Forum Forum Tokio Hotel Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Wiara, Nadzieja i ... >>12<< Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
reinigen




Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:43, 10 Gru 2006 Powrót do góry

Koncert miał się rozpocząć za godzinę. Chłopcy już byli na miejscu i przygotowywali się do występu, podczas, gdy hala zapełniała się powoli tłumem rozochoconych fanów. Pomieszczenia za kulisami były specjalnie przystosowane na przyjęcie gwiazd: białe drzwi pokoi ozdabiały kartki z nazwami zespołów, sterylne korytarze wyczyszczone były na wysoki połysk, a tu i ówdzie porozstawiano pojemniki z wodą mineralną. Wszędzie kręcili się technicy, wlokący za sobą sznury kabli czy walizki ze sprzętem oraz dziennikarze, polujący na sławy z drapieżnie wystawionymi mikrofonami.
Bill bardzo lubił to napięcie. Właśnie na tę godzinę przed koncertem odczuwał największą adrenalinę i podniecenie. W brzuchu latały mu setki oszalałych motyli, ręce drżały, serce biło nierówno i niespokojnie, a mimo to młody wokalista nie znał przyjemniejszego momentu w życiu. Występował już niejednokrotnie, jednak za każdym razem reagował równie silnie, choć zaczynał obserwować u siebie niepokojące przejawy rutyny. Przyzwyczaił się do charakteryzacji, prób w przymałych garderobach i udzielania zdawkowych odpowiedzi na pytania czających się pod drzwiami reporterów. Już nie rozglądał się wokół z ciekawością nowicjusza i nie emocjonował się, widząc napis „Nena” na sąsiedniej garderobie. Szkoda.
Wciąż jednak z bijącym mocno sercem wsłuchiwał się w panujący na korytarzu gwar, a na myśl o nadchodzącym koncercie łaskotało go w żołądku. Rozejrzał się po pokoju. Tom w charakteryzacji, Gustav bębni pałeczkami po stole, a Georg obżera się owocami. Normalka. A jednak – tym razem coś zdecydowanie wisiało w powietrzu. Bill wyraźnie to czuł. Całe jego ciało przekazywało mu delikatne impulsy podniecenia, zbyt duże, żeby wziąć je tylko za przedkoncertowe emocje. Czasami zdarzało mu się wyczuwać coś takiego, jakimś cudem wiedział, że przydarzy się mu niedługo coś wspaniałego lub niezwykłego. Chociażby dzięki temu wierzył w zjawiska nadprzyrodzone. Sam czuł się jednym z nich.
Nie wiedział, co kazało mu wyjrzeć w tej właśnie chwili na korytarz, ale bez zastanowienia posłuchał swojego instynktu. Uchylił białe drzwi i wystawił głowę. Nic specjalnego: dziennikarze, technicy i kupa krzyczących ludzi, jak przed każdym występem. Już chciał się schować z powrotem, gdy jego wzrok przykuł jeden, zupełnie nie pasujący do wszystkiego element.
Dziewczyna. Młoda kobieta właściwie, na oko dwudziestoparoletnia. Szła powoli, uważnie stawiając kroki, z pochyloną głową… Była prześliczna. Ciemne kosmyki wpadały jej w migdałowe oczy, jasna cera promieniała perłowym blaskiem, od którego odcinały się wiśniowe usta, a sylwetka rysowała się stanowczą kreską na tle bieli korytarza. Zafascynowany jej urodą, dopiero po chwili zauważył, że trzymała za rączkę dziecko. Małą dziewczynkę, łudząco do niej podobną.
Szły spokojnie, bez pośpiechu, ale mimo to Bill zauważył w kobiecie ślady zdenerwowania. Wyszedł na zewnątrz i stanął obok drzwi z rękami splecionymi na piersi, przyglądając się uważnie tej niecodziennej parze. Były kilka metrów od niego, gdy mała podniosła na niego wielkie, brązowe oczy i uśmiechnęła się promiennie. Aż mu dech zaparło. Już wiedział, że nie przypadkiem wyjrzał z garderoby, że jakaś siła wyższa coś dla niego szykowała. Nawet się nie zdziwił, gdy dziewczynka zatrzymała się obok niego.
- Dzień dobry – powiedziała z uśmiechem.
Młoda kobieta również przystanęła, zaskoczona. Spojrzała najpierw na dziewczynkę, a potem na niego. Bill uśmiechnął się do małej, po czym przeniósł wzrok na jej towarzyszkę. Jednak dobrze wyczuł jej zdenerwowanie: w oczach kobiety lśniły łzy. Z bliska wyglądała jeszcze piękniej, jednak dostrzegł też sporo innych rzeczy. Przede wszystkim była młodsza niż myślał, choć na pewno starsza od niego. Była też przestraszona. I pełna nadziei.
- Jesteś aniołem? – spytała dziewczynka, wciąż wpatrzona w niego, jak w obrazek.
- Sophie… - upomniała ją kobieta łagodnie. – Przepraszam pana, już ją zabieram.
Sens tych słów dotarł do Billa dopiero po chwili. Wciąż był pod wrażeniem urody pięknej nieznajomej. Jednak, gdy uświadomił sobie, co do niego mówiła, natychmiast otrzeźwiał.
- Ależ nie trzeba! – potrząsnął głową i przyklęknął tak, że jego twarz znalazła się na poziomie dziecka. – Nie jestem aniołem kochanie, jestem piosenkarzem.
Dziewczynka nadal pięknie się uśmiechała, demonstrując mu szereg białych, równych ząbków. Wyciągnęła nieśmiało rączkę i paluszkami delikatnie dotknęła jego policzka.
- Wyglądasz jak anioł - stwierdziła stanowczo, po krótkich oględzinach i nagle posmutniała. – Myślałam, że pomożesz mi i mamusi…
Bill przeżył lekki szok. Nie sądził, że dziewczyna jest jej matką…Owszem, widział uderzające podobieństwo, ale raczej skłaniał się ku wersji rodzeństwa, sióstr. Ostatecznie dziewczynka mogła mieć ze cztery latka, a kobieta była naprawdę bardzo młoda. Ze zdumieniem podniósł na nią wzrok. I dobrze się stało, bo nagle zrobiła się nienaturalnie blada i zachwiała się na nogach. Natychmiast wstał i w ostatniej chwili chwycił mdlejącą dziewczynę na ręce. Tylko dzięki temu nie uderzyła głową w ścianę.
Na chwilę stracił głowę, nie wiedział, co robić. Ale wystarczyło parę sekund i momentalnie podjął decyzję. Wciąż przytrzymując bezwładne ciało kobiety, łokciem nacisnął klamkę ich garderoby. Drzwi otworzyły się bez oporów i ukazały mu zaskoczone twarze kolegów z zespołu.
- No ruszcie się! – syknął niecierpliwie.
Pierwszy zareagował Tom. Szybko podbiegł do brata i pomógł mu wnieść nieprzytomną kobietę do środka. Gustav przyprowadził przestraszoną dziewczynkę. Nie płakała, nie krzyczała ani nic. Tylko jej oczy rozszerzyły się odrobinę.
Tom i Bill położyli dziewczynę na kanapie, układając jej nogi nieco wyżej. Ocknęła się kilkanaście sekund później, nawet nie zdążyli pójść po pomoc medyczną, od której wszak roiło się w całym budynku. Próbowała wstać, ale znów się zachwiała. Widząc to, Georg zdecydowanym krokiem wyszedł z pokoju, żeby zawołać jakiegoś lekarza.
- Niech pani leży…- mówił łagodnie Bill. – Zaraz sprowadzimy pomoc, spokojnie. Niech pani nie wstaje jeszcze przez chwilę…
- Ale…Sophie… - szepnęła kobieta, rozglądając się po pokoju nieco nieprzytomnie.
- Pani córeczka jest bezpieczna, będzie tu cały czas. Naprawdę, proszę nie wstawać…- łagodził Bill, ignorując zdumione spojrzenie brata po słowie „córeczka”.
Georg zjawił się z lekarzem już po chwili. Siwy, stateczny pan od razu podszedł do leżącej kobiety i zmierzył jej puls. Chłopcy zajęli się w tym czasie małą. Usadzili ją na krześle do charakteryzacji i zagadywali wesoło, usiłując odwrócić jej uwagę od bladej, słaniającej się matki, którą lekarz wypytywał po cichu o jakieś istotne fakty. Trochę to trwało, ale na szczęście Sophie szybko się uspokoiła, widząc poprawę w jej stanie.
- Masz śliczne imię – uśmiechnął się do niej Tom.
- Po babci – oświadczyła dziewczynka z dumą i przeniosła uwagę na słój cukierków, podsuwany jej właśnie przez Billa. – Mama mówi, że to znaczy „mądrość” – roześmiała się serdecznie.
- A co wy tu robicie? – dopytywał Gustav.
- Mama tu pracowała, właśnie skończyła i wychodziłyśmy… Tłumaczyła wywiad z takim panem…nie pamiętam, jak się nazywał – przyznała Sophie z rozbrajającą szczerością. – Ale mówił tylko po angielsku i dużo się śmiał. Chociaż oczy miał smutne…- zastanowiła się nagle i ucichła.
Chłopcy spojrzeli na siebie znacząco. Lekarz wstał z kanapy i podszedł do nich cicho.
- Czy któryś z panów…? – zaczął.
- Tak, tak. Co z nią, doktorze? – Bill natychmiast przy nim stanął.
- Jest bardzo wyczerpana. Z tego, co widzę, dawno nie spała…no i domyślam się, że nie jadła też za wiele. Na razie najlepiej zrobi jej spokojny i długi sen. Poza tym… - lekarz zawahał się przez chwilę.
- Tak? – spytał Bill z naciskiem.
- A przepraszam…pan z rodziny? – mężczyzna spojrzał na niego podejrzliwie.
Teraz to Bill się zawahał. Jeśli przyzna, że jest tylko przygodnie spotkanym człowiekiem, to lekarz może nie zechcieć udzielić mu dalszych informacji. Ale jednocześnie, gdyby skłamał, mógł się wkopać jeszcze gorzej.
- Nie…- odpowiedział powoli. – Ja tylko chciałem jej pomóc. Nie znam tej pani…
Może mu się zdawało, ale lekarz chyba odetchnął z ulgą, po czym pochylił się nieco w jego stronę i szepnął poufale:
- Widzi pan, ona ma ślady po pobiciu. Myślę, że to pewnie jakiś jej mąż czy konkubent... Większość ran już się zagoiła, ale to mogło się stać najwyżej dwa tygodnie temu, niektóre rany są świeższe nawet. Dobrze by było, żeby nie wracała teraz do domu, zwłaszcza z dzieciakiem…
Lekarz snuł po cichu dalsze wątki swojej teorii, a Bill próbował otrząsnąć się z szoku, że ktoś mógł pobić tak delikatną i kruchą istotę. Znów nie miał pojęcia, co robić, ale wiedział jedno: musi zrobić wszystko, żeby nikt nie skrzywdził dwóch, zesłanych mu wyrokami sił wyższych, dziewcząt. Poprosił lekarza jeszcze o chwilkę, a sam zadzwonił do menadżera zespołu. Skrótowo opowiedział mu, co się stało i David już do nich szedł, więc w tym czasie Bill wypytywał lekarza o szczegóły stanu dziewczyny. Po kilku chwilach poczuł w swojej dłoni malutką łapkę Sophie. Spojrzał w dół. Stała, przylegając ciasno do jego boku i ufnymi oczami wpatrując się w twarz mówiącego lekarza. Za nią stała pozostała część składu zespołu i spijała słowa z jego ust.
- To znaczy…ktoś ją bije? – spytał Tom, w lekkim szoku.
Bill, niewiele myśląc, pochylił się nagle i porwał dziewczynkę na ręce. Od razu poczuł, jak małe ramionka oplatają jego szyję, a smutna buzia chowa się w zagłębieniu między barkiem a obojczykiem. W niezrozumiałym odruchu położył jedną dłoń na miękkich włosach dziecka i przytulił ją do siebie jeszcze mocniej, osłaniając małe uszka przed słowami lekarza.
- Obawiam się, że tak i to od dłuższego czasu – mówił doktor cicho, patrząc na pogrążoną w głębokim śnie kobietę. – Dałem jej zastrzyk uspokajający, będzie teraz długo spała, musi zregenerować siły. Czy mam zgłosić jej odnalezienie? Zadzwonić po miejsce w szpitalu?
- Nie ma takiej potrzeby – powiedział Bill twardo. – My się nią zajmiemy. Kiedy się obudzi, opowie nam o wszystkim, a na razie zapewnimy jej utrzymanie.
Małe paluszki zacisnęły się trochę mocniej na jego koszulce, więc ukołysał dziewczynkę lekko.
- Ale panowie… Nie mogę jej zostawić pod opieką…- lekarz widocznie się zmieszał. Nie wiedział, jak taktownie dokończyć zdanie.
- Niepełnoletnich? – pomógł mu głęboki głos spod drzwi. David właśnie wszedł do pokoju. – Bardzo słusznie. Wobec tego najlepiej będzie, jeśli to ja podpiszę odpowiednie dokumenty.
Twarz Billa nagle się rozjaśniła. Chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo David kontynuował:
- Chłopaki, macie dziesięć minut do występu. Wszyscy już po charakteryzacji? – odpowiedział mu twierdzący pomruk. – Dobrze. Wobec tego lećcie na miejsce, ja jeszcze chwilę porozmawiam z lekarzem i załatwię dziewczynom ochronę.
- Sophie? – szepnął Bill cicho, bo dziewczynka nie ruszała się od dłuższego czasu i wydawało się, że zasnęła. – Kochanie, obudź się na chwilkę…
Powoli podniosła główkę i popatrzyła na niego zaspanymi oczami w kolorze kasztanów. Rozpoznała go po chwili i uśmiechnęła się sennie.
- Połóż się koło mamy teraz, dobrze? Ja muszę wyjść na trochę, ale niedługo wrócę, a w tym czasie popilnuje cię ten pan – Bill wskazał głową na stojącego przy wejściu ochroniarza.
- Dobrze… - usłyszał cichy głosik, po czym wielkie oczy małej nagle wpatrzyły się w jego własne tęczówki. – A wrócisz na pewno?
- Na pewno – kiwnął głową, czując ściskające go w gardle wzruszenie. – Wrócę od razu, jak tylko skończę śpiewać.
Uśmiechnęła się ufnie i bez oporów pozwoliła położyć na kanapie, w ramiona mamy. Tom podszedł do nich z kocem, który obaj od razu rozłożyli i dokładnie przykryli śpiące dziewczęta.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez reinigen dnia Pon 18:02, 20 Sie 2007, w całości zmieniany 12 razy
Zobacz profil autora
Temcia
:]
:]



Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 523 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z krainy snów...:)

PostWysłany: Pon 15:24, 11 Gru 2006 Powrót do góry

Wiesz podobało mi się.
Lubię taki styl pisania.
Chyba będzie coś dalej?
Ach tak widzię już jedynkę w temacie.
Tylko nie przeciągaj tego zbyt długo.
Bo trzydziesty któryś odcinek może być już nudny.
Teraz mnie zaciekawiło, a co będzie dalej?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIKA
:(
:(



Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 334 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:36, 15 Gru 2006 Powrót do góry

to oppowiadanie jest genialne, miałam przyjemność je wcześniej czytać i stwierdzam że jak najszybciej musisz dać nowy parcik Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Veren
:)
:)



Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior

PostWysłany: Pią 17:23, 15 Gru 2006 Powrót do góry

Jak zobaczylam autora, to od razu wiedzialam, ze to musi byc swietne Very Happy
Czytam...

EDIT:

Super, no bo jakżeby inaczej Very Happy
Jednak, mam takie małe ale.
Jak dla mnie ciut za szybko i tak trochę...jakoś tak dziwnie.
No, ale, to tylko moje, nieważne marudzenie.
Czekam na więcej Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asiulla
:-)
:-)



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:00, 16 Gru 2006 Powrót do góry

Podobało mi się bardzo.
Bardzo ładnie piszesz.
Jakiś nowy pomysł...
Podoba mi się i czekam na kolejne części.

Buźka:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen




Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 0:24, 21 Gru 2006 Powrót do góry

Tym razem do podniecenia przed koncertem dołączyło dodatkowe uczucie – Bill nie mógł się doczekać powrotu do własnej garderoby. Chociaż pojawienie się w jego życiu młodej kobiety i Sophie było bez wątpienia źródłem nowych problemów, to jednak chłopak nie potrafił powstrzymać radości z tego spotkania. Z jakiejś niewytłumaczalnej przyczyny cieszył się na myśl o nich dwóch i na wspomnienie ich twarzy przeszywał go miły dreszcz oczekiwania. Nie znał ich przecież zupełnie, a jednak wcale mu to nie przeszkadzało.
Na scenie jak zwykle dawał z siebie wszystko. Śmiał się szczerze do krzyczących fanów, machał im wesoło, dotykał wyciągniętych w swoją stronę rąk. Przepełniała go niezrozumiała radość i entuzjazm, którym chciał się z całym światem podzielić. Serce wyrywało mu się do ludzi, wprawiało całe jego ciało w przyjemne drżenie…Dopiero po jakimś czasie uświadomił sobie, że to nie koncert i nie zgromadzone tłumnie fanki budzą w nim te uczucia. Ich źródłem były dwie delikatne istoty, śpiące teraz spokojnie kilkanaście metrów dalej. Dwie istoty, do których z radością wróci już za kilka minut…
Kłaniając się po ostatniej piosence, myślał już tylko o nich. Niecierpliwie wyczekiwał chwili, w której będzie mógł pokłonić się fanom po raz ostatni i wybiec za kulisy. Uprzejmie, ale zwięźle odpowiedział na kilka pytań prowadzącego galę, pomachał raz jeszcze w stronę tłumu i z ulgą zszedł ze sceny. Od razu wpadł na Davida.
- I co? – wpatrzył się w menadżera, całą twarzą żądając odpowiedzi.
- Śpią nadal, ochroniarze pilnują garderoby. Lekarz przepisał jakieś środki wzmacniające dla matki, dziewczyna jest strasznie przemęczona. Co chcecie z nimi zrobić?
Bill nawet nie zauważył, że za jego plecami stoją pozostali kumple z zespołu i równie uważnie przysłuchują się słowom Davida.
- No przecież nie możemy ich tak zostawić…- pierwszy odezwał się Georg.
- Więc? – podniósł brew menadżer.
- Nic o nich nie wiemy – powiedział Tom. – Nie wiemy, gdzie mieszkają…jeśli w ogóle mają dom. Niby gdzie mielibyśmy je podrzucić? Chyba nie mamy wyjścia, musimy je wziąć ze sobą – w jego głosie nie było słychać zdenerwowania ani zmartwienia tym faktem. Wydawał się być raczej zadowolony.
- Do hotelu? – uśmiechnął się David.
- Chociażby! – poparł brata Bill. – Nic się nie stanie, jeśli ja i Tom raz prześpimy się w jednym łóżku! A one mogłyby spać obok.
- No to nie widzę przeciwwskazań – podsumował menadżer wesoło. – Głupio się przyznać, ale mi też robi się dziwnie na myśl o rozstaniu z nimi…
Chłopcy od razu mu przytaknęli, a Bill roześmiał się szczerze. Więc nie tylko on polubił te dziewczęta! Tak jak przypuszczał – wszystko zaczynało się samo układać.
- Jutro wypytamy je o wszystko, macie wolny dzień przecież – postanowił David. – Może jak się czegoś dowiemy, to będziemy mogli im jakoś pomóc.
Napięcie znikło i wszyscy w doskonałych humorach skierowali się w stronę garderoby. Już przed drzwiami ochroniarz dał im znak, że wszystko jest w porządku, a gdy weszli do środka, mogli się o tym przekonać na własne oczy. Kobieta spała spokojnie, przytulając gładką twarz do ciemnozielonej poduszki i ściskając długimi, cienkimi palcami brzeg koca, a Sophie siedziała obok niej spokojnie i przeglądała kolorową ulotkę z planem dzisiejszej gali, których kilkadziesiąt leżało na stoliku obok.
- Tokio Hotel – wyszeptała cicho, gdy tylko ich ujrzała. Ogromne oczy śmiały się do nich wesoło.
- Skąd wiesz? – spytał również szeptem Bill, siadając na krawędzi kanapy.
- Tu jest tak napisane – pokazała mu ulotkę z ich zdjęciem i podpisem, po czym obróciła ją na drugą stronę i wskazała paluszkiem kolejną fotografię. – A ten pan, z którym mama tłumaczyła wywiad to był Val Kilmer.
Bill spojrzał na dziewczynkę ze zdumieniem.
- Umiesz czytać? – spytał cicho, uważając, żeby nie obudzić śpiącej obok kobiety.
Nie odpowiedziała, tylko pokiwała jasną główką i z powrotem zatopiła się w lekturze ulotki, nie zwracając już uwagi na zaciekawione spojrzenia Davida i Georga. Tylko Tom nie przejawiał większych emocji.
- No co, to chyba normalne, nie? Ludzie umieją czytać na ogół…- wzruszył ramionami i odgarnął z czoła mokre po scenicznych szaleństwach dredy.
- Ile masz latek Sophie? – spytał David, ignorując podopiecznego i pochylając się nad małą.
- Cztery i troszkę – odpowiedziała grzecznie dziewczynka, ale chyba trochę się go przestraszyła, bo szybciutko chwyciła dłoń siedzącego obok Billa. Odwzajemnił uścisk i przygarnął ją do siebie ramieniem.
- A kto cię nauczył czytać? – łagodnie pytał dalej menadżer, z trudem ukrywając zaskoczenie.
- Mama…- Sophie przysunęła się do Billa jeszcze bardziej.
Chłopak ze zdumieniem stwierdził, że mała lekko drży. David nie robił żadnych gwałtownych ruchów, uśmiechał się miło i łagodnie, ale mimo to dziewczynka musiała się go z jakiegoś powodu bać, bo małe ciałko ufnie wtuliło się w jego bok, a jasny łebek schował się pod jego ramię. Co musiało się zdarzyć temu maleństwu, że odczuwa aż taki strach na widok dorosłego mężczyzny?
- Kochanie…- odezwał się Bill cicho, głaszcząc małą po głowie. – A przeczytasz mi kawałek ulotki?
Spojrzała na niego już bez strachu i uśmiechnęła się szeroko. Wskazał jej przypadkowy fragment ciągłego tekstu, a ona swobodnie i płynnie odczytała kilka zdań. Wszyscy byli w szoku i z podziwem spojrzeli w kierunku śpiącej opodal dziewczyny.
- No to jak? Zbieramy się, nie? – wstał z krzesła Tom.
Dopiero to ich rozbudziło. Wstali i zakrzątnęli się po garderobie, wrzucając swoje rzeczy do toreb. Ich van już czekał na zewnątrz, więc w każdej chwili mogli wyjeżdżać. Ustalili jeszcze, że nie będą budzić śpiącej dziewczyny, tylko zaniosą ją do samochodu, a na miejscu od razu położą do łóżka, bo w końcu dostała sporą dawkę środków nasennych. Wobec tego Georg i Gustav zajęli się bagażami, David poszedł ustawić kierowcę i ochroniarzy, a bracia Kaulitz zaopiekowali się dziewczynami. Bill ubrał Sophie w jej żółtą kurteczkę, bo na dworze panował ziąb, a Tom otulił jej mamę jeszcze jednym kocem i bez namysłu porwał ją na ręce.
- Pomóc ci? – do środka zajrzał Georg, który już zaniósł ich pakunki na dół i wrócił jeszcze po swój szalik. Obok niego stał potężny ochroniarz, gotów do poniesienia znacznie większych ciężarów niż śpiąca kobieta.
- Nie trzeba – powiedział spokojnie Tom. Sam był zaskoczony lekkością dziewczyny, była przecież dość wysoka, a jednak wcale nie odczuwał jej ciężaru i bez problemów doniósł ją do samochodu.
Bill co prawda nie musiał nieść Sophie, bo dziewczynka była całkowicie rozbudzona i mogła spokojnie iść sama, ale polubił trzymanie jej w ramionach i słodki zapach główki dziecka tuż przy swoim nosie. A ona bez protestów objęła ramionkami jego szyję i pozwoliła zanieść się do ciemnego vana. Po drodze śmiała się jeszcze radośnie na widok obłoczków pary, wydobywających się z ust Billa.
Wreszcie David zdołał upchnąć całe towarzystwo w samochodzie i mogli ruszać. Droga do hotelu trwała ponad pół godziny, w którym to czasie chłopcy zagadywali Sophie, wypytując ją o przeróżne rzeczy, a jej mama spała spokojnie, z głową ułożoną na kolanach Toma i kolanami opartymi o uda Georga.
- A jak mama ma na imię? – spytał wreszcie dziewczynki Tom, odgarniając kobiecie pasemko włosów z gładkiego czoła.
- Chloe – odpowiedziała Sophie, biorąc jednocześnie czekoladkę z rąk Gustava i dziękując mu z uśmiechem. Billowi wydało się, że Tom szepnął cicho to imię, patrząc cały czas na uśpioną na jego kolanach twarz.
- I gdzie mieszkacie? – zagaił Georg ostrożnie.
Dziewczynka powoli przeniosła na niego zamyślony wzrok.
- Nie wiem…- odparła w końcu cicho. – Mieszkałyśmy w Wuppertal z Danielem, ale teraz już nie wiem…
Billowi ścisnęło się serce na widok wyraźnego smutku na buzi dziecka. Wyciągnął rękę i powoli pogłaskał miękkie włoski.
- Co się stało? – spytał łagodnie, starając się, aby ton jego głosu uspokoił dziewczynkę.
Wtedy mała bez namysłu wtuliła nosek w jego ramię i wetknęła mu w dłoń zaciśniętą piąstkę. Rozczulony chłopak przygarnął ją ramieniem i delikatnie ukołysał, dając reszcie znak, żeby zamilkli. Postanowił, że porozmawia z Sophie później, gdy będą sami i dziewczynka będzie na to gotowa. Przed hotelem, niewiele myśląc, znów wziął ją na ręce i wniósł do środka. Do windy wsiedli razem z Gustavem, Georgiem i Tomem, a David został przy ochroniarzu, który niósł śpiącą Chloe i poczekali na drugi dźwig.
Zazwyczaj David rezerwował dla zespołu dwa dwuosobowe pokoje: w jednym spali Georg i Gustav, a drugi zajmowali bracia Kaulitz. W obu stały dwa identyczne łóżka, z których każde spokojnie pomieściłoby i pięć osób, dlatego problemu z umieszczeniem Chloe i Sophie raczej nie było. Bill przeniósł tylko kilka swoich rzeczy na posłanie brata i bez żalu udostępnił dziewczynom własne łoże. Śpiącą twardo Chloe położyli od razu, ale sami wzięli jeszcze prysznic i zastanowili się głęboko, jak umyć małą. Dali jej świeżą, hotelową szczoteczkę do zębów oraz czysty ręcznik, jednak tak małego dziecka nie mogli zostawić w łazience samego. Na szczęście problem rozwiązała sama Sophie, która poprosiła o napuszczenie jej trochę wody do wanny, po czym ze śmiechem wskoczyła do środka i wesoło bawiła się pianą, w ogóle nie zwracając uwagi na fakt, że drzwi są otwarte na oścież, a chłopcy nieustannie ją kontrolują. Sama wyszorowała ząbki i umyła się pachnącym jabłkami mydłem. Po zakończeniu niezbędnych ablucji wieczornych zawołała po prostu Billa, który szybko przezwyciężył zażenowanie i poszedł do niej z puszystym ręcznikiem. Dziecko spokojnie stało w wannie i ufnie wyciągało do niego rączki. Otulił ją więc i na rękach zaniósł do pokoju, gdzie posadził sobie mokre ciałko na kolanach i wytarł je do sucha. Tom zaś, z własnej inicjatywy, rzucił na pościel jedną ze swoich koszulek, w którą Sophie z okrzykiem zachwytu natychmiast się ubrała.
W efekcie wszyscy położyli się do łóżek dopiero przed samą północą, a i tak po chwili Bill i Tom usłyszeli tupot małych, dziecięcych nóżek.
- Co szkrabie? – pochylił się nad dziewczynką Bill. Sophie uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Opowiesz mi coś na dobranoc? Mama zawsze opowiada mi bajkę. – poprosiła cichutko i zadrżała lekko z zimna.
- Tom, posuń no zwłoki – szturchnął brata Bill i odchylił kołdrę, wpuszczając Sophie do nagrzanego już trochę łóżka. Ułożyła się wygodnie, opierając plecki o jego brzuch i kładąc sobie pod głową małą łapkę. – Hmm…bajkę mówisz…
Z drugiego krańca łóżka dał się słyszeć złośliwy rechot.
- Zamknij się Tom.
- No dawaj, opowiedz małej bajkę – drwił gitarzysta, z ciekawością unosząc się na poduszce.
- Cholera…– zaklął Bill, ale szybko się opanował. – Sophie, słonko, obawiam się, że nie znam żadnych bajek…
Poczuł, że małe ciałko gwałtownie się odwraca, a gdzieś w okolicy jego mostka zaświeciły rozczarowaniem ciemne tęczówki. Przez chwilę panowała cisza.
- Ale mówiłeś, że umiesz śpiewać – zaproponowała dziewczynka w końcu. – Może być kołysanka, mama też mi czasami śpiewa.
Chichot Toma wzmagał się coraz bardziej, aż wreszcie doprowadzony do ostateczności Bill przyłożył bratu poduszką.
- No dobrze kochanie, spróbuję. Ale raczej rzadko śpiewam kołysanki…
- To zaśpiewaj cokolwiek – odparła wesoło dziewczynka. – Ja sobie i tak posłucham…
Bill westchnął i zebrał się w sobie. Tyle razy występował już przed szeroką publicznością, przed tłumami fanów i tysiącami dziewczyn, a teraz odczuwał chyba największą w życiu tremę. Ta mała istotka wydała mu się nagle najbardziej wymagającym krytykiem. Jednak nagle poczuł, jak paluszki Sophie wplatają mu się w kosmyk włosów, a dziewczynka przytula się do niego ufnie i cała niepewność natychmiast go opuściła.
- Zum erste mal alleine… - zaczął cicho pierwszą usypiającą piosenkę, jaka przyszła mu do głowy, a dziecko zamknęło oczy.
Tom przestał się drwiąco uśmiechać. Spojrzał na brata, tulącego do siebie małe ciałko Sophie, na jej paluszki, gmerające powoli w jego włosach i na spokojną buzię dziewczynki i stwierdził, że Bill rzadko wygląda tak dostojnie jak w tej chwili. Nagle wydał mu się dużo doroślejszy i poważniejszy niż zwykle. Nie mógłby być przecież ojcem tego dziecka, a jednak pasowało ono do jego ramion idealnie. Tom pomyślał, że to chyba najpiękniejszy widok, jaki miał kiedykolwiek okazję podziwiać. Położył głowę i zasnął z łagodnym uśmiechem na ustach.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Temcia
:]
:]



Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 523 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z krainy snów...:)

PostWysłany: Czw 15:00, 21 Gru 2006 Powrót do góry

WoW!
Coś ostatnio często to piszę ale jak nie pisać po czymś takim...
Sophie wydaje mi się taka mała niewinna i kochana niczym aniołek i jak wyobrażam sobie Bill z nią na rękach to takie dziwne ciepło czuję w sercu...
Naprawdę pięknie...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maunus
:-(
:-(



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 162 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod Billa... ;P

PostWysłany: Czw 15:08, 21 Gru 2006 Powrót do góry

Chciałam skomentować już pod 1 notką, ale nie zdążyłam Laughing
Niesamowite to opowiadanie! Kocham wszystko, co piszesz... Genialna jesteś.
Już zakochałam się w tym opku i błagam o więcej. Dawaaaj Very Happy
PS. Gęba sama mi się uśmiechała w czasie czytania, Billuś jest taaki słiit xD Sophie też Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Veren
:)
:)



Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior

PostWysłany: Czw 15:39, 21 Gru 2006 Powrót do góry

Śliczne...
Pod koniec...
Takie...
Magiczne...
Nie mam słów.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asiulla
:-)
:-)



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:11, 21 Gru 2006 Powrót do góry

Piękne...
I wzruszające...

Kocham wszystkie Twoje dzieła.
Masz wielki talent...

Jak opisywalaś Sophie i Billa to aż serducho mięknęło...
Cudownie...

Asiulla


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen




Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:27, 23 Gru 2006 Powrót do góry

Prezent gwazdkowy ode mnie dla Was, kochane czytelniczki. Długa nowa część. Dziękuję za komentarze i wierność...

Pierwszy obudził się Bill. Przez chwilę zastanawiał się, skąd bierze się ciepło przy jego boku, ale, gdy tylko otworzył oczy, wspomnienia poprzedniego dnia wróciły z całą siłą. Z rozczuleniem popatrzył na uśpioną Sophie i wtulił nos w jej włoski, rozkoszując się delikatnym zapachem dziecka. Jej zaciśnięta piąstka wciąż plątała się w jego włosach, a spokojny oddech nadawał rytm budzącemu się dniu. Bill patrzył na delikatną skórę na skroni dziecka, pod którą pulsowała błękitna żyłka i zastanawiał się co takiego to maleństwo musiało przeżyć. Jasne było, że nie bez powodu Sophie bała się Davida, lgnęła do niego samego i nie wiedziała, gdzie właściwie mieszka. Jednak losów dziewczynki mógł się na razie tylko domyślać. No cóż, przynajmniej dostał szansę zaopiekowania się nią, choćby przez chwilę.
Rozmyślania przerwał mu jakiś dźwięk, dochodzący z łóżka obok. Spojrzał tam, starając się nie poruszać, by nie zbudzić Sophie. Uniósł tylko głowę i zobaczył, że matka dziewczynki właśnie się budzi. Na początku otworzyła tylko ciemne oczy, ale widocznie po chwili zdała sobie sprawę z nieobecności córeczki. Gwałtownie usiadła na łóżku i rozejrzała się ze strachem, aż w końcu jej wzrok padł na sąsiednie łoże i uśmiechnęła się z ulgą. Bill musiał przyznać, że widok był niecodzienny: dwóch nastolatków i mała dziewczynka, leżący zgodnie obok siebie w wielkim łóżku, pod jedną kołdrą i przytuleni w przedziwnej pozycji.
Chloe wstała cicho i na palcach podeszła do uroczej trójki. Kucnęła przy łóżku i odgarnęła kilka niesfornych kosmyków z czółka małej, po czym z uśmiechem spojrzała Billowi prosto w oczy. Aż się zachłysnął. Jej tęczówki były identyczne jak u Sophie, choć chowały jeszcze więcej bólu i strachu. Ich piękno przejmowało Billa do szpiku kości.
- Przepraszam za to wszystko… - odezwała się Chloe. Bill uświadomił sobie, że słyszał jej głos tylko raz i był wtedy bardzo zaskoczony, więc nie zanotował jego ciepłej, miłej dla ucha barwy. – Sprawiłyśmy wam mnóstwo problemów.
- Daj spokój – uśmiechnął się do niej łagodnie. – To była sama przyjemność.
Roześmiała się cicho, z niedowierzaniem. Jej piękne oczy zwęziły się w tym uśmiechu, gładka cera ujawniła kilka mimicznych zmarszczek, a białe zęby zabłysły. Była przepiękna, ale nadal nie miał pojęcia, ile może mieć lat. Póki co jednak, nie była to odpowiednia chwila na rozmowę o jej sytuacji, więc ostrożnie wstał, starając się nie obudzić śpiącej Sophie i własnego brata. Do łazienki poszli razem i zgodnie umyli zęby nad jednym zlewem. Hotelowych ręczników nie brakowało, więc później po kolei wzięli prysznic i spokojnie się ubrali. Pozostała dwójka ciągle jeszcze spała, gdy znów spotkali się w sypialni.
- Może zejdziemy na dół po śniadanie? Przyniesiemy im wszystko do pokoju – zaproponował Bill, odgarniając do tyłu wciąż wilgotne włosy.
Zawahanie w oczach Chloe było aż nazbyt widoczne. Wyraźnie chciała odmówić, ale nie miała pojęcia, jak to dyplomatycznie zrobić. Bill przypomniał sobie słowa lekarza: nie jadła od kilku dni. Widocznie z kasą musiało być u niej naprawdę krucho. Wolała sama zrezygnować z jedzenia, żeby niczego nie zabrakło Sophie, bo dziewczynka była przecież nienagannie odżywiona. Przez chwilę zbierał myśli. I tak chciał za wszystko zapłacić, ale coś mu mówiło, że dziewczyna jest zbyt dumna, żeby przyjąć taki podarunek.
- Nie martw się, nie zatrujemy się – zażartował w końcu. – Może i hotel daje nam żarcie za darmo, ale ono naprawdę jest niezłe.
Zadziałało. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i dała się zaprowadzić na dół, do hotelowej jadalni. Zamówili cały zestaw śniadaniowy dla czterech osób i usiedli przy stoliku, czekając na zamówienie przy łagodnej, białej kawie.
- Dziękuję… - powiedziała wreszcie, przerywając milczenie.
- Już ci mówiłem, to sama przyjemność – roześmiał się. – Masz cudowną córeczkę, wszyscy ją już uwielbiamy. Nawet nasz menadżer zakochał się od pierwszego wejrzenia, nie chciał słyszeć o zostawieniu was w szpitalu, a nie wiedzieliśmy, gdzie indziej można was odwieźć.
Zbladła lekko, ale dzielnie powiedziała:
- No tak, rzeczywiście należą się wam pewne wyjaśnienia… - mógł jej przerwać, bo widział, że mówienie o tych sprawach jest dla niej bolesne, ale zwyciężyła ciekawość i chęć poznania ich historii. – Musiałam…musiałam uciec od mojego… - zająknęła się niepewnie.
- Faceta? – podpowiedział jej spokojnie.
- Tak. To nie był dobry człowiek. Za każdym razem tłumaczyłam sobie, że jestem w stanie to przetrwać, ale miarka przebrała się, gdy chciał uderzyć Sophie – była bardzo blada, Bill przestraszył się, że znowu zemdleje. Powoli ujął jej spoczywającą na stole dłoń i mocno ją uścisnął. – Wybiegłyśmy z domu w nocy, nie zdążyłam nawet wziąć wszystkich rzeczy… Przyjechałyśmy do Berlina, bo miałam tu zlecenie, pracowałam na gali jako tłumaczka. Wcześniej próbowałam pracować gdzie indziej i trochę… trochę się zmęczyłam. Ze stresu i strachu o Sophie niewiele spałam… To dlatego wczoraj straciłam przytomność…
Bill słuchał tego z zapartym tchem. Lekarz mówił mu o przemęczeniu dziewczyny, ale nie potrafił sobie nawet wyobrazić, co musiała robić i gdzie pracować, żeby utrzymać siebie i córeczkę w obcym mieście.
- Ile masz lat? – spytał w końcu.
- Dwadzieścia jeden– odparła i spojrzała na niego w momencie, gdy nie opanował jeszcze na twarzy wyrazu zaskoczenia. – No tak, wiem… Byłam bardzo młoda, gdy pojawiła się Sophie. Do tej pory boję się, co z nami będzie, ale ona dodaje mi sił.
Bill widział, jak twarz dziewczyny rozświetla się na samo wspomnienie o córeczce.
- Daniel jest ojcem?
A teraz widział, jak jej twarz gwałtownie spochmurniała.
- Czy to ważne? – spytała, patrząc na niego spod oka.
Nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się uspokajająco i pokręcił głową. Przyniesiono śniadanie, więc zakończyli rozmowę i obładowali się tacami. Do pokoju doszli w całkiem niezłych nastrojach. Śmiali się nawet z jakiegoś żartu Billa na temat wiecznie śpiącego Toma.
- Pobudka! – zawołała Chloe wesoło, wchodząc do sypialni, ale zaraz zamarła z uśmiechem na twarzy. Gdy ich nie było, Tom i Sophie ułożyli się nieco inaczej: teraz dziewczynka spała wtulona w ramiona chłopaka, a on zanurzał nos w jej miękkich włoskach, obejmując ją troskliwie. Widok był niesamowity.
Chloe podeszła do łóżka i powoli pogłaskała małą po głowie. Na jej twarz wpłynął uśmiech rozczulenia, gdy Sophie powoli otworzyła zaspane oczka i spojrzała na matkę wesoło. Potem rozejrzała się wokół, jakby sprawdzała, czy przypadkiem nadal nie śni. Kiedy jej wzrok padł na śpiącego Toma, uśmiechnęła się jeszcze szerzej i pogłaskała go malutką rączką po twarzy. Bill miał nieziemski ubaw, obserwując zaskoczenie na twarzy brata, które powoli przeradzało się w czyste szczęście. Tom się nie odezwał, tylko przygarnął małą mocniej do siebie i znów zanurzył nos w jej pachnących włoskach, dotykając brodą gładkiego czółka dziewczynki.
- Aaaj, draapieeesz!!! – roześmiała się Sophie, odsuwając się od niego trochę i pocierając łapką podrażnione miejsce. Chloe i Bill zanieśli się śmiechem, a Tom zachichotał, nawet nie otwierając oczu.
- Przynieśliśmy śniadanie – powiedziała spokojnie Chloe, po czym położyła wypchaną po brzegi tacę na pobliskim stoliku i zaczęła rozpakowywać każdą potrawę, starannie składając pozostały papier.
Bill patrzył na nią z uśmiechem w oczach. Znał ją ledwie od wczoraj, a jednak już wyczuł, że dziewczyna zwykle nosiła na twarzy wyraz smutku i przygnębienia. Teraz natomiast była spokojna i prawdziwie wesoła, jakby nagle zapomniała o wszystkich kłopotach czy troskach. Jej precyzyjne ruchy, barwa głosu i łagodne spojrzenie wyrażały spokojne szczęście. Wokalista przeniósł wzrok na łóżko i spostrzegł coś, co zdziwiło go niepomiernie bardziej: jego brat miał na twarzy dokładnie ten sam wyraz. Tom, ten niepoprawny podrywacz i lekkoduch, leżał sobie na poduszce, jedną ręką podpierając rozczochraną głowę, a drugą ciasno obejmując śliczne, roześmiane dziecko i wpatrywał się w przygotowującą posiłek Chloe z rozrzewnioną, szczęśliwą miną. No, no…
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Bill otworzył i wpuścił do środka Davida, który z tym samym wyrazem zdumienia zlustrował wnętrze pokoju i w końcu sam nie mógł powstrzymać uśmiechu, zwłaszcza że Sophie właśnie wyszczerzyła do niego białe ząbki.
- Dzień dobry – menadżer zwrócił się wprost do Chloe. – Cieszę się, że lepiej się pani czuje. Przyszedłem zaproponować śniadanie, ale widzę, że sami sobie świetnie poradziliście…
- Ależ zapraszamy – roześmiała się dźwięcznie dziewczyna, podając mu kubek kawy.
Usiedli więc całą piątką, a kiedy już mieli zaczynać jeść, do pokoju wpadli Georg i Gustav z potrójnym zestawem śniadaniowym, którzy uznali, że nie mają ochoty jeść sami, a widzieli Davida, kłusującego do pokoju bliźniaków i już wiedzieli, że coś się święci. Także cała siódemka była już w komplecie i wszyscy ze śmiechem spożywali najważniejszy posiłek dnia, ciesząc się atmosferą swobody i radości, jaką wniosły do ich życia dziewczyny. Sophie ulokowała się wygodnie na kolanach swojego ukochanego Billa i tam zajadała kanapkę z twarożkiem, których kilka przygotowała jej mama. Chloe pochrupywała tosta, w przerwach robiąc całą masę wymyślnych kanapek dla wszystkich zgromadzonych. Chłopcy zgodnie uznali, że zwykle jedli gotowe rzeczy i nigdy nie eksperymentowali z przyprawami, co było ich ogromnym błędem. Okazało się bowiem, że nawet z najzwyklejszych produktów stworzyć można całą gamę smakowitych rozkoszy, a Chloe była w tym mistrzynią. Śmiała się teraz, tłumacząc zdumionemu Georgowi, czy różni się oregano od tymianku, a ten z kolei od bazylii.
- Jesteś kucharką? – spytał wreszcie chłopak, zszokowany jej bogatą wiedzą.
- Nie! – roześmiała się znowu. – Po prostu lubię jeść i lubię gotować. Może kiedyś zaproszę was na spaghetti, mam swój sekretny przepis.
- Ale skoro o tym mowa… - zaczął poważniej David. – Co teraz zamierasz zrobić, Chloe?
Przy stole zapadła cisza. Wszyscy zdawali sobie sprawę z trudnej sytuacji dziewczyny i wszyscy chcieli coś więcej o niej usłyszeć. Chloe spoważniała natychmiast i zamyśliła się nieco.
- Myślałam o powrocie do Polski…
- Jak to powrocie?! – zdumiał się z kolei Tom. – Nie jesteś Niemką?!
- Skąd! – zaprzeczyła dziewczyna.
- Ale doskonale mówisz po niemiecku – powiedział David. – Masz bardzo dobry akcent, w życiu bym nie pomyślał, że nie jesteś stąd.
- Języki łatwo mi wchodzą – wyjaśniła. – Dzięki temu mogłam trochę zarabiać na tłumaczeniach. Znam cztery nowożytne i łacinę, plus, oczywiście, ojczysty polski.
Wszyscy popatrzyli na siebie porozumiewawczo, czego Chloe nie zrozumiała, aż w końcu powoli odezwał się David.
- To znaczy… jakie języki znasz? – spytał, cedząc słowa.
- Biegle angielski, rosyjski, włoski, no i niemiecki. Poza tym rozpoczęłam naukę hiszpańskiego i dogadam się po francusku, ale to już mi nie idzie tak dobrze – odpowiedziała z całkowitym spokojem, smarując twarożkiem kolejną kromkę chleba dla Sophie. – To dlatego, że nigdy nie miałam do francuskiego serca. Jakoś nie lubię ich „r” – zaśmiała się.
- Dziewczyno… - wyszeptał David, zdrętwiały z emocji. – Toż ty nam z nieba spadasz! Przecież my od kilku tygodni szukamy odpowiedniego tłumacza na trasę po Europie!
- Słucham?! – teraz zamarła także i Chloe.
- Posłuchaj proszę i nie przerywaj mi przez chwilę – David usiłował opanować trzęsące nim zdenerwowanie. – Za tydzień wyjeżdżamy w trasę, więc po koncertach we wszystkich miastach mamy co najmniej dwie konferencje prasowe plus wywiady. Poprzednio zatrudnialiśmy kilku tłumaczy, bo nikt nie znał tylu języków, co ty! Wychodziły nam koszmarne rachunki i jeszcze gorsze tłumaczenia, bo niektórych podkupywały gazety i potem mieliśmy tylko jedno wyjście: procesy sądowe. Teraz byłoby tak samo, chyba, że zgodziłabyś się pojechać tam z nami!
Wszyscy wpatrywali się w zdumioną Chloe z szeroko otwartymi oczami, jakby chcieli ją zahipnotyzować i w ten sposób wymusić na niej zgodę. Tom aż zesztywniał na swoim krześle. Jedynie mała Sophie nie zwracała na nic uwagi, bo zajęła się splataniem warkoczyka z półdługich włosów Billa. David natomiast kontynuował:
- Opłacamy ci oczywiście cały pobyt, podróże, zakwaterowanie w tym samym hotelu, co my i posiłki. Pensja jest liczona od dni pracy, dostajesz sto pięćdziesiąt euro dziennie. No i Sophie naturalnie zabierasz ze sobą. Więc jak?
Zapadła pełna napięcia cisza. Chloe nie odzywała się, tylko patrzyła na Davida nieruchomo, jakby przetrawiała usłyszane przed chwilą wiadomości, chłopcy zamarli w oczekiwaniu, a Sophie, nie wiedząc, co się dzieje, patrzyła po ich twarzach z niezrozumieniem. W końcu Tom nie wytrzymał tego ciśnienia i szepnął cicho, niemal bezgłośnie:
- Jedź z nami…
To dopiero obudziło dziewczynę. Potrząsnęła głową, tak, że jej miękkie włosy opadły na jasną twarz i wreszcie przytomnie spojrzała na nich wszystkich.
- Ależ… oczywiście! – wyjąkała w końcu. – Boże… nie wiem, jak wam dziękować… David…
- Kochana, to my powinniśmy dziękować losowi! Więc się zgadzasz?
- Naturalnie! – wykrzyknęła Chloe i uściskała najpierw jego, a potem swoją małą córeczkę. W głębi serca dziękowała Bogu, że skrzyżował jej drogę z tymi ludźmi. Nie umiała i nie chciała opisać słowami tego, przez co przeszła, a teraz jej los nagle się odmienił. Ujrzała wszystko w dużo jaśniejszych barwach, przyszłość wreszcie nie wydawała jej się koszmarem, tylko cudownym snem. Spełnionym marzeniem…
- Wobec tego, idę szykować umowę – uśmiechnął się do niej David i dopił resztę kawy jednym haustem. – Macie dziś dzień wolny, a jutro pierwsza konferencja i chciałbym, żebyś na niej była. Zaraz przyślę tu stylistkę, od tej pory to ona będzie odpowiedzialna za twój wygląd. Teraz jesteś również wizytówką zespołu.
I wyszedł. W chwili, gdy zamknął drzwi, w pokoju podniosła się radosna wrzawa, a do okrzyków dołączyła się także Sophie, która wszak niewiele rozumiała. Chloe została wyściskana przez cztery pary rąk i malutkie ramionka córeczki, po czym wszyscy legli na łóżkach, usiłując uspokoić oddechy.
- To trzeba uczcić… - zdecydował Georg, bohatersko ukrywając zadyszkę.
- Absolutnie – zgodzili się z nim pozostali członkowie zespołu.
- Wieczorem położymy Sophie i zabieramy cię na imprezę! – uprzedził Chloe Bill.
Dziewczyna roześmiała się serdecznie. Już nie pamiętała, kiedy ostatnio wychodziła gdzieś ze znajomymi. Miała szesnaście lat, gdy urodziła się Sophie i z tą chwilą skończyły się imprezy i wyjścia do klubów. Noce spędzała przy łóżku córeczki, dnie na pracy lub opiekowaniu się małą. Nigdy tego nie żałowała, ale dopiero w tej chwili uświadomiła sobie, jak bardzo jej tego brakowało. Pierwszy raz będzie miała okazję poużywać młodości!
Ciche pukanie do drzwi oznajmiło im, że przybyła młoda stylistka, Marge. Była starsza od Chloe o trzy lata, ale przemiła i niesłychanie sympatyczna, więc dogadały się już po pierwszych słowach.
- Większość moich rzeczy została u Daniela – powiedziała cicho Chloe. – A te, które zdążyłam zabrać, zostawiłam wczoraj w pracy, tak jak rzeczy Sophie. Muszę tam dziś pojechać…
- Pojedziemy razem – zadecydowała stanowczo Marge. – Już dzwonię po samochód. Świetnie się składa, od razu przebiegniemy się po sklepach. Widzisz, mam specjalne fundusze na ubrania dla zespołu i pracowników – oczy stylistki zalśniły złowieszczo. – To będą baaardzo miłe zakupy! Bill, a ty gdzie? – spytała widząc, że Bill wstał z łóżka i poleciał do łazienki.
- Przygotować się! – odkrzyknął. – Jadę z wami. Zajmę się Sophie, jak wy będziecie mierzyć ubrania.
- My też! – jednym głosem zawołali pozostali.
I w ten prosty sposób, po półgodzinie wszyscy razem wsiadali do ciemnego vana. Ze śmiechem upychali się na siedzeniach, wrzeszcząc jedno przez drugie i rzucając w siebie podróżnymi poduszkami, których samochód był pełen. W końcu usadzili się wygodnie, a Bill bez namysłu wziął Sophie na kolana i od razu rozpoczęli między sobą miłą rozmowę. Beztroski nastrój trwał do chwili, gdy kierowca spytał, dokąd ma jechać. Wtedy wszyscy ujrzeli zażenowanie na twarzy Chloe.
- Na Kurfurstenstrasse. Ale możecie mnie wysadzić przy parku, bo… bo tam nie ma gdzie zaparkować. Pójdę tylko po rzeczy i zaraz wracam – aż nazbyt jasne było, że dziewczyna nie chce zdradzić swojego byłego miejsca pracy.
- Och, daj spokój. Nie musisz się przy nas niczego wstydzić! Przecież wiemy, że było ci ciężko – spokojnym, mocnym tonem wyrzekła Marge.
- Właśnie! – poparł ją Tom i z przebiegłym uśmiechem zapytał – Sophie, słonko, powiedz, co mamusia robiła w pracy?
- Tańczyła – bez namysłu odpowiedziała mała, którą akurat pochłonęło obserwowanie jakiegoś kolorowego światła za oknem.
Chloe zbladła. Jej długie, białe palce splotły się nagle i ścisnęły tak mocno, że widzieli każde ścięgno na jej dłoniach.
- Tańczyła… - powtórzył powoli Tom, przenosząc wzrok na Chloe.
- To już tutaj, proszę się zatrzymać – powiedziała tylko ona i bez słowa wyszła z samochodu. Patrzyli za nią przez chwilę, aż przebiegła przez ulicę i zaczęła znikać im z oczu, osłonięta parkowymi drzewami.
- Zaraz wracam – mruknął Tom i, nim ktokolwiek zdążył go powstrzymać, wybiegł z vana i pokłusował za dziewczyną.
Teraz już jej nie widział, ale pamiętał, którą drogą poszła. Pobiegł tam, jak najszybciej mógł i zdążył jeszcze zobaczyć jej smukłą, odzianą w damski garnitur sylwetkę, wchodzącą do którejś z kamienic po lewej stronie. Bez namysłu poszedł w tamtą stronę, przyglądając się neonom nad poszczególnymi wejściami. Znalazł wreszcie bramę, w której zniknęła. Prowadziła do klubu „Lagoon”, jak głosiła wielka, bordowa tablica. Wszedł do środka bez zastanowienia.
Najpierw uderzyła go intensywna woń kadzidła. Nie rozpoznawał zapachu, ale był on odurzający, wabiący. Wnętrze oświetlało ciepłe światło lamp o czerwonych abażurach i zapachowych świec, pływających w poustawianych gdzieniegdzie misach z wodą. Stoliki były czarne i lśniące, czyste. Klub wyglądał na luksusowy.
- A ty gdzie? – zatrzymał go barczysty ochroniarz. – To klub dla dorosłych, młody!
Tom spojrzał na niego z niezrozumieniem w oczach, które ochroniarz wziął widocznie za zachwyt, bo powiedział:
- No, no… poczekaj jeszcze trochę i wszystko tu będzie też dla ciebie. Ale, cholera, ja cię skądś znam… czekaj, czekaj, czy ty nie jesteś z telewizji? Taki zespół…
- Tak – odpowiedział szybko Tom. – To ja. Przyszedłem po znajomą, właśnie tu weszła.
- Chloe?! No tak, powiedziała coś, że będzie teraz tłumaczyć dla zespołu! – przypomniał sobie facet. – Wbiegła i krzyknęła mi, że ona tylko po rzeczy, bo ma pracę… To dobra dziewczyna, nie pasuje do tego miejsca… Ja jej tu pilnowałem, bo żem ją polubił od razu. I ta mała taka fajna…
- Sophie? – zdziwił się Tom. Czyżby Chloe zabrała córeczkę do tego miejsca?
- No, no! Sophie, tak! Ona tu spała często, ta mała, jak Chloe tańczyła. Na górze spała, w garderobie. Forsy nie miały bidule, a tu czasem zarobić można… - rozwodził się ochroniarz, a Tom słuchał go z zapartym tchem. – Zwłaszcza jak się tak tańczy. Ta dziewczyna powinna w teatrze występować, nie tu! Mówiła, że tylko to umie, że od dziecka tańczy. To widać normalnie, jak w mordę strzelił… A że ładna, zgrabna, to szef wziął od razu, nawet jak nie chciała się rozebrać.
- Była striptizerką?!
- No przecież ci mówię, że nie! Powiedziała, że będzie tańczyć w kostiumie, mówiła, że to nawet erotyczniej niż nago… Tak szefa urobiła, że od razu jej dał robotę. On jej dużo nie płacił, ale klienci tu hojni, napiwki takie dostawała, jak wszystkie inne dziewczyny razem! Ale co z tego, jak każdy grosz na małą szedł, na jedzenie, na ciuch jakiś, bo one z domu uciekły i nic ze sobą nie miały… A ona porządna. Każdy tu próbował ją do łóżka zaciągnąć, a ona twardo: nie! To ja pilnowałem, żeby jej jeden z drugim krzywdy nie zrobił, jak mu tak odmówiła.
Tom aż zadrżał na myśl, przez co ta delikatna dziewczyna musiała tu przechodzić. Rozejrzał się po wnętrzu uważniej i zauważył, że przy stolikach siedzą sami pseudo-biznesmeni po czterdziestce i maczają obleśne mordy w kuflach piwa. To dla takich ścierw Chloe musiała prezentować swoje wdzięki.
- Dobrze, że ją zabieracie, ja ci powiem… - ochroniarz pochylił się nad nim poufale. – Ona już dawno chciała odejść, ale nie mogła roboty znaleźć. „Byle na bilet do domu nazbierać”, tak mi mówiła. A to już ponad dwa tygodnie jak się tu pierwszy raz pojawiła.
- Już tu nie wróci – powiedział zdecydowanie Tom. – Pomożemy jej, już nie będzie tu musiała pracować.
- Dobrze synek – twarz ochroniarza rozjaśniła się miło . – A jakby coś się działo, to dzwoń po mnie od razu, tu masz numer – podał mu wymiętą karteczkę. – Gora poproś. Chloe też ma telefon, ale ona honorowa, nie zadzwoni. Ale gdyby się ten palant, co ją pobił, zjawił, od razu synek dzwoń! O, idzie nasza mała…
Schodząca po schodach Chloe spojrzała na nich z mieszaniną zdumienia, strachu i gniewu.
- Tom?! Co ty tu robisz? – powiedziała ostro, aż ochroniarz spojrzał na niego dziwnie.
- To ty, synek, nie z nią jesteś?! – zmarszczył groźnie brwi.
- Przyszedłem pomóc ci przy rzeczach.
Chloe podeszła do nich z wypchaną sportową torbą i stanęła przy ochroniarzu, kładąc mu wąską dłoń na szerokim ramieniu.
- Goro, w porządku, on jest ze mną. – uspokoiła go. – To u nich będę pracować.
- No, dobra… - spuścił z tonu barczysty. – Tak mówił. Nie wiedziałem, że on tu tak sam…
- Wszystko w porządku – powtórzyła dziewczyna łagodnie, po czym przytuliła się do ochroniarza rozbrajającym gestem. – Dziękuję ci za wszystko, przyjacielu…
Tom podniósł jej torbę i otworzył przed nią drzwi. Goro pomachał im nawet, jak wyszli na ulicę i spokojnym krokiem skierowali się w stronę samochodu. Przez chwilę milczeli, ale jeszcze przed parkiem Chloe odezwała się jako pierwsza.
- Więc już wiesz, gdzie pracowałam. Tego chciałeś? – spytała, nie patrząc na niego.
Serce mu się ścisnęło. Wiedział, że praca z nocnym klubie była dla niej upokarzająca, ale nie chciał sprawić jej przykrości swoją ciekawością. W ogóle był jak najdalszy od chęci zranienia tej cudownej dziewczyny. Współczuł jej bardzo, bardzo chciał pomóc. Stanął teraz na środku chodnika i położył jej torbę na ziemi, a sam chwycił ją za ramiona i obrócił twarzą do siebie, tak, żeby musiała spojrzeć mu w oczy. Aż się zachłysnął widząc, że jej ciepłe tęczówki lśnią od łez. Chciał jej powiedzieć tyle rzeczy, ale głos zamarł mu w gardle i tylko objął ją mocno i przytulił do siebie.
Większość dziewczyn była od niego niższa, ona też, bo nagle wyskoczył w górę jak młody pęd. Jednak większość nie sięgała mu nawet ramienia, a ona sama była dość wysoka i jej czoło spokojnie wypadało na wysokości jego nosa. Wtulił się teraz w jej włosy i trzymał mocno, czując, że dziewczyna płacze. Łkała cicho, a jej szloch tłumiła dodatkowo jego własna klatka piersiowa.
- Ćśśś… - wymruczał łagodnie. – Nic mnie nie obchodzi, co robiłaś. Wiem, jaka jesteś, to się liczy…
Szlochała nadal, ale czuł, że z wolna się uspokaja. Jej drobnym ciałem nie wstrząsał już płacz, oddech się wyrównywał. Nie musieli się spieszyć, więc spokojnie odczekał, aż Chloe całkiem dojdzie do siebie i posadził ją na pobliskiej ławce. Nic nie mówiąc patrzył, jak wyjmuje paczuszkę chusteczek higienicznych i wyciera oczy ligninowym płatkiem.
- Przepraszam cię… - powiedziała cicho. – Ostatnio miałam trochę za dużo stresu i teraz rozklejam się z byle powodu.
Spróbowała się uśmiechnąć, ale wypadło to dosyć blado. Jednak zawsze był to jakiś znak, że wraca do normalności.
- Nie przejmuj się, wszystko już jest w porządku – spojrzała na niego tak, że zaparło mu dech w piersiach. W jej oczach było tyle strachu, nadziei i bezbronności… Objął ją jeszcze raz, a ona już nie protestowała, tylko z ulgą wtuliła się w jego mocne ramiona. – Już nigdy tam nie musisz wracać, teraz wszystko się świetnie ułoży… - mówił łagodnie, uspokajająco.
- Wiem – uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Veren
:)
:)



Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior

PostWysłany: Wto 15:03, 26 Gru 2006 Powrót do góry

Teraz nie mozna powiedziec, ze notka byla krotka, jednak mi zawsze jest malo twoich opowiadan.
Wciagaja jak malo ktore i przenosza w swiat bohaterow.
Potrafisz swietnie oddac uczucia i atmosfere.
Mioooodzio Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Temcia
:]
:]



Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 523 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z krainy snów...:)

PostWysłany: Śro 15:17, 27 Gru 2006 Powrót do góry

Łzy w oczach... dziewczyno jak ty pięknie piszesz....

Och słów mi brakuje...

Jesteś niesamowita...
Tak jak ta historia...

Życzę dużo weny...
Całuski!Całus.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maunus
:-(
:-(



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 162 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod Billa... ;P

PostWysłany: Śro 20:30, 27 Gru 2006 Powrót do góry

Czarujesz, czarujesz!!!
Ogłaszam wszem i wobec, że jesteś według mnie najlepszą pisarką na forum... Kochałam Twoje ostatnie opowiadanie, a teraz zakochałam się w tym. Jesteś niesamowita!!! Tak pięknie piszesz, że nie mam ochoty nigdy przestać czytać! Ze zwykłych czynności potrafisz zrobić wciągającą opowieść, brawo! Genialnie piszesz. Uwielbiam, uwielbiam i jeszcze raz kocham.
Wyduszę jeszcze z siebie tylko: Błagam o więcej...
Kłaniam się do stópek:*
Maunus


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asiulla
:-)
:-)



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:14, 28 Gru 2006 Powrót do góry

Przepraszam, że komentuje dopiero teraz.
Ale wcześniej jakoś nie potrafiłam się zebrać Smile

Urobiłam kilka łez, kiedy to czytałam.
Kiedy Tom za nią pobiegł.
Kiedy...
Ech poprostu cały odcinek był taki wzruszający...

Maunus, tak zgadzam się z Tobą.
Reingen to najlepsza pisarka z forum.
No oprócz Beaty:)
Obie jesteście świetne!

Pozdrawiam!
Asiulla


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)