Forum Forum Tokio Hotel Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 2069 <Część 4 w końcu! 15.03.2008'> Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Mrs_Loreley




Dołączył: 31 Mar 2007
Posty: 65 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:34, 01 Paź 2007 Powrót do góry

Słówko wyjaśnienia: w opowiadaniu jest rok 2069! No, to miłej lekturki xDD. I nie bijcie za mocno^^ xD.

Część pierwsza

- Przeprowadzasz się. - stałam jak słup soli. Co ma niby znaczyć "przeprowadzasz się"?
- Słucham?! - przeniosłam spojrzenie z matki na tatę jakby w nadziei, że ten zaraz krzyknie "Prima Aprilis!".
- Oh, Anya, nie bądź dziecinna - poprosiła mnie mama. Nie, no teraz już mnie totalnie wkurzyła.
- Ja dziecinna?! - podniosłam głos do krzyku. - Chyba należy mi się słowo wyjaśnienia?! - darłam się tak, że z pewnością słyszał mnie cały Nowy Jork.
- Kochanie, uspokój się... - tata spojrzał się na mnie błagalnie - chcemy dla ciebie jak najlepiej...
- Dlaczego? - szepnęłam opadając na skórzany fotel.
- Do Kalifornii - orzekła mama. Parsknęłam śmiechem. Nie sądziłam, że otrzymam jakąś konkretną odpowiedź. Rodzice nigdy nie uważali za stosowne dzielić się ze mną swoimi planami i nigdy tego nie ukrywali. "Dowiesz się w swoim czasie", "nie powinno cię to obchodzić", stale to słyszałam.
- Nie pytałam się gdzie. Pytałam się dlaczego. - powiedziałam siląc się na spokojny ton aby nie usłyszeli mnie w Waszyngtonie i Rio de Janeiro.
- Córeczko, - zaczęła mama ale widząc mój stalowy wzrok zmieniła ton głosu.
- Uważamy, że tak będzie najlepiej. My też wyjeżdżamy, do Europy. Ty musisz zostać tu aby skończyć szkołę i zdać na collage. W Kalifornii. - Nie, no spoko. Do dziesięciu wdech, dwanaście zatrzymaj i osiem wypuść. Już jestem spokojna.
Jak cholera?
- Anya, jedziesz do Cioci Angeli Ashley Carminy Venezuelli Wish. - uniosłam brwi. Eee... że co?
- Przepraszam, kogo?
- To nasza kuzynka. Będzie ci u niej dobrze, ma duży, stary dom... Podobno kiedyś był hotelem! - mama powiedziała to z takim zapałem jakgdybym od zawsze marzyła żeby zamieszkać w hotelu.
- Rozumiem, że nie mam specjalnego wyboru, tak?
- Oh, masz! - zaperzył się tata. Spojrzałam się na niego pytająco.
- Możesz jechać z nami do Francji. - powiedział obojętnie.
Świetnie. Żabojady. Już się cieszę. Jak cholera?
Właściwie to przyzwyczaiłam się, że nic nie wiem. Jak to było? "Wiem, że nic nie wiem"? Chyba tak. Mądry ten Sokrates był. Ale cóż... Być może tak to właśnie jest kiedy się nie ma prawdziwych rodziców. Musicie wiedzieć, że jestem córką przyrodniej siostry mojej, tak zwanej, mamy. Nie pamiętam swoich prawdziwych rodziców, zginęli w katastrofie lotniczej kiedy miałam zaledwie kilka miesięcy. Nie wiadomo jaka była przyczyna wypadku. Teoretycznie odrzutowce najnowszej generacji SAS6 nigdy nie zawodzą. Teoretycznie...

***

Ciepły podmuch wiatru posmyrał mnie po twarzy, a w powietrzu unosił się słony zapach Pacyfiku. "Może nie będzie tak źle" przemknęło mi przez myśl. Wszyscy się do mnie życzliwie uśmiechali więc z sercem na ramieniu ruszyłam na poszukiwanie cioci eee... Angeli Ashley Carminy Venezuelli. Jednak to ona znalazła mnie.
- Anya, kochanie! - zapiszczała mi do ucha, tak, jakbyśmy znały się od stu lat. Była około sześćdziesiątki ale trzymała się wprost rewelacyjnie. Aż za. Długie, siwe włosy upięte miała w dwa dość (mówiąc "dość" mam na myśli bardzo) nierówne kucyki, a na rękach podzwaniały setki dających po oczach bransolet (by nie użyć określenia "oczojebnych"). Całości dopełniały rybaczki w kolorze amarantu i top moro. Wyglądała gustownie. JAK CHOLERA. Ciekawe, czy mogę się do niej nie przyznawać?
Ludzie przestali się do mnie uśmiechać i zaczęli dziwnie gapić. Kilka osób zapomniało nawet o swoich samopchających się wózkach bagażowych które jechały przed nimi i przystawali żeby popatrzeć jak Angela (kazała mi mówić do siebie po imieniu) usiłuje zapiąć swojemu psu (nawiasem mówiąc była to najnowsza wyhodowana rasa, zapomniałam nazwy) długą, puszystą i błękitną smycz do, równie błękitnej ale różowej, obroży. Piękne. Jak cholera?

***

- A to jest właśnie twój pokój! - oznajmiła Angela radosnym głosem. Zatkało mnie z wrażenia. Wszędzie były koronki w połączeniu z tureckimi wzorami. Na biurku stało terrarium z legwanem (podobno nazywa się Pipki. Angela twierdzi, że to bohaterka jakiejś bajki dla dzieci w XX wieku. Średniowiecze.), a pod oknem fikuśne rośliny dające równie dziwne owoce.
- Oczywiście jeśli nie będzie ci się podobać, urządzisz się sama! O nic się nie martw, koteczku! - zaświergotała po czym zostawiła mnie samą bym się rozpakowała. Odwróciłam się w stronę łóżka. Problem polegał na tym, że na łóżku już ktoś siedział...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mrs_Loreley dnia Nie 16:05, 16 Mar 2008, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Asiulla
:-)
:-)



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:55, 02 Paź 2007 Powrót do góry

Już komentowałam, ale skomentuję jeszcze raz =)

Opowiadanie fajne, pomysł naprawdę orginalny.
Mówiłam, że denerwuje mnie ten tekst "Jak cholera", ale tutaj usunęłaś to, widzę.
Po za tym dziewczyna jest aż za nadto inna, zbuntowana. Chodzi mi o to, że irytuje się szybko itd.
No, ale przecież to rok 2096, może wtedy każdy będzie taki Wink

Tak po za tym, to wszystko fajnie, pomysł mi się podoba wykonanie nie jest najgorsze =)
Pisz dalej! ;*

Pozdrawiam!
Asiulla


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mardzia
:)
:)



Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 751 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 20:01, 02 Paź 2007 Powrót do góry

Podoba mi się. No cóż... za bardzo nie przepadam za tym, że nie ma zamieszczonych opisów. Ale ogólnie pomysł na opowiadanie jest ciekawy i oryginalny. Czekam na ciąg dalszy...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
^Martoocha^
:(
:(



Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 321 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ta pewność, że marzenia się nie spełniają? xD

PostWysłany: Pią 14:25, 12 Paź 2007 Powrót do góry

ooo bardzo mi się spodobała ta pierwsza część...
intrygująca xD
sam pomysł ciekawy Smile
na pewno będę tutaj często zaglądać
czekam na więcej Całus.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mrs_Loreley




Dołączył: 31 Mar 2007
Posty: 65 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:00, 13 Paź 2007 Powrót do góry

I oczywiście dedykacja dla Asiulli, mardzi i ^martoochy^ Całus.Całus.

Część druga

- Aaaaaaaaaach! - wrzasnęłam na całe gardło.
- Jezus Christo, co się dzieje? - Angela wpadła z impetem do pokoju.
- Cio… ciociu... Kto to jest? I... i skąd się tu wziął? - zaczęłam się jąkać, jak zawsze, kiedy jestem zdenerwowana.
- Ale o kim ty mówisz, słoneczko? - kobieta zmarszczyła brwi wpatrując się w, jej zdaniem pustą, przestrzeń na łóżku.
- Jak to, nie widzisz? To... Tej... Czy tego? Tego... kogoś? - po uważnym przyjrzeniu stwierdziłam, że nie potrafię określić płci intruza.
- Kochanie, chyba lot cię zanadto zmęczył. Połóż się teraz, z łaski swojej, a ja zajmę się kolacją. - Angela wyszła jakby nigdy nic, a po chwili słyszałam jej kroki na schodach. Pewnie uważa, że zwariowałam. Czemu nikt mnie nigdy nie traktuje poważnie?!
- Ale niby gdzie mam się położyć? - szepnęłam przerażona. Niepewnie odwróciłam się w stronę łóżka (nawiasem mówiąc miało kolumienki i pomarańczową zasłonkę). Nie ma. Zamrugałam. Hej, może jestem dziwna, ale jeszcze nie zwariowałam! Przecież wyraźnie widziałam jakąś osobę (płci nieznanej, może obojnak?!) jak sobie tutaj, w najlepsze, leżała!
Zerknęłam na zegarek i nagle ze zdwojoną siłą poczułam zmianę czasu. Dla pewności sprawdziłam czy coś na mnie nie czyha pod łóżkiem i zapadłam w sen.

***

- Anya, wstawaj kochanie! - z trudem otworzyłam oczy i ujrzałam Angelę pochylającą się nade mną.
- Która godzina? - zapytałam sennym głosem.
- Oh, około jedenastej! Spałaś cały dzień! -
- I mooooguuuła bym spać dalej - mój pomruk stłumiło potężne ziewnięcie.
- Nie przesadzaj, biedroneczko, - czy wspominałam już jak bardzo denerwują mnie te jej określenie na mnie?! - Karl prosił żebyś pomogła mu odmalować garaż. - eee, słucham? To chyba jakiś żart!
- Jaki Karl? - spytałam i rozejrzałam się wokoło przypomniawszy sobie osobę którą wczoraj widziałam w tym pokoju.
- Jak to? Rodzice ci nie wspominali? Karl to mój drugi mąż! I jest tu także mój wnuczek. - widząc moją zaskoczoną minę dodała: - naprawdę nic nie wiesz? - pokręciłam przecząco głową.
- Na pewno mama ci coś mówiła, pewnie byłaś rozkojarzona jakimiś swoich mrzonkami - tu ciocia roześmiała się perliście ze swojego własnego żartu (ha, ha prawda?).
- Ciociu, ja nie mam urojeń! - wykrzyknęłam, czując, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Niemal słyszałam myśli Angeli: "a wczoraj to co? Wymyśliłaś sobie jakąś osobę!". Kobieta przyglądała mi się badawczo. Czułam się tak jakby spojrzenie jej jasnobłękitnych oczu świdrowało i przeszywało mnie na wskroś. Speszona odwróciłam wzrok, a ciotka mrucząc coś pod nosem wyczłapała z pokoju. Po chwili słyszałam już jej krzątaninę w kuchni i odgłosy nakrywania do stołu.
"No dobra, Anya, czas się zebrać do kupy!" pomyślałam i z nieukrywanym żalem podniosłam się z łóżka. Wkrótce (a trwało to dobre piętnaście minut, choć mam wrażenie, że nawet w porywach do dwudziestu) znalazłam wszystkie swoje ubrania, które w tak krótkim czasie zdążyłam porozrzucać po całym pokoju i w końcu stanęłam przed toaletką (drewnianą, ale pomalowaną na różowo...) ze szczotką w ręku z zamiarem wypowiedzenia wojny moim włosom, które zazwyczaj żyją własnym życiem.
Ledwo spojrzałam w lustro, a myślałam, że śnię. A przecież już się obudziłam. Nie, tym razem nie mogło być mowy o pomyłce, wyraźnie widziałam postać stojącą tuż za mną! Moja ręka odruchowo powędrowała do tyłu próbując złapać niewidzialną osobę, ale natrafiłam tylko na pustą przestrzeń. Odwróciłam się, i... stanęłam twarzą w twarz z człowiekiem którego na pewno nie znam. A co gorsza, nie mam pojęcia jak dostał się do mojego pokoju!
- Czym... Kim jesteś? - tylko tyle zdołałam z siebie wydukać.
- Kim? To właściwie dobre pytan... Zaraz! Ty mnie widzisz?! - na twarzy przybysza malowało się ogromne zdziwienie.
- No, tak się akurat składa, że owszem widzę cię. I wiesz co? Nie za bardzo mi się to podoba!
Chłopak (tak, udało mi się określić jego płeć - chociaż było trudno!) spojrzał się na mnie z przerażeniem.
- Mu... Musisz mi pomóc. Proszę. - szepnął błagalnie, a ja poczułam jak krew odpływa mi z twarzy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
^Martoocha^
:(
:(



Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 321 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ta pewność, że marzenia się nie spełniają? xD

PostWysłany: Nie 13:56, 14 Paź 2007 Powrót do góry

o.O akcja się toczy xD
Bill duchem?? ooo bardzo bardzo ciekawe Smile
juz się nie mogę doczekać kolejnej części....
weny zyczę Kochanie Całus.

a i przeogromnie dziękuję za dedykację jest mi niezmiernie miło Całus.
Pozdrawiam Całus.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mrs_Loreley




Dołączył: 31 Mar 2007
Posty: 65 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:54, 22 Paź 2007 Powrót do góry

Część 3

- Mu... Musisz mi pomóc. Proszę. - szepnął błagalnie, a ja poczułam jak krew odpływa mi z twarzy.
- Słucham? – nie wierzyłam własnym uszom (i oczom z resztą też...).
- Nie rozumiesz? Nikt mnie nie widział od... niespełna 62 lat! A to oznacza, że... że ty... w jakiś niezrozumiały dla nikogo sposób zostałaś wybrana... Dzięki tobie być może będę mógł odejść z tego ziemskiego padołu łez.
- Ty... umarłeś? - pytanie było retoryczne. Ale nic więcej nie byłam wstanie powiedzieć. Odebrało mi głos, serce na moment przestało bić. Niemożliwe, abym w swoim własnym pokoju zobaczyła ducha! Być może ciotka ma rację - pewnie mam przewidzenia. Powinnam pójść do dobrego psychologa.
- Tak. Chętnie ci o tym opowiem. - zdążyłam tylko kiwnąć głową, a duch już rozpoczął swoją historię. Nie sądziłam, że kogoś może cieszyć opowiadanie o tym jak umarł!
- Było to w roku 2007. Miałem wtedy osiemnaście lat. Byłem... byliśmy w Ameryce... To znaczy ja i mój zespół... i...
- Grałeś w zespole? - przerwałam mu.
- Śpiewałem. Pewnie o nas nie słyszałaś, to nie twoje pokolenie. - chłopak uśmiechnął się blado. - Nie znasz Tokio Hotel? - Tokio Hotel, Tokio Hotel, zaczęłam szukać w pamięci. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że gdzieś już przewinęła mi się ta nazwa... Ale nie mogłam jej z niczym skojarzyć.
- Nie... Przykro mi. - odparłam powoli. Duch nie wydawał się zaskoczony.
- Swego czasu byliśmy bardzo popularni. Cały świat nas kochał. Podbiliśmy wszystkie kontynenty, dotarliśmy do najdalszych zakątków świata. Byliśmy o szczytu kariery. - chłopak gestykulując żywo, wcale nie sprawiał wrażenia martwego. Wręcz przeciwnie! Na samo wspomnienie o przeszłości ożywiał się, w oczach wesoło tańczyły mu ogniki, usta śmiały się ukazując rządek biały, nierównych ząbków.
- We wrześniu mieliśmy trasę koncertową w Ameryce. W Kalifornii po występie, nocowaliśmy właśnie w tym hotelu. - przypomniałam sobie słowa matki: "ma duży, stary dom... Podobno kiedyś był hotelem!".
- Wieczorem usłyszałem, że ktoś wchodzi do mojego pokoju. Tego pokoju. - wyraźnie zaakcentował ostatnie dwa słowa, a ja poczułam jak dreszcze przechodzą mi po całym ciele. Coraz mniej podobała mi się ta historia. Zwłaszcza, że byłam w nią w jakiś sposób zamieszana.
- Odwróciłem się, żeby zobaczyć, co się dzieje i wtedy... Wtedy... Umarłem. - zakończył dramatycznie. Po chwili otrząsnęłam się z szoku.
- Tak po prostu?
- Zastrzelili mnie. Od tamtej pory błąkam się po świecie, dla nikogo nie widzialny, nikomu nie potrzebny... W chwili śmierci usłyszałem głos. Głos, który twierdził, że... Że kiedyś jeszcze stanę się dla jednej osoby w pełni widzialny. Ona ma mi pomóc. Ty musisz mi pomóc. Tylko ty wiesz, dlaczego nadal tu jestem. - szepnął, patrząc mi w oczy. Powieki miał umalowane na czarno, co podkreślało brąz jego tęczówek. Nie mogłam oderwać od nich wzroku.
- Prawie nic o tobie nie wiem. Jak mam ci pomóc?! To nie realne! - chłopak uśmiechnął się niepewnie.
- Bill jestem. - przedstawił się. Jednak moje myśli zajmowała teraz inna sprawa.
- Ty nie istniejesz... Ty nie istniejesz. - powtórzyłam głośniej i bardziej stanowczo. - Jesteś tylko wytworem mojej chorej wyobraźni! - W tym momencie duch zniknął.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
^Martoocha^
:(
:(



Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 321 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ta pewność, że marzenia się nie spełniają? xD

PostWysłany: Wto 16:24, 23 Paź 2007 Powrót do góry

Też bym chciała zeby mnie taki duch odwiedził xD

A wracając do części...
dlaczego one są takie krótkie? MOgłyby być dłuższe ;P nie zebym marudziła Razz
ogólnie coś jest w tym opowiadaniu... tylko zdziwiła mnie troche śmierć Billa... no bo chyba jakaś ochrona tam była co nie? No i ze jeszcze mu jakiś głos powiedział, ze jeszcze kiedys sie stanie dla kogogś widzialny...hmmm .... eee <co jest?>
ale jestem pewna ze jakoś to rozwiniesz i bedzie gites --> (o Boze co za inteligentny wyraz ;>)
ogólnie mi się podoba i czekam na nową, dłuższą część Smile
pozdrawiam Całus.
Marta


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mrs_Loreley




Dołączył: 31 Mar 2007
Posty: 65 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:36, 15 Mar 2008 Powrót do góry

Ojej, w końcu ją napisałam. Zbierałam się do tego przez prawie pół roku, ale najważniejsze, że jest XDD. Dedykacja dla Akemi za "srebrzystego umarlaka" xDD
Küss Całus.

Część czwarta

rok później

- Masz całkowitą rację, ten jutrzejszy sprawdzian to jakaś kosmiczna pomyłka! - powiedziałam z oburzeniem, otwierając drzwi do domu. Przepuściłam Ashley w progu, po czym zawołałam głośno:
- Ciociu! Jesteśmy! - rozejrzałam się zaniepokojona, czując swąd spalonego jedzenia. Angela niemal natychmiast wpadła do przedpokoju, przewracając przy tym jej ulubiony wiklinowy kosz na parasole. Wydałam z siebie cichy jęk, Ashley natomiast zachichotała pod nosem. Niezwykłe, by nie powiedzieć dziwne zachowania ciotki były standardem, a zarazem stanowiły jedną z głównych rozrywek, kiedy ktoś mnie odwiedzał.
- Jesus Christo! - zawołała Angela, poczym z głuchym łoskotem rzuciła się na kolana i zaczęła porządkować narobiony przez siebie bałagan, mrucząc pod nosem jakieś hiszpańskie przekleństwa.
- Hmm... Ciociu? - zaczęłam niepewnie - to my już pójdziemy na górę... Mamy jutro arcytrudną i arcyważną klasówkę, sama rozumiesz. - zerknęłam z powątpiewaniem na kobietę, która teraz szamotała się ze swoją kurtką.
- Ucz się, ucz, bo nauka to potęgi klucz! - zawołała entuzjastycznie Angela. - ja wychodzę i wrócę wieczorem. Wiesz, mam do załatwienia parę spraw na mieście - mrugnęła do mnie zawadiacko i już jej nie było. Stałyśmy chwilę w milczeniu, pogrążone w szoku (choć ja już się przyzwyczaiłam), jednak szybko otrząsnęłam się, kiedy znów uderzył mnie upojny zapach spalenizny.
- Idź na górę, zaraz do ciebie przyjdę, tylko trochę tu ogarnę sytuację i wywietrzę ten smród - powiedziałam stojąc w wejściu do kuchni. Ashley skierowała swe kroki na schody, a ja zajęłam się sprzątaniem jedzeniowego pobojowiska. Po spędzonym tu roku doszłam już do niemałej wprawy, więc po paru minutach, kiedy wszystkie okna były otwarte, wbiegłam na piętro, gdzie czekała już Ashley. Rozłożyłyśmy książki i zaczęłyśmy naszą trudną i nudną drogę poprzez karty historii.

*dwie godziny później*

- No i właśnie wtedy on jej powiedział, że ma inną! Wyobrażasz to sobie?! - Ashley właśnie opowiadała mi kolejny epizod z życia naszej "wiecznej" szkolnej pary. Rozstają się i schodzą, rozstają się i schodzą. Ja już się w tym dawno pogubiłam.
- Jestem pewna, że jeszcze do siebie...
ŁUUUUP.
Huk, który dobiegł nas z parteru, skutecznie przerwał moją wypowiedź.
- Co to było...? - spytała szeptem Ashley
- Pewnie przeciąg, zostawiłam otwarte okna. Poczekaj, idę sprawdzić. - szybko zeszłam po schodach, kierując się do salonu. Wydałam z siebie cichy jęk, na widok obrazu, który jakimś cudem spadł ze ściany i leżał teraz na panelach w towarzystwie miliona malutkich odłamków szkła. Żadnych większych strat, na szczęście. Mimo, że nie było wiatru, zamknęłam wszystkie okna, i zamiatając szczątki szyby, uklękłam na podłodze.
Z zamyślenia wyrwał mnie trzask drzwi. Przekonana, że wróciła Angela, weszłam do przedpokoju, ale nie zastałam tam nikogo.
- Ciociu? - spytałam, ale odpowiedziała mi tylko cisza. Poczułam dreszcze przebiegające po mnie od stóp do głów, ręce pokryły się gęsią skórką. Muszę zapamiętać, żeby nie zostawiać okien otwartych na tak długo, strasznie się tu wyziębiło. Rozejrzałam się bezradnie wokoło, szukając jakichkolwiek oznak bytności Angeli, jednak wszystkie pomieszczenia były puste. Przecież wyraźnie słyszałam jak ktoś wchodził, nie mogło mi się wydawać! Zerknęłam na lustro wiszące w starej, złoconej ramie w korytarzu. Poprawiłam sobie włosy i już chciałam wracać z powrotem na górę, kiedy nagle zobaczyłam w nim coś jeszcze. A raczej kogoś. Kogoś, kto z pewnością nie powinien się teraz znajdować w moim domu, najprawdopodobniej nie żył lub w ogóle nie istniał, co skutecznie wmawiałam sobie przez ostatni rok. Zamknęłam oczy i powoli odwróciłam się w jego stronę. Lekko uchyliłam powieki, jednak ku mojej rozpaczy, on nadal tam stał. Albo bardziej lewitował.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie - oznajmiłam
- Co nie? - spytał, śmiesznie przekrzywiając głowę.
- Nie istniejesz.
- Owszem, nie istnieję - przytaknął duch. Zmrużyłam złowieszczo oczy. Już minęły czasy kiedy cokolwiek mogło mnie zaskoczyć.
- Przecież cię widzę - wycedziłam przez zęby.
- Ty tak. Tylko ty. - odpowiedział spokojnie chłopak, przyglądając mi się badawczo. Jego brązowe tęczówki lustrowały każdy szczegół mojej twarzy, koncentrując się w okolicach oczu. Czułam się tak, jakby mnie ktoś prześwietlał promieniami Roentgena.
- Czego chcesz? Czemu nie możesz po prostu zniknąć, tak jak to zrobiłeś ostatnim razem? - spytałam, wściekła, że w ogóle dałam się wciągnąć w tę bezsensowną rozmowę.
- Rok temu... zdarzył się mały wypadek. Nie uwierzyłaś we mnie. To sprawiło, że musiałem odejść - zamrugałam kilkakrotnie nie znosząc dłużej jego przenikliwego spojrzenia.
- Teraz też w ciebie nie wierzę. Jesteś tylko wytworem mojej chorej wyobraźni! - szepnęłam groźnie. Duch prychnął z pogardą.
- Oczywiście, że wierzysz. Gdyby tak nie było, nie pojawił bym się tutaj. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z jakimi potężnymi mocami masz doczynienia. - przewróciłam oczami. Nie zamierzam się tak szybko poddać! Nikt ani nic nie wplącze mnie w jakąś aferę rodem z zaświatów! Nawet nie pamiętam jak ten duch ma na imię.
- Bill - odrzekł, uśmiechając się smutnie. Zmarszczyłam brwi.
- Czytasz mi w myślach? - rzuciłam ostro. Na twarz Billa wpłynął srebrzysty rumieniec. Nie wiedziałam, że martwi rumienią się w tak uroczy sposób...
- Przepraszam - powiedział chłopak wpatrując się teraz w czubki swoich butów - wyrwało mi się - wyrwało mu się. Wyrwało. No jasne, przecież czytanie w myślach może się każdemu zdarzyć, nie?
- Posłuchaj mnie - powiedział spokojnie, kładąc obie ręce na moich ramionach. Były zaskakująco ciepłe jak na umarlaka. Nasze twarze znalazły się teraz naprawdę blisko, lecz mimo to w ogóle nie wyczuwałam jego oddechu. - jesteś jedyną osobą, która mnie widzi, czuje moją obecność. Jedyną osobą dla której istnieje. Czekałem na ciebie od niespełna siedemdziesięciu lat, mogę czekać w nieskończoność, nie grożą mi żadne ograniczenia czasowe. Ale ty musisz mi pomóc, nie masz wyboru. Będziesz musiała mnie znosić do końca życia, a kto wie co stanie się po twojej śmierci? - zawiesił głos, a ja wzdrygnęłam się lekko. - nie wiem dlaczego to właśnie ty zostałaś wybrana, ale nie możemy tego zmienić. Niezależnie od tego, czy chcemy żeby tak było, czy nie, musimy ze sobą współpracować. Musisz mi pomóc. A przede wszystkim musisz uratować samą siebie. - Bill zakończył swój monolog, a ja poczułam, że to wszystko coraz mniej mi się podoba. Z zamyślenia wyrwał mnie donośny głos Ashley:
- Anja?! Co ty tam tak długo robisz?
- Już idę! - odkrzyknęłam. Nie patrząc już na chłopaka wbiegłam po schodach, prosto do pokoju. Ledwo zdążyłam zamknąć drzwi do pokoju, kiedy Ashley stwierdziła:
- Rozmawiałaś z kimś. - zamarłam. Czy to możliwe by dziewczyna usłyszała też Billa?
- Mhm... Gadałam sobie pod nosem - zaśmiałam się sztucznie - strasznie narozrabiał na dole ten przeciąg - Ashley uniosiła brwi. Wiedziałam o czym myśli. Na pewno wydaje jej się, że zaczynam wariować pod zbawiennym wpływem Angeli.
- No to ja już będę lecieć - powiedziała Ashley, zebirając swoje rzeczy. Uśmiechnęłam się blado, wcale nie zdziwiła mnie jej nagła decyzja.
- Jasne, to do jutra - pocałowałam przyjaciółkę w policzek i już jej nie było.
"Muszę się nad tym wszystkim poważnie zastanowić" starałam się poukładać swoje myśli w drodze do pokoju, lecz tam czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka. Na łóżku leżała pojedyńcza kartka wyrwana z zeszytu, który leżał teraz porzucony w wielkim pośpiechu na podłodze. Widniały na niej tylko dwa słowa:

"Ratuj siebie"

To wcale nie jest takie proste.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)