- uniosła się w powietrze. Nietoperz widząc jej ruch wysunął się spod ręki chłopaka i dołączył do właścicielki. –Do zobaczenia- pomachała mu i znikła.
Czy uwierzył w wampiry? Trudno powiedzieć. Tamtej nocy jeszcze przez chwilę wpatrywał się w niebo, po czym udał z powrotem do łóżka. Zasnął szybko, ale zanim odpłynął, ona odezwała się w jego myślach.
-Goodnight and don’t be afraid…- już się nie bał. Osunął się w ramiona Morfeusza z szerokim uśmiechem na twarzy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vampirek dnia Wto 18:23, 27 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Joq
Gość





PostWysłany: Wto 18:19, 27 Cze 2006 Powrót do góry

O kurde... nie wiem co powiedzieć...
piszesz tak zajebiście, że aż mnie zatkało...
fabuła nie banalna, nie spotykana... śliczne opisy i do tego te piosenki...
ślicznie oddają uczucia bohaterów oraz podkreślają wydatną już z opisów scenerię...
brak mi słów... masz ogromny talent...
proszę Cię, nie zmarnuj tego i pisz, bo naprawdę robisz to świetnie...
mam nadzieję, że to nie będzie jedyne dzieło Twojego autorstwa i, że jeszcze kilka równie pięknych ujrzę...
nie wiem co więcej napisać...
może zakończę to tak: dziękuję Ci za to opowiadanie...
czekam na następne odcinki... wiem, że powoli zbliżamy się do końca i to mnie bardzo smuci... takie piękne opowiadanie, a takie krótkie...
jednak mimo swojej wielkości ma wielkie przesłanie i moc...
Pozdrawiam serdecznie...

PS: dziękuję Ci za dedykacje... nie jestem jej chyba jednak godna... za piękne opowiadanie... Smile


Ostatnio zmieniony przez Joq dnia Wto 19:37, 27 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz
Gracja
:-)
:-)



Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1061 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nozdrzec

PostWysłany: Wto 18:56, 27 Cze 2006 Powrót do góry

Vampirek! Dziękuję za de-de.
Pierwszy raz ktoś mi coś zadedykował. Bardzo dziękuję.
To super uczucie.
A teraz wracając do opowiadania to...
Szok! Tom bawi się z nietoperzem, a Cartia jest wampirem. Cudowne!
Kocham to opowiadanie. Ma swój orginalny styl. Najpierw krótki opis, wstęp, potem noc, piosenka.
Ekstra
Ps. Nie przejmuj się innymi. Nikt Cię nie zmieni. Bądź taka jaka jesteś. Nie inna. Najlepiej jest nie poddawać się wpływowi innych i życ tak jak chcemy Kochana! Czekam az wrócisz i napiszesz i znów mnie zaskoczysz!
Całus.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gracja dnia Śro 12:03, 28 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
hobo psec
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 1547 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: hobolandia [Lublin]

PostWysłany: Wto 19:43, 27 Cze 2006 Powrót do góry

Piosenka The Used, o ile się nie mylę, co? On my own... uwielbiam ją Smile Ale co do opowiadania... jest super! Świetnie wszystko opisane. Nie spodziewałam się, że Cartia moze być wampirem. czekam na kolejne część. Muuuuuuuuuuuuuua;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Veren
:)
:)



Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior

PostWysłany: Wto 19:45, 27 Cze 2006 Powrót do góry

Dzieki za de-de Smile
Matko, jak ja uwielbiam to opo ! Dzieki niemu odrywam sie tak na chwile od wszystkiego Smile
Dziekuje Całus.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
^Martoocha^
:(
:(



Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 321 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ta pewność, że marzenia się nie spełniają? xD

PostWysłany: Śro 22:39, 28 Cze 2006 Powrót do góry

zatkało mnie.... ŚLICZNE Całus.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vampirek
:-(
:-(



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)

PostWysłany: Nie 9:45, 02 Lip 2006 Powrót do góry

Dzięki wszystkim za wszytskie ciepłe słowa Very Happy Naprawdę się cieszę, że podoba wam się mój wytwór Very Happy Szkoda tylko, że tak niewiele osób to czyta lub zostawia po sobie ślady. Ale trudno.
W przerwach między rysowaniem rowerów, muszli klozetowych i ludzi, napisałam do tego jeden dodatek i kawałek drugiego. Jak skończę publikację tego, mogę dorzucić dodatki Very Happy Jeśli chcecie Very Happy



Dedykacje dla wszystkich komentujących, to jest pisane dla was:*
DZIĘKUJĘ

BTW, to jest mój ulubiony odcinek Very Happy

WAŻNE: Kolejność opisywania postaci na obrazie, odpowiada kolejności imion w podpisie.


VI
No i co, zadowolony jesteś? Akcja się rozwija, już nie jest jednakowa. I nie będzie. Co ci się jeszcze nie podoba? Że nic nie jest wyjaśnione? Ja nie piszę powieści kryminalnej, żeby na końcu się wszystko wyjaśniło. Chcę ci tylko opowiedzieć pewną historię, która z pewnością jest tego warta. Więc przestań się dąsać i posłuchaj...
Gdy obudził się następnego ranka, po raz pierwszy był pewien, że wydarzenia nocy nie były snem. Porozmawiał z tajemniczą istotą, znał jej imię, nawet głaskał ukochane zwierzątko. Wiedział też, kim jest. Kreaturą, żywiącą się ludzka krwią. Wampirzycą. Ale obiecała go nie skrzywdzić. A on uwierzył. Nie mógł jednak pozostawić tego bez komentarza. Znalazł w książce telefonicznej numer na plebanię i po krótkiej rozmowie z dyżurującym księdzem wiedział, co ma zrobić. Teraz czekały go dwie bardzo ważne rozmowy. Z egzorcystą, żeby dowiedzieć się czegoś o ‘Dzieciach Nocy’ w ogóle. I z bratem.
Ściskając w dłoni kartkę z nazwiskiem, zastukał do drzwi plebani. Nie do końca był pewien, co tu robi, przecież kościoła ostatnio nie odwiedzał. Ale egzorcysta był chyba jedyną osobą, która mogła mu udzielić rzetelnej informacji.
-Słucham pana?- kobieta która otworzyła mu drzwi patrzyła na niego z niesmakiem. Stanowiła odzwierciedlenie klasycznego wyobrażenia gosposi. Siwe, spięte w koka włosy, pomarszczona, surowa twarz i dosyć potężna sylwetka. Dopełnieniem obrazu był falbaniasty fartuszek w kolorze białym nałożony na brudno fioletowy sweterek. Blondyna zatkało.
-Ja do księdza Schmidta...- wyjąkał po chwili. Nie mógł się otrząsnąć z wrażenia, jakie wywarła na nim kobieta.
-Umówiony był?- warknęła. Wyraźnie jej się nie podobał. Zresztą nie ma się co dziwić, większość reprezentantów jej pokolenia by po prostu zamknęło drzwi widząc kogoś takiego stojącego na wycieraczce.
-Tak, dzwoniłem rano i...- nie było mu dane skończyć.
-Nazwisko.- popatrzyła z wysokości swoich stu osiemdziesięciu centymetrów na chłopaka.
-Kaulitz. Tom.- pokazał zęby w uśmiechu numer dziewięć, przeznaczonym dla starszych kobiet. Ta jednak była wyjątkowo oporna na próby zmiękczenia.
-Poczeka.- burknęła i zatrzasnęła blondynowi drzwi przed nosem. Ciężko oparł się o ścianę i zaczął układać w głowie pytania, które chciał zadać księdzu. Po krótkiej chwili drzwi otwarły się ponownie, ale tym razem stał w nich szczupły staruszek w okularach.
-Tom?- spojrzał na chłopaka pytająco. Ten kiwnął głową. –Jestem ojciec Schmidt, zapraszam do środka.- weszli do budynku i skierowali się ciemnym korytarzem do pokoju na tyłach domostwa. Tutaj ksiądz zaprosił Toma żeby usiadł, odebrał od przerażającej gosposi tacę z herbatą i starannie zamknął drzwi. Usiadł w fotelu naprzeciwko chłopaka. –Twój telefon rano bardzo mnie zaintrygował. Chcesz się dowiedzieć czegoś o wampirach...
-Tak.- wziął do ręki filiżankę i zaczął ją obracać w dłoniach. –Piszę referat na niemiecki...
-Nieprawda.- przerwał mu staruszek. –Nie bój się powiedzieć, ja nic nikomu nie zdradzę.
-Ale to jest trochę...- nerwowo bawił się kolczykiem w wardze. –niewiarygodne...
-Chłopcze, ja jestem egzorcystą, wiele z tego co widziałem wydawało się niemożliwe a było jak najbardziej realne.- uśmiechnął się ciepło. –Tak więc powiedz co cię dręczy.
-Skoro ksiądz tak mówi...- poprawił się w fotelu. –No więc, to wszystko zaczęło się trzy noce temu...- zaczął opowiadać egzorcyście swoją historię. O nocnych odwiedzinach. O tym jak bardzo go hipnotyzował jej głos. O zabawie z nietoperzem. O tym jak z nią rozmawiał, jak dowiedział się kim jest i o obietnicy, że nic mu nie zrobi. Trwało to dosyć długo, a kiedy skończył ksiądz wpatrywał się w niego uważnie.
-No cóż...- przemówił po chwili. –Rzeczywiście było dosyć niewiarygodne.
-Ksiądz mi nie wierzy?- blondyn gwałtownie podniósł głowę. –Wiedziałem, że tak będzie...
-Ależ wierzę ci... Może nawet będę mógł ci wyjaśnić dokładniej parę rzeczy. Ale na razie proszę cię o dokładny opis tej dziewczyny.- chłopak popatrzył zaskoczony na księdza.
-Eeee ...- zająknął się –Więc miała czarne włosy, takie długie...- pokazał palcem w okolicy swojego łokcia. –Była bardzo blada. I miała takie duże oczy, mocno umalowane. Bardzo dziwne. Zielone w czerwone plamki, czerwone obwódki dookoła tęczówek i źrenice pionowe jak u kota. Długa suknia, najpierw biała potem czarna, na głowie coś w rodzaju korony... Co jeszcze... Była boso. I oczywiście te skrzydła... Jak u nietoperza i do tego ogromne. Tak ze cztery metry rozpiętości...
-Hmm...- mężczyzna podniósł się z fotel i skierował w stronę biblioteczki. Po chwili poszukiwań wyjął opasłą księgę oprawną w czarną skórę. Blondyn ze zdumieniem obserwował jak ksiądz przerzuca strony woluminu. –To ona?- podsunął mu pod nos otwartą księgę. Chłopak popatrzył na obraz namalowany na jednej ze stron. I oniemiał. Malowidło przedstawiało osiem osób. Na tronie siedział mężczyzna o włosach w kolorze popiołu i oczach jak węgle. Uśmiechał się dziwnie ukazując kły, z czego lewy był wyraźnie nadłamany. Tuż za nim, po lewej stronie stał drugi. Miał długie, ciemnogranatowe włosy. Lodowato błękitne, pogardliwe spojrzenie zdawało się być utkwione w oglądającym. Po prawej stał wysoki, szczupły rudzielec. Czerwone kosmyki trójkątnie ściętej grzywki opadały na jedno z dużych, ciemnoniebieskich ślepi. Ironiczny półuśmiech wykrzywiał mu wargi. Trzymał dłoń na ramieniu blondyna siedzącego na prawym oparciu tronu. Włosy w kolorze miodu miał z przodu krótsze, z tyłu dłuższe i mocno nastroszone. Oczy w kolorze nieba i okrutny uśmiech na pięknej twarzy. Na drugim podłokietniku siedział, wygodnie oparty, chłopak sprawiający wrażenie negatywu blondyna. Czarne włosy do ramion przysłaniały mu nieco twarz. Spomiędzy nich wyglądały wściekle czerwone oczy w oprawie długich rzęs. Całości dopełniał rozmarzony uśmiech i nieobecne spojrzenie. Na podłodze półleżał szósty mężczyzna. Krótkie, potargane, brązowe włosy, zielone oczy i pełne usta. Roześmiany, wpatrywał się w chłopaka siedzącego obok. Ten odwzajemniał i spojrzenie i uśmiech. Miał srebrzystego irokeza i oczy niczym bursztyn, złote i przejrzyste. Delikatne rysy twarzy. Trzymał w dłoniach ręce dziewczyny zwiniętej w kłębek między nimi i przytulonej do kolan popielatowłosego. Czarnowłosej, skrzydlatej, z diademem na głowie i w długiej białej sukni.
O oczach zielonych jak wiosenna trawa, ale nakrapianych krwią. Pod obrazem podpis: „Zafir, Aren, Fabrizio, Eskel, Xavier, Mischel, Ravian i Cartia. r.1657”
-Skąd ksiądz to ma?- wydusił, odzyskawszy głos.
-Długa historia. Na razie odpowiedz mi na pytanie, czy rozpoznajesz którąś z postaci na obrazie?- spytał podnosząc księgę z kolan Toma i kładąc ja na stoliku.
-Ta dziewczyna… To ta sama, którą widuję nocami…
-Hmmm…-zasępił się staruszek –No cóż, jest tak jak przypuszczałem. Nie będę cię oszukiwał, sprawa jest dosyć poważna.
-Co znaczy poważna?- blondyn spojrzał na mężczyznę trochę przestraszony. –Okłamała mnie, coś mi może zrobić?- dopytywał się.
-Tobie nic się nie stanie.- powiedział uspokajającym głosem. –Ale bardzo możliwe, że komuś innemu coś złego się przydarzy. Na razie jednak chcę ci o niej coś opowiedzieć.- upił łyk herbaty. –Teraz jest znana jako Cartia, ale naprawdę nazywała się Caretta Charlotte Delacour. Urodziła się w roku 1289 we Francji, jako córka jednego z wysokich urzędników królewskich. Prowadziła spokojne życie do momentu, gdy przed siedemnastymi urodzinami została porwana przez wampiry. Przez tą siódemkę z obrazu…
-To ona jest aż tak stara?- wyrwało się zaskoczonemu chłopakowi. Na widok spojrzenia księdza umilkł, po chwili jednak spytał. –Który dokładnie ją stworzył?
-W tym właśnie tkwi sedno sprawy. Wszyscy są jej ojcami. To był rodzaj eksperymentu, w którym brała udział Wielka Siódemka, czyli najstarsze i obdarzone największymi mocami wampiry. Cartia jest stworzona z krwi wszystkich siedmiu, odziedziczyła po każdym najsilniejszą cechę i jest nie do pokonania.- westchnął. –A twoja historia nie jest mi obca, bo sam ja kiedyś przeżyłem. Czwartej nocy zabiła mojego brata…
Wracając do domu kilkadziesiąt minut później, był jak otępiały. W uszach wciąż dźwięczały mu te trzy słowa. Zabiła mojego brata… Cóż, on też miał przecież brata. Najbliższą mu osobę, mającą ten sam zestaw genów. Ukochanego bliźniaka. To niemożliwe, żeby ktoś wyglądający tak niewinnie jak ona mógł zabić. Potrząsnął powątpiewająco głową, mijając obojętnie grupkę dziewczyn zastanawiających się głośno, czy to gitarzysta Tokio Hotel je właśnie minął. Noga za nogą, powolnym krokiem wlókł się do domu. Przed oczami przesuwały się różne obrazy. Moment, gdy tuliła nietoperza, gdy się do niego uśmiechała… Nie chciało mu się wierzyć, że jest zimną morderczynią. Ale to przecież wampirzyca, przemknęło mu przez myśl. Przypomniał sobie długie, sprawiające wrażenie niezwykle ostrych, kły, jakimi dysponowała. Wampiry zabijają by żyć, nie dla przyjemności, prawda? Nagle w głowie rozbrzmiały mu ponownie słowa księdza…
-Niektóre wampiry nienawidzą tego, czym są i uśmiercają tylko jedną osobę w miesiącu, bo tyle wystarcza, by przeżyć. Inne, jak Wielka Siódemka, kochają zabijać. Każdy z nich ma podczas pełni na swoim koncie nawet kilkanaście ofiar, czasami mordują nawet podczas innych faz cyklu księżyca. A Cartia, mimo swojego wyglądu, jest najokrutniejsza z nich wszystkich…- to brzmiało tak bardzo nierealnie dla sceptyka, jakim niewątpliwie był blondyn. Najokrutniejsza… Nagle wyobraźnia podsunęła mu bardzo sugestywny obraz. Jego brat, leżący bez życia na ziemi. I czarnowłosa dziewczyna, pochylona nad nim. Uniosła powoli głowę i uśmiechnęła się do obserwującego chłopaka. W wielkich oczach błyszczała żądza mordu, a z kącików ust spływały cienkie strużki krwi. Także kły były splamione czerwienią. A odpowiadające im kształtem ślady ugryzienia były na szyi jego bliźniaka…
Zemdliło go. Potrząsnął głową odganiając od siebie natrętny obraz i starannie zamknął za sobą drzwi do domu.
-Bill? Jesteś gdzieś tutaj?- krzyknął rozglądając się niepewnie po holu. Tym, co uderzyło go od razu po wejściu do budynku, była nienaturalna, dzwoniąca w uszach cisza. Przed oczami ponownie przemknął mu przerażający obraz zakrwawionego bliźniaka. Głośno przełknął ślinę
i zaczął szukać brata. Salon, kuchnia, łazienka, pokój mamy, gabinet ojczyma… Wszędzie pusto. Modląc się w duchu, żeby nie było już przypadkiem za późno, szybkim krokiem pokonał schody i rozpoczął przegląd pokojów na górze. Gwałtownie otworzył drzwi do pokoju czarnowłosego. I nic. Billa nie było w środku. Łóżko rozgrzebane, pootwierane okna i niesamowity bałagan. –To już chyba koniec… Spóźniłem się…- wyszeptał, patrząc na pootwierane szuflady. Wyglądało to, jakby ktoś czegoś tu szukał. Nagle usłyszał jakieś odgłosy, dochodzące z pokoju obok. Serce podskoczyło mu do gardła. Wziął do ręki jeden z lakierów brata i zaczął skradać się korytarzem w stronę źródła dźwięku. Zdecydowanym ruchem nacisnął klamkę prowadzącą do pokoju, w którym odbywały się próby…
-Tu się schowałeś!- wykrzyknął ucieszony. Faktycznie, drugi bliźniak siedział oparty o fotel i coś zaciekle pisał w notesie. Na dźwięk głosu blondyna odwrócił się.
-Piosenkę pisałem.- machnął na wpół zamazaną kartką. –I to nie ja się chowam, tylko ciebie nie ma w domu cały dzień. Gdzie byłeś?- podniósł się z podłogi i usiadł na kanapie, jednocześnie biorąc ze stołu szklankę z RedBullem.
-U egzorcysty- czarnowłosy aż zakrztusił się z wrażenia.
-Po co?- wydusił z siebie, jednocześnie wycierając plamy po napoju. –Czujesz się opętany?
-Nie do końca.- blondyn opadł na oparcie fotela. –Posłuchaj, muszę ci coś powiedzieć… Tylko siedź i mi nie przerywaj…
-Nie ma sprawy. O co chodzi?- czarny poprawił poduszkę pod głową. Spod niej posypały się papierki po cukierkach, ale żaden z nich nie zwrócił na to uwagi.
-Mówiłem, nie przerywaj.- warknął. Bill spojrzał na niego zdziwiony. –No wiec wszystko zaczęło się trzy noce temu…- opowiedział bratu całą historię. Słuchając monologu blondyna, drugi bliźniak siedział jak zamurowany, wpatrując się w brata z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. –I chciałbym, żebyś dziś w nocy poznał ją osobiście…
-Tom… Czy ty się o mnie boisz?- wyszeptał po chwili. Chłopak zarumienił się lekko.
-Chyba można tak powiedzieć…- wymamrotał. –To jak, chcesz ją zobaczyć? Bo coś mi się wydaje, że mi nie do końca wierzysz…
-Sam nie wiem, co o tym myśleć. Opowiadasz historię o wampirach, że tajemnicza skrzydlata dziewczyna odwiedza cię nocami. To trochę nierealne. I do tego podobno ma mnie zabić. Ty byś mi uwierzył w coś takiego?
-Chyba nie.- po krótkim zastanowieniu pokręcił głową. –Ale to nie o to chodzi. Chcesz ją poznać, czy nie?- czarny umilkł, patrząc w okno. W głowie kłębiły mu się różne myśli. Z jednej strony to było tak nierzeczywiste, ale z drugiej… Coś mu mówiło, że blondyn nie kłamie. Nigdy go przecież nie oszukał. W końcu spojrzał na brata.
-Chcę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Joq
Gość





PostWysłany: Nie 10:01, 02 Lip 2006 Powrót do góry

Shocked eee może najpierw obudzę się... nie z pospolitego snu, lecz z transu...
....
dobra... już jest lepiej... ehh nie wiem co Ci powiedzieć... piszesz tak świetnie, tak pięknie że brak mi słów... a fabuła jest też niespotykana i naprawdę wciągająca... niekażdemu udało się zainteresować mnie pierwszym odcinkiem... jednak Ty i Twoje opowiadanie to zrobiło... szkoda tylko że tak szybko się skończy...
Dzisiejszy odcinek powalił mnie na kolana... to było cudne... nie ma słów, które mogłyby opisać to co teraz czuje... taka mieszanka zdziwienia, zainteresowania i jednoczesnego strachu... nie wiem co będzie dalej... nie da się tego przewidzieć, tak jak w niektórych opowiadaniach...
to jest jedyne w swoim rodzaju - gratulacje...
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny, niestety ostatni odcinek...
Veren
:)
:)



Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior

PostWysłany: Nie 11:43, 02 Lip 2006 Powrót do góry

wdech, wydech, wdech, wydech... musze sie uspokoic.
dobra, juz.
To opowiadanie wciaga jak zadne chyba. Matko, dlaczego to juz przedostatni odcinek ?
Bede czekala na twoje kolejne dzielo Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asiulla
:-)
:-)



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:59, 02 Lip 2006 Powrót do góry

Ah...
Zamurowało mnie, teraz nie wiem co mam Ci powiedzieć.
Ten odcinek podobał mi sie najbardziej ze wszystkich.
Padam na twarz.
Ale dlaczego tak szybko się kończy?
Bu...Sad
To takie świetne opowiadanie...!
No ale nic, czekam na końcowy odcinek, mam nadzieje, że nas zaskoczysz...Wink
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
hobo psec
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 1547 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: hobolandia [Lublin]

PostWysłany: Nie 21:15, 02 Lip 2006 Powrót do góry

O shit... nie wiem co mam powiedzieć. Opowiadanie jest genialne! I mam nadzieję, że nie usmiercisz Billa bo to będzie katastrofa! A ta wizja Toma... aż mi ciarki przeszły po plecach. Nie będę spała w nocy! Muuuuuuua;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
^Martoocha^
:(
:(



Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 321 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ta pewność, że marzenia się nie spełniają? xD

PostWysłany: Pon 23:49, 03 Lip 2006 Powrót do góry

OMG kpbieto to opowiadanie jest niesamowite !!!!! nie wiem co powiedzieć ono jest takie INNE i takie CIEKAWE jestem pod ogromnym wrazeniem ... czekam z niecierpliwościa a kolejna cześć.... Smile
buziaki Całus.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vampirek
:-(
:-(



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)

PostWysłany: Śro 12:05, 05 Lip 2006 Powrót do góry

No cóż znowu dziękuję za komentarze. Az trudno mi uwierzyć, że sa pisane do mnie Embarassed takie pozytywne...

Na ostatnią częśc jeszcze poczekacie, ale mam coś dla was.
To jest dodatek do opowiadania, historia wspomnianej w części nr 6, Wielkiej Siódemki, stworzycieli Cartii. Jej samej tu nie ma.

Bez dedykacji, bo ten chłam się nie nadaje na to Wink
Oceniajcie Smile



Wielka Siódemka
Siedem, liczba magiczna. Siedem było cudów świata starożytnego, siedem dni stworzenia świata. Siedem kolorów tęczy. Siedem Pieczęci, Siedem Trąb, Siedem Czasz w Apokalipsie.
Siedem wzgórz Rzymu. Siedem grzechów głównych. Siedem sakramentów. Po siedem uczynków miłosiernych względem duszy i względem ciała. Siedem sztuk wyzwolonych. Siedem było matek w hinduizmie. Mówimy ‘za siedmioma górami, za siedmioma lasami’ i ‘od siedmiu boleści’. Liczba siedem jest obecna w naszym życiu, czy tego chcemy, czy nie. Uważamy ja często za przynoszącą szczęście. Czy można się zatem dziwić, że tyle właśnie najpotężniejszych wampirów chciał zgromadzić założyciel Wielkiej Siódemki? Chyba nie…
Żeby poznać początek historii Cartii, musimy się cofnąć 725 lat w przeszłość. Zamknij oczy, podaj mi rękę i pozwól się ponieść magii…
Londyn. Spokojne ulice, pokryte białym puchem. Nic nie rozpraszało ciemności, nic nie przełamywało wszechogarniającej ciszy. Była Wigilia roku 1281…
Na głowę popielatowłosego mężczyzny przechadzającego się jedną z brukowanych uliczek padały płatki śniegu. Nie pasował do krajobrazu. Mimo przeraźliwego zimna miał na sobie tylko cienki płaszcz i lekkie buty. Podniósł głowę i popatrzył w niebo. Spomiędzy opadających lekko na czoło kosmyków wyjrzały smoliście czarne oczy. Bezdenne niczym studnie, z jarzącymi się w głębi światełkami. Ale o tych ognikach niewiele osób wiedziało. Ci, którym dane było je widzieć od razu ginęli… Na usta mężczyzny powoli wpełzł uśmiech. W oddali zauważył postać, która zdawała się zmierzać w jego kierunku. Dla innych przedstawicieli jego gatunku byłaby to idealna okazja do posilenia się, ale Zafir nie był taki. Po szoku, jaki wstrząsnął wampirzym światkiem zmienił się. Teraz był najstarszy z pozostałych przy życiu wampirów. Dwieście siedemdziesiąt pięć lat jako potwór i trzydzieści jako człowiek. Wszystkich protoplastów rodzaju wymordowali ludzie… I to całkiem niedawno.
Postać zbliżała się coraz bardziej. Z tej odległości mógł rozpoznać ciężką pelerynę nieznajomego i jego długie włosy. Nagle atmosfera zmieniła się. Osoba w oddali podniosła wzrok na popielatowłosego. Człowiek… Nie, to nie był człowiek, to był kolejny wampir. Zafir przystanął, nie bardzo wiedząc, czego się spodziewać. Mięśnie mu stężały, wargi ściągnęły się lekko, ukazując długie kły. Lewy był nadłamany, pamiątka po pierwszej walce z ludźmi i znak rozpoznawczy Zafira. Postać przyspieszyła, i po chwili długowłosy mężczyzna stał przed starszym wampirem.
-Zafir Eysenck Chatterley?- spytał niepewnie. Wpatrywał się w popielatowłosego natarczywie. Jego angielszczyzna nosiła ślady melodyjnego akcentu.
-Tak- odpowiedział krótko. Nieznajomy miał bardzo dziwne tęczówki. Tak jasnobłękitne, że niemal przeźroczyste. I ciemnogranatowe włosy. Zafir czekał na rozwój wydarzeń.
-Jestem Aren Fragonard Maskarponnen.- ukłonił się z szacunkiem. Czarnooki nie zareagował, czekając na kolejny ruch. –Słyszałem o twoich planach stworzenia organizacji zrzeszającej najpotężniejsze wampiry, i chciałbym się przyłączyć…
-A w czym jesteś taki specjalny?- ironia w głosie popielatowłosego była bardziej niż wyczuwalna. Ostatnimi czasy dużo młodych zgłaszało się do niego, ale żaden niczym się nie wyróżniał. Dotychczas znalazł tylko trzy odpowiednie wampiry. Ale Aren zdawał się nie zwracać uwagi na sarkazm. Koło nich przebiegł szczur umykający przed goniącym go kocurem. Długowłosy spojrzał na zwierzęta. Padły martwe. Potem uśmiechając się leciutko przeniósł wzrok na Zafira.
-Nieźle, ale to były tylko małe zwierzątka. Może to?- wskazał głową na przechodzącego obok człowieka. Aren tylko na niego spojrzał. Włóczęga padł martwy. Od razu.
-Wystarczy prezentacji?- czarnooki pokiwał głowa powoli. Był pod wrażeniem. Zdecydowanym ruchem wyciągnął dłoń w stronę młodszego wampira. Tamten uścisnął ją.
-Zapraszam do zamku, przedstawię ci resztę…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zmaterializowali się ponownie przed ogromnym ponurym zamczyskiem. Swoim wyglądem dokładnie odpowiadało ludzkim wyobrażeniom na temat miejsca zamieszkanego przez wampiry. Czarne mury, wysokie, strzeliste wieże, wielkie okna zakończone ostrołukami. Nad zamkiem księżyc i krążące dookoła nietoperze. Zabawne jak blisko prawdy są czasami ludzie, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.
Zafir nacisnął klamkę i popchnął drzwi. Otworzyły się z delikatnym skrzypieniem.
-Jeśli chcesz się do nas przyłączyć, to będzie teraz twój dom.- gestem zaprosił Arena do środka. Weszli. Kroki odbijały się echem. –Odziedziczyłem zamek po swoim ojcu- wyjaśnił popielatowłosy wieszając pelerynę gościa na wieszaku. W ślad za nią poszedł jego własny płaszcz. –Teraz mieszkamy tu we czterech.
-Ty i twoi potomkowie?- Aren rozglądał się po pomieszczeniu. Czarna, marmurowa podłogo, przechodząca pasmami w coraz jaśniejszą szarość, aż do bieli przy ciężkich, dębowych wrotach, najprawdopodobniej prowadzących do salonu. Gotyckie, krzyżowo-żebrowe sklepienie majaczyło dobre siedem metrów nad głową. Wielkość holu sugerowało ogrom reszty zamku.
-Nie.- skrzywił się lekko. –Stworzyłem tylko jednego z nich, ale wszyscy trzej są najpotężniejsi w swoich dziedzinach. Zaraz ich poznasz.- jakby na potwierdzenie tych słów rozległy się kroki. Obaj podnieśli głowy na ich dźwięk. Na półpiętrze stał wysoki, szczupły chłopak. Orzechowo brązowe włosy falowały przy każdym ruchu. Kiedy zbiegł na dół, Aren dostrzegł też oczy. Zielone, niczym szmaragdy. Nowo przybyły zerknął na długowłosego z ciekawością.
-Jesteście akurat na kolację.- uśmiechnął się czarująco. Niezwykle długie kły błysnęły bielą.
-To chyba dobrze.- Zafir odwzajemnił uśmiech. W jego oczach zamigotało coś na kształt ojcowskiej miłości. A może tak się Arenowi tylko zdawało? W końcu wampiry nie powinny mieć uczuć. –Połóżcie jeszcze jedno nakrycie. Przyprowadziłem następnego członka.
-To wspaniale.- znowu ten uśmiech. Coś było niepokojącego w brązowowłosym wampirze. Może za dużo kobiecości? I jeszcze te miękkie kocie ruchy… -Nie przedstawisz mi gościa?
-Tak, oczywiście. To jest Aren Fragonard Maskarponnen, prawdopodobnie nasz nowy nabytek. Aren, to jest Mischel Louis de Valouais. Mój potomek.
-Miło poznać.- Aren skinął głową. Uścisnęli sobie ręce.
-Cała przyjemność po mojej stronie.- zielonooki zmrużył powieki, taksując go wzrokiem. Najwyraźniej ocena wypadła pomyślnie, bo uśmiech się poszerzył. –No to chyba możemy iść na kolację, prawda? Pewnie już na nas czekają.
-Już idziemy.- Zafir kiwnął głową. –Goście przodem.- przepuściwszy przed sobą Arena, prowadzeni przez Mischela, udali się do jadalni.
Tym, co zaraz po wejściu przykuło uwagę długowłosego, nie był wielki mahoniowy stół zastawiony najdelikatniejsza porcelaną. Chociaż fakt, był piękny. Nakryty najbielszym obrusem idealnie wpasowywał się w kolorystykę pomieszczenia. Białe, marmurowe podłogi, kamienne ściany, kryształowe kandelabry oświetlające całość. Ale najbardziej rzucającym się w oczy elementem pokoju był siedzący na parapecie chłopak. Złote, mocno nastroszone z tyłu włosy okalały jego twarz niczym aureola. Duże oczy barwy nieba, odbijające światło niczym wielofasetkowe klejnoty, wpatrywały się we wchodzących. Był tak niesamowicie piękny, że to było aż nieprzyzwoite. Mężczyzna nie powinien tak wyglądać.
-Nowy?- rozległ się głos tuż nad jego uchem. Rozglądając się o pokoju nie zauważył nawet, że blondyn zmienił miejsce. Teraz stał tuż przed nim i Zafirem.
-Najprawdopodobniej.- popielatowłosy kiwnął głową. –Gdzie jest czarny?
-Medytuje.- piękny wskazał fotel przed kominkiem. Stał tyłem, więc nie było nawet widać, że ktoś na nim siedzi.
-Jak zwykle.- Zafir przewrócił oczami. –Xavier!
-Tak?- fotel obrócił się, a Aren przeżył szok. Z imieniem Xaviera zetknął się kilkakrotnie, za każdym razem chodziło o wyjątkowo bestialskie morderstwo. A przed nim siedział wampir o niemal dziecięcej aparycji. Długie do ramion, kruczoczarne włosy obramowujące okrągłą twarz. I ogromne, otoczone niezwykle długimi rzęsami oczy, patrzące na świat przez zasłonę opadającej na nos grzywki. Krwistoczerwone.
-Ty śpisz, a my mamy gościa.- Mischel poprawiał nakrycia. Po chwili, niezadowolony z efektu zmienił kolor zastawy z białej na czarną. Pstryknięciem palców. Ale ten pokaz umiejętności umknął uwadze Arena.
-Nie śpię, medytuję.- podniósł się z fotela i podszedł do nich. Czerwone oczy wpatrywały się w długowłosego. –Czyżbyś przyprowadził nam nowego członka, Zafirze?
-Znalazłem go w Londynie.- kiwnął głowa czarnooki. –Skoro jesteśmy już wszyscy, chciałem wam przedstawić Arena Fragonarda Maskarponnena, prawdopodobnie piątego z planowanej Wielkiej Siódemki. Mischela już poznałeś.- brązowowłosy skinął głową. –Jest naszym magikiem. To jest Eskel Franz Schiller, specjalista od lewitacji.- blondyn uścisnął rękę Arena, uśmiechając się do niego. –I Xavier Raul Mascherano, telepata.- czarnowłosy obdarzył go rozmarzonym spojrzeniem i skinięciem głowy.
-A ty, jakim talentem dysponujesz?- zwrócił się do długowłosego Eskel. –Bo Zafir nie raczył się tym z nami podzielić.- Aren podniósł głowę.
-Zabijam wzrokiem. Wszystko, co się rusza. Oprócz innych wampirów, oczywiście.
-Bardzo przydatne.- czarujący uśmiech wpłynął na usta Mischela.
-Ale mało zabawne.- zatrzepotał rzęsami Xavier.
-Przestańcie, siadajmy już.- dyskusję przerwał Zafir. Siedli, a na talerzach pojawiły się potrawy. Mischel gestem zapalił świece.
-Jakiego talentu nam jeszcze brakuje?- Eskel bawił się serwetką.
-W zasadzie to zostały dwa.- Zafir zastanowił się przez chwilę. –Poszukujemy najlepszego telekinetyka i kogoś obdarzonego możliwością stawania się niewidzialnym.
-Niewidzialnym?- Aren podniósł głowę. –Znam takiego jednego.
-Dobry jest?- Eskel oparł głowę na ręku.
-Chyba najlepszy.
-To przyprowadź go tu. Jeśli jest najlepszy, to jego miejsce jest z nami.- Zafir uśmiechnął się do długowłosego.
-Wtedy pozostawałoby już tylko znalezienie telekinetyka.- Mischel bawił się widelcem.
-Postaram się sprowadzić go jak najszybciej.
-I wtedy będzie brakowało już tylko jednego. Bo powinno nas być siedmiu. Siedmiu, by wszystkimi rządzić…- powietrze przeszył złowieszczy śmiech Xaviera.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Miesiąc później w stronę zamku szły dwie postacie. Obie otulone w peleryny, z odkrytymi głowami. Długie, ciemnogranatowe włosy pierwszego powiewały na wietrze. Czerwonoruda czupryna drugiego lśniła niczym płomień w blasku księżyca.
-Jesteś pewien, że to dobry pomysł?- czerwonowłosy popatrzył niepewnie na towarzysza.
-Fabrizio, nie denerwuj mnie.- Aren obrócił się twarzą do rudego. –Mieszkam z nimi już niemal miesiąc, widziałem mnóstwo kandydatów na oba miejsca. Ale widziałem też twoje umiejętności. Mogę cię zapewnić, że jesteś lepszy od nich wszystkich. Przestań więc narzekać i weź się w garść. To nienormalne, kiedy ktoś tak pewny siebie jak ty zaczyna się krygować.
-Ja się nie kryguję.- żachnął się Fabrizio. –Ja po prostu się zastanawiam. Bo to są najlepsi.
-Pasujesz tu. I przestań w siebie wątpić.- stanęli przed drzwiami. –Gotowy?
-Chyba.- odetchnął głęboko.
-No to idziemy.-Aren zapukał do drzwi. Masywne, dębowe wrota rozchyliły się powoli, ukazując ciemne wnętrze holu, rozświetlone tylko błękitnawym blaskiem świec osadzonych w kryształowych kandelabrach. Weszli. Wewnątrz było pusto, tylko uchylone drzwi do salonu wskazywały miejsce pobytu mieszkańców zamczyska. Przybysze skierowali się w tamtą stronę. Długowłosy delikatnie popchnął jedno ze skrzydeł i wprowadził towarzysza do środka.
Źródłem światła i ciepła w pomieszczeniu był kominek. Kamienny, zajmujący niemal jedna czwartą długości ściany, miał niezwykłą właściwość gromadzenia ludzi. Wokół niego ustawione były duże fotele, obite srebrzystoszarym aksamitem. Dokładnie siedem. Ale na razie zajęte były tylko cztery z nich.
Gdy Aren i Fabrizio weszli do środka wzrok wszystkich skierował się na nich. Czerwonowłosy z trudem pohamował chęć ucieczki. Nie bał się, ale nie lubił czuć się oceniany. Co prawda, w głębi duszy był pewien, że tu, wśród najlepszych, jest jego miejsce, ale oni mogli myśleć inaczej. Czterech z planowanej Wielkiej Siódemki. Cztery pary oczu wpatrzone we wchodzących. Czarne, jasnoniebieskie, zielone i czerwone.
-Czyżbyśmy się doczekali?- z najbliższego fotela podniósł się popielatowłosy właściciel czarnych oczu. Podszedł do nich. –Mam przyjemność z rzeczonym mistrzem niewidzialności?
-Fabrizio Patrick Connery.- czerwonowłosy skłonił głowę przed starszym wampirem. –A czy mistrz…
-To się okaże.- przerwał mu. –Mogę zadać kilka pytań?
-Tak, oczywiście.
-Odpowiadaj po prostu tak lub nie. Możesz stać się niewidzialnym w dowolnym momencie?
-Tak.
-Zdarzyło ci się chcieć, ale nie móc?
-Nie.
-Panujesz nad tym całkowicie? Możesz utrzymać przez dowolną ilość czasu?
-Tak.
-Nie męczy cię to?- w czarnych oczach Zafira coraz wyraźniej błyszczało zainteresowanie.
-Nie.
-No proszę.- pokręcił głową mile zaskoczony. –Chyba rzeczywiście przyprowadziłeś mi tu mistrza.- Aren w milczeniu skinął głową. –Możesz na chwilę stać się niewidzialnym i nie ruszać z miejsca? Chcę cię obejrzeć.- Fabrizio pokiwał głową i zniknął. Popielatowłosy powoli obszedł go dookoła, dokładnie analizując przemianę. Wreszcie pokiwał głową, mile zaskoczony. –Możesz już się pojawić.
-I jak?- Aren przerwał milczenie.
-Perfekcyjnie.- Niemal niezauważalnie za Zafirem stanęła reszta wampirów. Teraz patrzyło się na niego pięć par tęczówek. Czarne, jasnoniebieskie, zielone, czerwone i lodowato błękitne. –Fabrizio, pozwól, że przedstawię. Arena już znasz.- długowłosy kiwnął głową z uśmiechem. –To jest Mischel Louis de Valouais, magik.- ciepły uśmiech ze strony brązowowłosego. –Eskel Franz Schiller, specjalista od lewitacji.- piekny blondyn kiwnął głową. –I Xavier Raul Mascherano, telepata.- czarnowłosy obdarzył go rozmarzonym spojrzeniem. –Ja jestem Zafir Eysenck Chatterley, hipnotyzer. Fabrizo Patricku Connery, czy chcesz się do nas przyłączyć?- czerwonowłosy powiódł wzrokiem po stojących przed nim wampirach. Obserwowali go uważnie. Czekali. Ale Fabrizio podjął decyzję już zanim tu wszedł. Wiedział. Ciemnoniebieskie oczy rudzielca błysnęły spod trójkątnie ściętej grzywki.
-To będzie dla mnie zaszczyt.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tamtego stycznia roku 1282 docelowa Wielka Siódemka znalazła szóstego członka. Poszukiwania siódmego nie ustawały. Jednak na tego, który będzie ostatnim, musieli czekać jeszcze pięć lat. Dopełnienie Wielkiej Siódemki, najlepszy telekinetyk, sam do nich przyszedł. Rzecz działa się pewnej burzowej, letniej nocy, kiedy to wśród grzmotów i błyskawic ktoś załomotał do wrót zamku. Był rok 1287…
Drzwi otworzył Eskel, reszta wampirów siedziała wokół wiecznie płonącego kominka. Na zewnątrz, w strugach deszcz i świetle błyskawic stała postać. Blondyn wpuścił go do środka. Wiedział, że to wampir, wyczuwał aurę. Nie bał się, przecież przybysz nie mógł mu nic zrobić. A poza tym był po prostu ciekawy. Bo ktoś, kto wyrusza w taka pogodę musi mieć ważny powód. Patrzył jak nieznajomy wchodzi do holu i otrząsa się z wody. Zsunął kaptur. Niebieskookiemu ukazała się twarz przybysza. Skóra niczym śnieg, bardzo blada, nawet jak na wampira. Srebrne włosy postawione na irokeza. I wielkie, bursztynowozłote oczy, teraz wpatrujące się w niego. Eskel skrzywił się lekko. Tajemniczy gość był jeszcze bardzo młody.
-Kim jesteś?- spytał dosyć obcesowo.
-Dopełnieniem waszej Wielkiej Siódemki.- srebrnowłosy uśmiechnął się arogancko, pokazując zęby. W tym słynne podwójne kły, symbol królewskiego rodu, nota bene podobno w całości wymordowanego podczas rzezi 30 lat temu. Ale Eskel nie okazał zdziwienia. To nie było w jego stylu.
-To się jeszcze okaże. A imię, jeśli można?- obserwował. Złotooki zmrużył powieki. Gdzieś za nimi ukochana waza Xaviera uniosła się z postumentu i śmignęła przez hol rozbijając się z trzaskiem o ścianę. Eskel nawet nie drgnął.
-Ja jestem pewien.- wyprostował się. –Ravian van der Houvenaghel.- skłonił głowę. Blondyn odwzajemnił gest, po czym kiwnął na przybysza, żeby szedł za nim. Zaprowadził go do salonu, przed oblicze Zafira i reszty wampirów. Zostawił na środku pomieszczenia, a sam zajął miejsce wśród towarzyszy. Złotooki stał przed sześcioma najpotężniejszymi wampirami obecnego świata.
-Co pana do nas sprowadza?- popielatowłosy przeciągnął się leniwie w fotelu.
-Chcę być jednym z was.- znowu pokazał zęby.
-No, no, królewskie kły.- Zafir podniósł się z siedzenia. Podszedł do nieznajomego i przyjrzał mu się uważnie. –A podobno wybili ich wszystkich?
-Przemieniono mnie na kilka tygodni przed rzezią. Jeszcze wtedy nie zdążyły urosnąć.
-Ciekawe…- czarnooki zamyślił się na chwilę. Reszta wampirów siedziała cicho. Obserwowali.
-Chciałbym się do was przyłączyć.- ciszę przerwał Ravian.
-To nie jest takie proste. Twój talent to telekineza?- złotooki potwierdził kiwnięciem. –Więc pokaż, co potrafisz.- znowu kiwnięcie. W tej samej sekundzie ze stołu sfrunął puchar z winem i zawisł przed Zafirem. Wampir uśmiechnął się, prezentując nadłamany kieł i gestem polecił kontynuować. Powoli, trzeszcząc pod ciężarem zastawy, uniósł się mahoniowy stół. Potem krzesła zaczęły wirować dookoła. Patrzyli na niego z zaciekawieniem. Zbliżał się do granicy możliwości, dotychczas niepokonanej przez żadnego z kandydatów. I nie wydawał się w ogóle męczyć. Siłą woli podniósł wszystkie szafy i fotele wraz z siedzącymi wampirami. Spojrzał na Zafira. Ten z uśmiechem polecił przerwać prezentację.
-I jak?- spytał pusząc się z dumy.
-No cóż…- westchnął teatralnie popielatowłosy. –Chyba zdałeś. Pozwól, że przedstawię resztę. Aren Fragonard Maskarponnen, zabija wzrokiem.- długowłosy kiwnął głową. –Eskel Franz Schiller, specjalista od lewitacji.- jasnowłosy uśmiechnął się uprzejmie. –Fabrizio Patrick Connery, mistrz niewidzialności.- wysoki rudzielec skłonił się lekko. –Xavier Raul Mascherano, telepata.- rozmarzone spojrzenie czerwonych ślepi. –I Mischel Louis de Valouais, magik.- brązowowłosy obdarzył Raviana czarującym uśmiechem. –Ja jestem Zafir Eysench Chatterley, hipnotyzer.- czarnooki podał mu rękę. Uścisnął ją. –A ty?
-Ravian van der Houvenaghel.- ukłonił się. –Siódmy z Wielkiej Siódemki?- popatrzył pytająco na Zafira. Przywódca kiwnął głową. Ravian uśmiechnął się triumfująco.
-Siedmiu, by wszystkimi rządzić…- upiorny śmiech wypełnił zamczysko. –Nareszcie…



Nie bić za mocno:P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Joq
Gość





PostWysłany: Śro 12:49, 05 Lip 2006 Powrót do góry

To jest... ehh brak mi słów. Boskie to za mało powiedziane... Piszesz świetnie, co zresztą już napewno wiesz... Fabułę masz genialną! A ten "dodatek" to już wogóle był ekstra!
Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na niestety ostatni odcinek... Crying or Very sad
gratulacje talentu...

A tak na marginesie to ja mam numerek 7 w dzienniku i też uważam go za przynoszący mi szczęście... Wink
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)