Forum Forum Tokio Hotel Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Wiara, Nadzieja i ... >>12<< Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
reinigen




Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:29, 28 Gru 2006 Powrót do góry

Czy po komentarzu Maunus można jeszcze zostac normalną dziewczyną, bawiącą się w pisanie?! Odpowiedź brzmi: absolutnie nie! Można co najwyżej próbować sprostać wymaganiom takiej Czytelniczki...
Inna rzecz, że nie ma nic milszego niż tego typu komentarz. Niż moment czytania czyjejś pochlebnej opinii o własnym opowiadaniu, gdy serce ci się rozpływa, wzrok topnieje, a w żołądku trzepocą motylki. Tak bardzo dziękuję za tę jedną chwilę...
Dosyć rozczulania się! Nowa część: trochę krótsza, trochę mniej magiczna, ale potrzebna w kontekście całości, zaufajcie mi. Cóż, miłego czytania...



- Już mieliśmy was szukać przez radio! – oburzył się Bill, gdy weszli do vana. – Ja i Sophie jesteśmy głodni. Jak tylko dojedziemy do centrum, to zabieram ją na pizzę.
- Bill, czyś ty oszalał?! Na jaką pizzę, ona ma cztery lata! – zaprotestowała Chloe.
- Najwyższy czas, żeby poszła ze mną na pizzę – podsumował wyniośle Bill. – Bez dyskusji!
- Coś się stało? – spytał z przedniego siedzenia Georg, patrząc na twarz Chloe, gdzie widniały jeszcze nikłe ślady po łzach.
- Wszystko w porządku – odparła szybko dziewczyna.
- No, to jedziemy – zakomenderował Tom. – Nic tak nie poprawia humoru dziewczynom i Billowi, jak zakupy! Do centrum!
Musiał jeszcze opędzić się od brata i Sophie, która w poczuciu solidarności zaczęła okładać go piąstką, zanosząc się przy tym zaraźliwym śmiechem. I już mknęli vanem po czystej drodze, pokazując małej przez okno co ciekawsze miejsca. Tom śmiał się wesoło. Nigdy nie sądził, że będzie się tak dobrze czuł w towarzystwie młodej kobiety z dzieckiem, a teraz miał wrażenie, że wszyscy w tym samochodzie są szczęśliwą rodziną, która wybrała się do miasta w niedzielne popołudnie. Było wspaniale! Był otoczony ludźmi, których kochał lub darzył przyjaźnią i sam czuł się akceptowany w każdym, najdrobniejszym nawet szczególe. Dodatkową przyjemność sprawiał mu widok czystego szczęścia na twarzy Chloe, za każdym razem, gdy patrzyła na swą roześmianą córeczkę. Jednocześnie czasami się zamyślała i zamierała w bezruchu, z wzrokiem wbitym w jeden, nieokreślony punkt, ale ciągle towarzyszył jej ten spokojny uśmiech.
Pod centrum handlowym Marge zarządziła wysiadkę. Mieli poruszać się szybko i sprawnie, bo było mnóstwo spraw do załatwienia, czasu niewiele, a wszędzie mogli czyhać nadgorliwi fani i reporterzy. Gdyby raz wpadli w taki tłumek, z zakupów byłyby nici: dziennikarze nie spoczęliby, dopóki by się nie dowiedzieli, kim jest tajemnicza młoda kobieta i mała dziewczynka, kręcąca się w pobliżu. Ochroniarze błyskawicznie sprawdzili teren i dali znak, że zespół może bezpiecznie wysiąść. Łatwo powiedzieć… W vanie rozpoczęła się szalona przepychanka, połączona ze spontaniczną bitwą na poduszki i opakowania po chrupkach. To sprawiło, że stojący pod głównym wejściem galerii samochód zachybotał się na swoich czterech potężnych kołach i natychmiast zwrócił uwagę połowy zgromadzonych tam ludzi. Uwagę drugiej połowy przyciągnęły wydobywające się z vana dźwięki, wskazujące na co najmniej krwawą jatkę z udziałem krów, wilków i jednego wieprzka.
- Jezu, Georg, nie wyj tak, bo naprawdę cała ulica się zleci! – wrzasnął Bill, po czym symbolicznie przyłożył basiście poduszką.
- I tak tu jesteśmy…spaleni… - wysapała Marge. – Nic tu po nas…
- E tam, damy radę. Wysiadać wszyscy! – zdecydował Tom i sam jako pierwszy wynurzył się z samochodu. Wyciągnął też rękę do Chloe.
W konsekwencji na chodniku wylądowali tylko oni dwoje, ale za chwilę we wnętrzu vana znów się zakotłowało, rozległ się mrożący krew w żyłach kwik i nieszczęsny samochód wyrzucił z siebie Billa, mocno trzymającego Sophie w dygocących ze śmiechu ramionach. Na resztę długo nie musieli czekać.
- Dobra, idziemy – mruknęła Marge konspiracyjnie. – Tylko wyciągać kopyta, musimy zniknąć, zanim zjawią się paparazzi…
Wbiegli do środka zanim zszokowani ludzi otrząsnęli się i ruszyli po autografy, a śmiech małej Sophie rozbrzmiał w ogromnym hallu. Dziewczynka nie rozumiała za wiele z tej bieganiny, ale podobało jej się uciekanie przed obcymi ludźmi i chowanie się w mocnych, bezpiecznych ramionach Billa. Uznawała to wszystko za wspaniałą przygodę. Zwłaszcza że pierwszy raz była w tak dużym centrum handlowym i każda rzecz niesłychanie ją ciekawiła. Co chwila pokazywała coś paluszkiem z okrzykiem zachwytu i pytała dosłownie o wszystko.
- Jeeeejuuu, co to?!
- Fontanna kochanie. Tylko taka duża i kolorowa… - odpowiadał cierpliwie chłopak, posłusznie patrząc we wskazane miejsce.
- O cholera… Bill, spójrz na to – zaklął Tom, ciągnąc brata do pobliskiego stanowiska prasowego.
Na błyszczącym blacie wyłożone były brukowce, a pierwsze strony krzyczały ogromnymi nagłówkami i kolorowym zdjęciem Billa, niosącego w ramionach Sophie. Zdjęcie pochodziło sprzed kilkunastu godzin, Bill rozpoznał gmach hali, w której wczoraj dawał koncert. Był tak zaprzątnięty nagłą obecnością dziewcząt, że w ogóle nie zwrócił uwagi na paparazzich. A teraz w każdej gazecie mógł przeczytać absurdalne domniemania typu „Czy Bill Kaulitz ma dziecko?!” lub „O czym fanki nie wiedzą? Bill Kaulitz usidlony!”. Nagle jego wzrok natrafił na tytuł w jakimś nieznanym mu dzienniku: „Nagły wybuch miłości”. Bill uśmiechnął się do siebie pod nosem. Autor artykułu sam nie wiedział ile ma racji…
- Ty się śmiejesz?! Dziennikarze nas zjedzą! – wrzasnął Georg.
- Daj spokój, bo to pierwszy raz? A przynajmniej tym razem powód jest przyjemny – zaśmiał się w głos Bill, wyciskając na policzku Sophie soczystego całusa, aż mała roześmiała się głośno.
- W sumie… to może być niezła reklama… - mruknął Tom, zaczytany w artykule „Sekret Billa”. – Wiecie, co mówi David. Nieważne, co piszą. Ważne, że piszą.
Wszyscy spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Wiedzieli, ze czeka ich porządna przeprawa z dziennikarzami, ale jakoś żaden nie czuł się z tym wyjątkowo źle. Spokojne, jasne spojrzenie Chloe dodawało im sił.
- Dobra, dość tego. Co się stało, to się nie odstanie – zakomenderowała Marge. – Teraz ja zabieram Chloe na zakupy, a wy róbcie, co chcecie, tylko bez głupot! Za dwie godziny spotykamy się przy fontannie.
- Ale Sophie… - próbowała zaprotestować Chloe.
- Ja się nią zajmę, spokojnie – powiedział Bill mocnym głosem, od którego Chloe zrobiło się ciepło w sercu.
Już nic nie mówiła, tylko pozwoliła Marge zaprowadzić się do ruchomych schodów. Kilka razy obejrzała się za znikającymi w tłumie Billem i Sophie, ale w pewnym momencie jej wzrok trafił na Toma. On jeden nie ruszył się jeszcze z miejsca, tylko tkwił tam, gdzie go zostawiły. I patrzył na jedną, jedyną osobę w całej galerii. Na nią.
Chloe aż zadrżała od tego spojrzenia. Jakimś cudem przypomniały jej się jego ciepłe ramiona i to uczucie, gdy ją nimi ogarnął wtedy, w parku. Była wtedy taka bezpieczna… Czy to możliwe, żeby los szykował dla niej w życiu coś jeszcze? Do tej pory była przekonana, że jej życie zaczęło się od Sophie i na Sophie skończy. Że mężczyźni jakby już dla niej nie istnieli. Kilkakrotnie źle ulokowała uczucia i nie zamierzała tego powtarzać. To już wolała być sama. Zresztą, kto przy zdrowych zmysłach chciałby związać się z samotną matką z dzieckiem? Doskonale zdawała sobie sprawę ze swojej trudnej sytuacji i cierpiała w milczeniu, zagryzając wargi i pozwalając sobie na chwilę słabości tylko wtedy, gdy Sophie już smacznie spała. Bo w nocy było najgorzej. Wtedy przychodziły wszystkie złe myśli, wspomnienia, chwile, w których kuliła się ze strachu. Wtedy drżała pod prowizoryczną często kołdrą. Wtedy łzy płynęły same…
- Tutaj, kochana! – zakrzyknęła gromko Marge, wpychając ją do butiku z odzieżą najlepszych projektantów. – To nasz pierwszy przystanek!
Chloe posłusznie weszła do środka i dech jej zaparło. Wnętrze opływało luksusem. Wszędzie marmury i złocenia, każdy wieszak słał migotliwe refleksy cudownie delikatnych tkanin, stojaki błyszczały od całej gamy pasków, torebek, butów i innych dodatków, których przeznaczenia dziewczyna nawet nie umiała sobie wyobrazić. Sprzedawczynie figurą i strojami przypominały modelki, które tylko na moment zeszły z wybiegu i są tu właściwie przypadkiem. Olbrzymie żyrandole opromieniały wszystko ciepłym, jasnym światłem. Wrodzone poczucie humoru kazało Chloe roześmiać się w duchu na widok tego przepychu, gdyż w gruncie rzeczy żaden z wystawionych tu przedmiotów nie był wart aż takiej oprawy, a wyniosłość ekspedientek była właściwie śmieszna. Na litość boską, przecież to tylko ciuchy!
Marge natomiast na nic nie zwracała uwagi, tylko pewnym, szybkim krokiem przeszła cały butik wzdłuż, od czasu do czasu chwytając któryś z wieszaków i przekładając go sobie przez ramię. Wreszcie zatrzymała się przy złotawej kotarze z grubego aksamitu i kiwnęła na Chloe energicznie. Dziewczyna posłusznie do niej podeszła.
- No chodź, przymierz te rzeczy – stylistka podała jej naręcze ubrań, a Chloe aż ugięła się pod ich ciężarem.
- Chryste… mam to wszystko przymierzyć?!
- Nie żartuj, zaraz idę po kolejną część – prychnęła Marge, wzruszając ramionami. – Wskakuj i mierz, kochana!
Chloe westchnęła i zanurkowała za aksamitną zasłonę. Wnętrze przymierzalni okazało się zaskakująco duże i przestronne. Nie miała problemu z rozmieszczeniem wieszaków, gdyż na bocznej ściance ciągnął się cały rządek specjalnych kołeczków. Natomiast ścianę na wprost zajmowało ogromne, kryształowe lustro, tak idealnie czyste i lśniące, że dziewczyna nie wiedziała, gdzie kończy się granica między rzeczywistością a jej odbiciem. Nad lustrem z kolei umieszczone były małe reflektorki, zapewniające przymierzającemu ubrania perfekcyjne światło. Widocznie w tym butiku najbardziej liczyło się to, by klient wyszedł zadowolony.
Dziewczyna otrząsnęła się z chwilowego letargu i szybkim ruchem zdjęła z siebie własny, damski garnitur, który nie był może szczytem luksusu, ale służył jej wiernie już wiele lat. Ostrożnie powiesiła go na jednym z wieszaków i już miała zacząć wkładać pierwszą z brzegu sukienkę, gdy zasłonę przebieralni gwałtownie rozsunięto.
Chloe odruchowo zakryła się rękami i z przestrachem spojrzała na intruza. Marge.
- O Boże, dziewczyno, jakie ty masz ciało! – stylistka zdawała się nie przejmować, że Chloe stoi przed nią półnago. – Gdybym tak wyglądała, to ciągle i wszędzie chodziłabym nago! Nie umiałabym nawet czytać ani pisać, byłabym po prostu…naga!
Mówiąc, zawieszała na kolejnych kołkach nowe ciuchy. Zachowywała się, jakby rzeczą najzupełniej naturalną była pogawędka dwóch kobiet, z których jedna jest całkowicie ubrana, a druga – w samej bieliźnie. Dla Chloe ta sytuacja była jednak nowa, więc milczała, usiłując pokonać zaskoczenie.
- Och, daj spokój – Marge wreszcie zauważyła zażenowanie dziewczyny. – Jestem stylistką, wszelkie modelki chodzą przy mnie nago! Nie sądzę, żebyś różniła się od nich wszystkich jakimiś ukrytymi szczegółami anatomii. Zdejmuj to! – rozkazała, pociągając Chloe lekko za pasek stanika.
- Jak to? – bąknęła ona. – Stanik?
- No jasne, bielizna też tu jest. Kupimy ci parę kompletów, ale musisz przymierzyć przynajmniej jeden. Chociaż na moje oko… - zamyśliła się przez chwilę, patrząc prosto na biust Chloe, czym przyprawiła ją o dodatkowe zawstydzenie. – tak, na pewno 75B!
Zadziwiona dziewczyna skinęła głową, bo zawsze nosiła dokładnie ten rozmiar. Powoli sięgnęła po podawany jej komplet bielizny w klasycznym, beżowym kolorze.
W miarę jak mierzyła coraz to nowe rzeczy, wstyd zaczął zanikać. Marge zachowywała się tak naturalnie i swojsko, że po jakimś czasie Chloe w ogóle już nie rozumiała, czemu miała wcześniej jakiekolwiek opory. Zwłaszcza że stylistka nie szczędziła jej komplementów.
- No, kochana, powiem ci, że ciało tancerki to jestem w stanie rozpoznać na kilometr! – mówiła mianowicie, podając jej kolejne fragmenty garderoby. – Modelki są inne, wychudzone. Nie wyglądają zdrowo. A ty , kochana!, niebo a ziemia! Niebo a ziemia! Mięśnie gdzie trzeba, wszystko wyrzeźbione, nogi wspaniałe…załóż no jeszcze tę garsonkę…jak mówię, tancerkę od razu poznam. No, teraz jest świetnie! Bierzemy to!
Kupka ubrań, które Marge zbiorczo nazywała „bierzemy to”, rosła z minuty na minutę, ale stylistka nie przestała, nim nie przymierzyły wszystkich przyniesionych przez nią rzeczy. Wtedy dopiero zgarnęły stertę ciuszków do wzięcia i skromną kupkę tych odrzuconych, po czym dotoczyły się do kasy.
Ekspedientki natychmiast się uaktywniły i, porzucając swoje wyniosłe miny i spojrzenia, zaczęły uprzejmie pytać o żądane opakowanie, formę zapłaty i tym podobne. Marge zignorowała je kompletnie. Rzuciła tylko na blat kartę kredytową i znów pogrążyła się w rozmowie z Chloe.
- Już? – zwróciła się wreszcie do sprzedawczyni, gdy ta podała jej naręcze firmowych toreb. – To, co pani ma na sobie, też policzyłyście? – ruchem głowy wskazała Chloe. – Dobrze, wobec tego dziękuję. Chodź kochanie. Mamy jeszcze pół godziny. W sam raz na kupienie porządnych butów i krótką wizytę w moim salonie. Nie mówiłam ci? Tak, mam tu własny salon urody, zaraz zobaczysz…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maunus
:-(
:-(



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 162 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod Billa... ;P

PostWysłany: Czw 15:15, 28 Gru 2006 Powrót do góry

1?...

***

Kwik, Kwik!...

" -No, to jedziemy – zakomenderował Tom. – Nic tak nie poprawia humoru dziewczynom i Billowi, jak zakupy! Do centrum! "

Buaaaahahaha xD Rozwaliło mnie to, musiałam się zeskrobać z monitora...

W konsekwencji na chodniku wylądowali tylko oni dwoje, ale za chwilę we wnętrzu vana znów się zakotłowało, rozległ się mrożący krew w żyłach kwik i nieszczęsny samochód wyrzucił z siebie Billa, mocno trzymającego Sophie w dygocących ze śmiechu ramionach. Na resztę długo nie musieli czekać.

Hahaha, widzę to oczyma mej wyobraźni!... Kwik!

Gdybym chciała wymieniać wszystkie najlepsiejsze fragmenty, musiałabym skopiować cały tekst Rolling Eyes

Rozpływam się!... To opowiadanie jest tak lekkie i piękne, że można by było je wyśpiewywać Wink

Posiadasz umiejętność przeze mnie najbardziej cenioną: Potrafisz tak pisać, że sprawiasz ludziom radość. Czytałam już tą część na thpoland <spryciula ze mnie> i widziałam komentarz Beaty, mówiący, że piszesz za słodko i cukierkowo. Nie zgadzam się z tym. Piszesz lekko i cudownie. Na podstawie Twego ostatniego opowiadania mogę zauwazyć jedno: Jako jedna z nielicznych potrafisz opisywać różne sytuacje, czasem tragiczne, ale one nigdy nie pozostawiały niesmaku czy irytacji. Pozostawiały radość i nadzieję, a wprowadzenie czytelnika w taki stan to nielada osiągnięcie Wink
Wiem, że gadam jak potłuczona i nie wiem, czy zrozumiałaś coś z mojej paplaniny, ale wiedz, że masz moje wielkie uznanie.
O borze szumiący, alem się rozpisała.
Ja, której się komentowac nie chce nigdy!...
Widzisz?!... Tak mnie ruszyłaś, że mi się pisać zachciało!... Smile
A co do Twojej odpowiedzi na mój ostatni komentarz, to czuję się zaszczycona. Wiedz, że nie słodzę, by się podlizać, o nie!... Piszę co myślę. I wyczuwam u Ciebie talent... Nietuzinkowe pomysły i koncepcje. Oby tak dalej:)
Cholibka, gdzie jest emotka padająca na kolana?! Nie ma? No to lipa...
No to kłaniam się do stóp Wink Twisted Evil.
BuźźCałus.Całus.Całus.
maunus


PS: Ja chce więcej...

[/b]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Temcia
:]
:]



Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 523 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z krainy snów...:)

PostWysłany: Pią 13:02, 29 Gru 2006 Powrót do góry

Maunus dała tak wnikliwy komentarz, że ja już nie wiem co napisaćSmile

Oczywiście niesamowicie podobał mi się fragment iż dziewczynom i Billowi zakupy poprawią humor:) Musiałam dziwnie wyglądać śmiejąc się do siebie.

Piszesz naprawdę niesamowicie. Pokazujesz świat tak pięknie i tak dokładnie, że czuję się jakbym chodziła gdzies obok bohaterów i im się przyglądała.

Naprawdę jesteś jedną z najlepszych pisarek na tym forum. <kłania się nisko>

Życzę dużo weny, żebyś dalej mogła mnie fascynowac tak pięknymi tekstami.

Jesteś wspaniała!

Całuski:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asiulla
:-)
:-)



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:48, 29 Gru 2006 Powrót do góry

Czytałam wcześniej, ale komentuję dopiero teraz.

Tom zakochany?
Mmmm:)

Po komentarzu Maunus nie wiem co mówić.
Powiedziała wszystko i jeszcze więcej.
Ja nie potrafię dobrać niczego tak w słowa, więc podpiszę się pod ww autorką komentarza.

Zastanawiam się...
Skąd biorą się takie talenty.
Dobrze szukałaś chyba^^ Smile

Życzę duuuuuużo weny:)Całus.

Asiulla


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
jadzia
:)
:)



Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 633 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiesz że jesteś w tym lepszy odemnie? xD

PostWysłany: Pią 18:22, 29 Gru 2006 Powrót do góry

Wreszcie przeczytałam całość.
Trochę mi to zajęło czasu, bo piszesz strasznie długie części.
Ale ja lubie taki opka czytać. Wink

Mogę ci powiedzieć że zdobyłaś nową czytelniczkę Very HappyVery Happy

Super jest łatwo sie czyta i w ogóle.
Jestem zachwycona, pierwszy raz spotykam sie z tak wspaniałym odpowiadaniem Razz

Mówisz że Tom sie akochał, no to bardzo możliwe, ale coś mi sie zdaje, że Bill też.
Ale nie wiem... okaże się w następnych częściach.

Czekam życzę duuużo weny.
Pozdrawiam Całus.
jadzia


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen




Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:36, 29 Gru 2006 Powrót do góry

Szybko dodaję nowy odcinek...bo tak:) Miłego czytania


Wyznaczona godzina minęła już kwadrans temu, a dziewczyn nadal nie było widać. Tom podniósł się z ławeczki przy fontannie i zaczął chodzić bez sensu, w tę i z powrotem. Minął Billa, zapatrzonego zachwyconym wzrokiem w Sophie, która czytała mu na głos zakupioną przed chwilą książeczkę. Minął też Gustava, grzmocącego w co popadnie nowymi pałeczkami i Georga, przyglądającego mu się z politowaniem. Tom westchnął. Właściwie nie miał nic przeciwko czekaniu. Nigdzie mu się nie spieszyło, a tu było całkiem miło. Ale już ponad dwie godziny nie widział Chloe i czuł się z tym jakoś dziwnie… Jakby odebrano mu coś wspaniałego. Jakby czekał na prezent. Jakby się, cholera, zakochał…
Jego wzrok padł na kolorowy szyld lodziarni. Skierował się tam od niechcenia, szurając nogami po lśniącym parkiecie. Nie widział ludzi przy stolikach, nie widział dekoracji ani sprzedawcy. Widział tylko jej uśmiechniętą twarz, gdy przestała płakać i spojrzała na niego ufnie. Była wtedy taka malutka, taka delikatna i krucha… Kiedy trzymał ją w ramionach, miał poczucie, że wypełniło się w nim jakieś puste miejsce. Czy to możliwe, że całe życie czekał na ten jeden moment? Na tę jedną osobę, wtuloną noskiem w jego pierś? Że jego ramiona zostały stworzone w takim kształcie specjalnie, tylko po to, żeby do niej pasować?
Sam nie zauważył, że znalazł się przed ladą, mieniącą się tęczowymi kolorami lodów, a sprzedawca pyta go o zamówienie po raz trzeci. Wybrał sobie więc malinową gałkę i już miał płacić, gdy ręka znieruchomiała mu nad portfelem, a wzrok znów gdzieś odpłynął, jakby nagle coś mu się przypomniało.
- Jeszcze jednego poproszę… - powiedział powoli, z namysłem.
- Też malinowego?
- Proszę? Tak… - odpowiedział, a sprzedawca ze zdumieniem stwierdził, że ten dziwny klient nagle się uśmiechnął, szeroko i szczerze, choć przecież nie było żadnego powodu. Na szczęście z płaceniem nie było problemów: chłopak dał mu nawet napiwek, po czym pognał jak szalony w stronę fontanny.
Sprzedawca nie mógł już jednak ze swojego stanowiska zobaczyć, jak Tom podbiega do ławki Billa i pochyla się nad jego kolanami. Tam bowiem siedziała sobie wygodnie czytająca Sophie. Na dźwięk głosu Toma podniosła główkę i spojrzała na niego pytająco, wielkimi oczami, identycznymi jak u Chloe. Chłopak odrzucił z twarzy upartego dreda i bez słowa podał jej wafelek z malinową kulką.
- Dziękuję – powiedziała wdzięcznie dziewczynka, biorąc od niego loda. Uśmiechnęła się przy tym tak ślicznie i słodko, że Tom od razu poczuł się wynagrodzony. Do tej pory jeszcze nigdy bezinteresownie nie kupił niczego komukolwiek, prócz własnego brata. Zawsze liczył po cichu na jakąś korzyść. A tym razem jakiś impuls przypomniał mu w lodziarni o Sophie i Tom pierwszy raz odczuł radość prawdziwego obdarowania kogoś. Ani przez chwilę nie żałował własnej decyzji, tylko ze śmiechem przyglądał się liżącej loda dziewczynce, a nawet zdobył się na odgarnięcie z jej czółka opadającego, jasnego kosmyka.
A potem coś kazało mu spojrzeć w górę. Zrobił to i na szczycie ruchomych schodów zobaczył krępą sylwetkę Marge, obładowaną jakąś przerażająco wielką liczbą firmowych toreb. Dziewczyna zjeżdżała na dół, cały czas mówiąc do kogoś, kto stał ukryty w jej cieniu i niewidoczny dla Toma. W pewnym momencie jednak obok niej przeszedł jakiś młody człowiek, który musiał się bardzo spieszyć, bo poprosił o zrobienie mu miejsca i przebiegł dalej w szalonym pędzie. Dzięki temu Marge odsunęła się nieco i zza niej wychynęła absolutnie niebiańska dziewczęca sylwetka, zapierająca dech w piersiach, a jednak w jakiś dziwny sposób znajoma…
Pierwszy raz widział ją ubraną w coś innego niż klasyczny damski garnitur. Miała na sobie jasnobłękitną, prostą sukienkę, nie sięgającą kolan, ale wspaniale podkreślającą jej idealną figurę. Doskonałe nogi obute były w jasnobrązowe, beżowe niemal szpilki od Jimmiego Choo, a wąska dłoń ściskała niewielką torebkę od Louis’a Vuitton w tym samym kolorze, co buty. Kasztanowe włosy wiły się w lokach na jej ramionach, a ciepłe oczy ozdobione były dyskretnym makijażem. Nie mógł uwierzyć, że wcześniej nie dostrzegł atutów ciała Chloe. Zwykle oceniał kobiety na podstawie urody, bo to pierwsze rzucało mu się w oczy, a teraz… Owszem, widział wcześniej, że Chloe jest piękna, ale nie zwrócił uwagi na jej pierwszorzędne nogi, wąską talię (po urodzeniu dziecka! Jak ona to zrobiła?!) i wspaniale jędrny biust. Może dlatego, że za bardzo zafrapowała go jej historia i był za bardzo zaskoczony sposobem, w jaki nagle zjawiła się w jego życiu. Dopiero teraz skojarzył fakty: przecież była rozchwytywaną tancerką w nocnym klubie, musiała mieć doskonałe ciało! Jakim cudem wcześniej tego nie zauważył?!
Ten jej nowy wygląd trochę go zmieszał. Niby wiedział, że to ciągle ta sama Chloe, widział jej śliczny, ciepły i przyjacielski uśmiech, ale… nie miał już odwagi tak spokojnie do niej podejść, zacząć swobodną rozmowę. Nagle wydała mu się niedostępna jak te wszystkie modelki czy aktorki z telewizji. Zapomniał, że z nich dwojga to on jest sławny, natomiast z całą mocą uświadomił sobie, że ta kobieta mogłaby mieć absolutnie każdego mężczyznę pod słońcem i na pewno nie jest zainteresowana takim szczeniakiem jak on. Oczy mu pociemniały, czoło zmarszczyło się w gniewnym grymasie. Nie podejdzie do niej teraz pierwszy, nie da robić z siebie durnia…
Dziwne, że jego bliźniaczy brat nie miał takich oporów. Podbiegł do tej nowej, odmienionej Chloe razem z Sophie i od razu ją uściskał.
- Pięknie wyglądasz! – śmiał się bezczelnie, prosto w jej twarz, zupełnie jakby była takim samym człowiekiem, jak on.
- Tak mama, pięknie… - wyszeptała jej do ucha zadowolona Sophie.
- O tak… - potwierdził z zachwytem Georg, a stojący za nim Gustav energicznie pokiwał głową.
Chloe aż pokraśniała na dźwięk tych słów. Uśmiechnęła się do nich z wdzięcznością i wzięła córeczkę na ręce.
- Dziękuję kochanie… a co ty tu masz? – spytała z zaciekawieniem, wpatrując się w łapkę dziewczynki.
- Tom mi kupił loda – buzia Sophie pojaśniała w uśmiechu. – Malinowego, pycha!
Chloe nic nie powiedziała, ale skierowała zwężone uśmiechem oczy na młodego gitarzystę. Wyglądała przy tym tak pięknie, jak tylko mógł sobie wymarzyć. Widział w niej mnóstwo ciepła, wdzięczności i sympatii, ale wcale nie poprawiło mu to humoru. Przeciwnie, teraz już był pewien, że ta kobieta może do niego czuć najwyżej przyjaźń, a nigdy nie zwróci na niego uwagi, jak na mężczyznę. To było po prostu niemożliwe. Jeśli chce teraz zachować twarz, to nie może po sobie pokazać, jak bardzo mu na niej zależy.
Wzruszył ramionami, przybierając obojętny wyraz twarzy. Nie powiedział jej żadnego komplementu, w ogóle się nie odezwał, jakby nie zauważył tej radykalnej zmiany w jej wyglądzie. Albo jakby go ona wcale nie obchodziła. Nie miał pojęcia, jak bardzo ją to zaboli: uśmiech znikł z jej twarzy gwałtownie, a na gładkie policzki wpłynął raptowny rumieniec. Spuściła wzrok, zmieszana, ale zauważył, że bardzo gwałtownie wciągnęła powietrze. Pewnie myślała, że rzuci się do jej stóp, gdy ją taką zobaczy, a ona będzie mogła go ze śmiechem odtrącić, ale nie! On nie z tych! Nie da sobie w kaszę dmuchać!
Bill spojrzał na brata z wyrzutem i bez słowa wziął Sophie z rąk Chloe.
- Chodźmy, już pora na obiad – powiedział wesoło, jakby nic nie zaszło. Chciał jakoś zatuszować nietaktowne zachowanie brata. – Widziałem hotelowe menu, wyglądało to fantastycznie! A my z Sophie przegapiliśmy pizzę, bo bardziej spodobał nam się pewien wielki sklep z zabawkami – roześmiał się.
Chloe uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, ale sama czuła, że wypadło to raczej blado. Nie mogła uwierzyć w swoją naiwność. Przez chwilę naprawdę uwierzyła, że Tomowi może na niej zależeć i nawet pozwoliła sobie na nieśmiałe marzenia w tym kierunku… Tak bardzo się cieszyła, że pokaże mu się w tych pięknych ubraniach i makijażu. Chciała wyglądać jak najlepiej, dla niego. Zachowywała się jak prawdziwa młoda kobieta przed spotkaniem ze swoim wybrankiem. Teraz już widziała, że popełniła koszmarny błąd. Chłopak był rozchwytywany przez tyle dziewcząt, na pewno spotkał już wiele ładniejszych od niej. Bez takiej przeszłości, bez dzieci…młodszych, zgrabniejszych, bardziej atrakcyjnych dla gwiazdy rocka. A ona, głupia, przez chwilę łudziła się, że mógłby zwrócić na nią uwagę. To teraz ma za swoje. Obojętność w jego wzroku trudno było pomylić z czymś innym. Była dla niego nieciekawą tłumaczką, niczym więcej. I mogła się tego spodziewać, a nie wyobrażać sobie Bóg wie co. Zawsze tak było, zawsze cierpiała wyłącznie przez własną głupotę.
- Chloe, na miłość boską, rozchmurz się choć trochę! – zawołała Marge. – Niesiemy tu całe mnóstwo fantastycznych ciuchów, pamiętaj!
Rzeczywiście, objuczyła Georga i Gustava naręczem toreb, a sobie zostawiła tylko skromną torebkę z jej nowymi kosmetykami. Chłopcy jednak nie wyglądali na zagniewanych. Uśmiechali się miło i machali jej z daleka, błyskając białymi zębami. Bill szedł obok, trzymając Sophie za rączkę. Jedynie Tom oddalił się od nich trochę i teraz szedł gniewnie, uparcie wbijając wzrok w podłogę i zaciskając pięści w kieszeniach spodni. Nie rozumiała, czemu się tak nagle zdenerwował. Chyba nie zrobiła nic złego, przecież nawet się do niego nie odezwała…
- Nie wiem, co go ugryzło – usłyszała szept Billa tuż przy swoim uchu. – Jeszcze przed chwilą biegał rozanielony, a potem tak nagle zdziczał. Nie przejmuj się, może ma jakieś swoje humory. Przejdzie mu.
Była Billowi wdzięczna za te słowa, ale w istocie poczuła się po nich jeszcze gorzej. Czyli jednak stracił humor na jej widok, przecież wcześniej było w porządku…
- Może spróbuję z nim porozmawiać? – zaproponowała nieśmiało.
- Jeśli chcesz… - Bill spojrzał na nią sceptycznie.
Chloe obejrzała się i przystanęła. Poczekała, aż wszyscy przejdą koło niej i znajdzie się obok Toma, bo chłopak szedł teraz ostatni, kilka metrów za idącym na końcu kolumny Gustavem. Zauważył ją na pewno, ale nie podniósł głowy, jakby nie chciał na nią patrzeć. Poczuła nieprzyjemne ukłucie żalu. Co ona takiego zrobiła?!
- Tom?
Cisza.
- Tom, co się dzieje? – spytała, usiłując mówić spokojnym tonem.
- Nic – odburknął, wciąż na nią nie patrząc.
- Masz dziecięce humorki? – zażartowała, chcąc rozluźnić atmosferę, ale od razu pojęła swój błąd. Tom łypnął na nią gniewnie, marszcząc ciemne brwi.
- Daj mi spokój – wychrypiał gwałtownie i przyspieszył nagle kroku, wyprzedzając ją w oka mgnieniu.
Została tam, zaskoczona i zażenowana. Aż przystanęła z gwałtownego żalu, a w ciemnych oczach zalśniły ślady łez. Stała tak przez dłuższą chwilę, usiłując zebrać się w sobie i pójść do samochodu dumnym, niezależnym krokiem, ale smutek dusił ją i odbierał zdolność panowania nad własnymi ruchami. Czuła się jak sparaliżowana.
Kilka osób obejrzało się za nią. Jakiś młody człowiek zaproponował jej pomoc, ale nie zareagowała, bo, pogrążona w swoich ponurych myślach, nawet tego nie zauważyła. Ludzie przystawali w pewnej odległości i pokazywali ją sobie palcami, dobiegały ją strzępki rozmów:
- Taka ładna… może jej się co stało? – zastanowiła się jakaś kobieta.
- Stoi i stoi. Tak sobie, wie pani, myślę, że musiała się dowiedzieć o czymś niedobrym, może jest w jakim szoku? Tak bywa, wie pani, jak się ktoś o czymś niedobrym nagle dowie. Jest się w szoku – przekonywała do swoich racji wścibska staruszka z torbą po brzegi wypchaną mrożonym kalafiorem.
- Ja ją skądś znam… – zastanowił się opalony młodzieniec z bródką, przystając obok pań. – Może z telewizji? To nie jest jakaś aktorka czy coś?
Te właśnie słowa jakoś rozbudziły Chloe. Potrząsnęła głową, żeby odpędzić od siebie tamto odrętwienie i zdecydowanym krokiem ruszyła przed siebie. Zwykle chodziła na płaskim obcasie, ale jako tancerka szybko przyzwyczaiła się do szpilek i teraz wdzięcznie stukała nimi po trotuarze galerii, nie zwracając kompletnie żadnej uwagi na zachwycone męskie spojrzenia. Wyprostowana jak struna, dotarła wreszcie do reszty grupy i z dumnie uniesioną głową minęła Toma, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. Zwolniła dopiero przy Billu i Sophie, którzy właśnie wsiadali do samochodu. Ignorując zdumiony wzrok wokalisty, z rozmachem zajęła własne miejsce w vanie i spokojnie czekała na resztę, klikając szybko przyciskami komórki. Do końca drogi nie odezwała się do nikogo ani słowem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Veren
:)
:)



Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior

PostWysłany: Pią 19:45, 29 Gru 2006 Powrót do góry

Zaklepuję Very Happy

Edit:

No kochana.
Maunus mowila jak najszczersza prawde.
Jestes jedna z najlepszych autorek opowiadan, jakie czytalam
Twoje wciagaja. Strasznie.
Uwielbiam je. I tyle.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
jadzia
:)
:)



Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 633 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiesz że jesteś w tym lepszy odemnie? xD

PostWysłany: Pią 20:45, 29 Gru 2006 Powrót do góry

Super.
Kurde ale ty szybko dajesz notkę.
Może już jutro pojawi sie następna.
Poprostu nie wiem co powiedziec Wink


Pozdrawaim Całus.Całus.
jadzia


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen




Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:43, 02 Sty 2007 Powrót do góry

Dodaję dłuższą część, bo teraz przez jakiś czas mnie nie będzie. Muszę trochę postudiowaćSmile Jak uporam się z częścią egzaminów i wrócę, to spróbuję coś napisać. Pozdrawiam Was serdecznie i noworocznie!


Od razu przy wejściu do hotelu dopadł ich David. Był rozpromieniony i wyglądał na zadowolonego, więc Chloe wiedziała, że udało mu się już wszystko załatwić. Zaprosił ją do swojego pokoju, a Bill od razu zaoferował w tym czasie opiekę nad Sophie. I poszli.
Nawet hotelowy pokój Davida był jednocześnie jego biurem. Osoba wchodząca tam po raz pierwszy nie widziała zwykłego łóżka i nocnej lampki, tylko solidne biurko obłożone stertą papierów, teczkami na dokumenty, kilkoma telefonami i całym mnóstwem długopisów. Sypialnia znajdowała się w drugim pomieszczeniu, odgrodzonym od biura drewnianymi drzwiami. Menadżer zasiadł za biurkiem i ruchem ręki zaprosił Chloe na miejsce po drugiej stronie, po czym wyjął z szuflady plik dokumentów.
- Jak się udały zakupy? – uśmiechnął się do niej.
- Dzięki, było całkiem…miło – odparła powoli.
- No i widzę, że Marge świetnie się spisała – David obrzucił ją długim, aprobującym spojrzeniem. – To bardzo dobra stylistka, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko pracy z nią?
- Nie, absolutnie! – zaprzeczyła gorąco Chloe, przypominając sobie serdeczność dziewczyny.- Jest cudowna.
David przyjrzał się dziewczynie uważnie.
- A jednak nie wyglądasz na bezwzględnie zachwyconą… - powiedział z namysłem.
Chloe mimowolnie westchnęła. Co miała mu powiedzieć? Że naiwnie wyobraziła sobie, że po kilku godzinach znajomości Tom mógł coś do niej poczuć? Że jeden z jego podopiecznych chyba ją zauroczył, a teraz nie zwraca na nią najmniejszej uwagi? Że zakochała się jak szczeniara?
- David… ja po prostu nie wiem, czy to najlepszy pomysł… - wydusiła z siebie cicho.
- Co masz na myśli? – w jego głosie brzmiała autentyczna troska. Nie zdenerwowanie. Troska.
- Nie wiem… Sophie. Chłopaków. To wszystko… - przerwała na chwilę, po czym zaczęła z siebie wyrzucać wszystkie obawy. – Sophie bardzo ich już polubiła. Teraz bylibyśmy skazani na siebie przez kilka tygodni, cały czas spędzalibyśmy razem. A potem i tak trzeba będzie się rozstać. Co ja jej wtedy powiem? Poza tym…jeśli chłopcy mnie nie zaakceptują? Jeśli zrobimy sobie małe piekło? Jeśli…jeśli któryś z nich…albo ja…
Nie umiała dokończyć tego zagadkowego zdania, więc umilkła, a menadżer wpatrywał się w nią niespokojnie. Nie zrozumiał jej obaw do końca, ale potrafił je uszanować. Wiedział, że na pewno czegoś mu nie mówi, po prostu to czuł. Jednak wszystko się w nim burzyło na myśl o wyciąganiu z niej zwierzeń na siłę. Postanowił skupić się na tym, co wie.
- Ależ Chloe… nie wiem, co mam ci powiedzieć, Sophie to dziecko, ty wiesz najlepiej, jak sobie z tym poradzić. Jestem pewien, że mała potraktuje to jako wspaniałą przygodę, a Bill na pewno jej nie skrzywdzi. No i jak to? Chłopcy mieliby cię nie zaakceptować?! Żartujesz?! Przecież to oni nalegali, żeby was z nami zabrać! To wszystko był ich pomysł. Widziałem, że są tobą zachwyceni i jedyne, czym mogę się martwić to to, że któryś z nich poczuje do ciebie coś więcej! Nie widziałaś miny Toma, gdy niósł cię, śpiącą, na rękach! Wpatrywał się w ciebie jak w obrazek. Nikomu nie dał cię tknąć. A Georg i Gustav…
- Tom mnie niósł? – przerwała mu, nagle blednąc. – Na rękach?
- Oczywiście, przecież byłaś zupełnie nieprzytomna po lekach, które podał ci doktor.
Chloe ucichła. Wyobraziła sobie siebie samą, niesioną na rękach Toma. Potem przypomniała sobie moment, w którym tulił ją w ramionach. I wyraz jego twarzy, gdy znikała na ruchomych schodach.
- Gdzie mam podpisać? – spytała gwałtownie, jakby sama bała się rozmyślić.
David rozpromienił się cały w szczerym uśmiechu i podsunął jej odpowiednie kartki. Tylko przebiegła po nich wzrokiem, sprawdzając ogólny zarys umowy, po czym ujęła podawany jej długopis i złożyła pod spodem swój podpis. To samo zrobiła z kopią dokumentów. Menadżer uścisnął jej dłoń i schował kartki do oddzielnej tekturowej teczki.
- A teraz proponuję obiad, pozostali pewnie już tam są. Idziemy? – zaoferował jej swoje ramię.
Chloe uśmiechnęła się dziewczęco i wzięła go pod rękę. Z pokoju wyszli razem, prowadząc cichą, wesołą rozmowę, w której David starał się przekazać jak najwięcej szczegółów dotyczących kolejnych dni. Spokojnym krokiem weszli do sali jadalnej hotelu. Od rana sporo się tu zmieniło: teraz wszystkie białe obrusy zdjęto i zastąpiono je innymi, czerwonymi. Na każdym stoliku leżały ciemnozielone serwetki i srebrne sztućce, a w ciemnozielonych wazonikach tkwiły czerwone róże. Widocznie obsługa hotelu zmieniała wystrój sali w zależności od pory dnia. Ciekawe.
Od razu zobaczyli swoją wesołą gromadkę przy jednym ze stolików. Georg leniwie przeglądał menu, Bill nakładał małej Sophie na talerz surówkę z marchewki i chrzanu, a Gustav pałaszował jakieś przedziwne mięsne danie. Tylko Tom siedział nad swoim talerzem osowiały, gniewny i wpatrywał się w swoją potrawę jak w śmiertelnego wroga. Ale to on pierwszy podniósł głowę, gdy tylko podeszli. I zaraz ją opuścił, dziobiąc gniewnie Bogu ducha winne szparagi. Reszta natomiast powitała Chloe entuzjastycznymi okrzykami.
- Wszystko podpisane? Mamy cię już? – wrzasnął ze śmiechem Gustav, a na widok leciutkiego skinięcia głową klasnął w ręce. – Cudnie! No to mamy dzisiaj co oblewać!
- Dokładnie! Właśnie to miałem zamiar powiedzieć! – zawtórował mu Georg, ale wnet przestał, bo Sophie wlazła mu na kolana.
- Ładne masz włoski – powiedziało to niesamowite dziecko i od razu zanurzyło paluszki w jego starannie wyprostowanych kosmykach.
Bill zakrztusił się ze śmiechu na widok zdumionej miny basisty, po czym zajął się swoim jedzeniem, korzystając z chwili nieobecności Sophie. Gdy mała była obok, zawsze poświęcał jej sto procent uwagi, więc momenty wolności zdarzały mu się raczej rzadko. Jednocześnie wcale nie było mu to niemiłe. Uwielbiał się nią zajmować, zwłaszcza że miał świadomość krótkiego czasu, jaki będzie im ze sobą dane spędzić. Sam był zaskoczony swoim stosunkiem do Sophie. Zawsze wydawało mu się, że dzieci są za bardzo absorbujące. Męczące, jeśli już miałby to nazwać po imieniu. A tu nagle zjawia się w jego świecie, zupełnie niezapowiedzianie, mała istotka, z którą przecież nic go właściwie nie łączy, i podbija jego serce tak całkowicie, że nie potrafi sobie już wyobrazić bez niej życia! Co on zrobi, kiedy Sophie zniknie? Kiedy odejdzie? Czym zapełni tę nagłą lukę w swoich ramionach?
Sam nie zauważył, że od dłuższej chwili nie rusza się i nie je, tylko wpatruje się w małą rozrzewnionym wzrokiem. Z tego transu wyrwał go dopiero szturchaniec Gustava, który próbował dostać się do salaterki z sałatką. Podał koledze miskę i znów pochylił głowę nad talerzem, ale teraz miał na twarzy ciepły, nieco nieobecny uśmiech.
- Byłbym zapomniał! – wykrzyknął David, plaskając dłonią o czoło. – Skoro już oficjalnie jesteś naszą tłumaczką i zawarliśmy ostateczną umowę, pora wprowadzić ją w życie. Oto klucze od waszego nowego pokoju.
Podał Chloe kartę magnetyczną, opatrzoną małym, platynowym numerkiem. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i wzniosła do góry szklankę z sokiem.
- No cóż… za szczęśliwą współpracę wobec tego! Mam nadzieję, że was nie zawiodę – wniosła toast.
- Nigdy! – zapewnił ją gorąco siedzący obok Georg.
Wszyscy upili łyk napoju, choć Tom nadal miał ponurą minę. Nikt oprócz Chloe zdawał się tego nie zauważać. Ona jedna nie mogła powstrzymać się od ukradkowych spojrzeń w jego kierunku. W pewnym momencie ich wzrok się spotkał, ale chłopak jeszcze szybciej odwrócił głowę udając, że przygląda się z zaangażowaniem własnej dłoni. Chloe spuściła oczy.
- Możecie się wprowadzić po obiedzie – kontynuował menadżer. – Przyślę wam Marge z nowymi strojami. Zostaniemy w tym hotelu przez najbliższy tydzień…
Chloe słuchała i kiwała głową, ale jej myśli odpływały coraz dalej. Nie rozumiała nic z zachowania młodego gitarzysty, jednak aż nazbyt wyraźnie widziała brak zainteresowania z jego strony. Bolało ją to tak bardzo, że wyraźnie czuła uciskanie w żołądku. Nie chciała, aby inni to zauważyli, więc nic nie mówiła i starała się zachowywać normalnie, ale wewnątrz niej szalała burza uczuć. Z obiadu przełknęła tylko kilka kęsów, tłumacząc się obfitym śniadaniem, po czym wzięła opierającą się Sophie ze sobą i odszukała własny pokój. Okazało się, że sąsiadował on z pokojem, w którym spały zeszłej nocy i był bardzo do niego podobny. Tu także znajdowały się dwa ogromne łóżka z miękką pianą pościeli oraz przestronna, jasna łazienka. Tyle, że układ pokoju był jakby odwrócony. Sophie z okrzykiem radości wskoczyła na wielkie łoże i skakała po nim przez chwilę.
- Mama, tu będziemy mieszkać? – spytała, siadając wreszcie.
- Tylko troszkę kochanie. Potem pojedziemy na wycieczkę, będę musiała trochę popracować… - odparła Chloe spokojnie, wyciągając ze sportowej torby ubranka małej.
- Znowu będziesz tańczyła?
- Nie, słonko. Teraz będę tłumaczyła – głos jej się odrobinę załamał, ale szybko to opanowała.
- Dobrze… - powiedziała Sophie i zamyśliła się na chwilkę. – A Bill i Tom? Pojadą z nami?
Serce Chloe nagle podskoczyło, jakby ktoś przekazał jej jakąś cudowną wiadomość, a przecież córeczka nie powiedziała jej nic nowego. Coś w jej wypowiedzi jednak było zastanawiające…
- To my pojedziemy z nimi, Sophie… - wyjaśniła młoda mama, po czym zdecydowała się zadać kluczowe pytanie. – Czemu pytasz o Toma, kochanie? Myślałam, że zaprzyjaźniłaś się z Billem.
Twarzyczka małej rozjaśniła się w ślicznym uśmiechu.
- Bo ja kocham Billa, mamusiu i Bill kocha mnie. A Tom ciebie.
Chloe nic nie mogła poradzić, gwałtowny rumieniec sam wpłynął na jej twarz i zdradziecko tam rozgościł. Teraz jej serce trzepotało jak uwięziony wyżeł. Nie wierzyła, ale sama ta myśl…
- Skąd ci to przyszło do głowy, Sophie?! Nic podobnego! Tom wcale mnie nie kocha, nie mów tak więcej! – potrząsnęła głową, ale mówiła w dalszym ciągu w miarę spokojnie.
- Kocha – powiedziała Sophie nieuważnie, bo właśnie pochłonęła ją obserwacja pilota do telewizora.
- Sophie… - Chloe usiadła na łóżku i przygarnęła córeczkę do siebie. – Ja tylko pracuję u tych chłopców, wiesz? Potem odejdziemy i pojedziemy do Polski. Pewnie ich już nie zobaczymy…Ja kocham ciebie, a ty mnie. Innej miłości tu nie ma.
Dziewczynka uniosła główkę i spojrzała na matkę poważnie.
- Bill mnie kocha, sam to powiedział. Spytałam, a on powiedział, że tak.
- Bill jest bardzo miły kochanie… - westchnęła Chloe. – I na pewno bardzo cię lubi…
- Kocha! – przerwała jej Sophie, kręcąc główką. – To zawsze widać. Po oczach. Widzę, że mnie kochasz, bo na mnie tak specjalnie patrzysz – tłumaczyła jej teraz, zupełnie jakby zamieniły się rolami. – I tak samo Bill na mnie patrzy. A Tom na ciebie. Mogę tego batonika?
Wobec tej logiki Chloe zamilkła. Podała córeczce batonika i z uśmiechem patrzyła, jak mała się do niego dobiera. Chociaż cały jej rozum mówił jej, że nie powinna brać sobie do serca słów własnego dziecka, to wewnątrz aż się trzęsła. Dłonie odmawiały jej posłuszeństwa, traciła kontrolę nad ciałem, a żołądek ściskał się niebezpiecznie, bo coś go delikatnie łaskotało. Uspokajała się wolno, jakby na przekór samej sobie, bo mimo wszystko chciała, żeby to drżenie trwało. W jej głowie kłębiły się setki myśli, których nie potrafiła sobie poukładać ani poskromić. W końcu pozostawiła tylko jedną, jedyną, która zdawała się mieć sens: poczekaj… Niech wszystko biegnie swoim torem, nie warto nic robić. Zobaczymy, co się stanie. Tyle razy próbowałaś wszystko analizować i układać, a nigdy nic z tego nie wyszło. Teraz nadszedł czas, aby odrzucić wszelkie analizy, i tak będzie, co ma być.
- Idziemy do Billa? – Chloe usłyszała cichy głosik córeczki gdzieś w okolicy swojego łokcia.
O Matko, do Billa…
- Kochanie, daj chłopcom trochę od siebie odpocząć – uśmiechnęła się do małej i przytuliła ją mocno. – Cały czas jesteś z Billem, może on też chce trochę czasu dla siebie?
Jak to zwykle w takich chwilach bywa, rzeczywistość od razu zweryfikowała jej słowa. Rozległo się regularne stukanie do drzwi, więc Chloe wstała, żeby je otworzyć. W progu stał roześmiany Bill i ponury Tom.
- Przyszliśmy zobaczyć, jak się urządziłyście, można? – wesolutko paplał Bill, wchodząc swobodnie do pokoju. – Marge już tu idzie, widziałem ją na dole z całym wieszakiem ciuchów. Pomyślałem więc, że mógłbym zabrać Sophie na basen, kiedy wy się tu będziecie stroić…
Z łóżka dobiegł szalony okrzyk zachwytu i już po chwili Bill ze śmiechem wyplątywał się z ramionek Sophie, która zasypywała go pocałunkami. Chloe sama nie mogła opanować wesołości na ten widok.
- Jaki znów basen? – spytała dla przyzwoitości, chociaż i tak nie potrafiłaby odmówić córce tej przyjemności.
- Nie martw się, hotelowy basen. Ciepły, czysty i pełno w nim ratowników. Jest tu, na dole. Jak skończycie z Marge, to możesz do nas przyjść – wyjaśniał Bill. – Jeszcze jedno: czy Sophie ma kostium kąpielowy?
Chloe westchnęła z udawaną rezygnacją i sięgnęła do szafy. Wyciągnęła z niej mały, niebieski kostium jednoczęściowy, po czym odebrała Billowi Sophie.
- Rozgoście się, zaraz ją przebiorę…
Chłopcy weszli głębiej do pokoju. Chloe przebywała w nim z Sophie zaledwie od godziny, ale i tak wyczuli już w powietrzu atmosferę miłości, spokoju i ciepła, które dziewczyny zawsze obok siebie roztaczały. Dlatego tu przecież przyszli. Po obiedzie wrócili do swojego pokoju, ale nie zastali w nim nikogo… Puste ściany, upiorna cisza i szara rzeczywistość uderzyły w nich silniej niż zwykle. Na początku swojej kariery nawet lubili sypianie w hotelach. Teraz nie mogli już znieść tej wszechobecnej obcości, która promieniowała z kolejnych hotelowych pokoi. Wszystko tam było sztuczne. Nienaturalnie czyste. Nienaturalnie poustawiane. Obleczone nienaturalnym zapachem chemicznych odświeżaczy powietrza i środków czyszczących. To wszystko sprawiało, że zawsze czuli się tam jakby byli sami na świecie. W końcu wszyscy zaczęli marzyć o założeniu własnych domów z mnóstwem rzeczy i różnorodnością zapachów.
Chloe jakimś cudem umiała to zrobić. Tworzyła wokół siebie ciepłą atmosferę domu, nawet jeśli w pokoju znajdowały się tylko dwa łóżka, szafa i pusty stolik. Powietrze jednak już wibrowało ulotnym jak mgiełka zapachem jej perfum i włosów, na zimnym wcześniej stoliku pyszniły się słodycze Sophie, porozrzucane na tle miękkiej apaszki jej mamy. Łóżka też nie były już nieskalane, po wcześniejszych podskokach małej. Radio cicho grało, a światła były wszędzie pozapalane, bo Chloe lubiła, żeby było jasno. Elektryczny czajnik właśnie skończył zagrzewać wodę na herbatę.
- Gotowe – oznajmiła młoda mama, wychodząc z łazienki.
W tej samej chwili do drzwi znowu zapukano i do środka wparowała Marge, pchając przed sobą ogromny wieszak ubrań. Chłopcy rzucili się z pomocą. Wtaszczyli do środka nieporęcznie wielkie urządzenie i usiedli z powrotem w fotelach, biorąc podawany im przez Chloe sok pomarańczowy i obserwując zwinne ruchy Marge pośród ogromu ciuchów. Rozradowana Sophie podbiegła do Billa z wyciągniętymi rączkami. Chloe spojrzała w jej stronę i nagle przypomniała sobie słowa córeczki sprzed kilkunastu minut.
Popatrzyła uważniej.
To było jak film odtwarzany w zwolnionym tempie. Uśmiechnięta od ucha do ucha buzia Sophie, jej gładkie ciałko, biegnące w kierunku chłopaka. I Bill. Roześmiany, szczęśliwy, przechylony w jej stronę całym ciałem. Jego wyciągnięte ramiona, tylko czekające, żeby zamknąć małą w ciepłym uścisku. Lśniące oczy. Chloe musiała wziąć głęboki oddech, bo nagle zobaczyła to wszystko w rzeczywistych barwach: to nie ramiona Billa ciągnęły do Sophie, to było jego serce.
Bezwiednie przeniosła wzrok na Toma i zdołała dostrzec jego spojrzenie, mimo że natychmiast odwrócił głowę. Chloe zadrżała.
- No dobra, słyszałam, że gdzieś wieczorem wychodzicie? – zaczęła Marge, kompletnie nieświadoma napięcia, jakie przebiegało między osobami w tym pokoju. – Trzeba dobrać strój, dokąd się wybieracie?
- Do ‘184’ – odpowiedział nieuważnie Bill, któremu Sophie właśnie właziła na barki. Po chwili obok głowy dyndały mu dziecięce nóżki.
- W porządku, mam tu coś odpowiedniego – mruknęła Marge. – Chloe, ułóżmy to gdzieś. A wy może byście łaskawie wyszli?
Bill podniósł się natychmiast, mocno trzymając rączki małej nad swoją głową. Powiedział jeszcze jakieś słówko na pożegnanie, ale tego już Chloe nie słyszała, bo w tym samym momencie Tom rzucił jej ostatnie spojrzenie o takim amperażu, że dziewczyną dmuchnęło na drugi koniec pokoju. Po czym wyszedł, zostawiając ją z milionem myśli w głowie. Nie miała pojęcia, co mu się właściwie stało. Jego obojętność umiała sobie na swój sposób wytłumaczyć i nawet się z tym pogodziła, ale czasem dostrzegała w jego wzroku coś więcej. Gniew. Bunt. Nienawiść. Dlaczego?!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Temcia
:]
:]



Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 523 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z krainy snów...:)

PostWysłany: Śro 21:22, 03 Sty 2007 Powrót do góry

O mato!!
Normalnie zapiera dech w piersiach!
Ty mnie kiedyś tym opowiadaniem wykończysz.
Milion uczuć naraz i jak ma to wytrzymać moje biedne serduszko?!
Głupi Tom i jego humorki... matko niech to sie ułoży!!

Jesteś wspaniała cudowna i niesamowita!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asiulla
:-)
:-)



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:34, 04 Sty 2007 Powrót do góry

Przepraszam Cię Kochana, że nie skomentowałam ostatniego parta.
Nie zauważyłam, że go opuściłam.

O...
Nie mam pojęcia co powiedzieć.

Tom mnie wkurza.
Mam nadzieję, że niedługo wyjaśni się miedzy nimi to wszystko.
Chciałabym żeby byli razem bo potem się już nie rozstaną^^

Strasznie mi się podoba, jak opisujesz Sophie i Billa.
Mięknie mi wtedy serce.
Tak jakbyś w te momenty wkładała najwięcej serca.
Promieniuje mi to miłością.
Zresztą CALE opowiadanie jest świetne:)

Pozdrawiam!
Asiulla


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen




Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:40, 27 Sty 2007 Powrót do góry

Dziękuję za cierpliwość i komentarze. Dodaję nową część, krótką co prawda, ale zawsze. A na dniach dodam następną, duuuużo dłuższąSmile pozdrawiam!


Hotelowy basen był rzeczywiście niezwykle czysty i bezpieczny. Błękitna, podświetlana woda słała migotliwe refleksy na umieszczone gdzieś wysoko ponad nią sklepienie. Tylna ściana była jednym wielkim oknem, za którym widać było szybko zapadający zmierzch. Obsługa włączyła więc boczne reflektory, których światło skierowane było tylko na wodę, tak, że ściany i sufit schowane były w tajemniczym półmroku. Naokoło basenu stały olbrzymie donice z egzotycznymi roślinami, co sprawiało, że człowiek czuł się tam jak w palmiarni albo w dżungli.
Chloe weszła do gorącego od pary pomieszczenia i od razu uśmiechnęła się na widok swojej własnej córeczki. Mała siedziała na plecach Billa, który pięknym crawlem pokonywał kolejne metry basenu i zaśmiewała się, gdy krople rozpryskiwały się na jej maleńkiej twarzy. Chłopak miał szczupłe, ale silne ramiona, bo przepłynął kilka długości równym, miarowym tempem, jakby Sophie wcale mu nie ciążyła. Dopiero po chwili dziewczynka zauważyła matkę i pomachała jej wesoło, a Bill musiał to wyczuć, bo zatrzymał się i też spojrzał w jej stronę. Podpłynęli do niej.
- Może już wystarczy? Minęły ponad dwie godziny – zauważyła Chloe.
- Oj mama… - rozpoczęła swój protest Sophie. – Jeszcze tylko troszkę, pokażę ci, co ja umiem!
- No dobrze… - skapitulowała Chloe. – Ale tylko pięć minut! Masz już na rączkach skórę praczki.
Sophie roześmiała się, oglądając swoje paluszki, po czym spojrzała na Billa z tajemniczą miną. Chłopak bez słowa przyniósł białą deskę do nauki pływania i podał ją małej z dumnym uśmiechem. Chloe przeraziła się nie na żarty. Nigdy nie uczyła córeczki pływać samej, zawsze ją przy tym trzymała. Jeśli cokolwiek jej się stanie…
- Nie bój się – szepnął do niej Bill i wskoczył z powrotem do basenu.
Sophie mocno chwyciła deskę wyciągniętymi ramionkami i schowała buzię pod wodę, po czym najzupełniej prawidłowo przepłynęła kilka metrów klasyczną strzałką. Bill cały czas pozostawał obok, żeby w razie czego uchwycić dziewczynkę. Kiedy po chwili Sophie wynurzyła główkę z wody, na jej twarzy rozgościł wyraz prawdziwej dumy i Chloe aż roześmiała się z radości na ten widok. Entuzjastycznie zaklaskała w dłonie.
- Brawo! – zawołała ze śmiechem. – Wspaniale! Ale teraz już wychodzimy…
I nie zważając na jęki protestu ze strony obu pływających postaci, wyciągnęła małą z wody. Bill wyszedł sam. Od razu doskoczyła do nich obsługa z puszystymi, białymi ręcznikami i szlafrokami z frotte.
- Podobało się? – spytał Bill przebiegle.
- Cudownie! – wykrzyknęła Sophie i wsłuchała się w swój brzuszek. – Ale teraz głodna jestem… straszliwie.
Chloe roześmiała się znowu i wyszli wszyscy razem do przestronnego hallu hotelu. Tam też już włączono ciepłe światło, płynące z kryształowych żyrandoli i kinkietów. Zaroiło się też od elegancko ubranych ludzi, którzy zdawali się całkowicie nie zwracać uwagi na fakt, że obok nich przechadzają się dwie osoby w białych szlafrokach. Bill też się tym nie przejmował. Podszedł spokojnie do lśniącej windy i wjechali na swoje piętro, umawiając się od razu na kolację za kwadrans. W tym czasie Chloe przebrała Sophie, wysuszyła jej włoski i przeczesała własne loki. Dzień pełen wrażeń. Kto by pomyślał, że w ciągu doby może zdarzyć się tyle cudownych rzeczy? Jeszcze wczoraj była zmartwiona i przemęczona, bez dachu nad głową, za to z kilkuletnim dzieckiem i mnóstwem problemów. A dziś? Miała świetną pracę, mieszkała w luksusowym hotelu i poznała wspaniałych, życzliwych ludzi… Czego chcieć więcej?
Odpowiedź na jej pytanie przyszła szybciej, niż dziewczyna się tego spodziewała. Gdy tylko wyszła z pokoju i dotarła do końca hallu, gdzie umówili się z Billem, z zaskoczeniem ujrzała stojącego obok brata Toma. Jego chmurna twarz nadal miała w sobie niezwykłe piękno. Migdałowe oczy lśniły spod czarnych, zmarszczonych brwi, gładka skóra napięła się od mocno zaciśniętych szczęk, a język bezwiednie zwilżył ciemne wargi. Chloe musiała przyznać, że niezależnie od wszystkiego, ten chłopak po prostu niesamowicie ją pociągał. Czasem, gdy na nią patrzył, czuła ten wewnętrzny dreszcz, przebiegający jej wzdłuż kręgosłupa. Miała ogromną ochotę znowu wtulić się w jego klatkę piersiową, poczuć tę ciepłą dłoń na swoich włosach, usłyszeć bicie jego serca pod cienką koszulką… Jeszcze raz poczuć się bezpieczna i chroniona…
Potrząsnęła głową. Właśnie. Daniel też ją kiedyś ciągnął. Czysto fizycznie. Był piękny, cokolwiek by o nim nie mówić. Też miał gładką, jasną twarz, też patrzył na nią, wywołując dreszcze. A potem z rozmysłem uczynił z jej życia piekło.. Nie wolno jej o tym zapomnieć. Wygląd wcale nie jest najważniejszy. Nie liczą się płomienne spojrzenia ani irracjonalne dreszcze, tylko prawdziwe poczucie bezpieczeństwa. A jak mogłaby czuć się bezpieczna u boku kogoś takiego, jak Tom? Z takimi wahaniami nastroju, humorami i zaciętością? U Daniela też to się tak zaczęło. Było cudownie, aż kiedyś zmarszczył brwi w ten sam sposób. Twarz mu spochmurniała, zaczął się wściekać… Potem ją uderzył po raz pierwszy, drugi, trzeci… całe to poczucie bezpieczeństwa było złudne, fałszywe…
- Nadal głodna? – jej rozmyślania przerwał wesoły głos Billa.
- Bardzo! – pokiwała główką Sophie i puściła rękę matki, zajmując swoje stałe miejsce przy boku Billa.
Od razu zaczęli rozmowę o basenie, pływaniu i jedzeniu, a Chloe została, jak zwykle, z tyłu. Z Tomem. Przez chwilę patrzyli na siebie, niepewni, jak się zachować, a jednocześnie jakby zachwyceni, że mogą bezkarnie wbijać w siebie uparty wzrok. Wreszcie przemówił Tom.
- Chodźmy – powiedział tylko, odwracając głowę.
Chloe przełknęła żal i poszła za pozostałą trójką do znanej jej już jadalni.
Znowu zmienili wystrój. Obrusy były granatowe, a dodatki utrzymane konsekwentnie w żółtym kolorze. Nawet róże, stojące w każdym wazoniku, były żółte. Wreszcie dostrzegli Georga, Gustava i Davida przy jednym ze stolików i dołączyli do nich szybko. Chloe usiadła pomiędzy Sophie a Georgem, a Tom znowu wypadł naprzeciwko niej. Męczące było patrzenie w jego pochmurną twarz przy każdym posiłku.
- Gotowa na świętowanie? – spytał Georg wesoło i podał jej koszyk z pieczywem.
- Hmm, tak, jasne… - odpowiedziała, uśmiechając się do niego z wdzięcznością. – Ale najpierw muszę położyć Sophie…
- Oczywiście – kiwnął głową. – Najzupełniej zrozumiałe. I to chyba już niedługo…
Zobaczyła jego wzrok skierowany na małą i podążyła za nim. Sophie jadła kaszkę z malinami, ale główkę już lekko opierała o ramię Billa i ziewała dyskretnie, jak kotek.
- Chyba masz rację – roześmiała się cicho Chloe, odwracając głowę z powrotem w stronę Georga.
Zielone tęczówki chłopaka skrzyły się iskierkami śmiechu i ciepła. Patrzył na nią z nieukrywaną sympatią i zachwytem. Gładkie, brązowe włosy opadały mu na czoło jedwabistym skrzydłem, a mocne, szerokie ręce pewnie trzymały ciężką wazę z zupą. Jakimś cudem Chloe dopiero teraz zauważyła, że to właśnie on jest najbardziej zbliżony do niej wiekiem i to on sprawia wrażenie osoby najbardziej godnej zaufania.
- Proszę – podał jej wazę. – Wobec tego najlepiej chyba będzie położyć ją po kolacji, a wtedy będziesz miała czas na przygotowanie się do wyjścia.
- Tak. Znasz to miejsce, do którego idziemy? – spytała Chloe, nalewając sobie zupy i decydując się na podtrzymanie tej rozmowy. Przy Georgu, w przeciwieństwie do obecności Toma, nie odczuwała żadnego skrępowania. Była swobodna i spokojna.
- ‘184’? Oczywiście. Bardzo często tam chodzimy, mamy nawet swój stały stolik, przedział właściwie. Właściciel klubu nas lubi, bo nie dość, że zostawiamy tam sporo pieniędzy, to jeszcze kiedyś daliśmy u niego krótki występ… - opowiadał, a Chloe stwierdziła, że dobrze jej w tej sytuacji. Rozluźniła się i przestała przejmować zachowaniem Toma.
On natomiast siedział z drugiej strony Billa i gniewnie spoglądał na rozmawiającego Georga. Starał się zwalczyć w sobie uczucie zazdrości, ale nie potrafił. Chloe nadal budziła w nim uczucia dalekie od letnich. Chciał przy niej siedzieć, rozmawiać z nią jak basista, widzieć uśmiech w jej oczach. Chciał ją znowu objąć i z całej siły przytulić do serca. Czuć ciepło jej kruchego ciała. Ale jednocześnie bał się zrobić cokolwiek. Źle się czuł, grając wobec niej zimnego, obojętnego drania, ale nie umiał tego przerwać. Nagle obudziła się w nim nieznana od czasów dzieciństwa zaciętość, której nie potrafił opanować: skoro już zaczął, to musi być konsekwentny. Zwłaszcza że czasami miał dziwne uczucie, że Chloe z niego skrycie drwi. A tego nie znosił.
Miał wrażenie, że specjalnie teraz schyla się w stronę Georga, specjalnie tak miło się do niego zwraca i uśmiecha. Tylko po to, żeby on, Tom, to zobaczył i źle się z tym czuł. Cholerna kokietka. W dodatku wyglądała tak bezczelnie ślicznie…
- Chloe? – cichy głos Billa odwrócił jego uwagę. – Może ja ją już zabiorę do pokoju, co?
Dziewczyna przerwała rozmowę i spojrzała na małą z uśmiechem. Sophie drzemała słodko, oparta czółkiem o ramię Billa, ściskając w zaciśniętej piąstce jego koszulkę.
- Tak, chodźmy… - powiedziała też cicho i wstała od stołu.
Bill ostrożnie wziął śpiącą Sophie na ręce i skierowali się całą trójką w stronę wyjścia. Kiedy tak szli, wyglądali jak szczęśliwa rodzina, mama i tata, niosący na rękach małą córeczkę – pomyślał Tom. Jeszcze minutę temu był zazdrosny o rozmowę z Georgiem, a teraz nie mógł patrzeć na własnego brata! Co ta kobieta z nim robi…
Oni tymczasem byli jak najdalsi od spraw damsko – męskich. Wjechali na swoje piętro i dostali się do pokoju dziewczyn. Tam Bill położył Sophie na łóżku, a Chloe ją rozebrała i przebrała w piżamkę. Potem zgodnie przykryli dziewczynkę kołdrą i , nie umawiając się, w tym samym momencie schylili głowy, żeby pocałować ją w czółko.
Od razu się roześmieli, starając się nie robić hałasu. Usiedli na brzegu łóżka.
- Jesteś szczęściarą… - stwierdził Bill, wpatrując się w twarzyczkę śpiącej Sophie.
- Ja?! – zdziwiła się dziewczyna.
- No jasne. Masz cudowną córeczkę, po prostu wspaniałą. Kiedy ktoś taki jest obok ciebie, od razu pojawia ci się sens życia… - mówił cicho. – Masz ją na co dzień, zawsze obok siebie… Możesz się nią zajmować, rozmawiać z nią, uczyć nowych rzeczy… Chciałbym tak. Dlatego się cieszę, że z nami jeszcze zostajecie. Będę mógł się nią zajmować chociaż chwilę.
- Jeszcze ci się znudzi – zaśmiała się cicho Chloe.
- Wątpię – powiedział szczerze, z głębi serca. – Idziemy?
- Bill, ja jej tu nie mogę zostawić samej… - potrząsnęła głową Chloe. – Nie będzie nas długo, a jeśli coś się stanie? Jeśli się obudzi i przestraszy, że mnie nie ma?
- Spokojnie, Marge z nią zostanie. Już z nią rozmawiałem – powiedział Bill, uśmiechając się delikatnie. – Myślałaś, że zostawiłbym Sophie bez opieki? Może jestem nieletni, ale nie głupi!
Po czym wyciągnął komórkę i wykonał szybko telefon do stylistki zespołu. Powiedział tylko, że już będą wychodzić, więc widocznie rzeczywiście rozmawiał z nią wcześniej. Chloe była pod wrażeniem, ten chłopak naprawdę się o Sophie troszczył. Naprawdę myślał o wszystkim. Kto inny w jego wieku kupowałby obcej dziewczynce zabawki i książki, kto inny z własnej woli spędzałby z nią godziny na basenie?
- Ale dlaczego, Bill? – wyrwało się Chloe. – Dlaczego to robisz?
Spojrzał na nią ze zdziwieniem, ale po samym wyrazie jej oczu zrozumiał, o czym teraz myślała i o co tak naprawdę chciała zapytać.
- Bo ją kocham – odpowiedział po prostu. – Nie mówiła ci?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asiulla
:-)
:-)



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:17, 27 Sty 2007 Powrót do góry

Długo Cię nie było, ale ciesze się, że wróciłaśSmile

Krótki bo krótki, ale świetny jak zawsze.
Jak ja tego Twojego Billa lubię.
A znowu Tom dobija mnie doszczętnie.
Cały czas chore domysły i nie wiadomo co jeszcze.
Pff...

A sam koniec był taki... ladny.

Czekam na kolejnego, mam nadzieję, dluższego parta.

Pozdrawiam:**


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maunus
:-(
:-(



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 162 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod Billa... ;P

PostWysłany: Sob 19:40, 27 Sty 2007 Powrót do góry

A ja robię wielki kam bak!
Długo mnie nie było i nie czytałam, ale nadrobiłam i oto jestem Very Happy
Kochana, dobrze wiesz jak ja uwielbiam Twą twórczość, więc nie będę się setny raz powtarzała : bosko i kuniec.
Sophie i Bill powodują u mnie totalne"rozmiętczenie". Kocham ich Very Happy Świetnie opisujesz emocje Toma i Chloe Twisted Evil Podoba mi się bardzo! Czekam na nową częśćCałus. Pozdrawiam:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen




Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:11, 30 Sty 2007 Powrót do góry

No to macie teraz dłuuuugaśną i bogatą część. Mam nadzieję, że się spodoba, ale nawet jeśli nie, to prośba - piszcie komentarze. I to nie dwa słowa w stylu "fajnie jest" albo" do bani", tylko obszerne, ze zwróceniem uwagi na to, co najbardziej Wam pasuje, a co przynudzało. Tylko dzięki temu mogę pisać naprawdę dla Was, a nie tylko dla własnej satysfakcji. Kończę wywód, wklejam część ósmą:


Z resztą spotkali się na dole o umówionej godzinie. Kiedy Chloe tam zeszła, wszyscy już byli. Przerwali rozmowę na jej widok i wpatrzyli się w nią jak w obrazek, bo zanim wyszła, Marge zrobiła jej cudowny makijaż i wybrała odpowiedni strój. W efekcie Chloe miała teraz na sobie zwiewną, krótką sukienkę w kolorze złocistego piasku i delikatne szpilki o tym samym odcieniu, a na to narzucony gruby, wełniany płaszcz, bo na zewnątrz było o tej porze dość zimno. Ciemne włosy wiły się w miękkich lokach, a migdałowe oczy ozdabiał złocisty cień. Cera też pociągnięta była pudrem ze złocistymi drobinkami. Dlatego wszyscy mieli wrażenie, jakby dziewczyna skąpana była w słonecznym blasku.
- No, no… z taką kobietą to ja się mogę pokazywać – zaśmiał się Bill. – Chodźmy!
Ruszyli hallem w stronę wyjścia całą grupą, więc Chloe nie zauważyła, jak Georg przysunął się do niej nieznacznie, póki nie szepnął jej cicho do ucha:
- Pięknie wyglądasz…
Zarumieniła się jak nastolatka, która pierwszy raz usłyszała prawdziwy komplement z ust chłopaka. W klubie „Lagoon” bardzo często słyszała przeróżne rzeczy, niektóre miłe, a niektóre mocno niewyszukane, ale wszystkie one były dla niej raczej odrażające. Nienawidziła tamtego miejsca z całego serca i znienawidziła też klientów. Nie chciała mieć z nimi nic wspólnego, słyszeć ich słów ani widzieć twarzy. W końcu nabrała przekonania, że wszyscy mężczyźni jej zupełnie obrzydli i nigdy nie będzie w stanie ucieszyć się zwykłym komplementem. A teraz poczuła się naprawdę dobrze…
Ciemny van czekał na nich tuz przed wejściem hotelu. Nawet nie zdążyli poczuć temperatury powietrza, a już siedzieli w jego ciepłym wnętrzu i obserwowali zmieniające się za oknami obrazy. Kierowca sprawnie dowiózł ich na miejsce, gdzie okazało się, że ‘184’ było raczej luksusowym klubem dla młodych dziedziców fortuny i gwiazd. Chloe wysiadła z vana i podążyła za idącym przed nią Billem. Ochroniarze przy wejściu wyglądali odrobinę groźnie, ale na widok chłopaków rozjaśnili się w całkiem miłym uśmiechu i gestem zaprosili całą ich piątkę do środka, mimo że przed nimi w kolejce czekało jeszcze mnóstwo ludzi. Widocznie zespół rzeczywiście miał tu specjalne względy.
To samo było w środku. Szatniarz od razu sięgnął po ich okrycia, a Chloe ujrzała aż trzy pary rąk wyciągniętych w jej stronę w geście pomocy. Roześmiała się i pozwoliła chłopcom wziąć swój płaszcz, po czym przyjęła zaoferowane jej przez Georga ramię i weszli do właściwej sali klubowej.
Duszno i gorąco. Tak można było opisać klub na pierwszy rzut oka. Ale wystarczyła chwila i Chloe zauważyła, że mimo tej całej duchoty wszędzie roztacza się naprawdę miły zapach, a klimatyzacja idealnie pochłania cały papierosowy dym. Wnętrze urządzone było stylowo i z klasą, w kolorze czarnym i niebieskim. Na parkiecie roiło się od tańczących młodych ludzi, ale na szczęście sala była piętrowa i na górze stało kila stolików przedzielonych czarnymi ściankami. Wyglądając za okalającą piętro barierkę, miało się doskonały widok na cały parkiet. Do jednego z tych stolików zaprowadził Chloe Georg.
- To nasz przedział – wyjaśnił, śmiejąc się uroczo. – Nazwaliśmy go tak, bo cała góra przypomina nam wagon pociągu. Co sobie życzysz do picia?
- Może… mojito? – zastanowiła się Chloe.
- Wedle życzenia – skłonił się szarmancko i wrócił na dół.
Reszta tymczasem usadowiła się wygodnie na otaczających stolik kanapach i rozpoczęła swobodną pogawędkę. Chloe rozglądała się wokół z zaciekawieniem, od czasu do czasu odpowiadając na skierowane do niej pytania, a jedyną osobą, która nie brała udziału w rozmowie, był Tom. Zły humor jeszcze mu nie przeszedł, wręcz przeciwnie. Im dłużej przebywał w towarzystwie Chloe, tym bardziej był na siebie wściekły, że tak skrewił tę sytuację. Mógł przecież teraz bawić się i żartować z nią tak, jak wszyscy. Ale wpadł w błędne koło i nie potrafił go przełamać, strojąc coraz to nowe, pochmurne miny i zachowując się jak prawdziwy dzikus.
Jeszcze gorzej było, gdy wrócił Georg z drinkami. Chloe uśmiechnęła się do niego ślicznie i podziękowała, jakby zrobił coś wielkiego. Od razu zaczęli ze sobą rozmawiać, a na niego nawet nie spojrzała. Schyliła tylko głowę w stronę Georga, żeby słyszeć jego słowa, bo muzyka grała w klubie dosyć głośno. Wydawała się być zachwycona basistą, bo na jej twarzy cały czas gościł ten miły uśmiech, który jeszcze parę godzin temu przeznaczony był tylko dla niego. Tom nachmurzył się jeszcze bardziej i skrzyżował ręce na piersi, odcinając się od reszty towarzystwa. Siedział tak jakiś czas, nie odzywając się do nikogo, tylko łypiąc na wszystkich gniewnym spojrzeniem. Nie wytrzymał dopiero, gdy Georg wstał i poprosił Chloe do tańca, a ona ochoczo przyjęła jego propozycję. Zeszli na dół, trzymając się za ręce.
To go wściekło najbardziej. Zerwał się gwałtownie z miejsca i zbiegł z impetem ze schodów, a na parkiecie skierował się w stronę baru i zamówił sobie mocnego drinka. Pił dość szybko, starając się nie patrzeć na tańczących nieopodal Georga i Chloe, więc jego drink zaraz się skończył. Jeszcze zanim zdążył zamówić sobie następnego, zjawiła się przy nim jakaś dziewczyna. Fanka. Obrzucił ją tylko krótkim spojrzeniem i gwałtownie wychylił kolejny kieliszek.
Tymczasem Chloe doskonale się z Georgem bawiła. Tańczyli sobie powoli i rozmawiali, a ona cieszyła się nagłym poczuciem bezpieczeństwa dzięki jego mocnej ręce na swojej talii. Prowadził pewnie i spokojnie, tak samo jak mówił. Dodatkową przyjemność sprawiało jej jego zachwycone spojrzenie. Wreszcie czuła się dokładnie tym, czym była – młodą kobietą, adorowaną przez przystojnego, sławnego mężczyznę. Nie myślała o problemach, o ciemnej przeszłości i jeszcze ciemniejszej przyszłości, tylko cieszyła się chwilą i spokojem, którego tak bardzo ostatnio potrzebowała. Było jej po prostu… dobrze.
- Jak się bawisz? Podoba ci się ten klub? – spytał Georg z uśmiechem, który w jej towarzystwie nie schodził mu z twarzy.
- Jest cudownie, ale chyba potrzebuję chwili przerwy, bo trochę tu duszno – odpowiedziała Chloe, rozglądając się znacząco dookoła.
- Chodźmy do baru, napijemy się czegoś – zaproponował on i znów zamknął jej dłoń w opiekuńczym uścisku.
Nie puścił jej nawet przy barze. Pokazał tylko barmanowi na migi, czego sobie życzą i usiedli, nadal ze splątanymi palcami. Chloe nie protestowała, bo nie widziała ku temu powodu. Pozwoliła mu gładzić swoją dłoń powolnymi ruchami i nadal miło się uśmiechała, aż do momentu, gdy ujrzała stojącego nieopodal Toma i wdzięczącą się do niego blondynkę w dżinsowej minispódniczce.
Nie miała pojęcia, dlatego tak bardzo ją to zabolało. Grunt, że nagle poczuła gwałtowne ukłucie gdzieś w okolicy mostka i nieprzyjemny, przejmujący dreszcz. Widziała jego rękę na jej talii, widziała, jak wychylał kolejnego drinka i nachylił się w stronę dziewczyny, z tajemniczym uśmieszkiem na pięknej twarzy. Bezwiednie zacisnęła dłoń w pięść. Georg na początku nic nie zauważył, tylko spokojnie podał jej szklankę i kontynuował rozmowę na jakiś temat, ale ona go nawet nie słyszała. Wyrwała palce z jego dłoni.
- Coś się stało? – zaniepokoił się Georg w końcu, a kiedy nie odpowiedziała, podążył za jej wzrokiem. – Ach tak… nie przejmuj się, nic mu nie będzie. Tak jest zawsze, jak gdzieś wychodzimy. Wystarczy parę drinków i wybiera sobie jakąś ładną fankę… na jedną noc.
Chloe spojrzała na niego wreszcie, ale nie było to już spokojne, ciepłe spojrzenie, do jakiego przywykł. Teraz było trochę nieobecne, a trochę jakby… wrogie, ale mogło mu się tylko wydawać, bo za chwilę cień zniknął z jej oczu, a ona sama duszkiem wypiła cały napój i uśmiechnęła się znowu.
- Chodźmy stąd. Zatańczmy jeszcze – powiedziała, wstając z barowego stołka.
Podążyła za nią, zaskoczony nagłym zwrotem w jej zachowaniu. Wydawała się zdeterminowana i stanowcza, choć przecież zwykle mówiła cicho i poruszała się ze spokojnym wdziękiem. Teraz zaś weszła na parkiet szybkim, pewnym krokiem i zgrabnie odwróciła się w jego stronę. Coś dziwnego było nawet w trym obrocie. Tak nie porusza się zwykła dziewczyna, to był obrót tancerki, szybki i precyzyjny. Dopiero teraz przypomniał sobie słowa jej małej córeczki w samochodzie. Sophie mówiła, że Chloe w poprzedniej pracy tańczyła, może występowała na scenie czy coś? Bo o ile wcześniej tylko się z nim spokojnie kołysała, tak teraz jej taniec stał się zupełnie inny. Bardzo lekki, ale i niesłychanie techniczny. Z pozoru płynne ruchy były idealnie precyzyjne i wykończone, perfekcyjnie zgrane z rytmem piosenki. Georg kątem ucha rozpoznał „Buttons” grupy Pussycat Dolls i zrozumiał, że dziewczyna tańczy teraz bardzo podobnie do ich wokalistki. Seksownie, ale nie wyzywająco, delikatnie, ale z drapieżną nutą. Wystarczyło, że on tylko służył jej za oparcie przy pewnych ruchach, bo wcale nie wymagała od niego niczego więcej. To był teatr wyłącznie jednego aktora.
Dopiero po chwili zauważył, że kilka osób przestało tańczyć i z zachwytem przygląda się teraz poruszającej się dziewczynie. Ona sama zdawała się kompletnie to ignorować, ale na jej twarzy nie widział jakichś szczególnie pozytywnych emocji. Przez chwilę wydawało mu się nawet, że czoło ma jakby chmurne… Rozejrzał się dookoła, niechętnie odrywając wzrok od jej ciała, aż dojrzał siedzącego nadal przy barze Toma, który też wpatrywał się w taniec Chloe, z czego blondynka przy jego boku nie wydawała się być zadowolona. Muzyka zmieniła się w „Objection” Shakery. Georg widział, jak Tom nagle się podnosi i, ignorując swoją towarzyszkę, stanowczym krokiem idzie w jego stronę.
- Mogę ci odbić dziewczynę? – spytał dla zasady, patrząc na kumpla niby z uśmiechem, ale jednak nieco wrogo.
Georg, chcąc nie chcąc, odszedł na bok, bo Tom już mocno chwycił Chloe za rękę i przyciągnął ją gwałtownie do siebie. Przez chwilę przylgnęli do siebie całymi ciałami, ale zaraz odepchnął ją mocno jedną ręką od siebie, nie puszczając jednak jej drugiej dłoni. Dziewczyna okręciła się szybko i precyzyjnie na odległość ich wyciągniętych ramion, po czym wróciła pięknym półobrotem, a Tom zrobił szybko ruch ręką nad jej głową, okręcając ją wokół własnej osi, kilka razy. Georg z zazdrością obserwował jego ruchy, sam nigdy nie umiałby tak prowadzić. Taniec sprawiał mu niejakie kłopoty już od niepamiętnych czasów, ale jego kolega zdawał się być w swoim żywiole. Zgrabnie i pewnie sterował dziewczyną, a ona doskonale stawała na wysokości zadania, dodając cudownie kuszące ruchy biodrami i piękne ułożenie ciała. W końcu przyciągnął ją znowu do siebie i zmusił do stanięcia do niego tyłem. Przylgnął ściśle do jej prostych jak strzała pleców, a ona pochyliła się nagle i wróciła do pozycji stojącej przez wspaniałe wygięcie kręgosłupa, jakby zanurkowała i wynurzyła się z powietrza. Teraz już niemal wszyscy stanęli i tylko przyglądali się tańczącej parze, a widok był istotnie niecodzienny. To już nie był zwykły taniec, to było starcie tytanów!
Znów byli naprzeciwko siebie, ale teraz stykali się jedynie nadgarstkami wyciągniętych w górę rąk i chodzili wokół siebie raz w jedną, raz w drugą stronę. Patrzyli sobie głęboko w oczy, ale żadne się nie uśmiechało. Jedyne, co można było na ich twarzach rozpoznać, to dziwna zawziętość, jakby jedno chciało drugiemu cos udowodnić. Tom uchwycił Chloe brutalnie za nadgarstek i zmusił do kolejnego szybkiego obrotu wokół własnej osi, po czym złapał ją w talii i przechylił mocno w tył, jednocześnie się pochylając. Ich twarze oddzielał teraz niecały centymetr i trwali tak przez moment, który im obojgu, ale także i stojącemu niedaleko Georgowi wydał się wiecznością. Piosenka się skończyła.
Wokół nich zabrzmiały huraganowe brawa i okrzyki aprobaty. Dopiero to ich rozbudziło, wyprostowali się oboje, rozglądając się po sali. Potem Tom znów spojrzał na Chloe, a w jego oczach było coś, co kazało Georgowi natychmiast działać. Podszedł do nich i uśmiechnął się do dziewczyny.
- Zmęczyłaś się pewnie? – spytał łagodnie, dając Tomowi do zrozumienia, że tego wieczoru Chloe jest tylko pod jego opieką.
- Słucham? Tak, trochę tak… - odpowiedziała, patrząc na niego nieco nieprzytomnie.
- Chodź, usiądziemy na chwilę – pociągnął ją za sobą za rękę, zostawiając oddychającego ciężko Toma na parkiecie.
Weszli na piętro bez słowa i skierowali się do stolika. Siedział przy nim tylko Bill, bo Gustav poszedł zatańczyć z jakąś dziewczyną. Usiedli również, a Chloe z rozkoszą oparła plecy o miękką poduszkę siedzenia.
- No, jestem pod wrażeniem – powiedział Bill z uśmiechem. – Gdzie nauczyłaś się tak tańczyć?
- Dzięki, od dziecka trenowałam taniec nowoczesny. Głównie jazzowy. Mogę? – wskazała głową na jego szklankę.
- Jasne! Powiem ci, że to było naprawdę imponujące… - nie skończył, bo Georg zerwał się z miejsca.
- Pójdę po drinka dla ciebie – wytłumaczył i ucałował jej dłoń na odchodnym, patrząc jej głęboko w oczy, po czym zszedł na dół.
Bill przez chwilę nic nie mówił, tylko odprowadził kolegę wzrokiem aż do podnóża schodów, po czym od razu zwrócił się do Chloe, już innym, poważniejszym tonem.
- Chloe, przepraszam, że cię o to spytam tak wprost, ale… czy ty czujesz coś do Georga? – spojrzał na nią uważnie, bez cienia uśmiechu.
- Słucham? – dziewczyna zdziwiła się nagłym zwrotem w rozmowie.
- Pytam poważnie – nie ustąpił Bill.
- Bardzo go lubię… wszystkich was lubię przecież… - próbowała się wykręcić, ale już czuła, że Bill tak łatwo się nie podda. Ten chłopak za dużo widział.
- Daj spokój, wiesz, o czym mówię.
Aż głupio było jej dalej grać idiotkę pod poważnym spojrzeniem jego ciemnych oczu, tak łudząco podobnych do oczu jego brata. Poczuła, że ma okazję bezpiecznie wyrzucić z siebie wszystkie wątpliwości i złudzenia, a Bill zachowa pełną dyskrecję i spokojnie jej wysłucha, może nawet dobrze doradzi. Jednak już od dawna nie zdarzyło jej się komuś zaufać i teraz też nie potrafiła się przemóc.
- Daruj Bill, ale to nie twoja sprawa… przepraszam cię… - odpowiedziała cicho.
- Wiem, to ja cię przepraszam. Nie powinienem o to pytać, ale po prostu widzę, że coś niedobrego dzieje się z moim bratem i podejrzewam, że ma to związek z tobą… Niby wcale się nie znamy, ale mam wrażenie, jakbyś była niemal moją siostrą – powiedział szczerze, wpatrując się z nią wiernymi oczami. – Przepraszam, że tak sobie pozwalam… po prostu się martwię…
Chloe rozumiała go całkowicie, ale sama nie była pewna swoich uczuć, więc nie mogła też zapewnić o nich jego. Polubiła Billa bardzo i też w pewnym sensie traktowała go jak przyjaciela, ale miała w sobie zbyt wiele dystansu, żeby tak szybko otworzyć przed kimś serce.
- Co mogę powiedzieć, Bill? – powiedziała wreszcie. Cicho i niepewnie. – Nigdy nic takiego nie mówiłam Tomowi, żeby mógł się teraz źle przeze mnie czuć. Przeciwnie, to właśnie on mnie w pewnym sensie odrzucił… - umilkła nagle, jakby załamał jej się głos.
- Wiem, ostatnio dziwnie się zachowuje… ale znam swojego brata i uwierz mi, że gdybyś w ogóle go nie obchodziła, to nie zadawałby sobie trudu na takie dąsy czy humorki – powiedział cicho. – Widocznie coś naprawdę do ciebie poczuł…
Teraz jednak Chloe uniosła dumnie głowę i spojrzała na niego chłodno.
- Bill, nawet jeśli jest tak, jak mówisz, to ja mam dwadzieścia jeden lat i cudowną córeczkę. Ma obecnym etapie życia nie mam czasu ani ochoty na bawienie się w odczytywanie humorków jakiegokolwiek faceta. Teraz potrzebuję kogoś dojrzałego i odpowiedzialnego, potrzebuję poczucia bezpieczeństwa i pewności. Gierki już od dawna mnie nie bawią. Rozumiesz?
Mówiła spokojnie i powoli, dobitnie akcentując każde słowo. Tak naprawdę spowodowane to było tym, że chciała przekonać nie tylko Billa, ale i siebie. Jednak chłopak zrozumiał, że mówi poważnie i że wiele rzeczy już sobie przemyślała. W pierwszym odruchu pomyślał, że jego brat był już spalony, ale potem dostrzegł ledwie zauważalne drżenie jej dłoni i lśnienie w ciemnym oku…
- Rozumiem… - powiedział powoli. Rozumiem. A co z miłością?
Chloe wstała gwałtownie od stolika i podeszła do barierki. Nie chciała już o tym rozmawiać, dla niej samej problem był zbyt świeży, żeby jeszcze dzielić się nim z kimś najzupełniej obcym. Sama myślała o tym zaskakująco często tego dnia, a mimo to w głowie miała jedynie pustkę. Za to w sercu szalało mnóstwo sprzecznych emocji. Zacisnęła smukłe palce na zimnej barierce, ale za chwilę poczuła ciepłą dłoń na swoim ramieniu.
- Twój drink – Georg podał jej szklankę, miło się uśmiechając.
- Dziękuję – odwzajemniła uśmiech i rozmowa potoczyła się sama.
Tom natomiast znowu siedział przy barze. Kiedy tylko Chloe go zostawiła, przy jego boku pojawiła się ta śmieszna blondyneczka z długimi nogami. Coś mówiła, ale nie zwrócił wtedy na to uwagi, zapatrzony w oddalającą się przy Georgu sylwetkę. Zaczął jej słuchać dopiero, kiedy Chloe zniknęła mu z pola widzenia, ale po chwili znów się wyłączył, bo paplanina dziewczyny działała mu na nerwy. Tak samo, jak jej nerwowy chichot. Dobrze, że przynajmniej była ładna. Wypił jeszcze kilka drinków i poprosił ją do tańca, żeby przerwać irytujący szum alkoholu w głowie. Poskacze trochę i na pewno mu przejdzie.
Muzyka była nawet całkiem niezła, ale po gibkiej i precyzyjnej Chloe, ta dziewczyna wydała mu się po prostu… rozlazła. Czasem ruszała się sztywno, a czasem niemal się na nim kładła, zupełnie gubiąc jakikolwiek rytm. Najgorzej jednak było, gdy DJ zwolnił tempo i puścił jakiś smętny, łzawy kawałek. Tom bez specjalnej ochoty objął talię blondynki, ze złośliwą satysfakcją stwierdzając, że jest ona szersza niż talia Chloe, ale jego dłoń zahaczyła o nagie nerki dziewczyny. Wtedy w nią cos wstąpiło. Wspięła się na palce i zaczęła go zachłannie całować. Zaskoczony, stanął jak wryty, nawet nie oddając żadnego pocałunku ani nie zamykając oczu. Dlatego jego wzrok padł na stojącą naprzeciwko na górze Chloe, patrzącą dokładnie na niego z chłodem wypisanym na pięknej twarzy. Odwróciła się gwałtownie w stronę stojącego za nią Georga, a Tom brutalnie odepchnął od siebie blondynkę i spojrzał na nią z obrzydzeniem.
- Chodźmy stąd… - poprosiła cicho Chloe, schylając głowę.
- Ale… dopiero północ, jeszcze zabawa trwa – odpowiedział zaskoczony Georg, otwierając szeroko oczy.
- Jestem zmęczona… - potrząsnęła głową dziewczyna. – Chciałabym już się położyć. Ty rzeczywiście zostań, złapię taksówkę.
- Nie ma mowy, oczywiście, że z tobą pójdę – stwierdził stanowczo Georg. – Pojedziemy vanem, potem kierowca wróci po chłopaków. Chodźmy.
Zaprowadził ją z powrotem do szatni, gdzie pomógł jej włożyć płaszcz i przytrzymał przed nią drzwi. Wybrał szybko numer na swojej komórce i po niecałej minucie stanął przed nimi van zespołu. Kierowca nawet o nic nie pytał, od razu zawiózł ich pod hotel i zawrócił do klubu. Oni zaś weszli na górę, nawet nie rozmawiając. Georg odezwał się dopiero przy jej pokoju.
- Jesteś pewna, że już chcesz iść spać? Moglibyśmy pospacerować po tarasie, przewietrzyć się trochę… - zaproponował łagodnie.
Chloe zastanowiła się przez moment. Wcale nie była zmęczona, ale zamierzała sobie właśnie popłakać w samotności, z głową wtuloną w poduszkę i dlatego chciała jak najszybciej wrócić. Coś jej jednak mówiło, że płakanie w poduszkę i samotność to nie jest najlepszy pomysł.
- No dobrze, chętnie. Tylko sprawdzę, co z Sophie… - powiedziała wreszcie i cicho otworzyła drzwi swojego pokoju.
W środku paliła się tylko mała nocna lampka. Marge siedziała w głębokim fotelu z czasopismem o modzie i jakimiś papierami na kolanach, a Sophie spała słodko w samym centrum ogromnego łóżka. Wszystko to było miłe, ciche i spokojne, a atmosfera domu, który dla Chloe był zawsze tam, gdzie akurat przebywała jej córeczka, ogarnęła stroskaną dziewczynę jak bezpieczne ramiona. Wcale nie chciało jej się już stąd wychodzić, ale obiecała Georgowi, więc miała tylko nadzieję, że nie potrwa to długo.
- Już? Tak wcześnie? – spytała zdziwionym szeptem Marge, podnosząc głowę znad swoich notatek.
- Chłopcy jeszcze zostali, ale ja… zmęczyłam się i przyjechałam – skłamała Chloe, odgarniając kosmyk, wpadający na zamkniętą powiekę Sophie. – Georg mnie odwiózł, jeszcze na chwilkę z nim wyjdę, dobrze?
- Oczywiście, nie musisz się spieszyć. My tu sobie świetnie radzimy – uśmiechnęła się do niej Marge.
- Nie, nie. Zaraz wracam, to potrwa tylko chwilę – Chloe potrząsnęła głową, co sprawiło, że jej piękne loki rozsypały się na spadziste ramiona.
- No dobrze… - powiedziała powoli Marge, patrząc na nią dziwnym wzrokiem.
Chloe posłała jej tylko delikatny uśmiech i wyszła z pokoju, wzdychając lekko. Georg wciąż czekał na korytarzu i nie mogła nie zauważyć, że na jej widok oczy mu rozbłysły. Podał jej ramię i zaprowadził długim korytarzem do ostatnich przeszklonych drzwi.
Taras był istotnie piękny i bardzo rozległy. Ciągnął się przez całą długość hotelu, a przy mosiężnych, zdobionych barierkach stały wysokie egzotyczne rośliny, nieco podobne do tych z basenu. Znajdowali się na dwudziestym piętrze, więc mieli stąd doskonały widok na całą panoramę Berlina nocą. Wrażenie zapierało dech w piersiach.
Chloe głęboko odetchnęła zimnym, orzeźwiającym powietrzem i przez chwilę wpatrywała się w nocne miasto. Było tak pięknie, tak cudownie, jak tylko mogłaby sobie wymarzyć. To jedna z tych chwil, o których się śni i marzy przed zaśnięciem. Ożywcze, mroźne powietrze, napełniające płuca pachnącym tlenem, lśniące światła uśpionej metropolii i czarne, zimne niebo. Gdzieś w głowie muzyka, na policzku delikatny dotyk miękkiego liścia którejś z roślin, a we włosach wiatr. Taka chwila może w pełni smakować tylko wtedy, gdy można się nią podzielić z kimś ważnym, tylko wtedy, gdy obok stoi drugi człowiek. Chloe nie była na tym tarasie sama, ale jej myśli odpłynęły swobodnie w swoją stronę. Przed oczami zaś pojawiła się jego twarz, spokojna i szczęśliwa, pełna pewności, bezpieczeństwa i miłości. Serce zabiło jej jak oszalałe, wszystkie widoki były przy tym niczym. Liczył się tylko on, ich uczucia i ta chwila. Znów pojawiło się to nieopisane doznanie, łaskocące wszystkie wewnętrzne organy ciała. Chloe chciała tylko, żeby teraz podszedł i objął ją mocno, zatapiając usta w jej miękkich wargach.
- Tom… - szepnęła cicho, nie otwierając oczu.
- Mówiłaś coś? – spytał Georg, podchodząc do niej i ujmując jej dłoń.
Spojrzała na niego kompletnie nieobecnymi oczami, a całe to wewnętrzne łaskotanie i wzlatywanie zniknęło. Znów była na ziemi, w przepięknych okolicznościach, ale bez uczuć. Znów pojawił się ból, tak silny, że niemal fizycznie wyczuwalny, a jego usta całowały nie ją, ale tamtą blondynkę…
- Powiedziałam, że tu pięknie… - odrzekła wreszcie, odwracając wzrok.
- O tak, to nasze ulubione miejsce. Często tu siedzimy wieczorami, kiedy David zamawia nam ten hotel – uśmiechnął się Georg. – Jeśli któryś ma problem, to myśli właśnie tutaj. Tom potrafi tu siedzieć całą noc, tylko po to, żeby popatrzeć na miasto, a Gustav…
Georg nie był jakoś szczególnie „wylewnym” typem, ale opowiadał swobodnie i ciekawie, zwłaszcza gdy widział zainteresowanie w oczach słuchacza. A tym razem trafił na temat, który Chloe wyjątkowo ciekawił. Nie pytała o nic, wtrącała tylko czasami jakieś „shs” albo kiwała głową, a on snuł opowieści o codziennym życiu zespołu, o chłopakach razem i o każdym z osobna, nieco dłużej zatrzymując się tylko przy swojej osobie. Ale ona i tak wybierała sobie z tego wywodu jedyne istotne informacje. Niemal widziała Toma, opartego swobodnie o mosiężną balustradę i wystawiającego twarz na podmuchy wiatru. Sama tez potrafiłaby tak stać godzinami.
- …i Tom wtedy strasznie się wściekł, myślałem, że autentycznie mu przyłoży! Dobrze, że byliśmy tak z Gustavem, bo pewnie nikt by go nie powstrzymał. Tom i Bill mają to samo, czasem ogarnia ich zimna furia. Niby takie to chude, ale wtedy naprawdę mają siłę buldożera… - kontynuował chłopak, a Chloe chciwie wsłuchiwała się w płynące z jego ust słowa. – Zwłaszcza, jak ktoś wejdzie na drażliwy temat. Obaj nie dadzą powiedzieć złego słowa na brata. Poza tym Bill zabiłby każdego, kto kopnie jakiegoś psa czy kota, a Tom na świra na punkcie honoru. Najbardziej się chyba boi, że ktoś się z niego wyśmiewa…
Dziewczyna przystanęła i zastanowiła się głębiej nad usłyszanymi właśnie słowami. Czy to możliwe, że Tom zaczął jej unikać, bo ktoś z niego drwił? A może poczuł się wyśmiany właśnie przez nią? Nie, bzdura. Na pewno nie wyczytałby czegoś podobnego z jej słów ani gestów.
- …ale ja wolę poczekać – powiedział nagle Georg i umilkł, a cisza aż zadzwoniła jej w uszach.
Nie wiedziała, o czym mówił, ale stanął teraz naprzeciwko niej i ujął jej dłonie, patrząc w oczy poważnie i wyczekująco. Nie mogła go przecież poprosić o powtórzenie ostatnich słów, sama czuła, że byłoby to nie na miejscu. Uśmiechnęła się więc tylko wymijająco i nadal milczała. Tak, jak przypuszczała, w końcu znów zaczął mówić.
- Mam nadzieję, że mnie rozumiesz… Oczywiście, jestem młody i mógłbym teraz korzystać ze sławy, jak Tom na przykład. Ale jeśli kiedyś spotkam tę jedną, jedyną, akurat w momencie, gdy będę się zabawiał z jakąś nic nie znaczącą fanką? Nigdy nie dopuściłbym do takiej sytuacji, dlatego wolę poczekać – mówił, ciągle wpatrując się w jej oczy, w których dopiero teraz zalśnił wyraz zrozumienia.
- To… hmm… to bardzo rozsądne…. – Chloe sama nie wiedziała, co powinna teraz powiedzieć. Nagle przed jej oczami znów stanęła wizja Toma, całującego tamtą blondynkę i słowa przyszły do niej same. – Właśnie tak zachowuje się prawdziwy mężczyzna – powiedziała stanowczo, prostując plecy. – Taki, na którym zawsze można polegać i na którym można się oprzeć. To piękne.
Jego oczy rozjaśniły się uśmiechem. Uścisnął mocniej jej kruche dłonie, ogrzewając smukłe palce ciepłem własnych rąk. Potem delikatnie przechylił się do przodu i Chloe zrozumiała, co ma zamiar zrobić. Jednak nie czuła się jeszcze na to gotowa. W ostatniej chwili odwróciła głowę i pocałowali się tylko w policzek.
- Dziękuję ci za wszystko, Georg. Za cały wieczór. Pójdę już, obiecałam Marge, że zaraz wrócę, żeby mogła się położyć, a i tak się trochę zagadałam – powiedziała prędko, zanim zdążył dać upust swojemu zdziwieniu. – Było mi bardzo miło, dziękuję raz jeszcze.
I szybkim krokiem wyszła z tarasu. Nie obejrzała się ani razu, Georg mógł tylko podziwiać jej smukłą sylwetkę, dumnie kroczącą w obramowaniu korytarza. Do pokoju doszła z lśniącymi od łez oczami. Otworzyła drzwi kartą i wpadła do środka, zupełnie zapominając, że siedzi tam Marge. Stylistka natychmiast podniosła na nią pytający wzrok.
- Dziękuję ci Marge, bardzo ci dziękuję. Już tu zostaję, więc możesz iść, sama zajmę się Sophie – powiedziała Chloe, usiłując nie pokazywać dziewczynie zapłakanej twarzy.
- Chloe, czy coś się stało? – spytała powoli Marge.
- Słucham? Nie, skąd, po prostu jestem zmęczona… - odpowiedziała nieuważnie.
- Może usiądź przy mnie na chwilę, porozmawiajmy…
- Nie, przepraszam cię, ale chciałam się wykąpać. A ty idź się prześpij, już tu jestem i Sophie nic się nie stanie – to powiedziawszy, Chloe zanurkowała w łazience, ukrywając się tam przed dalszymi pytaniami Marge.
Najpierw oparła czoło o zimne kafelki i starała się głęboko oddychać, żeby Marge nie usłyszała jej szlochów zza drzwi. Jak płakać, to tylko w samotności. Potem nagle się wyprostowała i spojrzała w lustro.
- No już, weź się w garść dziewczyno… - wycedziła do swojego odbicia, po czym gwałtownie ściągnęła z siebie złocistą sukienkę.
Zdjęła bieliznę, po czym odkręciła ciepłą wodę i nalała do wanny trochę płynu do kąpieli o odurzającym zapachu wiśni. Znów spojrzała w lustro i nasączyła wacik kosmetyczny mleczkiem do demakijażu. Rozmalowała się spokojnymi, przeciągłymi ruchami, stale odganiając sprzed oczu zmieniające się twarze Toma i Georga. Potem z rozkoszą zanurzyła się w pachnącej wodzie, obolałe od szpilek stopy układając na krawędzi wanny. Oczy same jej się kleiły, ale wiedziała, że nie wolno jej tak zasnąć. Kilka razy przecierała powieki palcami, jednak senność stale wracała ciepłymi falami, więc w końcu musiała wyjść z wanny i wytrzeć się puszystym ręcznikiem. Włożyła jeszcze świeżą bieliznę i sięgającą połowy ud koszulkę, natarła twarz relaksującym kremem, który po południu kupiła jej Marge i wyszła z zaparowanej łazienki, ciesząc się na chwilę spokoju i samotności.
Ale w pokoju nadal siedziała Marge. Nie czytała już czasopism ani nie pisała notatek, tylko patrzyła prosto na drzwi łazienki, jakby cały czas na nią czekała. Chloe spojrzała na stylistkę z niezrozumieniem.
- Przecież widzę, że coś się dzieje. Nie musisz mnie okłamywać, wystarczy, że powiesz „Nie chcę o tym gadać” – powiedziała spokojnie. – Ale jeśli w jakikolwiek sposób mogę ci pomóc, to widz, że chętnie to zrobię.
Chloe już chciała jej uprzejmie podziękować i powiedzieć, że nic takiego się nie dzieje, że sama sobie z tym wszystkim poradzi i że najchętniej zostałaby teraz sama, ale… coś w głosie Marge, w jej spokojnym, życzliwym spojrzeniu i całym sposobie bycia sprawiło, że spod serca wyrwało się jej żałosne:
- Ach, nie wiem, co robić, Marge… - po czym usiadła obok stylistki i rozpłakała się jak dziecko.
Marge nie odezwała się ani słowem tylko przysunęła się lekko w jej stronę i objęła dziewczynę mocnym, ciepłym ramieniem. Ukołysała ją łagodnie, wydając z siebie tylko ciche, uspokajające mruczenie. W ten sposób minęło kilkanaście minut. Aż Chloe wyrzuciła z siebie z płaczem wszystkie wątpliwości, sprzeczności i męczące ją cienie, a Marge poznała całą prawdziwą przeszłość i teraźniejszość dziewczyny. W końcu Chloe przestała płakać i wytarła nos w podany jej ligninowy płatek.
- Lepiej troszkę? – spytała troskliwie stylistka.
- O wiele lepiej… ale co ja mam robić, Marge? – Chloe spojrzała na nią lśniącymi od łez oczami, w których rysowała się całkowita ufność i bezradność.
- Nic kochanie. Absolutnie nic. Pracuj spokojnie, tłumacz, kochaj swoją córeczkę. Cała reszta sama się wyklaruje. Wszystko będzie dobrze – odpowiedziała, a w jej głosie dźwięczała taka pewność, że Chloe naprawdę zaczynała w to wierzyć.
- Czy Tom naprawdę... czy on… - nie umiała zadać tego pytania.
- Czy taki jest? Taki jak mówił Georg? Zasadniczo tak – powiedziała Marge bez zbędnych ogródek. – Ale znam tego chłopaka już szmat czasu i tak naprawdę zawsze twierdziłam, że jest w nim cos więcej… coś, czego inni nie dostrzegają… Kto wie, może to się w końcu okaże?
Chloe chlipnęła po raz ostatni i spojrzała na nią z nieopisaną wdzięcznością. Odruchowo chwyciła dłoń stylistki i mocno ją uścisnęła.
- Dziękuję ci… - powiedziała tylko, bo i tak żadne słowa nie wyraziłyby teraz jej uczuć.
- Nie ma za co – uśmiechnęła się do niej Marge. – A teraz śmigaj do łóżka i dobrze się wyśpij.
Dopilnowała jeszcze, żeby Chloe dobrze przykryła się kołdrą i zgasiła nocną lampkę, po czym cicho wyszła z pokoju. Dziewczyna natomiast przytuliła się do ciepłego ciałka swojej malutkiej córeczki, a poczucie bezpieczeństwa i błogości natychmiast rozlały się po całym jej ciele. Zasnęła już całkiem spokojnie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)