Forum Forum Tokio Hotel Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 ELENA - ÓSEMKA (25. września) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Asiulla
:-)
:-)



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:37, 18 Gru 2006 Powrót do góry

Fumiko...
Jesteś fenomenalna...

Nie wiem co powiedzieć.
Poprosut mnie zatkało.
Padam na twarz i składam pokłony.

Świetnie wszystko napisane i opisane.
Piszesz pięknie.
Podoba mi się to bardzo...
Nie wiem co mówić...

Czekam na kolejną część.

A!
Kto jest tym złym?
Mam nadzieję, że Billowi nic nie będzie...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dranisiaa
:-(
:-(



Dołączył: 23 Maj 2006
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiesz, że chcę być szczęśliwa?

PostWysłany: Wto 16:08, 19 Gru 2006 Powrót do góry

Zagadzam sie z Asiullą.
Ten odcinek był wprost... fenomenalny.
Patrzę się na ten ekran z otwarta buzią i nie wiem, co napisać.
Kto jest tym złym Question.
Czekam z niecierpliwoscią na nastepna część.
Pozdrawiam i wenki życzę Exclamation


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Beata
:-(
:-(



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:00, 20 Gru 2006 Powrót do góry

Nadzwyczajnie, niepospolicie, zniewalająco, oszałamiająco poprowadziłaś tę akcję, nie przypuszczałam, że tak to się potoczy.
W najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewałam się, że pojawi się jeszcze ktoś zza światów i będzie to paskudna, odrażająca bestia, na dodatek przedstawiona tak obrazowo. Ale cóż, wiem, że Ty to potrafisz.
Opis gry wstępnej kochanków fenomenalny, zarówno jak i wyobrażenie bestii.
Esprit i kunszt - oto cechy Twojej twórczości moja droga.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
fumiko




Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 16 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:03, 26 Sty 2007 Powrót do góry

Kochane moje, zaniedbałam bardzo Was i to opowiadanie, za co bardzo przepraszam. Brak czasu i weny był tego przyczyną...
Nowy odcinek już niebawem, a na Wasze przemiłe komentarze odpowiem w weekend.
Przesyłam sto buziaków dla każdej z Was i mam nadzieję, że ta długa nieobecność nie zniechęci Was do "Eleny". Całus.

fumiko


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
hobo psec
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 1547 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: hobolandia [Lublin]

PostWysłany: Pią 19:30, 26 Sty 2007 Powrót do góry

a ja dopiero teraz przeczytałam 5 część. wstyd...
powiem tak: ja ze swoimi opowiadniami mogę co najwyżej skulić się w kącie. po prostu nie mogę wyjść z podziwu jak piszesz. fenomenalnie. czekam na kolejną część, moja droga. i wykonać rozkaz udzielania się na forum!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
heidi
:-)
:-)



Dołączył: 29 Mar 2006
Posty: 1220 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:39, 26 Sty 2007 Powrót do góry

Tak. Ty wiesz, że ja będe cierpliwie czekać Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AsiaQu




Dołączył: 17 Gru 2006
Posty: 66 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Z Krzesła ;P

PostWysłany: Sob 13:20, 27 Sty 2007 Powrót do góry

Cudowne! Genialne! Piękne! Wzruszające...Sad
Rozbeczałam się...Sad Tak pięknie piszesz, że niewiem jak to wyraźić:)Czekam na następną część...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
fumiko




Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 16 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 1:21, 05 Lut 2007 Powrót do góry

Dziękuję za przemiłe komentarze - bardzo się cieszę, że Wam się podoba i dziękuję za cierpliwość Całus.
_____________________

http://www.youtube.com/watch?v=AyHzW-gwUkg&mode=related&search= - muzyczkę włączcie we wskazanym w opowiadaniu miejscu

Część 6.

…wezwanie o pomoc bezbronnej duszy wydarło go z przestrzeni poza czasem, wsysając w swój świat. Nie próbował się opierać – czuł bliskość w tym wezwaniu. Zdezorientowany, bezwładnie przenikał kolejne powłoki rzeczywistości, wyczuwając coraz wyraźniej przyczajone zło. Przejął panowanie nad sobą i rozpostarł skrzydła zagarniając przestrzeń nieba. Wykonawszy płynny obrót, zanurkował w otchłań, gnał wprost ku złu, a gdy było tak bliskie, że wręcz namacalne, uderzył z mocą, nie wiedząc, przeciw komu ją kieruje. Wszystko działo się zbyt szybko, by mógł dostosować się do obcych mu już warunków, więc nie tracąc czasu na analizy i ocenę sytuacji, zlokalizował źródło zagrożenia, kierując ku niemu swoje myśli, po czym uderzył w nie precyzyjnie, samemu będąc jeszcze na tyle daleko, by nie zostać namierzonym. Próbując na nowo umiejscowić się w swoim dawnym świecie i odzyskać utraconą przez zbyt gwałtowne przejście równowagę, walczył z dezorientacją w przestrzeni i utratą świadomości. Lecz ostre, jaskrawe dźwięki wezwania wciąż wibrowały, bezlitośnie szarpały umysł, wwiercały się w niego i raniły boleśnie, a przed oczyma tańczyła jedynie ciemność. Długo przebijał się przez jej grubą zasłonę, aż w końcu z czarnej otchłani wyłonił się z wolna kształt znanego mu okna. I złowroga myśl eksplodowała w umyśle Czarnopiórego. Wrzał. Dopadł parapetu jak orzeł ofiarę i błyskawicznie przemiótł wzrokiem po pomieszczeniu. Znalazł! Ujrzał leżące na łóżku dwie bliskie mu istoty, a tuż przy nich odrażającą postać intruza… oczy Czarnoskrzydłego zapłonęły nienawiścią. Uderzył wściekle po raz kolejny. Z jeszcze większą siłą. Lecz fala napotkała na swej drodze pustkę. W miejscu, gdzie znajdował się jeszcze przed chwilą ohydny upiór, wiła się w powietrzu jedynie strużka słodko-gorzkiego fetoru. Zdezorientowany i wycieńczony zarazem opadł na kolana. Wszystkie myśli świata wbiły się w niego i tłukły jedna o drugą w rytm pulsującej krwi, nie dając czasu na najpłytszy oddech, ani na chwilę skupienia. Ściskał dłońmi skronie, próbując uspokoić panujący w umyśle chaos. Starał się zrozumieć, co się wydarzyło. Z ogromnym wysiłkiem opanował emocje, wyrównując oddech.
Wrócił myślami do dnia, kiedy po raz pierwszy spotkał ową odrazę, posmakował towarzyszący jej charakterystyczny smród.

muzyka

Siwe chmury szczelnie przysłaniały niebo, stanowiąc lepszą alternatywę dla zgniłej zieleni nieboskłonu, który w bezchmurny dzień, będący w rzeczywistości wiecznym zmierzchaniem, zwisał złowieszczo nad spopielonymi szczątkami drzew i zimnymi, ponurymi ruinami. Twarda, gliniasta i wyschnięta ziemia, której nie zdobił nawet chwast, czyniła krajobraz jeszcze mroczniejszym. Suche liście tańczyły w powietrzu swój taniec śmierci, a ich szelest był jedyną muzyką, którą można było usłyszeć. Tumany kurzu wzbijały się przy podmuchach śmierdzącego wiatru i opadały nieśpiesznie – jak gdyby skłócone z matką ziemią, która swym przyciąganiem odbierała im wolność. Czarnopióry szedł powoli. Wiatr szarpał jego włosy, wplątując w nie bure liście. Lepki piach oblepił buty i spodnie, kilka kosmyków czarnych włosów anioła przykleiło się do jego delikatnej twarzy. Nie odgarniał ich świadomy nieskuteczności tych zabiegów. Spuścił głowę, by kurz nie wdzierał się do ust i oczu, utrudniając wędrówkę i tak już ciężką, gdyż pozbawioną celu. Samotność trawiła go od środka, wypalała stopniowo, zostawiając po sobie popiół. Zapomniany i pozostawiony sobie, nie wiedział dokąd iść… Błąkał się po zaułkach dwóch światów, z których jeden go na powrót nie przyjmie, a drugi budził odrazę. Pokochać pył, chłód i wieczną rozłąkę?… Nie umiał być sam i nigdy się tego nie nauczy… Osamotniony uciekał w ciepłe wspomnienia – jedyny sposób, by nie oszaleć.

Szedł, nie rozglądając się na boki – nie widział nic wartego uwagi. Gdzieś nad głową usłyszał skrzeki sępów. Spojrzał w górę. Szarość nieba upstrzona była ruchomymi kształtami. Białe, niemal przeźroczyste szkielety ptaków zataczały koła nad rozległą równiną. Gdzieniegdzie zwisały z nich strzępy mięśni, a połyskujące pojedyncze pióra zdobiły cienkie kości skrzydeł. Istoty uwięzione w tym świecie wyglądały tak, jak widzieli je za życia inni. Z najdrobniejszymi szczegółami. Śmierć była jedynie zderzeniem z prawdą - dla wielu gorzką.
Wiatr przybierał na sile. Smagał skórę lodowatymi biczami. Czarnoskrzydły włożył ręce do kieszeni, głowę ukrył w wątłych ramionach, chroniąc kark przed uderzeniami zimnych mas powietrza. Rzucił okiem po okolicy - zionęła chłodem i grozą. Nagle spostrzegł ukrytą w zgliszczach nieprzyjemną postać. Nie wiedział, że długo już obserwowała jego tułaczkę, wychwytując spojrzeniem pełnym zazdrości nawet subtelny błysk na skrzydłach barwy obsydianu, których nigdy nie skalała choćby najmniejsza drobina kurzu. Czarnopióry wyostrzył zmysły i spiął mięśnie. Szedł dalej wolnym krokiem, sprawdzając ukradkiem zachowanie towarzyszącej mu nieznanej istoty. Poczuł na sobie jej filtrujące spojrzenie. Twarz anioła nie wyrażała żadnych emocji, choć wewnątrz toczył już walkę z rosnącym strachem i niepewnością. Upiorne sępy umilkły. Tylko wiatr piał swą monotonną, grobową pieśń. Pieśń skazańca. Pod stopami wyczuł drgania ziemi. Zatrzymał się i spojrzał pod nogi. Mgliste kule kurzu błądziły wokół niego. Twardą skorupę ziemi rozdzierały coraz liczniejsze pęknięcia. Podłoże tańczyło. Ugiąwszy kolana, anioł balansował, usiłując utrzymać równowagę. Ziemia rozstępowała się, rozwierała swą paszczę - gotowa, by go pożreć. Rozpostarł skrzydła, chcąc wydostać się z jej gardzieli. Nie zdążył - eksplodowała, zamknąwszy go w odmętach pyłu, odłamków skał i popiołu. Ogromna szaro-bura bryła pędziła w górę niczym pocisk. Szarpał się w jej wnętrzu, lecz bezlitosny piach spętał go, udaremniając ucieczkę. Wytraciwszy pęd, bryła zawisła na moment w powietrzu, po czym runęła w dół. Wbił się z hukiem w ziemię. Głuche uderzenie rozeszło się echem po ospałej okolicy. Ostry ból poraził go, staranował umysł, niemal pozbawiając przytomności. Opadający kurz okrył go jak całun. Anioł odzyskał oddech, jednak oszołomiony i przerażony nadal leżał nieruchomo. Spod przymkniętych powiek obserwował, co się wokół niego dzieje. Półprzeźroczysta postać zbliżała się, a z nią robactwo. Plugastwo złaziło się ze wszystkich stron, wyłaziło spod ziemi. Paniczny strach przejął nad Czarnoskrzydłym kontrolę. Nie potrafił nad nim zapanować, poddał się. Upiór przystanął i przyjrzał się swojej ofierze. Anioł zobaczył wykrzywioną grymasem triumfu twarz swego oprawcy i natychmiast odwrócił wzrok. Widok gnijącego, owrzodziałego, wychudłego stwora sparaliżował go strachem. Po chwili poczuł na sobie oślizgłe robaki - sunęły po nim, gromadziły się, jakby był suto zastawionym stołem, a uczta miała się lada moment zacząć. Bliski obłędu, instynktownie próbował strząsnąć paskudztwo z siebie… nadaremnie… miotał się wściekle, tnąc skrzydłami poranioną ziemię… zrozumiał, że to koniec. Przerażony paskudnie zaryczał, koncentrując w tym ostatnim rozpaczliwym akcie całą wolę przetrwania… i wszystko ucichło. Anioł ciężko dysząc i nie rozumiejąc co się stało, rozejrzał się niepewnie. Bestia cofnęła się niezdarnie, utkwiwszy w nim tępe spojrzenie, robactwo zamarło w bezruchu. Wszystko co nastąpiło później wydarzyło się bardzo szybko - tak, iż później Czarnopióry z trudem odtwarzał w umyśle sekwencję zdarzeń. Usłyszał narastający grzmot, dochodzący jakby z jądra ziemi, ta zatrzęsła się złowieszczo. W tej samej chwili robactwo puściło się w paniczną ucieczkę. Za późno. Huk i pył. Wszystko wokół niego wystrzeliło w górę z potworną siłą, słyszał chrzęst rozrywanych pancerzy. Zaskoczona bestia, niesiona przez żywioł, ryczała wściekle. Anioł, nie rozumiejąc co go ocaliło, podniósł się powoli przyglądając się swoim rękom i nogom… był cały i… nie bał się już. Podniósł głowę, burza podniesiona z ziemi zasnuła całe niebo. Gdzieś w głębi siebie wyczuwał jedność z żywiołem. Rozłożył skalane brudem skrzydła, strząsnął kurz. Nagle pojął… dreszcz przeszył jego ciało. To czego dotąd nie rozumiał stało się namacalne, czuł to, bo to było w nim! Spojrzał w niebo i wyszeptał… „dość”. Burza natychmiast wytraciła swą siłę… Przyglądał się pikującej w ziemię rozwrzeszczanej bestii. Po robactwie nie pozostał ślad. Stwór z hukiem przywitał się z twardym podłożem i niemal natychmiast, jakby niewzruszony upadkiem, ruszył w jego stronę pchany nienawiścią i żądzą. Czarnoskrzydły był gotów. Cokolwiek miało go teraz spotkać, nie spotka go już bez walki. Napierający wróg był już bardzo blisko… anioł wyczekał do ostatniej chwili. Nim ten zdołał rzucić się na niego z całym impetem, skłonił się ku ziemi rozpostarłszy czarne pióra i jednym silnym szarpnięciem skrzydeł poderwał się błyskawicznie w powietrze. Zaskoczony stwór runął na ziemię… sunąc po niej odwrócił się i nim wyhamował impet upadku, podniósł się na swych pokracznych nogach, podparty na jednej ręce - gotów do kolejnego skoku. Zobaczył przeciwnika, gdy ten, wykonawszy zwinny nawrót, przez złożone skrzydło zanurkował prosto w niego. Nienawidził piękna tej wyśledzonej niedawno postaci. Pragnął jej unicestwienia. Czekał na zwarcie z nią. Nie doczekał się. Czarnopióry przed samym uderzeniem wykonał dwa jaskółcze zwroty, wytrącając stwora z koncentracji i uderzył go z ogromną siłą brzegiem skrzydła… Przeciwnik runął z jękiem jakby trafiony płazem dwuręcznego miecza. Z trudem podniósł się zamroczony, rozglądał się nerwowo i po chwili, odzyskując wzrok, zobaczył to, czego szukał. Anioł pruł powietrze, wpatrując się w szeroko rozwarte oczodoły stwora, wypełnione po brzegi kleistą mazią i strachem. Upiór, spodziewając się uderzenia skrzydłem, stanął bokiem, chcąc sparować cios. Popełnił błąd. Czarnopióry minął wroga, zwalając go podeszwą ciężkiego buta. Głowa potwora odleciała do tyłu, pociągając za sobą resztę cielska. Anioł nawrócił i chcąc unicestwić przeciwnika, już pikował, by uderzyć ponownie. Nie dosięgnął celu. Potężna fala ogłuszyła go, strącając na ziemię. Widząc nadbiegającą bestię zdołał jedynie odwrócić się w jej stronę, by wymierzyć skoncentrowaną energię swej woli, nad którą już uczył się panować. Cios był ostateczny. Gdy kurz opadł, a przestrzeń wypełniła się ciszą, niespiesznie obszedł ścierwo stwora bezpiecznym łukiem. Nie ujrzawszy oznak istnienia, opuścił to miejsce.


Dziś zrozumiał, jak bardzo się wtedy mylił. Spojrzał na brata z troską i odszedł.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez fumiko dnia Pon 15:49, 05 Lut 2007, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dranisiaa
:-(
:-(



Dołączył: 23 Maj 2006
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiesz, że chcę być szczęśliwa?

PostWysłany: Pon 13:35, 05 Lut 2007 Powrót do góry

Chciałam napisać komentarz na miarę dzisiejszej części, ale niestety nie potrafię tego zrobić.
Odcinek był cudny.
Każde zdanie, każdy wyraz, każda literka zawierały w sobie magię tego opowiadania.
Doskonale operujesz słowem.
Jesteś kimś więcej niż zwykłą pisarką, jesteś kimś więcej...
Proszę o kolejną część.
Zaczaruj mnie jeszcze raz.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
fumiko




Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 16 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:53, 26 Lut 2007 Powrót do góry

Dranisiaa - bardzo Ci dziękuję za słodki komentarz i że zajrzałaś do Eleny Całus. Twój komentarz sprawił mi ogromną radość Całus. A ja jestem fumiko ... i nikim więcej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
fumiko




Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 16 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:57, 05 Wrz 2007 Powrót do góry

Jeny... ale to byłą dłuuuuuuuuuga przerwa... Kryzys, brak czasu, zmiany w życiu... cóż. Dodaję nową część na pożarcie - bijcie ile wlezie Smile



Część 7.

Tom leżał wtulony we włosy Eleny i gładził ją po brzuchu. Lekko drażnił paznokciami jej miękką skórę, a już po chwili pieścił ją ledwie dotykając opuszkami palców - płynął spokojnym oceanem w nieznane, pchany wiatrem miłości. Karmił zmysły słodkim zapachem fiołków nieustannie uwodzącym jego powonienie, wspomnieniem przyspieszonego oddechu i drżącego w uniesieniu ciała dziewczyny. El przymknęła powieki, poddając się łagodnej pieszczocie. Nieznacznie uniesione kąciki ust były oznaką spełnienia i subtelną zapowiedzią uśmiechu… który wbrew wszystkiemu się nie pojawił. Choć troskliwy dotyk i oddanie Toma były szczere, miała nieodparte wrażenie, że nie do końca był przy niej, co pewien czas uciekał gdzieś myślami. Oczekiwała znaku czy gestu, który rozwiałby jej obawy. Tom, wyczuwając to zniecierpliwienie, przylgnął mocniej do jej ciała i złożył na szyi pocałunek, pieszcząc wargami wrażliwe miejsce tuż przy uchu. Jeszcze przed sekundą wyraźnie wyczuwał lodowaty oddech na karku. Nieznane moce krążyły wokół niego, kąsały wzbudzając strach. W krótkich przerwach, gdy powracał do spokojnej rzeczywistości przepełnionej zapachem El, w głowie pojawiał się obraz patrzących na niego ze smutkiem bratnich oczu. I mimo prób skupienia uwagi na dziewczynie, to przenikliwe spojrzenie tkwiło uparcie w umyśle, jakby wiadomość, której nie mógł usunąć. Z każdą sekundą czuł się bardziej osłabiony, jakby obca siła wsysała go w koszmarną ciemność. Uczucie trwogi minęło równie niespodziewanie, jak się pojawiło, lecz samo wspomnienie o nim budziło strach.
- Kocham cię… - wyszeptał, umiejętnie maskując tlący się w nim niepokój.
Starał się, by słowa te zabrzmiały jak najcieplej. Bał się jednak, że drżenie głosu zdradzi drzemiące w nim emocje. El, w odpowiedzi na wyznanie, czule spojrzała mu w oczy, bezgłośnie przekazując te same słowa. Choć ta chwila była wręcz idealna, rejestrowała ukryte w spojrzeniu Toma napięcie i mimowolną chęć ucieczki. Nie chciała dociekać przyczyny z obawy, by nie popsuć otaczającej ich cudownej atmosfery. Rozkoszowała się jego bliskością i unoszącym się nadal w powietrzu, ledwie słyszalnym „Kocham cię”. Była wdzięczna, że dzięki niemu poznała smak uczucia upragnionego przez wszystkie ziemskie istoty.
- Zgłodniałam – powiedziała w końcu, przerywając wiszące nad nimi jak fatum długie milczenie i cmoknęła go figlarnie w nos.
Tom odpowiedział uśmiechem, który uśpił skryte w jej sercu obawy. Uniósł się na łokciu, przeczesał palcami kasztanowe włosy dziewczyny i ujął dłońmi jej rozpromienioną twarz. Ich usta złączyły się w subtelnym pocałunku, a on poczuł się bezpiecznie.


***
Srebrny Passat podjechał pod posesję państwa Dittman. Blade światło lampki rozjaśniło twarz elegancko ubranej kobiety siedzącej za kierownicą i nastolatki, która mówiła z przejęciem.
- Dzięki mamo. Już dawno nie miałyśmy z In wspólnego wieczoru bez zakuwania, nie mówiąc już o nocy z Bradem Pittem i kubełkiem lodów waniliowych pod ręką.
- I naprawdę macie zamiar obejrzeć trzy filmy w jedną noc? – zapytała z niedowierzaniem matka. – Jutro będziecie wyglądać jak śmierć na urlopie.
- Oczywiście, że obejrzymy. Na tym właśnie polega tradycja filmowych nocy – wyjaśniła Elena z uśmiechem.
- No tak, brak snu dobrze robi na cerę, a lody pozytywnie wpływają na figurę...
- Wyśpimy się jak będziemy w twoim wieku, mamo, a lody akurat będą beztłuszczowe – zripostowała nastolatka. – Lecę, bo In pewnie się już niecierpliwi.
Zapięła górne guziki płaszcza i poprawiła owiniętą wokół szyi ciepłą chustę. Kobieta wyjęła z niewielkiej torebki karminową pomadkę i patrząc we wsteczne lusterko poprawiła makijaż ust. Córka obserwowała ze skrywanym podziwem precyzję jej dłoni. Gdy skończyła, Elena cmoknęła ją na pożegnanie w policzek, sięgając jednocześnie po leżący na tylnym siedzeniu plecak.
- Pa, kochanie. Poczekam, aż wejdziesz do środka.
- Jesteś nadopiekuńcza, popracuj nad tym – dziewczyna przewróciła oczami i otworzyła drzwi samochodu.
- Jestem matką - taka moja rola, skarbie. Bawcie się dobrze.
- Do jutra – rzuciła przez ramię, kierując się w stronę furtki.
Nie czekała długo na jej otwarcie. Gdy tylko wcisnęła przycisk od domofonu, usłyszała dźwięk, który oznajmiał, że może wejść. Pobiegła ścieżką prowadzącą do drzwi, w których czekała jej przyjaciółka. Przed przekroczeniem progu odwróciła się jeszcze raz. Dobiegł ją znajomy warkot silnika i po chwili samochód ruszył z miejsca.
- Uff, to był świetny pomysł – powiedziała półgłosem zaraz po wejściu. – Gdybym powiedziała mamie, że koniecznie muszę z tobą porozmawiać, stwierdziłaby, że możemy pogadać jutro, za dnia, a nie po nocach.
- Moi rodzice nie mieli nic przeciwko – odparła In. - Ta ostatnia piątka z matmy poprawiła im humor na najbliższe dwa miechy. Swoją drogą zadziwia mnie – ciągnęła, nie poświęcając zbytniej uwagi przyjaciółce - że ludzie często poczucie szczęścia uzależniają od mało znaczących cyfr...
Elena ściągnęła buty i płaszcz, przeglądając się w lustrze wiszącym na ścianie, tuż obok szafy, poprawiła włosy i nie czekając na zaproszenie przyjaciółki, powędrowała do jej pokoju na górze. Ines, nie przerywając nawet na moment absurdalnych już porównań rodziców do zaprogramowanych robotów, podreptała za nią.
- No dobrze – In potrafiła przeskakiwać z tematu na temat bez zaczerpnięcia tchu. – Czego się napijesz, zanim zaczniemy? Kakao, zielonej herbaty?
- Wiesz, że po zielonej dopada mnie depresja.
- No właśnie, i wtedy mówisz całą prawdę, a tak to jedynie półsłówkami i muszę się wszystkiego domyślać, albo wyciągać z ciebie na siłę. Zgaduję, że dzisiaj chodzi o Toma, a o nim akurat uwielbiasz rozmawiać – odpowiedziała beztrosko. Na dźwięk tych słów twarz Eleny posmutniała, co nie umknęło uwadze Ines.
- Przyszłam do ciebie po radę i pocieszenie, a nie po gwoździe do trumny, więc lepiej będzie jak wypiję kakao – wyjaśniła ze smutkiem dziewczyna.
- Oj, czyli to będzie poważna rozmowa – zakończyła In, po czym zbiegła na dół przygotować gorący napój.
El, zostawszy sama, odruchowo rozejrzała się po pokoju. Na ścianach przestronnego pomieszczenia wisiały drewniane półki po brzegi wypełnione książkami o różnorakiej tematyce. Ines była miłośniczką literatury wszelkiego rodzaju i jeśli tytuł, bądź kilka wyrwanych z tekstu zdań, które przeczytała, stojąc przy regale w księgarni, zaczarowały ją na moment, nie potrafiła odmówić sobie przyjemności zakupu trzymanego w rękach egzemplarza. Gdyby zostawiła go na półce, czułaby się jak zdrajca, który najpierw oswaja bezbronną istotę, a potem odchodzi bez słowa wyjaśnienia.
Elena zbliżyła się do stojaka z płytami i wybrała jedną. Nie znała zespołu – dziwaczna nazwa nie przywodziła jej niczego na myśl. Ujęła ją jednak okładka, na której zielonkawe smugi o nieregularnych krawędziach tworzyły przedziwny rysunek. Włożyła srebrny krążek do odtwarzacza i po chwili pokój wypełniły dźwięki spokojnej muzyki. Przebiegła wzrokiem po ścianie, na której Ines wieszała swoje tajemnicze zdobycze - mroczne talizmany, celtyckie krzyże i tabliczki ze znakami runicznymi. Nowością wśród nich było czarne, miejscami ponadrywane, pokryte siwymi plamami pióro niespotykanej wielkości. Wyciągnęła dłoń, by je dotknąć. Opuszkami palców musnęła jego chorągiewki. Mimo śladów zniszczenia widocznych na ich powierzchni, były miękkie i miłe w dotyku. Cofnęła mimowolnie rękę, słysząc zbliżające się kroki Ines i pośpiesznie usiadła na łóżku. In nie lubiła, gdy ktokolwiek dotykał jej skarbów.
- A właściwie gdzie są twoi rodzice? – zapytała speszona, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi – Nie widziałam ich w salonie.
- Poszli na imprezę. Wrócą nad ranem.
Ines postawiła tacę z napojami i misą pełną lodów na nocnym stoliku, zgasiła jedną z lamp, by stworzyć odpowiedni nastrój i z parującym kubkiem w ręku usiadła po turecku obok przyjaciółki.
- Mów, co się stało – skinieniem głowy zachęciła Elenę, by rozpoczęła opowieść.
Ta westchnęła cicho, po czym wzięła łyk kakao. Przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele.
- Ale obiecaj – poprosiła – że mi nie przerwiesz, aż skończę.
Ines przystała na warunek i El zaczęła opowiadać o minionym dniu - o wizycie Toma i o kolejnym, emocjonującym kroku, jaki uczynili w zbliżaniu się do siebie. Kilka szczegółów pominęła - te najbardziej intymne. Nie miała bowiem w zwyczaju dopuszczać ludzi do tej niezwykle delikatnej sfery. Nawet wobec In nie robiła wyjątku. Najwięcej uwagi poświęciła tlącym się w niej obawom, że w jej relacjach z Tomem dzieje się coś złego. Czas płynął, nietknięte lody topniały, a El z każdym słowem utwierdzała się w przekonaniu, że jej wątpliwości nie były bezpodstawne. Gdy skończyła mówić, przygryzła nerwowo wargę i wbiła przenikliwy wzrok w twarz przyjaciółki, czekając na jej osąd.
Ines odstawiła pusty już kubek na tacę, poprawiła nieposłuszne pasma włosów, które wciąż opadały jej na czoło i odchrząknęła. Elena nie spuszczała z niej wzroku.
- Już mogę? – upewniła się – Moim zdaniem, jesteś przewrażliwiona i przesadzasz – podjęła po chwili. El zawsze mogła liczyć na szczerość z jej strony.
- Chłopak przychodzi do ciebie prosto z samochodu. Nie rozpakował nawet bagaży. Spędzacie cudowne chwile, po raz kolejny wyznaje ci miłość, a ty twierdzisz, że coś się między wami psuje. Elena, ocknij się – zdmuchnęła nieustępliwy kosmyk, który spłynął jej na twarz. – Wiem, że trudno jest uwierzyć, że facet, którego pożąda połowa nastolatek, może być wierny jednej dziewczynie i że przez przypadek akurat ty nią jesteś. Ale - jak pisał Vonnegut - zdarza się. Na twoim miejscu cieszyłabym się, że znalazłam swoją miłość i nie szukała dziury w całym. Nawet ślepy by zauważył, że Tom cię kocha. Zaimponowało mu, że musiał się o ciebie starać. Żaden rozsądny facet nie zechce na stałe panienki, która podaje mu wszystko na tacy, a te głupie cizie wskoczyłyby mu do łóżka na samo skinienie palcem.
- Ale on był taki obcy, spięty, jakby nieobecny – upierała się przy swoim El.
- A jaki miał być? – zapytała nieco zdziwiona – Przecież się nie spodziewał, że tym razem pozwolisz mu na więcej. A że był spięty, to oznacza, że cię szanuje. Widocznie zależało mu, by było idealnie – mówiła tonem psychologa z doświadczeniem.
El uśmiechnęła się lekko - słowa przyjaciółki sprawiły, że poczuła się odrobinę lepiej.
- I było idealnie – policzki dziewczyny pokryły się rumieńcem.
- To się z tego ciesz, kochana i nie pozwól, by głupie wątpliwości popsuły to, co jest między wami.
- Ja też byłam bardzo speszona, zupełnie nie wiedziałam jak się zachować. Może dlatego mylnie odczytałam jego zachowanie – powiedziała już ze spokojem.
- W końcu mówisz do rzeczy.
– Dziękuję. Jesteś kochana, In.
- No ja myślę – powiedziała wesoło i wstała z łóżka. – Swoją drogą, zazdroszczę ci… Mnie to pewnie nigdy nie spotka – zakończyła, ściszając głos.
Elena milczała.
– Skoro mamy już za sobą poważną dyskusję na temat miłosnych dylematów panny El – podjęła Ines już weselszym tonem - to może włączę któryś z filmów, mnie się chyba też coś z życia należy, nie?
- To może ja wyjdę. Nie chcę ci przeszkadzać w emocjonujących chwilach z Bradkiem – zaproponowała żartobliwie.
- O nie, ty będziesz pilnować, żebym nie rozszarpała poduszek w tych, jak powiedziałaś… emocjonujących chwilach – odparła, przesadnie modelując głos. – To co oglądamy? Troję? Podziemny krąg? Czy Wywiad z wampirem?
- Wywiad.
- OK. Też chciałam od tego zacząć.
- Romantycznie i mroczno – El puściła oczko do przyjaciółki, która już wkładała płytę do napędu. Ponownie spojrzała na ścianę obwieszoną skarbami.
- Skąd masz to pióro? – zapytała zaciekawiona.
- Znalazłam niedaleko twojego domu. Piękne, prawda? – odrzekła, włączając film.
- Piękne? Nigdy bym nie pomyślała, że powiesisz coś takiego wśród tych błyskotek. – odparła szczerze Elena. Wiedziała jak ostre kryteria ustaliła jej przyjaciółka dla swych zdobyczy. By cokolwiek zawisło na tej ścianie, musiało wyróżniać się czymś szczególnym, a to pióro było brzydsze nawet od pospolitego gęsiego.
Ines pospiesznie podeszła do cennej ekspozycji.
- Kiedy je znalazłam, było przepiękne – powiedziała zdziwiona, badając dokładnie strukturę pióra. – Lśniło takim nieziemskim blaskiem i było cudownie miękkie w dotyku. Jeszcze dziś rano się mu przyglądałam, miało w sobie coś takiego… wiesz… - Ines wodziła dłonią w powietrzu, poszukując odpowiedniego słowa - coś, co nie pozwalało mi oderwać od niego oczu. Kurczę – zrezygnowana opuściła rękę. - Nie potrafię tego określić.


***
Miasto spowiła ciemność.
Samochód jechał niespiesznie pustoszejącą ulicą, a światła neonów prześlizgiwały się po jego błyszczącej karoserii. Tom wracał od Eleny, siedząc wygodnie na tylnym siedzeniu taksówki. Patrzył przez szybę i analizował kończący się dzień. Kiedy już wydawało mu się, że znajduje racjonalne wytłumaczenie odczuć, które towarzyszyły mu przez cały wieczór, ni stąd ni zowąd pojawiała się wątpliwość, która niszczyła misternie utkaną sieć wniosków. Towarzystwo zespołu rozradowanego kolejnym sukcesem było ostatnią rzeczą, jakiej teraz pragnął. Było niemal pewne, że w mieszkaniu trwała impreza, zatem o spokojnej nocy nie mogło być mowy. Potrzebował samotności. Wysiadł przy parku miejskim, by spróbować ukoić rozedrganą emocjami duszę. Naciągnął na głowę kaptur, dłonie wsunął w kieszenie spodni. Pogrążone w mroku alejki spoglądały na niego zapraszająco... Czerń nocy gdzieniegdzie ustępowała bursztynowemu światłu latarń, a ciszę ogarniającą park przerywały miarowe pohukiwania sowy i stłumione dźwięki kołysanej do snu ulicy. Odrapane z farby ławki uśmiechały się groteskowo, odsłaniając puste przestrzenie pozostałe po deskach, które stały się narzędziem w rękach miejskich wandali. Srebrzysta tarcza księżyca odbijała się w pofalowanej przez wiatr tafli oczka wodnego, a błękitny poblask otulał odarte z liści gałęzie drzew. Uśpione olbrzymy wyciągały powykręcane ramiona ku niebu, błagając o odrobinę puszystego śniegu, który odziałby ich półnagie sylwetki.


***
Anioł przysiadł w gęstwinie krzewów, na ławce ukrytej przed żółtawym blaskiem lampy i skrył twarz w dłoniach. Skronie pulsowały mu od natłoku myśli, a duszą targały skrajne emocje. Pobyt w rzeczywistości żywych nie mógł trwać zbyt długo, a po każdym czuł się coraz bardziej wyczerpany, jednak nie potrafił zgasić w sobie pragnienia powrotu, tęsknoty za zapachem chłodnego porannego powietrza i mokrych od rosy traw… tęsknoty za odczuciem pierwszych, ciepłych promieni słońca o świcie. Pragnął, choćby przez chwilę, patrzeć na conocny, powolny taniec gwiazd na nieboskłonie i tęczę malowaną w deszczowy, letni dzień słonecznym pędzlem na płótnie nieba. Za życia nie dostrzegał piękna świata, przechodził obojętnie obok cudów natury, nie zauważając w nich skrytej doskonałości. Teraz była mu już niedostępna - doświadczał jej jak zza szyby, podziwiał z oddali, lecz to i tak wystarczało, by wciąż tu powracał. Wraz z upływem czasu tęsknota za życiem i bliskimi paliła go coraz mocniej, nie pozwalała o sobie zapomnieć. Początkowo tłumił ją, uciekając we wspomnienia. Ogrzewał przeszytą okruchem lodu duszę, wskrzeszając w pamięci chwile spędzone z bratem, ich wspólne przeżycia - gdy, tarzając się ze śmiechu po podłodze, gestem i słowem podsycali jeszcze bardziej beztroską atmosferę. Czasem też powracał do smutnych momentów, gdy kłócili się o sprawy, które teraz wydawały mu się całkowicie pozbawione znaczenia… i wtedy zaciskał drżące wargi, a po policzkach spływały pojedyncze łzy. Wspomnienia jednak nie zdołały ugasić palącego uczucia, przeciwnie – podsycały je nieustannie, aż wiedziony jego ogromną siłą zaczął obserwować istoty bliskie jego sercu. Robił to z ukrycia, niewidzialny dla ludzkiego oka. I trwało to długo. Aż zagrożenie dla życia El zmusiło go, by ujawnił się w widzialnej postaci. Nie mógł przewidzieć, jak trwały ślad pozostawi w nim spotkanie z tą dziewczyną. Działał instynktownie - odeprzeć grożące jej niebezpieczeństwo! To wszystko. Lecz, gdy objął jej drobne ciało i poczuł delikatny zapach fiołków, pękła w nim ostatnia, z trudem utrzymywana jeszcze bariera. Magnetyzm bijący z jej oczu znęcił, przyciągnął go. Fascynacja? Oczarowanie? Uczucie, którego nie umiał nazwać, spłynęło na niego zbyt nagle, by mógł się przed nim uchronić. Zawładnęło nim. Nie rozumiał, wiedział, że jest to pozbawione sensu – nie żył! I ta świadomość wypalała go. Lecz równocześnie coś wyczuwał... Gdy trzymał ją tamtej nocy w objęciach, śmierć nie miała do niego dostępu. Dotkliwe zimno, które nie dawało o sobie zapomnieć, ustąpiło miejsca uczuciu ciepła. Czas jakby się zatrzymał i Anioł poczuł się znów wolny. Przez moment. Później pchany beznadziejnym pragnieniem dotyku jej ciała, złamał zasady – wrócił do niej pod osłoną nocy… pozwolił, by kiełkująca w nim miłość rozwijała się, przysłaniając mu trzeźwe spojrzenie na możliwe konsekwencje. Dzisiaj poznał, jak wysoka była za to cena. Całkowicie bezradny zwiesił głowę i tępym wzrokiem wpatrywał się w leżące pod ławką pozostałości po nocnych, pijackich burdach. W końcu szalejące w nim emocje przerwały krępujące je pęta... płakał - świat migoczący jeszcze przed chwilą zimnym światłem księżyca zatonął w gorzkim potoku łez. Nie wiedział, co czynić, by odwrócić skutki zgubnej decyzji. Nie miał nikogo, kto mógłby mu pomóc unicestwić zło wlewające się w ten świat, kroczące po jego śladach. Jedno rozwiązanie znał - mógł podjąć walkę, ale bez gwarancji powodzenia... Pogrążony w zamyśleniu, nie usłyszał kroków zbliżającej się wysokiej postaci...


***
Wszedł w porośnięty krzewami zaułek. W przeciwieństwie do innych, ten nie nastrajał do spacerów. Ocalałe tylko gdzieniegdzie latarnie nadawały mu ponury wygląd. Minął pierwszą z nich. Jej wątłe światło, jakby zdjęte strachem, ustępowało pod naporem gęstniejącej ciemności. Coś było nie tak. Czując nagły niepokój, spojrzał przez ramię. Mógłby przysiąc, że w gęstwinie zamajaczyła ciemna postać. Zimno niczym wąż prześliznęło się po jego ciele. Ktoś siedział na ławce... pochylona, z głową wspartą na rękach sylwetka trwała w bezruchu. Nim zdążył wyostrzyć wzrok, obraz rozmył się i niemal w tej samej chwili zniknął. Odwrócił szybko głowę, naciągnął mocniej kaptur. Walcząc z ogarniającym go strachem, szedł dalej, nie przyspieszając zanadto kroku. Szalejąca w żyłach krew rozsadzała skronie…. ostre igiełki mrozu kąsały skórę na karku… Skręcił w najbliższą alejkę. Zobaczywszy światła lamp ulicznych, poczuł się pewniej i spojrzał ponownie za siebie. Aleja była pusta. Nikt go nie gonił.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
fumiko




Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 16 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:11, 25 Wrz 2007 Powrót do góry

Muzyczka do puszczenia w odpowiednim miejscu. Nie jest konieczna, ale oddaje atmosferę:
Lacuna Coil - Falling Again

Część 8.

Stłumione dźwięki muzyki usłyszał już na korytarzu. Stał chwilę pod drzwiami i wsłuchiwał się w dobiegające odgłosy, próbując na ich podstawie oszacować liczbę osób w mieszkaniu. Nie mogąc wyodrębnić słów, wsunął klucz do zamka. Drzwi były otwarte. Wszedł do środka i przemiótł wzrokiem po salonie - Gustav leżał na kanapie z pilotem w ręku i objadał się chipsami, Georg szperał w lodówce, a David z Markiem, pochłonięci byli grą. Odetchnął z ulgą – nie miał najmniejszej ochoty na pełne kurtuazji i udawanej ciekawości gadki o planach na najbliższe miesiące z kimś, kto nawet się nie wysila, by rozmowa miała sens.
- O, jesteś – Georg przywitał go, unosząc rękę, w której trzymał dwie butelki piwa. Gustav wykonał dłonią leniwy gest, mający oznaczać „cześć” i zmienił kanał. Tom skinął niedbale głową i zawiesił wzrok na ekranie telewizora, gdzie kuso ubrana blondynka z promiennym uśmiechem obiecywała 500 Euro dla szczęśliwca, który złapie wolną linię i odpowie poprawnie na jedno z kretyńskich pytań dotyczących kuchennego asortymentu.
- A co tu tak grzecznie? Żadnej imprezki? Muzyka jak u cioci na obiadku…
– A żadnej – zmiana zwyczajów. Wychodzimy do nowego klubu na Halberstädter Straße. Zdążyłeś w ostatniej chwili - ciągnął basista. - Podobno niezła knajpa – mocne brzmienia i kilka stołów bilardowych...
Wolną ręką chwycił stojące na blacie kuchennym dwie wysokie szklanki i pchnięciem biodra zamknął drzwi lodówki. Płynny ruch nie umknął uwadze Gustava.
- Ty Geo robisz dziś za gwiazdę wieczoru – perkusista wymownie przesunął dłońmi wzdłuż tułowia, odchylając głowę do tyłu. Tom usiadł wygodnie w fotelu i wziął kilka chipsów.
- Nie martw się, Gusti – dziś rurka jest tylko twoja – odparł z uśmiechem Georg. Gustav zwinął pustą już torebkę po chipsach i rzucił nią w basistę. Trafiła go w policzek i upadła na podłogę, gdzie została brutalnie zmiażdżona ciężkim butem ofiary.
- Dzwoniłem do ciebie, ale masz wyłączoną komórkę – zwrócił się do Toma.
Ostrożnie postawił na stole szklanki i butelki z piwem. Otworzył je wprawnym ruchem, po czym zepchnął z oparcia nogi Gustava na podłogę, robiąc miejsce dla siebie.
- Rozładowała mi się – skłamał dredziasty.
Celowo wyłączył telefon, żeby nikt mu nie przeszkadzał, gdy był z Eleną, a potem zwyczajnie zapomniał go włączyć.
- Cześć, Tommy – David rzucił przez ramię, zauważywszy w końcu obecność gitarzysty, po czym wrócił do gry.
- Cześć – odrzekł, sięgając po otwarte piwo.
- Gdzie z tymi łapami? – Georg uderzył go lekko po palcach. – Przynieś sobie.
- A to nie dla mnie? – zapytał, udając zdziwienie.
- Dobra, niech stracę. Ale pod warunkiem, że idziesz z nami. Zabawimy się trochę.
Basista z chytrym uśmieszkiem na twarzy podniósł się z kanapy i parodiując taneczny krok, udał się w stronę lodówki. Tom nie był w nastroju do zabawy, ale perspektywa spędzenia wieczoru w pustym mieszkaniu, w towarzystwie własnych myśli nie napawała go radością. Po spacerze w parku odeszła mu ochota na samotność. Bądź co bądź pomysłów na urozmaicenie klubowych wypadów nigdy chłopakom nie brakowało, a tej nocy potrzebował zastrzyku pozytywnej energii, bo choć chwile z El były wspaniałe, wciąż czuł się rozbity. Postanowił więc nie zadręczać się myślami i skorzystać z propozycji kumpli.
- No to ruszać się, bo nam knajpę zamkną. Na co czekacie? – podjął Tom pewnym tonem.
Odstawił ledwie napoczętą butelkę piwa i podniósł się z fotela.
- Hej wy tam, stratedzy! – krzyknął w stronę Davida i Marka, którzy równocześnie oderwali wzrok od monitora. - Podnosić tyłki, wychodzimy.
- A coś ty taki nabuzowany, co? – David wyłączył komputer, ściszył pilotem muzykę, po czym podszedł do lodówki. Wyjął z niej sok pomarańczowy i nalał trochę do szklanki.
- Nie nabuzowany tylko zdecydowany – odparł Tom z przekąsem. – Wy byście do rana siedzieli przed kompem.
- Bo widzisz, my, w przeciwieństwie do ciebie, nie mamy z kim spędzać romantycznych wieczorów przy pełni księżyca – David objął ramieniem Georga i rozmarzonym wzrokiem błądził po suficie.
- Bo żadna was nie chce, matoły – odrzekł dredziasty i udał się w stronę łazienki, ściągając po drodze czapeczkę i bluzę.
- Chce, chce – zaperzył się Georg. – Ale jest ich tyle, że nie mogę się zdecydować.
- Bo jesteś matołem – dobiegł go głos zza zamkniętych już drzwi, a zaraz potem szum wody i pełny fałszywych nut śpiew Toma.
- No to teraz sobie poczekamy pół nocy, aż nasz solista skończy brać prysznic – Mark usiadł zrezygnowany na wolnym fotelu i położył głowę na oparciu.
- Ja na twoim miejscu bym się nie odzywał, Mark. Nie masz dość po akcji w samochodzie? – przypomniał mu Gustav, po czym wrócił do podziwiania atutów blondynki w telewizji.
Mark nie odpowiedział. Wbił wzrok w plamę na suficie i czekał w milczeniu na Toma.


***
Nie czuł się tu dobrze. Już od wejścia wiedział, że nie odnajdzie się w tym klimacie. Liczył na chwilę wytchnienia przy stole bilardowym i lżejszych rytmach, a dostał potężną dawkę ciężkiej, industrialnej muzyki i kilometrową kolejkę do toalety. Protesty na nic się zdały – Georg i reszta byli nieprzejednani. Muzyka zupełnie im nie przeszkadzała, a liczba ludzi w lokalu była według nich dowodem, że to świetne miejsce. Pognali do baru i zarezerwowali stół na najbliższe trzy godziny, jego zostawiając przy drzwiach wejściowych ze zniesmaczoną miną i kilkoma niewypowiedzianymi argumentami przeciwko spędzaniu reszty nocy w tym klubie. Zrezygnowany udał się więc w stronę baru, zamówił drinka i poszedł za chłopakami do sali bilardowej, gdzie muzyka docierała już w złagodzonej formie. Postawił szklankę z trunkiem na małym, metalowym stoliku i posmarował koniec kija kredą. David usiadł z ochroniarzem tuż obok. Rozmawiając, dyskretnie obserwowali otoczenie. Grali dwóch na dwóch – Tom z Georgiem przeciwko Gustavowi i Markowi. Od początku szło mu fatalnie – jakby po raz pierwszy miał kij w dłoni. Georg nic nie mówił, ale z wyrazu jego twarzy Tom zdołał wyczytać, jak bardzo był rozczarowany. W końcu dredziasty, zdenerwowany kolejną porażką, zrezygnował z dalszej rozgrywki, wciskając Davidowi kij do ręki.
- A ty dokąd? – zapytał ze zdziwieniem i zagrodził mu drogę, widząc, że Tom ma zamiar wyjść.
- Graj za mnie, ja dzisiaj jestem do dupy. Chyba widać – odrzekł, nie ukrywając irytacji.
- Ale nie powiesz chyba, że wybywasz do domu. Dopiero przyszliśmy…
- No nie – odrzekł Tom niepewnie. Miał nieodpartą ochotę pojechać do mieszkania, ale nie chciał psuć kumplom zabawy. Georg pewnie by się zastanawiał, co go gryzie i po jakiejś godzinie też opuściłby klub. Po śmierci Billa był jedną z niewielu osób, na której wsparcie Tom mógł liczyć. Tylko on nie próbował zagadywać go do bólu i rozśmieszać na siłę, gdy przeżywał ciężkie chwile. Pozwalał mu wyrzucać z siebie ukrywaną przed ludźmi rozpacz. Często stawał w jego obronie, gdy nie pohamowawszy emocji, obrażał i ranił swoim zachowaniem innych. Mimo to nie mógł nazwać Georga przyjacielem, bo to słowo wymazał ze swojego słownika wraz z odejściem brata... ale dobrym kumplem - tak. Dobry kumpel – to wszystko na co mógł się zdobyć w tym czasie.
- To gdzie się wybierasz? – ciągnął David.
- Idę po drinka – Tom ruchem głowy wskazał pustą szklankę na stoliku – i chcę się trochę rozejrzeć po sali.
- Aaaa – na twarzy Davida pojawił się wymowny uśmieszek – w naszym Tommym obudził się podrywacz. Udanych łowów – zakończył i odsunął się, otwierając Tomowi drogę do wyjścia.
- Sam zapoluj, dobrze ci to zrobi. Spadam, znajdziecie mnie jak by co – odrzekł i wyszedł. Po chwili ochroniarz udał się w jego ślady.


Podszedł do baru i prawie krzycząc, poprosił o Margaritę z dużą ilością tequili. Głośna muzyka wręcz uniemożliwiała jakąkolwiek rozmowę. Barman spojrzał na niego i uśmiechnął się znacząco, po czym zajął się przygotowaniem drinka. Tom czekał z niewzruszonym wyrazem twarzy, a gdy tamten skończył, sięgnął po pełną szklankę. Odwrócił się w stronę sali i w poszukiwaniu wolnego stolika przebiegł po niej wzrokiem. Znalazł cudem ocalały przed tłumem stolik w mało widocznej części lokalu. Miejsce w sam raz dla kogoś, kto zamierza się ukryć. Tom uśmiechnął się do siebie na tę myśl i ruszył w kierunku upatrzonego miejsca. W tej samej chwili ktoś wpadł na niego, trącając w bok. Dredziasty zabalansował ciałem, z trudem unikając wylania zawartości szklanki i odwrócił głowę w stronę sprawcy. A raczej sprawczyni. Odruchowo omiótł wzrokiem jej sylwetkę, zaczynając od stóp. Wysokie, ciężkie, skórzane buty zdradzały jej drapieżny charakter. Wąski do granic możliwości pasek czarnego materiału opinał zgrabne, smukłe uda. Stała do niego bokiem, z nogą lekko wysuniętą do przodu – tak, że rozchylające się części przecięcia spódnicy odsłaniały całe udo, aż po biodro. Jest bez majtek – przemknęło mu przez myśl. Szybko pomknął wzrokiem w górę, ledwie rejestrując wiązany na piersiach połyskliwy gorset i spojrzał na jej twarz – dziewczyna uśmiechnęła się do niego przepraszająco, odsłaniając równy rząd białych zębów, po czym odwróciła się bez słowa i odeszła, znikając w tłumie. Tom wziąwszy łyk cierpkiego alkoholu, udał się w stronę wciąż wolnego stolika.
- Tom! Tom, zaczekaj! – usłyszał za plecami. Rozpoznawszy głos Marka, odwrócił się powoli, rozciągając usta w coś na kształt uśmiechu.
- Co jest? Skończyliście już grać? – zapytał z udawanym zainteresowaniem.
- Nie, wyskoczyłem po piwo i chipsy, ale cieszę się, że cię zobaczyłem – odparł trochę zmieszany.
- No, faktycznie nie widzieliśmy się szmat czasu. Musiałeś się stęsknić za mną, skoro tak przepychasz się przez tę masę ludzi, żeby mi to powiedzieć – Tom nie krył zażenowania.
- Nie.. ja właściwie to… - zakłopotania Marka nie dało się nie zauważyć.
- To..? – zapytał zniecierpliwiony.
- Chciałem cię przeprosić za ten wygłup w samochodzie, zachowałem się jak palant, nie pomyślałem, że tak to odbierzesz. Sorry – wyrecytował jednym tchem.
Tom nieco zaskoczony tym, co usłyszał, zrobił niewyraźną minę. Wściekł się wtedy na Marka i dał upust swoim emocjom, ale później żałował, że zareagował tak ostro. Chłopak nie zrobił tego specjalnie, a on był przewrażliwiony.
- Ok. Nie ma sprawy. Zapomnijmy o tym. – uśmiechnął się tym razem szczerze i poklepał Marka po ramieniu.
- Dzięki, stary – odrzekł z ulgą. – To ja spadam. Na razie – kończąc, pomachał Tomowi chipsami przed nosem i odszedł w stronę sali bilardowej. Tom opuścił nieco daszek czapki i w tym samym momencie spostrzegł, że miejsce, do którego podążał było już zajęte. Zaklął pod nosem, po czym udał się w inną część sali, bliżej wydzielonego miejsca do tańczenia.

***
Czerń nocy wraz z mglistymi wstęgami świateł przejeżdżających ulicą samochodów pląsała po pokoju, kładąc na ścianach rozdygotane wzory. Świszczący za oknem wiatr w rytm kropli deszczu regularnie uderzających o parapet snuł swoją senną opowieść. Zegar tykał beznamiętnie i z bezapelacyjną nieuchronnością wydzierał wieczności bezbronne sekundy. Elena zdana na łaskę wijących się w kątach jadowitych cieni leżała, patrząc obojętnie na spływające po szybie strużki deszczu. Miękka pościel okrywająca odziane w zwiewną koszulkę ciało dawała złudne poczucie bezpieczeństwa. Obok, wtulona w puszystą poduszkę spała Ines. Lecz na Elenę upragniony sen nie chciał spłynąć. Przymknęła więc oczy, wracając myślami do swego pokoju i chwil sprzed zaledwie kilku godzin…

gorący oddech łaskocze szyję
wilgotne usta… ich cudowna miękkość na rozpalonej skórze
pragnienie wlewa się w jej ciało…
jego dłoń wędruje niżej i niżej…
karmi głodne zmysły
ból oczekiwania… krótką chwilę, a jednak zbyt długą
nieśmiały szept na jej ustach… i jasna odpowiedź płynąca wprost z rozedrganych palców
świat zaczyna wirować… tańczy, a ona z nim… unosi się… to znów opada…
istnieje tylko dotyk… tylko dotyk… który pali jak ogień…

przyspieszone bicie serc
dłonie zaciśnięte na ramionach…
i wyrywający się z gardła bezgłośny krzyk…

a potem nagły złowrogi podmuch przejmujący chłodem do szpiku kości
i gdzieś na krańcu świadomości czyjeś oczy
zimne i puste - martwe


Lodowaty dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa i strach zbudzony we wspomnieniu odezwał się przeciągłym jękiem w jej głowie, gwałtownie poderwał przymknięte powieki. Skąd to dziwne, przerażające odczucie, że wtedy nie byli w pokoju sami? Czyżby silne emocje i męczące ją od kilku dni myśli sprawiły, że jej wyobraźnia tworzyła własną rzeczywistość? Wciąż nie potrafiła się otrząsnąć po napadzie w uliczce – unikała kontaktów z ludźmi, a wyjście samej z domu po zapadnięciu zmroku napawało ją strachem, którego nie umiała pokonać. Spotkanie z nieznajomym wybawcą i te nieznane, przepełnione magią emocje, jakie towarzyszyły jej, gdy odprowadzał ją w milczeniu do domu, obejmując ramieniem, które dawało poczucie bezpieczeństwa, pozostawiły po sobie trwały ślad - wciąż nie mogła wymazać z pamięci jego oczu, które przyciągały, mamiły, fascynowały. A potem ten nieuchwytny dla rozumu, przeszywający lękiem błysk trupich ślepi gdzieś głęboko w czaszce, w chwili gdy jej ciało drżało pod dotykiem dłoni Toma. Tak realny, a jednocześnie ulotny i nieokreślony niczym mgła. Nie wierzyła w żadne paranormalne zjawiska, a tym bardziej w namacalną obecność istot zza światów, lecz równocześnie nie mogła pogodzić się z myślą, że był to wyłącznie wytwór jej wyobraźni.
Odwróciła wzrok od mokrej szyby i okryła się szczelniej kołdrą. Zaciśnięte dłonie wtuliła w policzek i szyję, podkuliła nogi, przyjmując pozycję embrionalną. Wsłuchując się w miarowy, spokojny oddech Ines, czekała na sen. Wkrótce ogarnęło ją przyjemne ciepło i mięśnie rozluźniły się z wolna, świetlista smuga zawirowała tuż nad jej rozsypanymi na poduszce włosami, w oddali zawył złowieszczo samotny, bezpański pies. Elena lekkim krokiem szła wprost w objęcia Morfeusza, porzucając po drodze zbędny balast myśli. Gdzieś na cienkiej granicy świadomości i snu zarejestrowała ledwie widzącym wzrokiem pióro, które kawałek po kawałku przeistaczało się w siwy proch, lecz to nie zdołało już zmącić ogarniającego ją spokoju. To nie…


***
Siedział sam na skórzanej sofie, błądząc wzrokiem po sali. Bawił się szklanką do drinków, wewnątrz której zanurzone w tequili z likierem pomarańczowym i sokiem z limetki kostki lodu obijały się o ścianki przezroczystego naczynia. Lampy zamontowane w podłodze oświetlały na niebiesko jego pozbawioną emocji twarz. Zawiesił obojętne spojrzenie na tańczących parach. Dziewczyny w wyzywających, ciemnych strojach kręciły biodrami, ocierały się o swoich partnerów, spoglądając na nich z pożądaniem. Jedne podkreślały aż nadto swoje wdzięki kusą spódnicą i opinającym talię gorsetem, inne szokowały bojówkami z przesadną ilością klamerek i kieszeni oraz obcisłą koszulką na ramiączkach i okularami przeciwsłonecznymi przysłaniającymi pół twarzy. Migoczące światła stroboskopów odbijały się w metalowych elementach ich garderoby, gdy wyginały swe ciała w rytm ciężkiej muzyki, dłonie przesuwając po krągłych piersiach, by potem zejść niżej – do pośladków i wewnętrznej strony ud.

muzyka

Znudzony widokiem wijących się na parkiecie par zanurzył usta w mocnym trunku i położył głowę na oparciu kanapy. Przez chwilę alkohol obmywał ścianki jego ust, po czym spłynął ognistym strumieniem w głąb ciała. Z głośników popłynęły dźwięki Falling Again ze starego albumu Lacuna Coil. Spokojny, instrumentalny wstęp razem z krążącym w żyłach alkoholem wprowadzał go w swoisty trans. Lekko szumiało mu w głowie, a napięte pod wpływem emocji mięśnie rozluźniały się z kolejnym łykiem meksykańskiej wódki. Przymknąwszy oczy, wsłuchiwał się w brzmienie ukochanego instrumentu. Przez skórę odczuwał każde szarpnięcie strun, wibrującą głębię ich tonów, jednostajny taniec nut. Dać się ponieść ich rozkołysanej monotonii, wyłączyć myśli…. odlecieć… Palce leżącej bezwładnie na nodze dłoni same zaczęły wystukiwać rytm, umysł zapadał się w miękką, falującą otchłań… Świat przestawał istnieć, był tylko on i ta przepełniona goryczą muzyka. Nic więcej. On i muzyka… słowa piosenki wlewały się gorzkim strumieniem do świadomości… przyjemny, ledwie odczuwalny dreszcz przebiegał po plecach… i nagle dotyk obcej dłoni na ramieniu przywrócił go gwałtownie rzeczywistości. Przestraszony poderwał się z kanapy i odwrócił głowę. Dziewczyna, która potrąciła go przy barze, stała przed nim z kieliszkiem Martini i uśmiechała się zadziornie. Niewielki dołeczek, który pojawił się w prawym policzku dodawał jej uroku. Miała pełne, ładnie zarysowane usta. Wystrzępione włosy o barwie pszenicy sterczały wokół twarzy, podkreślając jej delikatne rysy. Nieregularne pasma grzywki kończącej się na wysokości ust przysłaniały część policzka. Długie, pokryte czarnym tuszem rzęsy wraz z lekko roztartą czarną kredką na powiekach podkreślały migdałowy kształt oczu. Ich jasne tęczówki przyciągały uwagę, elektryzowały, intrygowały. To były dziwne oczy. Bardzo dziwne.
- Taka późna pora, a ty ciągle sam? – zapytała, zbliżywszy twarz do jego ucha.
Ciepły oddech owiał jego szyję, zapach słodkich perfum uwodził zmysły.
- Ty, jak widzę, też nie narzekasz na nadmiar towarzystwa – odpowiedział zakłopotany.
- Już nie – odparła zagadkowo, popijając drinka i nie czekając na zaproszenie, usiadła na kanapie. Tom nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić, usiadł obok. Sięgnął po stojąca na stoliku szklankę i wziął z niej duży łyk trunku. Palące ciepło spłynęło po przełyku, pozostawiając w ustach gorzki smak. Dziewczyna nie spuszczając z niego wzroku, oblizała zmysłowo muśnięte błyszczykiem wargi. Jej szaroniebieskie tęczówki błądziły po twarzy gitarzysty, rejestrując każdą jej krzywiznę. Czuł się nieswojo. Zastanawiał się, dlaczego podeszła akurat do niego. Może go rozpoznała? Stąd to zainteresowanie. A może po prostu się jej spodobał? Starał się patrzeć jej prosto w oczy, lecz jego wzrok nęciły krągłe piersi odziane w wiązany z przodu gorset, który podkreślał ich urok. Dziewczyna swobodnym gestem, jakby od niechcenia, odgarnęła grzywkę z czoła, odsłaniając regularne brwi i odwróciła wzrok w stronę tańczących na środku sali ludzi. Udając zamyślenie, czy też znudzenie jego osobą, błądziła ręką po odsłoniętym dekolcie. Nieświadomie przygryzł dolną wargę i przełknął ślinę, gdy zaczęła bawić się rzemykiem przewleczonym przez dziurki gorsetu. Zauważając jego reakcję, przeczesała palcami nierówno obcięte włosy i rozsiadła się wygodnie, uwydatniając jeszcze bardziej biust. Wiązania gorsetu napięły się do granic możliwości. Miał wrażenie, że za chwilę rozerwą się pod naporem tych urzekających wypukłości. Dziewczyna zmrużyła lekko oczy i omiotła przenikliwym wzrokiem jego sylwetkę, po czym, przechyliwszy głowę na bok, założyła nogę na nogę, odsłaniając smukłe udo. Poczuł spływającą na niego falę gorąca i ponownie zatopił miękkie usta w resztce alkoholu, próbując odzyskać panowanie nad własnym ciałem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)