Forum Forum Tokio Hotel Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 The modern Cinderella - czyli opowiadanie nie o TH Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Julie




Dołączył: 01 Kwi 2006
Posty: 99 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z książki.

PostWysłany: Nie 19:06, 11 Cze 2006 Powrót do góry

Miałam pomysł, napisałam... I liczę teraz na opinię Smile.
Nie o TH, bo już mi jakoś opka o TH nie wychodzą.
Przypuszczam, że każda z Was zna bajkę o Kopciuszku Razz...
To opowiadanie powinno się Wam w jakiś sposób z nią skojarzyć Smile.


- Podnieś wreszcie dupę z tej podłogi i przynieś mi fajki! – rozległo się w pokoju i długowłosa, ubrana w powycierane dżinsy dziewczyna o imieniu Samanta, leżąca spokojnie na gołej, zimnej podłodze, obudziła się.
„I kurwa co jeszcze?”, pomyślała, siadając i przeczesując dłonią jasne kosmyki.
- Pospiesz się! – wrzasnął ktoś jeszcze głośniej.
- No zaraz! – odkrzyknęła, podnosząc się. Otrzepała spodnie z wszechobecnego w tym domu popiołu, a potem wzięła ze stołu paczkę cameli.
- Samanta! – wołanie stawało się coraz bardziej niecierpliwe.
Nie odpowiedziała; nie chciała jeszcze bardziej psuć sobie humoru.
Odetchnąwszy głęboko, nacisnęła odrapane, drewniane drzwi i weszła do środka.
- Co tak długo?!
Dziewczyna rozejrzała się po tym tak dobrze znanym sobie pokoju. Naprzeciwko niej stało duże, stare łóżko, a po lewej stronie, pod brudnym oknem, była mała, drewniana, rozlatująca się komoda. Pokój tonął w ciężkich oparach jakichś perfum, a w łóżku, ubrana w długą, satynową koszulę na ramiączkach, leżała najpiękniejsza kobieta, jaką zdarzyło się Wam zapewne widzieć.
Jej ciemne, kręcone włosy opadały na opalone ramiona i chociaż niedawno się obudziła, wyglądała, jakby dopiero co wyszła od fryzjera. Mało tego, od najlepszego fryzjera w mieście. Skóra bez jednej zmarszczki (efekt, niewątpliwie, liftingu) i blask w zielonych oczach dodawały jej młodzieńczego uroku, choć młoda bynajmniej już nie była.
- Pewnie jak zwykle zaspałaś, co? – odezwała się do Samanty.
Z ust tej drugiej wyrwał się jedynie jakiś nieartykułowany dźwięk
- Gdyby twój ojciec widział, jak ze mną rozmawiasz... – westchnęła przesadnie brunetka. – Na pewno nie byłby szczęśliwy.
- Odpieprz się od mojego ojca – mruknęła Sam, wpychając obie ręce do tylnych kieszeni ciasnych dżinsów.
- Co powiedziałaś? – kobieta zmarszczyła brwi.
- Mniejsza o to – Samanta uśmiechnęła się słodko i wyszła tyłem z pokoju, trzaskając drzwiami. Pobiegła szybko, by w razie czego nie słyszeć przekleństw pod swoim adresem. Bo właściwie po co ma ich słuchać, skoro i tak wie, jaki będzie repertuar? Zawsze było tak samo. Bez wyjątku. – Głupia idiotka – powiedziała do siebie ze złością, z całą siłą rzucając się na łóżko. Sprężyny zajęczały żałośnie. – Co ja tu w ogóle robię?

Matka Samanty umarła, kiedy ta była maleńkim dzieckiem, a gdy skończyła osiem lat, opuścił ją także ojciec. Była wtedy taką śliczną, małą dziewczynką w różowej sukience, z jasnymi lokami i ogromnymi, dziwnymi oczami o nieokreślonym kolorze. Taka słodka, mała księżniczka. Słodka aż do bólu.
Stała na schodach, ściskając ulubioną lalkę, bynajmniej nie najładniejszą z jej wielkiej kolekcji przeróżnych lalek, którymi obsypywano ją przy każdej nadarzającej się okazji. A mimo to, kochała ją. Czy to nie dziwne? Wolała brzydką, porcelanową lalkę w przydużej kraciastej sukience i słomianym kapeluszu niż jedną z tych królewien z koronami, tych w sukienkach obszytych koronką, z łagodnym uśmiechem, niebieskimi oczami i uroczym małym noskiem. Ale Samanta zawsze była dziwna. Choć przecież nie różniła się niczym od innych dzieci w jej wieku. Tak samo jak one miała dwoje oczu, tak samo lubiła się bawić i niezachwianie wierzyła w anioły.
- Twój tatuś umarł – cicho powiedziała do niej niania, którą tak bardzo kochała.
I w tym momencie zawalił się cały świat Samanty. Jej dziecięcy świat. Zawaliły się piękne marzenia, wszystko znikło, rozpłynęło się w mroku, w nieprzebytej, tajemniczej ciemności, jaką była śmierć.
Pamiętała, że jak na zwolnionym filmie, lalka wypadła jej z ręki, tłukąc się na wiele, wiele kawałków. Chciała iść, lecz nie mogła postąpić kroku. Ani w przód, ani w tył. Stała na tych schodach, kurczowo trzymając się poręczy, a łzy płynęły po jej twarzy jak dwa strumienie. Głos uwiązł jej w gardle. Stała tak, uwięziona we własnym ciele, nie mając pojęcia, ile to wszystko trwa.

Samanta wzdrygnęła się na to wspomnienie. Mniejsza o wspomnienia, przecież one i tak nic nie zmienią. Po prostu były, już się nie wydarzą. I trzeba o nich zapomnieć. Ale wiedziała, że oszukuje sama siebie. Są przecież rzeczy, których nie da się zapomnieć, choćby się tego bardzo pragnęło.
Od tamtej pory mieszkała więc z drugą żoną ojca i dwiema siostrami, których bynajmniej nie darzyła sympatią. Ładnie mówiąc. Jedna, Madeline, ostro wymalowana punkrockowa laleczka o farbowanych czarnych włosach, w krótkiej spódniczce z łańcuchem i czarnych trampkach. Ta piękna muzyka dobiegająca z jej pokoju od rana do wieczora budziła Samantę rano i w nocy układała ją do snu. No i druga, Arlene, zupełne przeciwieństwo tej pierwszej. Słuchała hip-hopu, nosiła skejtowskie spodnie i szeroką bluzę, na głowie daszek i nawet nie dopuszczała w pobliże siebie choćby jakiegoś błyszczyka czy tuszu. Siedziała cały dzień układając rymy, by potem zarapować swoim równie skejtowskim kolegom w jakiejś podejrzanej melinie. Tylko tyle się dla niej liczyło. Obie tak samo działały na nerwy Samancie, a ona działała na nerwy im. I wszystko grało.
Tymczasem Samantę w tym domu traktowano co najmniej jak osobę pozbawioną wszelkich praw, wyłączając prawo do bezsensownego egzystowania. No trudno, bo skoro już jest, to naszym zadaniem jest obrzydzić jej życie i dostosować ją do naszych przyjemności. Tak więc, z roli małej księżniczki spadła do roli co najmniej kury domowej. Bez możliwości chadzania na imprezy. Bez możliwości słuchania ulubionej muzyki. Bez możliwości kupowania sobie ciuchów. I długo tak można jeszcze wymieniać.
Tak więc (wcale nie zaczęłam zdania od „więc”, zaczęłam je od „tak”), aby jakoś przeżyć, trzeba było pozwolić innym rządzić. We własnym domu co prawda, ale cóż poradzić. Była najmłodsza i nie miała nic do gadania.
Mimo wszystko, Samanta bynajmniej nie była głupia. O, co to, to nie! Pozbawiono ją możliwości imprezowania a nawet spotykania się ze znajomymi (których zresztą i tak nie miała, więc co za różnica), ona nie zwariowała, nie wszczęła buntu ani nie zrobiła nic podobnego. Odnalazła swój świat, tak jak wiele tych zagubionych dzieci, o których tyle się czyta. Nie polegało to wcale na gadaniu do siebie, bo, jak już mówiłam, nie zwariowała. Jej azylem było jedyne pomieszczenie, które należało do niej – maleńki pokoik na poddaszu, a w nim jedyne pamiątki po szczęśliwym (w miarę) dzieciństwie, wiele różnego rodzaju naszyjników i łańcuszków (Boże, jakże ona kochała w dzieciństwie wszystkie te błyszczące rzeczy, które zakłada się na szyję!), no i trochę ciuchów, które siostrom już się znudziły, a z którymi nie było co zrobić, bo wyglądały jeszcze całkiem, całkiem. To tam zamykała się, tam mogła się spokojnie wypłakać, kiedy było jej źle (a właściwie rzadko kiedy nie było), pomarzyć. Bo ona też miała marzenia. Marzenia nie do spełnienia, ale jednak. Nie ma potrzeby o nich teraz mówić.

Tak było też i tamtym razem. Leżąc na swoim łóżku, zastanawiała się nad tym, co właściwie tu robi. Z dołu dobiegały dźwięki muzyki (a jakże), lecz tym razem Samanta jakoś nie czuła ochoty, by wstać i komuś przywalić, jak zawsze się działo, gdy tego słuchała.
- Ja się chyba zabiję... – mruknęła do siebie, przejeżdżając dłońmi po twarzy. Spojrzała z obrzydzeniem na brudne, połamane paznokcie. – Jezu...
- Samanta! – rozległo się z dołu.
„Madeline? Czego może chcieć?”, zastanowiła się Sam i zerwała się na nogi, kiedy siostra z rozmachem otworzyła drzwi jej pokoju.
- Znów się chowasz! – zarzuciła jej Madeline, wchodząc do środka. – Chodź, musisz mi pomóc!
- W czym tym razem? – na pozór uprzejmie i ze słodkim uśmiechem spytała Samanta.
- Już nie takim, kurwa, tonem – warknęła Maddy. – Bierz dupę w troki, złaź na dół i mi pomóż. Idę na dyskę do „Heaven”.
- O fuck... – zaklęła cicho Sam. – Jak zamierzasz się tam dostać?
- Nie twój pieprzony interes.
Klub „Heaven”, do którego wybierała się Madeline, był bez wątpienia najlepszą, najdroższą i najbardziej nowoczesną knajpą w mieście, ale, niestety, od lat osiemnastu. Jakim więc cudem siedemnastoletnia Maddy chciała się tam dostać, tego Sam nie wiedziała. Z drugiej strony, siostra miała takie znajomości, dla których nawet włamanie do kasyna nie byłoby właściwie większym problemem, więc...
- Dobra, idziemy – zdecydowała Sam. – Ale pod warunkiem, że...
- Już ty mi tu warunków nie stawiaj – Madeline skrzywiła nos.
- ...że weźmiesz mnie ze sobą – dokończyła Samanta z uśmiechem.
- Chyba cię pogięło! – brzmiała odpowiedź. Chociaż, czy mogła spodziewać się innej?
- Nie pogięło – zaprzeczyła z zadziwiającą przytomnością umysłu Sam. – Tak więc?
- Nie będziesz mi dyktowała warunków, małolato.
„Małolato?”, pomyślała Samanta. „Przecież ty jesteś rok starsza ode mnie”.
No cóż, na niektórych niestety nie ma rady.


- Nie ściskaj mi tak mocno tego gorsetu, idiotko, nie mogę przez niego oddychać! – darła się Madeline, której Sam złośliwie zacisnęła na plecach sznureczki czarnego gorsetu z perełkami najmocniej, jak się dało.
- Inaczej ci spadnie – odparła, z trudem powstrzymując się od śmiechu.
- Poluzuj to, do kurwy nędzy!
- OK., OK. – nie chcąc awantury z całą rodziną w komplecie, Sam uległa. – To co, zabierasz mnie ze sobą?
- Wiesz, co sądzę na ten temat i mnie nie wkurzaj.
Samanta westchnęła.


„A gdyby tak iść samej na tę imprezę?”, myślała później, kiedy już uporała się z Madeline i leżała na powrót na swoim łóżku w pokoiku na poddaszu. „Wyglądam na więcej niż osiemnaście, na pewno mnie wpuszczą”.
- Wstawaj, Sam – uśmiechnęła się do siebie. – To będzie twoja noc!
Nie bardzo w to wierzyła, no ale pomarzyć zawsze można.
Najfajniejszą sukienką, jaką miała, była brązowa satynowa kiecka, w której kiedyś chodziła jej matka. Wystarczyło ją trochę przerobić, skrócić, ale co to właściwie za problem? Dla Sam żaden.
Godzinę później już paradowała przed lustrem w kusej sukience, pokazującej światu jej długie nogi i opinającej zgrabny tyłek, którymi nie miała dotąd gdzie się pochwalić. Do tego jeszcze tylko coś na szyję, jakieś buty... i już.
Z butami właściwie mógł być problem, bo Sam nie posiadała żadnych, które by się nadawały, lecz przecież Arlene miała takie fajne, wysokie, z balu maturalnego. Wystarczyło tylko je sobie wziąć.
Kiedy siostra nie widziała, Samanta zakradła się do jej pokoju i wyciągnęła prawie nieużywane (bo tylko raz) buty.
Potem, znów stając przed lustrem, aż zacmokała na swój widok.
- Niezła laska z ciebie, Sam – szepnęła do siebie.

A czas pędził jak błyskawica. Już po chwili siedziała w pustym domu (bo obie siostry pojechały już do „Heaven”, a macocha wybyła na jakiś wieczorek ze swoimi znajomymi) i zastanawiała się, co właściwie ma zamiar zrobić.
- Jak mnie złapią, to będzie siara – powiedziała do siebie, ale... jakoś jej to nie przerażało. – Jechać czy nie jechać, oto jest pytanie... – żartowała sama ze sobą. – Jechać – postanowiła w końcu i zadzwoniła po taksówkę.
Pieniądze, rzecz jasna, trzeba było zwinąć macosze, co nie stanowiło większego problemu, skoro nie było jej w domu. Oczywiście, gdyby była, też nie byłby to problem, no ale to tylko takie małe napomknięcie.


Tak jak się spodziewała, weszła do „Heaven” bez problemu. Bramkarz wpuścił ją „za piękne oczy”, nawet nie pytając o wiek ani nie prosząc o dowód tożsamości. W klubie było pełno ludzi, jedni tańczyli, inni pili, jak to w klubach bywa. Nie bardzo umiała chodzić na swoich (swoich?) szpilkach, ale jakoś sobie jednak radziła.
Usiadła przy barze, obciągając sukienkę, bo dziwnie się w niej czuła. Nigdy nie wychodziła jeszcze w takim stroju. Siedząc, niepewnie rozglądała się po otoczeniu, nie mając już takiej pewności, czy przyjście tutaj było na pewno dobrym pomysłem. Już po chwili przysiadł się do niej jakiś chłopak. Nawet całkiem przystojny, o ile mogła to stwierdzić w kiepskim, migającym, kolorowym świetle.
- Elo, laska – zagadał. – Zatańczysz?
- Mogę... – zgodziła się nieśmiało. Pociągnął ją na parkiet. Puszczali akurat jakiś wolny kawałek, więc chłopak objął ją i mocno przycisnął do siebie, tak że ledwo mogła oddychać. Był lekko wstawiony, może nawet trochę bardziej niż lekko. W czasie tańca jego ręka zawędrowała niebezpiecznie nisko, przy czym szeptał jej do ucha takie rzeczy, że nie wytrzymała.
- Styka, koleś. – Odepchnęła go i wróciła na swoje miejsce, zostawiając zaskoczonego chłopaka na środku sali. Lekko się trzęsła i była zdenerwowana, ale pić nie chciała. Za duże ryzyko, że ktoś coś poczuje, jak wróci do domu.
Siedziała tak dłuższą chwilę, aż w końcu ujrzała, jak drzwi się otwierają i wchodzi młody chłopak w asyście dwóch kolegów.
- O rany, Michael Burner... – szeptały jakieś dziewczyny, siedzące obok niej. – Co on tu robi?
Na podstawie tego Samanta wywnioskowała, że niejaki Michael Burner to ważna osobistość dla tutejszego towarzystwa. No i sama musiała przyznać, że koleś był całkiem niezły. Wyobraziła sobie (a wyobraźnię miała naprawdę niezłą), jak podchodzi do niej i prosi ją do tańca. W marzeniach już wirowała w jego ramionach, gdy nagle zdała sobie sprawę, że ktoś coś do niej mówi.
- Co? – zapytała niezbyt przytomnie, spoglądając w górę. Ku swemu wielkiemu zaskoczeniu, ujrzała nad sobą nikogo innego jak Michaela. Przetarła oczy, sądząc, że to sen.
- Zatańcz ze mną – powtórzył chłopak i uśmiechnął się. Miał piękny uśmiech.
- Ja? – upewniła się, wciąż nie mogąc w to uwierzyć. Laski po lewej spojrzały na nią z zazdrością.
- Oczywiście, że ty – znów się uśmiechnął. Sam była gotowa w tamtej chwili zrobić wszystko dla tego uśmiechu.
- Pewnie – odpowiedziała wreszcie na jego pytanie i pozwoliła wziąć się na rękę i zaprowadzić na środek parkietu.
- Jak masz na imię? – zapytał, tuląc ją w tańcu. I oczywiście, znów się uśmiechnął.
- Samanta – szepnęła, czując, że jeszcze trochę, a zemdleje. Nigdy nie czuła się tak dziwnie na widok jakiegoś chłopaka.
- Ślicznie – odparł. – Ja jestem Michael.
„Michael i Samanta, Samanta i Michael”, wirowały myśli w głowie Sam. Zdawała sobie sprawę z tego, że zachowuje się jak idiotka, ale cóż mogła na to poradzić? Mogła tak wirować w ramionach chłopaka do końca świata i jeszcze dłużej, bo dla niej czas zatrzymał się w miejscu. Tańczyli, tańczyli wciąż, najpierw raz, potem drugi i trzeci, a później już straciła rachubę. Przeraziła się jednak, zerkając ponad ramieniem Michaela na neonowy zegar.
- Za pięć dwunasta! – wykrzyknęła. – Muszę lecieć!
- Co? Poczekaj! – starał się ją bezskutecznie zatrzymać. – Poczekaj, Sam!
Ale ona już wybiegła. Tylko mały, błyszczący przedmiot pozostał u jego stóp.
Michael schylił się, by podnieść go z ziemi. Kolczyk Samanty. Jedyna po niej pamiątka.

Tymczasem Sam gnała do domu na złamanie karku w wysokich szpilkach. Nie liczyła na to, że macochy nie będzie w domu, ale przecież cuda też się zdarzają. I tym razem się zdarzył. Mieszkanie świeciło pustkami.
Samanta szybko odłożyła buty na swoje miejsce, schowała sukienkę na dno szafy i jak najszybciej mogła, położyła się do łóżka. Udawała, że śpi, kiedy drzwi na dole trzasnęły i wróciły siostry.
Uśmiechnęła się do siebie, zasypiając naprawdę. Ta noc była tego warta.


- Do jasnej cholery, mam tylko jej kolczyk! – denerwował się Michael, chodząc po swoim pokoju i żaląc się swojemu przyjacielowi, Tomowi. – Co ja mam zrobić? Masz pojęcie, jaka ona była śliczna?
- Niejedna ładna laska na tym świecie... – mruknął Tom i schylił się szybko, bo inaczej dostałby wazonem z zawartością. Ponieważ zdążył się schylić, naczynie przeleciało przez pokój i zamiast w twarz Toma uderzyło w ścianę. Róże wypadły, a woda wylała się na podłogę. Tym jednak nikt się nie przejął.
- Może niejedna... – powiedział Michael, podchodząc do niego blisko. – Może niejedna – powtórzył, z twarzą przy twarzy przyjaciela. – Ale dla mnie jedyna na świecie.
I to zdanie skutecznie zamknęło Tomowi usta na temat ładnych lasek tego świata.


Samanta, budząc się rano, wciąż myślami była przy wczorajszym wieczorze, w ramionach Mike’a. Na stole leżał kolczyk, jeden z tych, które założyła na tę imprezę. No właśnie, jeden! A gdzie jest drugi?
Nie miała jednak czasu głębiej się nad tym zastanawiać, bo wrzaski z dołu, domagające się śniadania, skutecznie jej to uniemożliwiły. A potem zapomniała zupełnie o kolczyku.


A Michael szalał. Tajemnicza Samanta nie dawała mu spać, nie był w stanie myśleć o niczym innym jak tylko o tym, by móc znów się z nią zobaczyć. Nikt go nie rozumiał. Nikt. Nawet Tom, jego najbliższy przyjaciel, z którym znał się od dzieciństwa, z którym od początku dzielił wszystkie swe wątpliwości, troski i nadzieje. Jaki sens miało takie życie?

Jednak, jak się okazało, przypadki chodzą po ludziach.
Jakiś czas po imprezie Samanta, ubrana w swoje powycierane dżinsy, robiła zakupy w osiedlowym sklepie. Było jej smutno, bo opadły już wrażenia po dyskotece, z jakiegoś powodu miała zły humor, a poza tym była okropna pogoda. Wystarczający powód do smutku.
Ze spuszczoną głową szła powoli do kasy, nie spiesząc się... bo i gdzie? Nikt na nią nie czekał, a jeśli już, to tylko po to, by się na niej wyżyć. To już lepiej w ogóle nie wracać do domu.
Szła tak, szła, a droga zdawała się nie mieć końca. Podniosła głowę dopiero, kiedy... wpadła na kogoś.
- Uważaj jak łazisz – warknęła, napotykając przed sobą przeszkodę w postaci klatki piersiowej jakiegoś chłopaka.
- Samanta? – wyjąkał osobnik, który na nią wpadł.
Dopiero wtedy przyjrzała mu się dokładniej. I z miejsca na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Michael...? – zapytała, choć była tego praktycznie pewna.
W odpowiedzi chłopak wyciągnął z kieszeni coś srebrnego i błyszczącego.
Bynajmniej nie nóż.
Wyciągnął kolczyk Samanty.
- Mój kolczyk – zauważyła inteligentnie dziewczyna.
- Tak – potwierdził. – Weź go – dodał, wkładając go jej do ręki. Zbyt długo przytrzymał ją w swojej, by można było to tak po prostu olać.
- Zastanawiałam się cały czas, gdzie jest – uśmiechnęła się do niego.
- Przez cały czas był u mnie – także się uśmiechnął.
- Był bezpieczny u ciebie... – powiedziała Sam, wracając pamięcią do tamtego wieczoru.
- Ty też teraz będziesz – mruknął Michael.
Wiedział już, że ta historia będzie miała szczęśliwe zakończenie.

Które każdy z Was musi dopisać sobie sam Smile.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Julie dnia Śro 11:20, 21 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
hobo psec
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 1547 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: hobolandia [Lublin]

PostWysłany: Nie 19:14, 11 Cze 2006 Powrót do góry

Wow, rzeczywiście jak historia o Kopciuszku. Takim nowoczesnym... bardzo mi się podoba, jest świetne! Oryginalny pomysł, geniane wykonanie... malyna! Muuuuuuua;*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez hobo psec dnia Nie 19:27, 11 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Kamis
:-(
:-(



Dołączył: 07 Lut 2006
Posty: 196 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Stoszowice

PostWysłany: Nie 19:27, 11 Cze 2006 Powrót do góry

Wow zdziwiło mnie to opko a jakże inaczej ale powiem jedno jest świetne! Może dam tylko propozycję ... I żyli szczęśliwie do czasu gdy Michael przedstawił Samante Tomowi.... HEHE i historia zaczyna się od początku. Buźka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
alex_92
:-(
:-(



Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 150 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Nie 19:53, 11 Cze 2006 Powrót do góry

oooo.. nowe opko i jakie dlugie .. przeczytam je juttro bo teraz nie mam czasu jest bardzo dlugie ale pewnie ciekawe
pozdrawiam
jutro je przeczytam
caluski Smile:SmileSmileSmile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
~ddm
:(
:(



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 314 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?

PostWysłany: Nie 20:29, 11 Cze 2006 Powrót do góry

Hm...
Nie wiem w sumie co powiedziec.
Rzeczywiscie przypominalo kopciuszka, ale to ni ten charakter.
Tamten kopciuszek byl skryty i niesmialy, a ten... eh no nie calkiem.
Ale podobalo mi sie, bo napisane naprawde swietnym stylem.
Bezblednie i zrozumiale. Wszystko sie zgadza.
Moze jeden blad logiczny mi sie rzucil w oczy, ale nie bede sie czepiac, bo liczy sie tresc.
Bardzo ladne, widac, ze to dzielo mistrzyni.
Pozdrawiam:
~ddm


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Beata
:-(
:-(



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:29, 11 Cze 2006 Powrót do góry

Świetna wersja nowoczesnego Kopciuszka , napisana lekkim stylem ,którą fajnie się czytało . Gratuluję pomysłu !


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nevermind
:-(
:-(



Dołączył: 17 Mar 2006
Posty: 167 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: A kogo to obchodzi...

PostWysłany: Nie 20:43, 11 Cze 2006 Powrót do góry

hmm....
Podobało mi się xD
Pewnie teraz znów zaczniesz gadać, że wszystko co piszesz mi sie podoba xD
No trudno Wink
Z tym Kopciuszkiem to fajny pomysł x)
Super się to czytało!

Pozdrawiam Całus.

~Młodsza siostra Majka xD ( nauczyłam się poprawie pisać xD)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mia
:(
:(



Dołączył: 24 Mar 2006
Posty: 357 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z piekła rodem

PostWysłany: Nie 20:58, 11 Cze 2006 Powrót do góry

tak- to był nowoczesny kopciuszek Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kama
Administrator



Dołączył: 24 Sty 2006
Posty: 1374 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Przemyśl

PostWysłany: Nie 21:15, 11 Cze 2006 Powrót do góry

Julie wreszcie się doczekałam kolejnego Twojego dzieła Wink
Bardzo mi się podobało.
Nowoczesna wersja kopciuszka, ciekawie opisane... świetny styl Wink
I coś pozytywnego na sam koniec dnia, bo przeciez zakończenie jest szczęsliwe Wink
Bardzo się ciesze, ze mogłam w końcu przeczytać coś Twojego.
Czekam na więcej Twoich dzieł.
Życzę weny Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Alice




Dołączył: 27 Mar 2006
Posty: 51 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: bydgoszcz city

PostWysłany: Wto 16:39, 20 Cze 2006 Powrót do góry

Faktycznie podobne do kopciuszka. Podobało mi się.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kruk
:(
:(



Dołączył: 15 Kwi 2006
Posty: 301 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: masz pewność? skąd masz czelność? skąd masz tyle tupetu i skąd masz wiesz, że napewno?

PostWysłany: Nie 17:55, 25 Cze 2006 Powrót do góry

Ależ to było romantyczne.... no nie... rozpłynęłam się nieco XD Lubię sobie od czasu do czasu poczytać takie bajeczki, a t apodobała mi się niezmiernie Smile A co z twoim opkiem, na tym forum, co?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Julie




Dołączył: 01 Kwi 2006
Posty: 99 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z książki.

PostWysłany: Nie 21:22, 25 Cze 2006 Powrót do góry

kruk08vici napisał:
A co z twoim opkiem, na tym forum, co?


Yyy.... Na razie nic :]
Może kiedyś się napisze Very Happy...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kruk
:(
:(



Dołączył: 15 Kwi 2006
Posty: 301 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: masz pewność? skąd masz czelność? skąd masz tyle tupetu i skąd masz wiesz, że napewno?

PostWysłany: Pon 14:18, 26 Cze 2006 Powrót do góry

Oj weź mnie nie rań Julie ;/ Ale to przy okazji się powtórzę, że wyjątkowo podoba mi się wszystko, co wychodzi spod towjej ręki Całus.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)