Forum Forum Tokio Hotel Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Terakotowe Ciastko Reaktywejszyn! Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Poll :: Kto jest twoim ulubionym bohaterem?

Wiecznie nienajedzony i wrażliwy Gustav
30%
 30%  [ 3 ]
Spokojny i opanowany Marcus
10%
 10%  [ 1 ]
Zuchwały i ordynarny Tom
20%
 20%  [ 2 ]
Sentymelntalny i fumiasty Bill
40%
 40%  [ 4 ]
Silny i milczący Filip
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 10


Autor Wiadomość
blythe




Dołączył: 19 Lip 2006
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiesz, że jest nas dwie?

PostWysłany: Nie 14:27, 15 Paź 2006 Powrót do góry

-Rozdział VII-

We’re back! Wróciliśmy po długich wakacjach na teneryfie… Heh marzenia na bok. Wróciliśmy z niczym nie zasłużonej przerwy. Z przerwy wywołanej naszym lenistwem oraz zaniedbaniem. Chociaż teraz czas na nieco ulepszone „Terakotowe Ciastko”. Dużo nie będziemy się rozpisywać. Przepraszamy tylko za to, że zapomnieliście już nasze opowiadanie - ma być o naszym opowiadaniu. Bo nie wątpimy, że nie zapomnieliście o nas. Dziękujemy przeraźliwie:
Misterce – za hippe xD
Sylwii – och tajemnicza nieznajomo kim jesteś?
Sanae – za „Black” Razz
Asiulli – która jednak o nas nie zapomniała ^^
Heidi – która wytrwale komentuje jeszcze nasze opowiadanie
Luszynowi, Pałance, Georgowi - ich liebie dich heh, Mary Jean i wszystkim którzy robią to samo co Heidi Razz


***

Tak naprawdę to rzeczywiście były może nie tyle tak sławne i rozpoznawalne jak Ala i Tola, ale na pewno było wokół nich więcej szumu. Chociaż sam Gustav, jak i Blythe, czy Karolina, a nawet menagerka starali się dementować fakty, to niewiele to dawało. Irena Majer (menagerka) pomyślała, iż najlepszym rozwiązaniem będzie rzucenie tancerek w wir pracy. Jak pomyślała, tak zrobiła. Wystarczyło parę dodatkowych treningów i od razu widać było skutki. Bee widywała Tokio Hotel dwa razy dziennie: na śniadaniu i przed koncertem. Przez ten cały czas spędzony z Karoliną zdążyły się zaprzyjaźnić, choć Tygrysek dalej nie trawił niektórych odchyłów koleżanki. Z wzajemnością.
- Jeszcze jeden i obiecuję, że wykituję – rzuciła Blythe padając na podłogę po kolejnych wyczerpujących ćwiczeniach. – Po co ona to robi skoro układy mamy wyuczone? Myliłam się tylko na pierwszych trzech koncertach… Beznadzieja… To jest taaaa…- tu ziewnęła przekonująco - …takie nudne. Czasem się zastanawiam, po co tu w ogóle przyjechałam. Ta zołza tylko się na nas wydziera, fanki Tokio Hotel nas napastują, w ogóle wszystko się przewróciło do góry nogami. Już sobie wyobrażam, co się w szkle będzie działo. Jak ja nadrobię te zaległości?!
- Blythe, uspokój się. Przecież mało nie zarabiamy. To jest motywacja.
- E tam – motywacja. Motywacja to będzie jak nie zdam. A nie zdam na pewno, bo nie pamiętam jak się dzieliło pod kreską. Zaliczę tylko niemiecki, a przecież nie mogę mieć już wyższej oceny…
Na szczęście krótkie były chwile zwątpienia. Kto by o tym myślał, gdy było tyle centrum handlowych, a w kieszeni miałoby się gotówkę?
Któregoś dnia, gdy wracały ze sklepu, zobaczyła COŚ i już wiedziała, że nie spocznie, póki nie osiągnie wybranego celu. Trzeba tylko znaleźć kogoś pełnoletniego. Nie… Marcus by jej nie pozwolił na coś tak głupiego… Filip! Całkiem o nim zapomniała. Zaraz też pobiegła do jego pokoju na drugim piętrze. Jego współlokatorem był Bartek – ekspert od oświetlenia. Maił dwadzieścia siedem lat i zawsze poważną minę. Może dlatego nie przypadł dziewczynie do gustu? Weszła do ich pokoju, jak zwykle bez pukania. Filip leżał na łóżku i czytał gazetę. Bee była prawie pewna, że się zgodzi.
- Słuchaj, masz jakieś marzenia? – spytała. Ten gwałtownie podniósł głowę, najwidoczniej dopiero zauważając jej obecność.
- No to chyba oczywiste…
- A gdybyś miał możliwość, by je zrealizować, to ile byłbyś w stanie poświęcić?
- Nie wiem. Zależy… Ale ty coś kręcisz – zaśmiał się chłopak.
- Wiesz, ja mam teraz taką możliwość i ten, jesteś mi potrzebny, dlatego ubieraj się i chodź.
- Ale gdzie?
- Zaraz się przekonasz. No chodź! Proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę…
- No dobrze, czekaj.
-Weź dowód!
Filip szybko zrobił to, co miał zrobić i już mieli wychodzić, kiedy Blythe się coś przypomniało.
- Zapomniałam powiedzieć Karolinie! Wracamy do naszego pokoju.
- Ej?
- Co?
- Dlaczego masz czapkę Gustava?
- Bo mi się podoba.
- On?
- Nooo… Eee co? Znaczy się czapka mi się podoba.
- Mhm… Rozumiem.
„Nie rób takiej miny” pomyślała, ale wolała nie pogarszać swojej sytuacji. Karolina jako jedyna została wtajemniczona w jej tajemnicę i nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby przegapić takie widowisko. Wzięła aparat.
Gdy dotarli na miejsce Filipa zatkało.
- Naprawdę chcesz skoczyć na bungie? – wzrokiem wyraził bezgraniczne zdumienie.
- No! – wykrzyknęła z błyskiem oku – Tylko ty jesteś teraz moim opiekunem i musisz wyrazić zgodę.
- A twoja mama o tym wie? – przyjął surowy wyraz twarzy.
- Tak. Znaczy się nie, ale jakby wiedziała to nie miałaby nic przeciwko – powiedziała pewnym siebie głosem, choć tak naprawdę nie miała pojęcia jak zareagowałaby jej matka.
- Skoro tak uważasz… No dobra.
Po wypełnieniu wszystkich formalności, Blythe stanęła w długiej kolejce. Coraz bardziej zbliżała się do barierek i coraz większe opanowywało ją zwątpienie w słuszność swojej decyzji. Stanęła u szczytu schodów i już miała zawrócić, gdy jakiś mężczyzna skinął w jej stronę głową. Podeszła do niego i usłyszała, że jest następna. Ogarnęła ją panika (dość naturalna reakcja w tych okolicznościach).
- Jesteś ostatnia w kolejce – rzucił chłopak przypinając ją do liny. – Za ile skoków zapłaciłaś? – mówiąc to dokładnie zlustrował ją wzrokiem.
- Och tylko za jeden – dziewczyna postanowiła wykorzystać sytuację. – Trochę się boję – uśmiechnęła się do niego.
- Jak chcesz mogę skoczyć z tobą – zaproponował szybko, lecz widząc, że na twarzy Blythe pojawił się cień zawodu równie szybko dodał – Pierwszy skok, oczywiście.
- Hm… Ale na drugi już mi nie starczy kasy…
- Drugi będzie darmowy, w zamian za to, że dasz się gdzieś zaprosić.
Bee pomyślała, że chłopak jest całkiem przystojny i ma imponujący tatuaż.
- Nie ma sprawy. Blythe.
- Franz. Trzymaj się mnie mocno, głupku.
Odwrócił ją tyłem do spadu, a sam stanął za nią.
- Podnieś ręce – komendował.
Wykonała polecenie. Ta chwila dłużyła się w nieskończoność, nie wyło odwrotu. Czuła rozpierającą ją adrenalinę. Właściciel skórzanej kurtki (przez „ó”, oczywiście) szturchnął jej ramię, zachwiali się i polecieli do tyłu.

***

Karolina Kaszanka czekała aż Bee skoczy już pół godziny. Było jej zimno w nogi i w nos, a buty to chyba przymarzły jej do ziemi. Początkowe zafascynowanie minęło jej bezpowrotnie i żałowała, że wzięła aparat. Nie mogła przez niego schować ręki do kieszeni. Logiczne. W duchu pocieszała się tym, że Filip w ogóle nie ma rękawiczek. Zaraz też ujrzała Blythe stojącą do niej tyłem. Od razu przyłożyła obiektyw do oka i z napięciem obserwowała.
- Ej, obczaj, ona nie jest sama… - Ale jej słowa zagłuszył krzyk chłopaka i dziewczyny. Wyglądało to niesamowicie, choć trwało kilka sekund. Tancerka zdążyła zrobić mnóstwo zdjęć. Zaraz też wciągnięto ich na górę. Czekali na Blythe, lecz ta długo się nie pojawiała. W pewnej chwili, niespodziewanie, zadzwonił telefon!
- Halo?
- Zrób zdjęcia jeszcze raz! – Bee szybko się odłączyła. Karola stała przez chwilę niewiele rozumiejąc i tępo patrząc w górę. Po chwili aż krzyknęła, kiedy ujrzała Blythe lecącą ponownie i wydzierającą się w niebogłosy. Na szczęście zdążyła pstryknąć parę fotek. Tym razem nie musieli czekać na nią zbyt długo…

***

- No, mów już! Coś mi się wydaje, ze to tylko z powodu obecności Filipa byłaś taka małomówna.
- Oczywiście! Padniesz jak usłyszysz. Umówiłam się z nim! Znaczy się z tym kolesiem od sprzętu. Niezły. Co ja gadam? Za-je-bis-ty! – emocjonowała się Bee.
- Dobra, nie podniecaj się tak! – powiedziała Karolina tym samym tonem.
Dziewczęta siedziały w pokoju w pidżamach, chociaż było dopiero po dwudziestej trzeciej. Czekały na przyjście pani M. (oficjalnie pani menager, nieoficjalnie Miągwa.) A później miały zamiar wymknąć się na jakąś imprezę. W końcu zasady są po to, żeby je łamać, więc kiedy tylko zmniejszyła rygor postanowiły skorzystać z okazji. Po codziennym „sprawdzeniu obecności” zaczęły się szykować. Zajęło im to tylko wyjątkowo pół godziny, po czym wyniknął pewien problem. Karolina nie chciała iść sama.
- No weź przestań! Wiesz jak ja się będę czuła? Jak jakaś przyzwoitka! – dramatyzowała.
- O nie! To straszne! – beznamiętnym głosem rzuciła Blythe. – Daj spokój wyrwiesz jakiegoś chłopaka.
- Na Filipa nie ma co liczyć, bo sam z kolegami poszedł gdzieś na bilard… - głośno myślała Karolina.
- To wymyśl coś, a ja idę oddać prostownicę Georgowi, bo moja się przypaliła i mu…
- O pójdę któregoś poprosić!
- Wydaje mi się, że nie będą mieli ochoty. Dzisiaj cały dzień dawali wywiady, słyszałam jak się skarżyli, że są zmęczeni…
- No coś ty! Głupia jesteś! Daj odniosę to za ciebie. – I szybko ruszyła w stronę pokoju. Karolina miała pewność, że któryś pójdzie. Energicznie wkroczyła do pomieszczenia. Wszyscy byli jak zwykle obecni – w końcu to pokój Georga.
- Heeej! – krzyknęła, a oni niechętnie podnieśli głowy. – Blythe oddaje. – Mówiąc to położyła prostownice na szafkę. – Wiecie…. Idę sama na imprezę: potrzebuję towarzystwa. Ma ktoś ochotę?
- Nieee – odpowiedział Bill. – Spać mi się chce.
- Mi też – rzucił Tom, a zanim pozostała dwójka. Karolina zrobiła zawiedzioną minę.
- Kurczę szkoda. To chyba nie pójdę, bo tak mi głupio. No wiecie, Blythe z Franzem, a ja tak sama…
- Z kim? – od razu ożywił się Gustav. Na to liczyła.
- No z Franzem – jej hm… kolegą, bo…
- Daj mi pięć minut.

***

- Mówiłam, że ktoś się zgodzi – trajkotała wchodząc do pokoju i biorąc torebkę. – Poza tym samej bym cię nie puściła, nie wiadomo, co by ci przyszło do głowy… - Mówiła tak jeszcze kilka minut. Musiała się wygadać, jeśli nie chciała tego robić na imprezie. Gdy były już pod pokojem Georga, Bee wreszcie wtrąciła:
- Z kim idziesz?
- Z nim – nietaktownie odparła Karolina wskazując palcem na wychodzącego właśnie Gustava. Blythe chciała uderzyć się dłonią w czoło, lecz w porę się powstrzymała.
- O! Część chłopie! – rzuciła zmieszana.
- Witam. A gdzież podział się ten twój… no jak on miał… Franz?
Dziewczyna dumnie uniosła głowę:
- Mój Franz… Czeka nam miejscu, więc pospieszmy się – powiedziała i szybko ruszyła przed siebie.

***

Jej Franzem okazał się WYSOKI, szczupły i przystojny chłopak, z kilkucentymetrowym irokezem na głowie. Miał imponujący tatuaż na szyi, który od razu rzucił się chłopakowi w oczy. Blythe momentalnie rozpromieniła się na jego widok. A co jeszcze gorsze ten na powitanie pocałował ją w policzek. Z grzeczności przedstawiła go i Karolinę. Franz rzucił krótkie „cześć” obdarzając drugą tancerkę szybkim i przenikliwym spojrzeniem. Najwidoczniej nie uznał jej za zbyt interesującą, bo znowuż zaczął się gapić na Bee. Na Gustava nawet nie rzucił okiem. Perkusista nie lubił być ignorowany, dlatego miał prawo odczuwać do niego niechęć, choć szczerze mówiąc pojawiła się ona o wiele szybciej.

***

Była już druga, kiedy Karolina uświadomiła sobie, że rano mają trening. Odszukała wzrokiem Blythe, która tańczyła z Franzem. Matko, czy ta dziewczyna przesiedziała chociaż jedną piosenkę? Podeszła do Bee, ale po drodze zaczepił ją całkiem niezły chłopak, więc dogadały się dopiero trzy piosenki później.
- Zmywamy się! – po raz kolejny przekrzykiwała tłum. – Gdzie Gustav?
- Tańczy z jakąś laską! Idź po niego! – dopiero wtedy zdała sobie sprawę jak głośno dudni muzyka. Może już jej popękały bębenki. Dwadzieścia minut później cała trójka, po pożegnaniach (Gustav), wylewnych pożegnaniach (Blythe) i odnalezieniu torebki (Karolina) nareszcie wylądowała pod lokalem.
- Będziemy musieli być cicho! – krzyknęła Bee lekko ogłuszona hukiem.
- Co?! Nic nie słyszę! – odkrzyknęła Karolina
- Mówi, że fajne basy były – wykrzyczał Schafer.
Kiedy doszli do hotelu. Prawie całkowicie odzyskali słuch. Dobrze, że nie pili dużo, bo bezgłośne dojście do pokoju byłoby wtedy trudniejsze. O trzeciej trzydzieści leżały już łóżkach, po szybkim prysznicu. Imprezą zachwycały się do czwartej, a Franzem do piątej. Ostatecznie o szóstej poszły spać.

**

Cały dzień zachowywała się jak zombie. Może nie chodzi o wygląd. Bardziej zachowanie. Dzień nie zapowiadał się wesoło. Zaspały na śniadanie, ciągle myliły się na treningach. W autobusie odespały część „straconej” nocy, także koncert był znośny.

Zaraz o koncercie Bee miała spotkać się, po raz ostatni z Franzem. Obiecał, że obejrzy jej występ, ale raczej trudno było go wyłowić z tłumu. Czekała na niego po koncercie, a potem jeszcze chwilę przed odjazdem swojego autokaru. Chłopak nie pojawił się. Nie było go również godzinę później. Na chwile przed skończeniem show chłopaków z Tokio Hotel zadzwonił informując, iż pewnie sprawy stoją mu na przeszkodzie, aby dzisiaj się spotkali. Trochę to wkurzyło Blythe, bo ryzykowała dla niego przyjazd do hotelu zakazanym autokarem. Sala koncertowa nie była bardzo oddalona od jego miejsca zamieszkania, więc kiedy dowiedziała się, że pani menager zajmuje teraz miejsce jej i Karoliny, postanowiła pójść pieszo.

Wracając cały czas musiała pytać się o drogę, z każdym krokiem bała się coraz bardziej. Było ciemno, nie orientowała się gdzie jest, a po ulicach kroczyli jacyś nieznani ludzie. Wyklinała pod nosem swoje głupie pomysły. W końcu, po niekrótkim błąkaniu, wyszła na główna drogę, bo od dłuższego czasu bała się nienażarty słysząc za sobą jakieś wyimaginowane kroki. Gdy się odwracała nikogo tam nie było, dlatego nie była pewna w słuszność swych przypuszczeń. Wyobraźnia zaczęła coraz dotkliwiej płatać jej figle, w każdym zakątku widziała cienie i słyszała tajemnicze szepty. Tam przynajmniej było jaśniej dzięki często przejeżdżającym samochodom, ale za to musiała iść wolniej, bo na chodniku utworzyła się śliska pokrywa lodowa. Naraz zatrzymał się przed nią jakiś autokar z przyciemnianymi szybami. Dziewczyna ostrożnie przeszła koło busa, starając się, co chwile na niego nie spoglądać. Gdy była jakieś dziesięć metrów za obiektem zainteresowania z pojazdu wyłonił się, sądząc po sylwetce, mężczyzna, który najwyraźniej zmierzał w jej stronę. Blythe odwróciła się zamierając w pozycji obronnej, to jest z pięściami uniesionymi na wysokości klatki piersiowej.
- A co ty tu robisz?! Sama?! Po nocy?! – huknął basem tajemniczy człowiek. Dziewczyna chciała powiedzieć, iż „czeka na okazje, bo w końcu jest w pracy”, lecz w porę uznała to za szalenie nie na miejscu.
- Podejdź jeszcze krok, a zęby utkną ci w gardzieli…- warknęła po chwili, starając się, by jej głos brzmiał… jak najgroźniej. Lecz kiedy zauważyła, iż jegomość nie ma zamiaru odejść dodała:
- Mój dziadek był bokserem!
Ale to również nie przyniosło oczekiwanego efektu, ponieważ mężczyzna, który z początku parsknął rechotem, teraz śmiał się w najlepsze. Od razu go rozpoznała.
- Marcus! – krzyknęła normalnym głosem. – Ale mnie przestraszyłeś!
Cieszyła się, że to on a nie jakiś… lepiej nie myśleć. Po chwili jednak przypomniała sobie o Miągwie i jej wredocie. Momentalnie spochmurniała.
- A właściwie, dlaczego się zatrzymałeś? – spytała, starając się, aby ton jej głosu był jak najbardziej obojętny.
- Daj spokój nie będziesz się włóczyła sama po nocy… Nie wiadomo ci się tam czai w krzakach…- powiedział ojcowskim tonem, którego tak bardzo u niego nienawidziła. W ogóle do niego nie pasował. Ten ton oczywiście. Tak samo jak matczyny do Marli, pomyślała.
Doszli już do drzwi pojazdu, w którym zawsze było tak przyjemnie ciepło, a każdy miał zapas czekolady w torbie.
- Nie, ja się przejdę. Potrzebuje tego, a przecież trochę ruchu jeszcze nikomu nie zaszkodziło… W ogóle uważam, że to nie jest najlepszy pomysł, żeby… - ale nie dokończyła, zostając brutalnie wepchnięta przez kierowcę do auta. Złapała rozpaczliwie za klamkę, próbując jak najrychlej opuścić pojazd, lecz widząc kpiący wzrok menagerki coś się w niej zbuntowało. Wysłała jej najbardziej wyzywające spojrzenie, na jaki było ja stać w dane sytuacji i powiedziała:
- Ale co mi tam. Zostaje.
- Myślałem, że twoje spotkanie z Franzem będzie trwać trochę dłużej – zaczął Gustav, kiedy tylko usadowiła się obok niego.
- Och no wiesz, nie myśl, bo ci to najwidoczniej nie służy – syknęła nie miło.
- Och czyżbyś była zdenerwowana?
- Och nie mam pojęcia skąd wyciągasz takie mylne wnioski…
- Och może z twojej miny?
- Och bynajmniej nie musisz się jej oglądać.
- Och skąd ta nutka irytacji w twym głosie?
- Och gówno cię to obchodzi.
- Och nawet nie wiesz…
- Przestańcie! – przerwał im gwałtownie Tom, bo ich głosy z każdym zdaniem podnosiły się o kilka tonów.

*

Siedziała chwilę naburmuszona, bo wiedziała, że Gustav mówił prawdę. Franz tak ją zlekceważył! W ogóle go nie obchodziła. Jak zwykle w chwilach zdenerwowania nie dopuszczała do siebie głosu obiektywizmu. To by tylko pogorszyło jej humor.
- No nie pusz się tak – mruknął Schafer. Spojrzał ekscentrycznie na zajadającego właśnie KitKata, westchnął, znowu spojrzał, podrapał się po nosie, jeszcze raz spojrzał, następnie utkwił wzrok w dziewczynie marszcząc przy tym brwi, ponownie westchnął i w końcu po krótkiej wewnętrznej walce przełamał się... – Masz kawałek na zgodę. – Dziewczyna zerwała się z miejsca i łapczywie pochłonęła prawie połowę batona. Pani Menager patrzyła na cała sytuację z ukosa.
- Ej nie tak dużo – krzyknął perkusista ze zrozpaczoną miną.
- Ale to nie oznacza, że nie jestem na ciebie zła, a ty nie jesteś pierniczonym szowinistą…- zaczęła z pełną buzią.
- Ale za co? – zapytał zdezorientowany chłopak piskliwym głosem.
- Ogólnie… jesteś chłopakiem!
- Och – zatkało go na chwilę. – Przepraszam bardzo, ale to wina moich rodziców. – roześmiał się się- ej ty dalej nosisz moją czapkę! – Krzyknął.
- Szybki jesteś – uśmiechnęła się wrednie. – Nawet nie myśl, że ci ją oddam.
Niestety byli już na miejscu, bo Bee miała ochotę pograć jeszcze trochę cna nerwach Miągwy. A na początku wydawała się taka miła! Szybko wyszła z busa i usadowiła się na plecach Gustava.
- Nogi mi w tyłek włażą. Masz mnie zanieść do pokoju – wykrzyknęła, łowiąc z satysfakcją zdegustowane spojrzenie Miągwy.
- A co za to będę miał?
- Powiem ci na miejscu – chciała powiedzieć to zalotnie, ale śmiech całkowicie popsuł efekt. Przypomniała jej się podobna sytuacja z Filipem co jeszcze bardziej ją rozśmieszyło. Czekała, aż chłopak załamie się pod jej ciężarem, jednak to nie nastąpiło. Mozę ma zbyt silną motywację? Zaśmiała się w duchu. No tak, ludzi bardziej ciągnie do niespodziankę, niż do miętusów i dozgonnej wdzięczności. Trzeba to zapamiętać na przyszłość.
- A co chcesz? – spytała kiedy ją tak niósł.
- Ale o co ci chodzi?
- No w zamian…
- Aaa! Hm… Liczyłem na jakąś inicjatywę twojej strony. – odrzekł stawiając ją obok hotelowych drzwi do jej pokoju.
Stali chwilę w milczeniu, on wpatrujący się w nią z wyczekująca miną, ona wpatrujące się w niego, wyraźnie próbująca coś wymyślić. Co chwile przekrzywiała głowę i mrużyła oczy.
- Mam v- krzyknęła. – Kopnę cię!
- Nie, tego się spodziewałem, a więc to nie jest niespodzianka. Mozę… wiesz… w łamach nagrody, oczywiście… Mógłbymciępocałować? – wymamrotał szybko patrząc w bok.
– Co ty tam mamroczesz pod nosem? – spytała celowo Bee, udając, że nie słyszy, bo te słowa najwyraźniej przychodziły mu z trudem.
Wziął głęboki oddech.
- Czy byłoby w porządku, gdybym cię pocałował?
Dziewczyna oczywiście znała swoją odpowiedź, lecz chciała wprowadzić odrobinę nerwowej atmosfery i ogólnie podroczyć się z czerwonym na twarzy oraz z bordowym na uszach Schaferem.
- Nooo… - zaczęła. – Tak sądzę…

***

Karolina czekała na Blythe już trzecią godzinę, gotowa kryć ją gdyby Miągwa pytała o powód jej nieobecności, ale wcale się na to nie zapowiadało. Było już grubo po dwudziestej trzeciej, a ani jednej ani drugiej nigdzie nie było widać. Szlag by to jasny trafił, trzeba będzie wyjść z łóżka, a w tym głupim pokoju znajdował się telewizor, zamiast jakiegoś porządnego grzejnika. Aż strach pomyśleć jak będzie na korytarzu. Dla dobra sprawy przezwyciężyła jednak lenistwo, ( co z tego, że zajęło jej to piętnaście minut – liczy się gest) bo usłyszała jakiś hałas. To pewno reszta w końcu wróciła, ale chyba bez Bee, bo już dawno byłaby w pokoju. Uchyliła lekko drzwi i już miała wychodzić, gdy zrozumiała powód, dla którego jej koleżanki tak długo nie było. Na korytarzu stali Shelterowa i Gustav, ale nie zauważyli obecności Karoliny, bo byli zbyt zajęci sobą. No cóż, pomyślała, lepiej im nie przeszkadzać. Zamknęła drzwi z powrotem, zastanawiając się jakie korzyści byłyby ich domniemanego związku. Siedziała chwilę na fotelu, lecz długo tak nie mogła wytrzymać. Oczywiście nie chodziło tu o to, że było jej przeraźliwie zimno w palce od nóg, lecz o świadomość tego, co się dzieje za drzwiami. Chciała ich jakoś spłoszyć, bo choć wydawało się to głupie trochę się tym wszystkim krępowała. Zadzwoniła do recepcji, aby połączyli ją z pokojem numer 114. Długo nie odbierali, wiec zaczęła mieć wątpliwości, czy to na pewno pokój Georga. Po kilku sygnałach w końcu ktoś podniósł słuchawkę. Ale to nie był głos basisty, należał on natomiast do najmniej pożądanej osoby, która miałaby jej pomóc w tym momencie – do Billa.
- Rezydencja państwa Adamsów. Tu Morticia…
- Eee… Jest Georg?
- Aaa… to ty. Jest, ale nie może teraz podejść. Sądząc z odgłosów dobiegających z łazienki, depiluje sobie właśnie linię bikini…
- To go stamtąd wywołaj, bo to poważna sprawa.
- Halooo… - zabrzmiał głęboki głos Georga.
- Proszę cię! Ratuj mnie! Coś jest nie tak z Gustavem i Blythe! Coś im się stało! Nie iwem co mam robić…
- Dziewczyno uspokój się! Nie panikuj… Już biegnę.
Kiedy tak biegł i biegł i myślał, że lepiej by było gdyby ściął włosy i sprawił sobie ściął włosy i sprawił jakąś bardziej aerodynamiczną fryzurkę… Wracając do tematu: biegł, biegł i trochę wolniej biegł, bo się zmęczył (tłumaczył sobie, że to włosy spowalniają tą czynność tamując powietrze, które opływało jego bicepsy, a zatrzymywało się właśnie na głowie)…Wracając już po raz ostatni do tematu i nie dopuszczając do niego myśli Georga, który dalej biegł i właśnie wpadł na Gustava, przemierzającego korytarz z głupim uśmieszkiem na twarzy oczywiście.
- Wiesz co? Nie wiem czemu zrezygnowałem z baletu… Teraz chętnie bym sobie wykonał taki piruet czy jaskółkę…- zaczął rozmarzonym tonem perkusista jeszcze bardziej głupkowatym uśmieszkiem na twarzy. Oczywiście.
- Boże człowieku co ci się stało? – zapytał szczerze strapiony Georg, lecz Gustav nic mu nie powiedział. Oczywiście ja – Narrator, wszystko widziałem, ale nie mogę się tym podzielić z chłopakiem, bo przecież ja tu tylko sprzątam… Cóż za dyskryminacja!
Georg pomyślał, że Karolina miała rację, ale przezornie nie poinformował o tym kolegi. Chociaż pewnie nawet gdyby to zrobił niewiele by do niego dotarło. Ciekawe czy z Blythe też jest aż tak źle, bo z Gustawem naprawdę nie było w porządku. Przy zdrowych zmysłach nigdy nie przyznałby się, że tęskni za baletem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez blythe dnia Czw 11:23, 01 Lut 2007, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
heidi
:-)
:-)



Dołączył: 29 Mar 2006
Posty: 1220 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:39, 15 Paź 2006 Powrót do góry

Jeeeeeeeeeeeest! Lece czytać! Very Happy

edit

Bosko Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sylas
:-)
:-)



Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*

PostWysłany: Wto 17:07, 17 Paź 2006 Powrót do góry

Blythe - i oto Sylas staje się stałą czytelniczką xD
Cuuudne opko xD
W ogóle fajny pomysł xP
Bardzo, bardzo mi się podoba xd
Aż przeczytałam wszystko jednym tchem xP
No, i czekam na następną część Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
heidi
:-)
:-)



Dołączył: 29 Mar 2006
Posty: 1220 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:17, 31 Sty 2007 Powrót do góry

Odblokowane na prośbe blythe Wink .


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
blythe




Dołączył: 19 Lip 2006
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiesz, że jest nas dwie?

PostWysłany: Czw 11:26, 01 Lut 2007 Powrót do góry

No to jesteśmy ^^
Pamiętacie nas jeszcze? x)
Chciałybyśmy napisać: powrót w wielkim stylu, ale... On nie jest wielki. On jest NASZ.

- Rozdział VIII-


Blythe weszła do pokoju i od razu poczuła, że musi pogadać z Laurą. Obecność Karoliny zdecydowanie jej to uniemożliwiała, więc musiała zadowolić się wiadomością tekstową, w której długość nie wnikajmy. A była to chyba najdłuższa wiadomość tekstowa, jaką udało się dziewczynie napisać do tej pory. Z odpowiedzi przyjaciółki śmiała się jakieś pięć minut.
Koleżanka z pokoju dziwnie jej się przyglądała, lecz w tym momencie niewiele ją to obchodziło. W końcu była zajęta omawianiem bardzo ważnego wydarzenia drogą sms- ową. Kiedy palce zaczęły jej się plątać postanowiła skorzystać z pożyczonego od Laury discmana. Niewiele ciekawych rzeczy działo się przez ten cały czas, od założenia słuchawek do pogrążenia się w twardym śnie dziewczyny. Liczy się fakt, o której to zrobiła, to jest o pierwszej, oraz to, że przez ten cały czas Karolina dzielnie trzymała patrol, aby zaraz po zapadnięciu koleżanki w letarg mogła bezstresowo zapoznać się z zawartością komórki. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, pomyślała, otwierając folder „Pozycje wysłane”. Dowiedziała się stamtąd do licha i trochę intrygujących rzeczy, lecz ogarnęły ją nie tyle, co wyrzuty sumienia, a wątpliwości czy dobrze zrobiła. Teraz nie będzie mogła długo zatrzymać tego dla siebie. Musi z kimś porozmawiać na ten temat, a Bee raczej się do tego nie nadawała.
Ledwie zmrużyła oczy, a już musiała wstawać. Och, z tego natłoku myśli rozbolała ją głową. Zeszła z Shelterową na śniadanie ( jak dobrze, że nie muszą jadać rano na mieście!) i widząc tyle osób nie wytrzymała. Musiała się z kimś podzielić zdobytymi informacjami. Usiadły przy stoliku chłopaków.
- Gustav ty amancie! – no cóż, dyskrecja nigdy nie była jej mocną stroną.
Gustav spojrzał swoim wzrokiem „spod byka” na Bee, a Blythe ze zdziwieniem na nią, Karolina popatrzyła z satysfakcją na Tygryska, Tygrysek zdezorientowana na Gustava, a on zdziwiony na Karolę.
Reszta Tokio Hotel wodziła między nimi nic nierozumiejącymi spojrzeniami.
- Podaj dżem – mruknęła rozwścieczona Tygrysica do Toma.
Właściwie to nie miała konkretnych powodów do zdenerwowania, ale kto zrozumie Blythe…
Osoba która rozpoczęła to całe zamieszanie wprowadzając dziwnie napiętą atmosferę, chwyciła bułkę i czmychnęła z miejsca wydarzenia. Przez chwilę wszyscy w milczeniu konsumowali pożywienie, ale długo nie mogli wytrzymać.
- Ej o co jej chodziło? – spytał nie kto inny niż Bill.
- A któż tam zrozumie tą idiotkę – wycedziła przez zaciśnięte żeby Bee, ale chłopcy jak to chłopcy, nie wyczytali między wierszami o co tak naprawdę chodziło.
– Gustav, a ty? Wypowiedz się…- ciągnął Georg.- Wczoraj wyznał mi, że chce się znowu zapisać do baletu.
- Co?! – krzyknęła dziewczyna.
- Nie! To nieprawda! To nie było tak! – zaczął bronić się perkusista.
- Byłeś baletnicą? Znaczy się baletkiem, czy jak to tam…? I miałeś takie getry obcisłe? – zasypała go lawiną pytań, a temu w odpowiedzi zrobiły się czerwone uszy. Wiedziała co to oznacza, ale mimo tego nie mogła się powstrzymać i dalej rechotała jak najęta. Gustav gwałtownie wstał od stolika. Teraz zrozumiała czemu ta wizja nie rozbawiła jego kolegów – był to zbyt delikatny, drażliwy i zakazany temat. Roześmiali się dopiero niewiele później gdy odszedł. Kiedy dotarło do Blythe to co zrobiła, zerwała się z miejsca i dogoniła wzburzonego, lecz nic nie mogła wykrztusić, bo bała się, że gdy tylko otworzy buzie wybuchnie rżeniem na nowo. Szła chwilę za nim nie wiedząc co zrobić w tej sytuacji. Po raz kolejny stanął jej przed oczami Gustav w spodniach z lycry, ręką zasłoniła usta i kucnęła na środku korytarza. Łzy same leciały jej z oczu. Poczuła niewiarygodną chęć skorzystania z toalety. Niestety nie mogła spełnić swej zachcianki, ponieważ albowiem każdy ruch potęgował to uczucie. Dlatego też co kilka kroków przykucała i dusiła się ze śmiechu. Gdy atak już jej trochę minął, popędziła do łazienki. Lecz tam spotkał ja przykry zawód, bowiem urzędowała w niej w tym momencie Karolina.
- Aaa! Wyłaź, bo popuszczę! – wrzasnęła Blythe.
Niewiele minut później, kiedy tak siedziała na sedesie w całkowitym odprężeniu, przypomniała sobie przyczynę jej radości i nie mogła opanować wizji, które zaczęły pojawiać się przed jej oczami. Gustav w różowej, koronkowej spódniczce… Gustav z kokardką na głowie… Gustav z bukietem róż, machający do widowni… Gustav w baletkach!
Po dziesięciu minutach była już w stanie wstać, natomiast po kolejnych pięciu zdołała wyczołgać się z łazienki. Dużo czasu zajęło jej podjęcie decyzji, aby przeprosić Gustava, bo nie mogła pomyśleć o tym na spokojnie. W końcu jednak przezwyciężyła siebie i wyruszyła na jego poszukiwanie. Wszakże istotnie nie powinna śmiać się z tak wstydliwych dla niego przeżyć. I to na dodatek przy wszystkich. Znalazła go siedzącego bokiem na fotelu z nogami opartymi wysoko na bocznym oparciu. Nogawki miał podwinięte do kolan, na uszach słuchawki, a w rękach pałeczki, którymi wystukiwał jakiś rytm. Stanęła przed nim, lecz ten najwyraźniej nie życzył sobie jej obecności, bo zamknął oczy. Podniosła mu nieco czapkę z głowy. Uszy miał dalej czerwone. To zły znak. Straciła na moment pewność siebie, która w zawrotnym tempie powróciła. Kucnęła przed nim i położyła mu rękę na łydce. Zaraz! Coś było nie tak. Przejechała mu dłonią jeszcze kilka razy, wpatrując się ze ściągniętymi brwiami w jakiś bliżej nieokreślony punkt. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony.
- Boże… - ponownie tego dnia, zakryła dłońmi usta.
- Co się stało? – spytał zdejmując słuchawki z uszu.
- Ty… golisz nogi?
- Eee… co? – rzucił, szybko doprowadzając spodnie do pierwotnego stanu. Dziewczyna schowała twarz w dłoniach. Nie mogła teraz zacząć się śmiać. Przyszła tu w innym celu. Siedziała tak moment, w końcu zebrała siły, opanowała chichot i stanęła oko w oko z Gustawem. Jej poprzedni stan mógł tylko zdradzić czerwony kolor twarzy.
- Wiesz, to nawet dobrze, że masz gładkie łydki… I ten… sorry, że się z ciebie śmiałam, ale wiesz… - próbowała wybrnąć z niezręcznej sytuacji, ale nie wiedziała co jeszcze mogła powiedzieć. Czuła, że jeśli zaraz czegoś nie wymyśli wybuchnie śmiechem, a tego już jej nie wybaczy. Na szczęście z opresji wyratował ja sam Gustav, przerywając te wypociny.
- Dobra, wybaczam ci – musiał się roześmiać.
- No w końcu. Chodź. W ramach dalszych przeprosin zapraszam cię… gdzieś.
Chwyciła go pod rękę i ruszyli… gdzieś.
Szli przed siebie w milczeniu. Blythe to nie przeszkadzało, tylko tak jakoś nudziło. Chciała coś zrobić. Najpierw szła za Schaferem i deptała mu po butach, lecz kiedy jednego całkiem ściągnęła, zaprzestała tego czynu. Ale znalazła sobie nowe zajęcie. Co chwilkę uderzała głową w jego ramie.
Szli i szli, aż w końcu doszli do…
- Ja chce na plac zabaw!
- Przecież to jest całe ze śniegu – mamrotał chłopak, który był już zmarznięty i głodny.
- Proooszę… No, Gustav… - uśmiechnęła się rozbrajająco.
Dał się namówić, więc od razu usiadła na huśtawkę.
- Masz mnie huśtać! – zarządziła.
- Jeszcze czego – rzucił, lecz bez sprzeciwu wykonał jej polecenie. Po paru minutach strasznie zmarzły mu kończyny. – Koniec tego dobrego. Idziemy. Zimno mi.
- Ale…
- Cisza! Idziemy bez dwóch zdań!
- Nie! To ja cię pohuśtam! Proszę!
- Nie ma mowy. Chodź.
- Wypchaj się., Ja nigdy nie miałam huśtawki jak byłam mała. Nooo!
- Nie kłóć się ze mną – zahuczał groźnie, lecz nie mógł powstrzymać uśmiechu, który go zdradził.
- Stary zrzęda…
- O nie… Tego już za wiele – mówiąc to, starym zwyczajem, przerzucił ja przez swoje ramie i żwawo ruszył w stronę czegoś do jedzenia.
- Postaw mnie! Ugryzę cię w tyłek słyszysz? – zaczęła Blythe.
- Zamknij się. Idziemy coś zjeść.
Minęli grupkę dziewczyn do których Bee pomachała.
- Znasz je? – spytał Schafer, który nie wiedząc jak zobaczył jej gest.
- Nie, ale ty najwidoczniej tak… - szepnęła, bo zaraz też dwie ich dogoniły.
- Mogę prosić o autograf? – zapytała ta ładniejsza.
- Jasne, dla kogo?
- Dla Nicole… Dzięki. A można jeszcze zdjęcie?
- Tak! – krzyknęła Bee.
- Nie! – zawołał Gustav w tym samym momencie. Fanki zrobiły głupie miny, dlatego perkusista szybko się zreflektował. – Wiesz, nie bardzo. Śpieszymy się…
- Szkoda. To cześć. Jesteś zajebisty – rzuciła i szybko uciekły co chwilę piszcząc.
- Głupku mogłeś udawać, że ty to nie ty – rzuciła inteligentnie Bee. – Co one sobie pomyślą?
- Niech myślą co chcą, ja jestem głodny.
Zza zakrętu wyłonił się szyld pizzerii, wiec bez namysłu ją tam wniósł. Usadowił dziewczynę na krześle, a sam rozsiadł się po drugiej stronie i szybko zamówił pizze. Bee namyślała się jego zdaniem, zbyt długo, więc pozwolił sobie zamówić za nią.
- Bleee! Ja nie lubię z oliwkami! Zerzygam się! – jęczała Bee, chwilę później.
- Hej, uspokój się. Ciszej!
- To daj mi kawałek swojej…
- No chyba śmieszna jesteś – ale i tak dał.
- I to w tobie lubię – zaśmiał się Tygrysek.
- Co?
- No…, że jesz takie dobre jedzenie – a co? Miała powiedzieć prawdę? Lubi to, że zawsze robi co ona chce?
- Mhm… - nie chciało mu się odpowiadać, bo był zbyt zajęty konsumowaniem, więc pozwolił jej się wygadać.
- Lubisz oliwki?
- Nie.
- To po co zmawiałeś? Teraz trzeba wziąć na wynos , bo się zmarnuje…
Mówiła tak jeszcze przez dziesięć minut, więc nie chcąc jej przerywać zamówił kolejną pizze. Dużą. Zjadła dwa kawałki, była najedzona i chciała wracać, chociaż on zjadłby jeszcze sałatkę. Jak zwykle ustąpił. Wrócili do hotelu i dali Tomowi pizzę, mówiąc, że to „Margarita”. Zagrali jeszcze dwa mecze w piłkarzyki, w których i tak zwyciężył Gustav, mimo tego, że dawał jej spore fory.
- Och, wiesz, specjalnie dałam ci przewagę. Szkoda mi ciebie było, wiesz jak to jest… - rzekła Bee, przeciągle ziewając.
- Tak, tak… Jestem ci za to naprawdę wdzięczny. To co? Może partyjka ping – ponga ?
- Nie… Spać mi się chce. Chodź mnie odprowadzić.
Gustav jako dobry i uczynny mężczyzna, wziął ja za rękę i wyszli razem z pokoju. Blythe nie chciała puszczać jego dłoni, ale była do tego zmuszona, bo dziwnie tak było stać pod pokojem.
- Wejdziesz?
- Mmm… A potem co? Kolacja połączoną ze śniadaniem?
- No przestań. Chodź na chwilę.
W pokoju był, ładnie ujmując, syf. Zrzuciła szybko ubrania z łóżka i schowała jeszcze stringi, które zapodziały się na poduszce. Widząc głupi uśmieszek Schafera rzuciła:
- Nie wiedziałeś tego!
- Czego?– spytał szybko, zbyt szybko, aczkolwiek uśmieszek na jego twarzy odrobinę się powiększył. – Gdzie Karolina?
- Kąpie się. Prawdopodobnie.
- Acha.
Siedzieli tak przez chwilę, nie mając o czym rozmawiać, ale Bee jak zwykle, zahaczyła o jakiś temat i rozpoczęła się całkiem miła konwersacja. Schafer zastanawiał się skąd u niej tyle energii, on ogranicza wypowiedź do kilku zdań, a ona nakręca się coraz bardziej. Taka… katarynka. Chociaż zawsze, z wielką chęcią, słuchał co ma do powiedzenia, bo zawsze można było się trochę pośmiać. Blythe z kolei próbowała jak najbardziej zająć go dysputą oraz swoją osobą, by nie rozglądał się i nie widział tego brudu.

*

Karolina nie wychodziła z łazienki, obawiając się o swoje zdrowie. Spokojnie siedziała na klapie od sedesu, piłując paznokcie i przysłuchując się rozmowie Bee z Gustawem. Była zniesmaczona. Siedzieli sami w pokoju (dla niepoznaki puściła wodę pod prysznicem) i rozmawiali o książkach. To znaczy Blythe gadała, a biedny Schafer pewno tam zasypiał. Och, gdyby ona miała takiego chłopaka na wyłączność z całą pewnością nie pozwoliłaby mu się nudzić! No, nie. Trzeba przerwać ten arcyciekawy monolog Bee i wybawiać go z jej towarzystwa. Wyszła w szlafroczku i z mokrymi włosami, a on obrzucił ją nieważnym spojrzeniem i dalej słuchał Blythe wpatrzony w nią jak jakiś… Och, jak ona to robi? I co jest z nim nie tak? Woli nudną rozmowę od widoku jej… roznegliżowanego ciała? Bo trzeba przyznać, że szlafrok był naprawdę krótki. Może on jest gejem? Nie, przecież wczoraj się całował z… O matko! A może to taka zmyła, bo nie chce się przyznać? Trzeba chyba przystopować z tymi myślami. Z pewnością jest normalny, tylko… A jeśli ona wydaje mu się nieatrakcyjna? Nie, to niemożliwe. Usiadł na swoim łóżku, naprzeciwko niego i założyła nogę na nogę. Sięgnęła po jakąś książkę i zaczęła ją przeglądać. Zbyt gruba, by ją czytać… Położyła się na łóżku, jedną stopę kładąc na podłodze. Dobrze, że ogoliła nogi. Wyciągnęła komórkę i pisząc do swojego chłopaka Kuby smsa na temat trwałości jej uczucia do niego, obserwowała dalej.
Tymczasem Bee coraz trudniej było wymyślić tematy do rozmowy, tym bardziej, że Karolina wdzięczyła się na łóżku, nie ułatwiając jej tym samym sprawy. Wzięła jej książkę Kavy, o której mówiła, że jest nudna jak flaki z olejem i otworzyła gdzieś po środku.
- W którym momencie jesteś? – zapytała koleżankę Blythe z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Jak wojna to wojna.
- Och, na dwieście pięćdziesiątej stronie – mruknęła Karolina szybko czytając kilka linijek tekstu.
- Ale chodzi mi o wydarzenie.
- Teraz nic się nie dzieje. Ona myśli – wybrnęła z sytuacji Karola.
Gustav dobrze wiedział co się święci. Poznawał to po ich minach. Dlatego kiedy tylko zauważył, że Tygrysek już otwierała buzię, aby odeprzeć atak rzucił rychło:
- Blythe chodź mnie odprowadzić – nie miał teraz ochoty wysłuchiwać ich kłótni.
- Już idziesz? – jęknęła Bee. – Zostań jeszcze trochę…
- Muszę się wyspać. Jutro będzie koncert w Berlinie – wysłała jej znaczące spojrzenie.
- No dooobra – zgodziła się, dając tym samym znak, że rozumie o co chodzi. Wyszli szybko z pokoju.
- Mogłabyś czasem posprzątać…
- Mógłbyś czasem nie zrzędzić…
Chłopak objął Bee ramieniem. Kiedy tak beztrosko szli śmiejąc się z byle czego, wyrosła przed nimi Miągwa. Odruchowo się od siebie odsunęli, mając nadzieję, że niczego „dziwnego” w ich zachowaniu nie zauważyła.
- Przed jutrzejszym koncertem w Berlinie – rozpoczęła, ignorując to, że są razem.- Odbędzie się zebranie. Zaraz. Zwołajcie wszystkich do jadalni – rzuciła i odeszła nie czekając na jakąkolwiek reakcję z ich strony.
- To idź zawołaj zespoły, a ja idę po ekipę – zakomendowała Blythe.
Wiedziała, że Gustav ma do niej słabość i ustąpi. Oczywiście, nie pomyliła się.
Schodząc po schodach ( nie potrafiła wejść sama do windy) przypomniała sobie o Filipie. Nie rozmawiała z nim od pamiętnego skoku na bungie! Owszem, mówili sobie „cześć”, ale nie było okazji…A, to dziwne, bo wcześniej byli jeszcze bardziej zajęci, a znajdowali czas na spotkania. Poinformowała wszystkich o tym, co musiała i na koniec poszła do zapomnianego kolegi. Chciała mieć więcej czasu, aby z nim pogadać. Weszli razem do miejsca zebrania, głośno się śmiejąc. Blythe szukała wzrokiem Gustava, aż w końcu zauważyła, że macha do niej ze środka sali. Usiadła koło niego dalej z uśmiechem na twarzy.
- Coś ty taka szczęśliwa?
- Ja szczęśliwa, Guciu? Po prostu cieszę się z życia. Mam z czego, jestem: ładna, młoda, utalen…
- Jasne… - przerwał jej Schafer.
- Czyżbym wyczuwała w twych słowach ironię? – uśmiechnęła się krzywo i uderzyła go piąstką w ramię. – Stary zrzęda.
Spotkanie dotyczyło spraw organizacyjnych, więc Blythe wyłączyła się już po pierwszych pięciu minutach. Na początku tupała noga. Potem wystukiwała rytm rękoma, ale nikt nie zwracał na nią uwagi, wiec kopnęła Gustava, który uważnie słuchał pogadanki, bo dotyczyła właśnie jego zespołu. Nie zwrócił na nią uwagi, więc kopnęła Filipa. Syknął cicho, ale nie zainteresował się bliżej powodowi, dla którego to zrobiła. Ziewnęła, przeciągnęła się, jeszcze raz ziewnęła i wygodniej ułożyła na krześle. Wszyscy słuchali jakby było czego, więc westchnęła głośno. Na tyle głośno, że kilka głów obróciło się w jej stronę. Wyszczerzyła się do nich jak jakaś nienormalna, na co odwrócili spojrzenia. Wyciągnęła więc pilniczek z buta, który zawsze tam nosiła na takie okazje jak ta i zaczęła piłować paznokcie.
- Co ty robisz? – szepnął Gustav.
- Co chcesz? Nudzi mi się – gromko powiedziała, dzięki czemu powtórzyła się sytuacja z głowami, tyle że tym razem dziewczyna dodatkowo pomachała. – Jak skończę to mogę ci pożyczyć. Albo daj łapę – szarpnęła za jego rękę.
- Oszalałaś?! – powiedział już całkiem głośno, próbując wyrwać swoją dłoń.
Głowy ponownie odwróciły się w ich stronę.
- Też was kocham, ale potrzebuję trochę prywatności, więc obróćcie się – szepnęła teatralnie. – Gustav! Bez dwóch zdań! Dawaj. – W tym momencie zaczęli się szarpać.
- Jaaa! Ale krzywo spiłowałaś! – powiedział perkusista patrząc na jej rękę. Tym sposobem miał kilka minut spokoju. Wystarczająco do zakończenia posiedzenia.
- To był podstęp! – zorientowała się Bee.
- No co ty nie powiesz – mruknął. – Żegnaj, menager mnie wzywa.
I zniknął w tłumie. Blythe wzruszyła ramionami i powędrowała do pokoju.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)