Forum Forum Tokio Hotel Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 "Więc nie wiń mnie za to..." - jednopartówka Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
shira
Moderator



Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 1460 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 0:24, 17 Kwi 2006 Powrót do góry

oto jest <tadam> moja nowa jednoczęściówka...
nie mogłam sie powstrzymać, aby nie umieścić tutaj mojej ulubionej postaci w opowiadanich xD
ale tutaj wcale nie chodzi o Billa kochani...postrzegajcie go jako
zwyczajną postać, bo w brew pozorom, nie jest to historia o TH
poza tym opowiadnaie ma specyficzne ułożoną kolejność...
miłego czytania :)


"Więc nie wiń mnie za to..."

Szklanka upadła na zimną podłogę, z głośnym brzdękiem, roztrzaskując się na setki drobnych, kawałków. Dziewczyna nawet się tym nie przejęła. Usiadła na ziemi wśród rozrzuconych szkiełek. Ręce bezwiednie błądziły po podłodze ranione ostrymi kryształkami. Najpierw cichy szloch, teraz głośny wypełnił całą wolną przestrzeń, w której panował mrok zawieszony na rozpaczy, która panowała nie tylko w sercu dziewczyny, ale wydostawała się stamtąd miażdżąc wszystkie przebłyski radości. Wszystko ją przerastało. Nie mogła uwierzyć, że doprowadziła do tego...winiła się. Tak bardzo się winiła, za to, co się stało. Po jej twarzy spływały gorące łzy, które stygły natychmiast. A na dłoniach pojawiły się maleńkie krople krwi.
Nikt nie mógł jej teraz pomóc. Była na skraju załamania. Poczucie winy ciążyło, na jej i tak już wycieńczonym sercu, które przez ostatnie miesiące najpierw się dusiło, potem wzbiło w przestworza, zostało ponownie przygniecione, a na końcu przebite palącym poczuciem winy. Tak bardzo chciała cofnąć czas. Chciała tylko cofnąć czas...
Na małym stole w rogu, leżała kartka, brutalnie wyrwana z pamiętnika...w złości, rozpaczy i sfrustrowaniu. Wyrwanie jej było demonstracją bezsilności i żalu, które targały tą niczemu winną brunetką. Jasnobrązowa stronica poszybowała, niesiona podmuchem burzowego wiatru, który niepostrzeżenie wdarł się przez okno. Kartka wylądowała wśród szkła. Dziewczyna wzięła ją do rąk...zobaczyła rozmazane pismo, między którym przeplatały się małe wypukłości. Niewątpliwie były pozostałością po łzach. Jej zaszklone, stalowe tęczówki wpatrywały się po kolei w każdą literkę, słowo, zdanie. Ona to napisała...ten smutny wiersz, który w rzeczywistości odbijał w sobie wszystko, co kryło się w jej sercu. W tym wierszu umieściła kawałek swojego żalu. Ten żal był teraz wszędzie...dlatego nie mogła go od siebie odpędzić. To działało jak horkruksy...w każdej rzeczy, na którą patrzyła odnajdywała odbicie tamtych dni. Wszystkich dni...
*
Gorące promienie słońca wpadały przez otwarte okno, liżąc ich twarze. Dziewczyna z burzą brązowych włosów, nieporadnie otworzyła oczy i przeciągnęła się uderzając przy tym w nos osoby, która leżała za nią.
- Dzień dobry! – powiedziała wesoło przybliżając swoja twarz do jego i wpatrując się głęboko w jego niebieskie oczy. Chłopak nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się i pocałował ją beznamiętnie. Wstał i zaczął się ubierać.– Dlaczego nigdy nie poleżysz ze mną?! Nie przytulisz?– zapytała ze smutkiem w oczach patrząc jak jej chłopak zakłada idealnie wyprasowane spodnie.
- Przytulnie to strata czasu...nie wyraża żadnych uczuć. Poza tym dzień spędzony w łóżku to stracony dzień.
„Co to znowu za bzdura?!”
- Czyli, że jak się do ciebie przytulam, to nie znaczy to dla ciebie nic?!
- Tego nie powiedziałem. Doceniam, że czujesz się w moich ramionach bezpieczna.
- Ja cię po prostu nie rozumiem! – krzyknęła
- Nie podnoś głosu...przecież my się nie kłócimy.
Znowu...po raz kolejny wzburzyło ją to, że Solve na wszystko patrzył okiem doświadczonego staruszka który swoje życie opiera jedynie na zasadach. Nie dostrzegała już spontaniczności w ich związku, ani tego ślepego zapatrzenia. Ich związek stał się chłodny, trzeźwo myślący, bez namiętności...nawet te gorące noce spędzone we dwoje stały się jakby zasadą. Czuła to...czuła od pewnego czasu, że ich związek stał się beznadziejny. Trzy lata przepadły...bo nie wierzyła, że z konserwatyzmem Solvego i jego pedantycznym podejściem do życia, będzie jak dawniej...jak na początku kiedy liczyło się tylko to, że byli razem. Wiedziała dobrze, że są ze sobą z przyzwyczajenia.
- Tak...my się nie kłócimy. Wybacz.
- Viktoria...
- Błagam! Wystarczy Viki...
- Ale mi się podoba Viktoria...Viki takie pospolite...a nie masz na imię Viki tylko Viktoria.
Dziewczyna machnęła ręką zrezygnowana i wyszła z pokoju zakryta tylko białym, płóciennym prześcieradłem, które ciągnęło się za nią po podłodze.
- Pobrudzisz prześcieradło! – krzyknął blondyn. W odpowiedzi nie usłyszał nic poza trząśnięciem drzwi do łazienki.
Otaczały ją zimne kafelki...tak zimne jak to co łączyło ją z Solvem. Siedziała i wpatrywała się w swoje odbicie.
„Co ja mam z tego związku?! Z tego życia?!”
Ukryła twarz w dłoniach, zamknęła oczy i myślała. Wiedziała, że chce rozstania, ale jak to powiedzieć Solvemu...trzy wspólnie przeżyte lata, w których byli nierozłączni. Wszystko robili razem. Viki odsunęła się od przyjaciół, od rodziny...porzuciła zdaniem Solvego, durne hobby. Bo przecież gra na skrzypcach nic nie osiągnie. Nie dostrzegał jej ogromnego talentu. Tylko na zaniedbanie szkoły jej nie pozwolił. Powtarzał, że nauka jest bardzo ważna i to jedyna droga do sukcesu. Sam wiecznie ślęczał nad książkami, więc i ona siłą rzeczy częściej zaglądała do podręczników. Za to mogła mu podziękować...miała wyśmienite oceny.
Solve ją ograniczał, tłamsił i kontrolował. Ale ona ślepo w niego zapatrzona, zawsze mu ustępowała. Dopiero teraz dostrzegła, że to nie ma sensu...nie na tym polega miłość.
Totalitaryzm – nawet nie mogła mieć marzeń...
Podjęła decyzje...
*
Dlaczego ja byłam taka głupia?! Dlaczego? To moja wina...
Viki trzymała w ręce zgniecioną kartkę i gorzko płakała. Nie mogła tak dłużej...
Chłód zawirował w mieszkaniu, więc wstała żeby zamknąć okno, za którym trwała ulewa, a jej wielkie krople dudniły w szybę spływając po niej wolno, inne znowu wpadały mocząc czarny dywan. Pod oknami przewijało się mnóstwo ludzi z parasolami, uciekających przed deszczem, który zaskoczył ich parę minut temu...albo nie zaskoczył. Wszyscy byli przygotowani na oberwanie chmury...to ciążyło w powietrzu od wielu godzin.
Przez środek ulicy przebiegła postać ubrana w czarny płaszcz, zręcznie omijając kałuże. Dziewczyna przeczesała dłonią ztargane włosy i usiadła w kącie. W jej rękach tkwiły drobne pozostałości po szklance, które wbijały się głębiej i głębiej. Nie wiadomo czemu tego nie czuła. Może dlatego, ze odgrodziła się od świata rzeczywistego pogrążając w morzu rozpaczy. Albo wolała, żeby bolało ją wszystko inne poza sercem i świadomością.
*
- Dlaczego koniecznie chcesz tam iść?! – pytał podirytowany Solve, przyglądając się Victorii, która robiła makijaż
- Bo dawno ich nie widziałam. Zaprosili mnie to idę. Tobie też przecież proponuję!
- Nie dziękuję. Zmarnowany wieczór na jakiejś zakichanej osiemnastce.
- Nie to nie. Dlaczego zawsze musi być tak jak ty chcesz?!
- Więc proszę bardzo! Idź sobie! – Solve trzasnął drzwiami do łazienki, a potem drzwiami wyjściowymi. Nie podobało mu się, ze Viktoria robi coś według własnej woli.
„Świetnie! Kolejna kłótnia w tym tygodniu?! Bardzo dobrze...sam zobaczysz, że dalej nie możemy tego ciągnąć.”
Szła ulicą. Długie brązowe włosy powiewały za nią desperacko, jakby ostatkiem sił nadążały za swoją właścicielką. Wystrojona jak nigdy dotąd. Pierwszy raz miała na sobie taki makijaż i ciuchy. Wcześniej jej się to nie zdarzało, bo zawsze Solve krytykował ją, ze nie szanuje swojej naturalności.
Viki była zła...zła na siebie, na Solvego, na wszystko. Mimo woli kopnęła butelkę, która leżała na jej drodze. Szła szybo, ale kiedy w polu widzenia pojawił się biały dom, majaczący gdzieś na końcu ulicy zwolniła. Starała się uspokoić i wyluzować. W końcu czekała ją impreza...pierwsza impreza od dwóch lat.
- Viki! Moja kochana! – przywitał ją entuzjastycznie wysoki blondyn, oplatając ja swoimi przyjaznymi rękami.
- Hej Andreas. – dziewczyna spontanicznie obdarzyła go całusem w policzek. Została wpuszczona do środka. – Spełnienia marzeń, nasz solenizancie. – powiedziała z szerokim uśmiechem wręczając mu elegancko zapakowaną paczuszkę.
W domu wyczuła woń alkoholu, pizzy i papierosów. Przez głośną muzykę przedzierały się do jej uszu podniecone głosy gości. Nieśmiała, pchnięta lekko przez chłopaka weszła w głąb domu. Rozglądała się po towarzystwie...
„Nie znam...nie znam...kojarzę...nie znam...nie znam...nikogo nie znam!”
- Czego się napijesz?
- Hmm...
- Drinka?! – zapytał puszczając jej oczko – Jasne, że drinka! – zadecydował za nią. Wcale nie była przekonana czy chce pić, ale nie odmówiła. Poprawiła białą, krótką sukienkę i miała zamiar pójść za Andreasem ale ktoś zakrył jej oczy.
- Zgadnij, kto to?
Totalnie zdezorientowana chwyciła jegomościa za dłonie, chcąc zabrać je z oczu. Dłonie delikatne, zgrabne, chłodne. Pod palcami wyczuła zimne, metalowe przedmioty...niewątpliwie pierścionki. Nie miała pojęcia, kto to mógłby być, więc po niezbyt udanej próbie odsłonięcia sobie oczu, odpowiedziała, że nie wie.
- Eh, myślałem, że mnie rozpoznasz. – powiedział zabierając ręce i delikatnie przejeżdżając nimi po jej karku. Niechcący, bądź chcący...przyjemnie. Spokojnie obejrzała się za siebie, a przed oczami miała dwoje innych oczu, mocno wymalowanych na czarno. Wpatrywały się w nią czyjeś czekoladowe, nieprzeniknione ślepka. Musiała się cofnąć, żeby zobaczyć wreszcie kto to jest.
- Bill! – uściskała chłopaka. Mogła się od razu domyślić...przecież to on uwielbiał pytać „zgadnij, kto to?”.
- Dawno cię nie widziałem. Co porabiałaś przez ten czas?
- Eh...nie wiem. – odpowiedziała lekko się uśmiechając i delikatnie kręcąc głową
- Nadal jesteś z Solvem?
- Nadal... – powtórzyła bardzo smutnym tonem
- Coś nie tak?
- Te trzy lata umknęły mi między palcami jak kilka ziarenek piasku. A ja...nieważne.
Wrócił Andreas i wręczył jej bardzo astrawagancko przyrządzonego drinka. Viktoria przyjrzała się różowo-zielono-niebiesko-żółto-biało-fioletowej cieczy w fikuśnym kieliszku, przybranym cytryną, kolorowym cukrem i dymiącym się kawałkiem bambusa. Nie zdawała sobie sprawy jak dziwną minę robi.
- No to zdrowie Andreasa! – powiedział bardzo głośno Bill, co i tak ginęło w hałasie, podnosząc swój kieliszek z czymś tam. Viktoria nie mogła wiedzieć, że to Martini, bo na alkoholu znała się tak dobrze, jak na kulturze Eskimosów...czyli wcale. Uniosła nieśmiało swoją, bóg wie jak pogmatwaną miksturę. Przyłożyła kieliszek do ust i wzięła pierwszego łyka.
*
Cały dom przeszywały spazmatyczne szlochy, przeplatane dudnieniem deszczu. Po drugiej stronie pokoju zadzwonił telefon. Mimo, że go nie odbierała, ktoś natarczywy się nie poddawał. Brunetka nie wytrzymała kolejnej dawki wyjątkowo irytujących dźwięków, i po chwili jednym ruchem wyrzuciła telefon w szarą przestrzeń domu. Ten roztrzaskał się o szklaną ścianę oddzielająca kuchnię i pokój. Spojrzała w lustro...nie zobaczyła tam nic, co nie przypominałoby jej zmory. Kolejna łza spłynęła po jej bladym policzku i wylądowała na jej dłoni. Ta łza mimo, że zimna jak jej oczy, paliła dotkliwie. Po chwili nie było lustra. Posypało się jak wcześniej szklanka i telefon, ale tym razem raniąc boleśnie dłoń rozhisteryzowanej dziewczyny, która uderzyła w nie z całej siły.
Na ścianie widniały teraz ślady krwi, po tym jak ręce dziewczyny błądziły po niej niczym w poszukiwaniu czegoś co ukoi jej ból. Nawet rozdrapywanie ściany nic nie pomogło. Ani uderzanie o nią.
*
Atmosfera na imprezie była podkręcona. Viktoria co chwilę poznawała kogoś nowego. Każda kolejna dziewczyna onieśmielała ją. Wszystkie wyglądały jak top modelki. Wymiękała przy nich...
Ten cały zgiełk zaczynał ją męczyć, procent we krwi dawał o sobie znać szumem w uszach i sporadyczną utratą równowagi.
- Andreas...obrazisz się jeśli pójdę już?
- Nie, ale czemu chcesz już iść?
- Nie czuje się najlepiej. - chłopak tylko pokiwał głową i przytulił ją na pożegnanie.
Viki skierowała się w stronę wyjścia. Znalazła się na pustym korytarzu, kiedy ktoś delikatnie chwycił ją za ramie.
- Już uciekasz?! – śmiały się do niej „czarne” oczy
- Taa...mam już dość. To nie dla mnie takie imprezy.
- Ok...to cię odprowadzę.
- Nie musisz.
- Ale chce. Poza tym ja też nie najlepiej się czuję.
Przez całą drogę Viktoria gadała jak najęta o swoim niechcianym już związku z Solvem. Może to alkohol, a może potrzeba wyżalenia się, ale wyśpiewała Billowi wszystko, co cisnęła w sercu i umyśle od jakiegoś czasu.
Złowieszczy, opustoszały i nigdy nieodwiedzany park koło którego przechodzili, mógł przywodzić na myśl najbardziej przerażające sceny z filmów. Świst samochodów przecinających ciepłe, nocne powietrze na oddalonej autostradzie, docierał do ich uszu jako przerażający szum. Gwiazdy na niebie chowały się pospiesznie za nadciągające chmury. Zerwał się zimny wiatr, który sprawiał, że po całym ciele przechodziły dreszcze. Z nieba poczęły spadać zimne krople.
- Bill, nie ma sensu, żebyś wracał w deszczu. Wejdź na chwilę. – powiedziała Viki, kiedy stali już pod niskim domem.
- Ale jest... – chłopak spojrzał na zegarek -...jest po drugiej. Za późno.
- Pada! – powiedziała wystawiając ręce – Poza tym w domu nikogo nie ma. Rodzice wyjechali. I chyba nie myślisz, że puszczę cię w taki deszcz. – pociągnęła go za kurtkę do klatki, a potem na drugie i ostatnie piętro.

Za oknem porządna ulewa.
- To jakieś cholernie deszczowe lato... – powiedział chłopak bezwiednie wpatrując się w szybę, po której spływały krople. Można by pomyśleć, że je liczył.
Viki wpadł do głowy pomysł. Może niezbyt rozsądny, ale pomysł. Zajrzała do świetej szafki rodziców z alkoholem.
„Teuqila, Bolss, Curacao, wino...nie! Whisky? Taa...to przynajmniej wiem jak się podaje. Tyle razy widziałam jak ojciec częstował gości.”
Wyciągnęła butelkę i przyniosła szklanki. Złoty trunek wypełnił dno kryształowych, kwadratowych naczyń o grubym dnie. Sączyli tak napój dozwolony od lat osiemnastu i w ogóle się nie odzywali. Zatopieni we własnych myślach, nie zauważyli, jak ognistej whisky coraz bardziej ubywało, a oni byli coraz bardziej poddani błogiemu uczuciu lekkości.
To stało się niespodziewanie...on pocałował ją, ona jego. Potem stawiali coraz odważniejsze kroki...od nieśmiałych dotyków, pieszczot, do gorących pocałunków składanych na całym ciele. Garderoba fruwała po całym, wymalowanym na turkusowo pokoju. On gładził i całował ją tak, jak nigdy nie odważył się Solve, ona nie pozostawała mu dłużna. Alkohol szumiał im w głowie, a zdolność do racjonalnego myślenia przepadła...tylko raz przez myśl Viki przeszło coś, zawierającego imię jej chłopaka, ale olała sprawę. To był koniec.
Zatracili się w sobie, nieświadomi otaczającego ich świata. Bez szans na opamiętanie, bez przemyśleń...bez zabezpieczenia.
Minuty mijały coraz wolniej. Noc chyba nie chciała odchodzić, aby skryć ich w swoim mroku, albo czekała na koniec tej komedii, aby zabrać tę słodką tajemnice ze sobą. Może chciała po prostu być miła dla tych dwojga, połączonych ciałem i duszą, oddechem i jękiem, dlatego stawiała zawzięty opór słońcu, które walczyło o swój czas. Ale dzień musiał nadejść. W białej pościeli nadal czaił się ogień upojnej nocy. Nie przemyślanej, nie planowanej...ale cudownej nocy.
- Co my najlepszego zrobiliśmy?! – brunet nawet nie starał się ukryć zatroskania
- Co?! Bill...żałujesz?
- Nie...chodzi o to, że ty...
- Solve?! Nie obchodzi mnie on. To był jego związek a nie nasz.

Wystarczyła jedna noc, żeby Viktoria z podporządkowanej, spokojnej, nieśmiałej dziewczynki stała się samodzielną, wybuchową i odważną dziewczyną...kobietą można by rzec.
Potem wszystko potoczyło się z pozoru według Viki gładko. Nie spodziewała się, że jest w stanie, tak stanowczo postępować. Była nieugięta i szczera...
- Solve błagam cię! Rozumiesz, czy przeliterować? Ja cię nie kocham!
- Przez trzy lata mówiłaś coś innego!
- Tak...bo byłam w ciebie ślepo zapatrzona. Ty kierowałeś wszystkim a ja cichutka i uległa ustępowałam i wmawiałam sobie, że jesteś najlepszy. Tak! Na początku byłam zauroczona...ale przeminęło z wiatrem.
- Viktoria...ale ja ciebie kocham. Jesteś dla mnie najważniejsza.
- Oh, zapewniam cię, że nie. Nie miałeś okazji sprawdzić...więc może się okazać, że to była pomyłka...dla ciebie...ja już to odkryłam.
- Nie przeżyję tego...
- Ty?! Chłodny człowiek, twardo stąpający po ziemi, z nazbyt ambitnymi celami w życiu, bez spontaniczności...ty, masz nie przeżyć jakiegoś młodzieńczego, głupiego rozstania?!
- Nie znasz mnie...
- Właśnie! Myślałam, że znam...myliłam się.
- Nie wiesz jak bardzo cię kocham.
- Nie wiem...i wątpię, ze mnie kochasz. Sam się przekonasz. I pozwól choć raz mi o czymś zadecydować w spokoju, bez twojej ingerencji! To koniec...- wyszła z jego niebieskiego pokoju, w którym panował wyśmienity porządek i zamknęła ten rozdział z życia. A przynajmniej tak jej się zdawało. Niestety zostawiła maleńka lukę, przez którą miało się wydostać to, co zniszczy jej życie.

Była z siebie dumna. Nie czuła żalu, nie tęskniła, nie miała wyrzutów bo wierzyła, że do Solvego dojdzie w końcu to, że to była pomyłka. Nie reagowała na jego listy, próby spotkania, telefony.
Aż do momentu...
Kilka dni później obudził ją dzwonek do drzwi. Przeciągnęła się, założyła szybko spodnie i pobiegła do drzwi. Znowu list...polecony. Odebrała, podziękowała, zamknęła drzwi i przyjrzała się kopercie. Na pewno był od jej byłego. To równe, linijkowe pismo wszędzie pozna. Już miała rzucić ją tam gdzie wyładowało resztę listów, a konkretnie do śmietnika. Ale zanim to zrobiła, jej wzrok padł na tył koperty, gdzie był napis „Ostatni list...przysięgam!”
Trochę niechętnie, ale przemogła się i otworzyła. Bardziej z ciekawości niż jakiejś dobrej woli. Kiedy wyciągała list z koperty, robiła to beznamiętnie, ale kiedy go rozkładała, ręce jej drżały. Czuła, że to nie będzie nic przyjemnego.

Droga Viki...
Tak mi przykro, że nie czułaś się dobrze w naszym związku. Może nie był twoim wymarzonym, ale Cię kochałem.
Byłem cholernym, ortodoksyjnym pedantem. Dusiłaś się...wiem. Ale czy to się tak musiało skończyć. Nasza idealna miłość. Zawsze byliśmy razem, nierozdzielni...miłość jak marzenie. Zastanawiałem się dlaczego?
Nie czekałem długo na odpowiedź, której na imię Bill.
Gdybyś nie poszła na ta imprezę, posłuchała mnie, nie poznałabyś go, nie przespała z nim zdradzając mnie, nie miałabyś wyrzutów i nie musiała ze mną zrywać. Ja potrafiłbym Ci wybaczyć, ale ty nie chciałaś. Wołałaś zmiażdżyć to delikatne serce...moje. Ja nie potrafię z tym żyć. Jeśli będą mnie szukać...wiesz gdzie.
Żegnaj...
Solve


W jednej sekundzie świat zawirował jej przed oczami.
„Co to znaczy?! Mam rozumieć, że on...”
Rzuciła kartkę i pobiegła do okna. Spojrzała na stary dąb, rosnący w opustoszałym, nieodwiedzanym parku, pod którym się pierwszy raz całowali.
I nagle zobaczyła go. Jego ciało zwisało bezwładnie w oddali. Wydała z siebie krzyk przerażenia. Potem już nic nie pamiętała, oprócz tego, że miała twarde zderzenie z zimną podłogą.
*
Dziewczyna nie potrafiła zebrać w sobie choć krzty odwagi, aby zadzwonić do rodziców, którzy nic nie wiedzieli. Siedziała w kącie i kiwała się raz w przód, raz w tył, niczym dziecko z chorobą sierocą. Zgnieciona kartka, którą ściskała w dłoni, cała przesiąknięta krwią, wypadła i potoczyła się pod drzwi. Jej stalowe oczy, całe zapuchnięte rozglądały się w mroku. Teraz przezywała wszystkie wydarzenia dzisiejszego dnia. Dopiero docierało do niej to wszystko, jako coś rzeczywistego, co mogła umiejscowić w czasie i przestrzeni.
Dzwonek do drzwi.
Jej ręce powędrowały do twarzy, tłumiąc cichy szloch. Ktoś pukał...
„Czego oni chcą?! Zabiorą mnie...przecież to moja wina!”
- Viki...wiem, że jesteś w domu! – rozległ się znajomy głos za drzwiami. Klamka poruszyła się a drzwi otwierały się powoli. Stanął przed nią chłopak w czarnym płaszczu...ten, który tak zręcznie przed chwilą omijał kałuże na ulicy. Dziewczyna nie patrzyła na niego, tylko przycisnęła się do ściany.
- Dzwoniłem przed chwilą, ale nie odbierałaś telefonu, wiec wszedłem na górę bez zaproszenia. – tłumaczył jej – Wiem co się stało...
Ona zachowywała się jakby go w ogóle nie było. Wpatrzona w nicość, nie słuchała go. Podniósł zgnieciona, zakrwawiona kartkę i spojrzał na nia z przerażeniem.
- Mój boże! Ty masz całe pokaleczone ręce! - ujął jej dlonie w swoje i przygladał sie głębokim ranom, którym winne było lustro, i tym mniejszym, do których przyznała się roztrzaskana szklanka.
- Nie boli... – powiedziała cicho nadal wpatrzona w niewidzialny punkt
- Ależ boli, ale nie dopuszczasz tej myśli do siebie. Musisz iść na pogotowie.
- Bill...to moja wina! - wybuchnęła nagle - To przeze mnie... - chłopak zmarczył czoło, ale zaraz zrozumiał o czym mówi Viktoria
- Nie mów tak! Nic się nie stało przez ciebie, rozumiesz?!
- Gdybym nie...
- Viki! – potrząsnął nią niezmiernie lekko – Nie wolno ci! Słyszysz?! To nie twoja wina! Nic nie mogłaś zrobić...
- Mogłam...
- Choć do mnie. – przytulił ją a ona wylewała łzy
Pojechali na pogotowie, gdzie opatrzyli jej dłonie.
„Dla skrzypaczki to wyrok...” – odpowiedziała pielęgniarka, na pytanie Billa, czy będzie mogła jeszcze grać...
Od razu zjawili się jej rodzice. Na drugi dzień wspierali ją na krótkim, niezbędnym przy takich sprawach przesłuchaniu policyjnym, gdzie powiedzieli, że nie bedą jej już wiecej niepokoić. Wolałaby zeby ją męczyli i torturowali, ale żeby miała możliwość cofnięcia czasu. Potem była pani psycholog, której Viki nie raczyła słuchać. Żadne ze słów kobiety, nie dotarły do jej świadomości. To wszystko było dla niej nieznośne.
W wieczór przed pogrzebem, na który mimo rad, miała zamiar pójść, czuła, że może tego nie znieść. Wiedziała, że mogłaby iść, ale potrzebuje kogoś bliskiego, kto ją wesprze...nie rodziców. Chciała czy nie, zrobiła to. Zadzwoniła do Billa, który zgodził się tam z nią pójść.

Stała jakby niespełna rozumu. Nie wiedziała na co patrzy. Zielona trawa pod jej drżącymi nogami powiewała, na letnim wietrze. Czarne okulary, nie dały jej oczom zaznać słońca, ale przynajmniej nikt nie mógł zobaczyć, ile beznadziejności kryje się w jej źrenicach. W przestrzeni unosiły się szlochy matki, siostry, ojca i wielu innych osób, które były tutaj. Ona już nie miała siły płakać. Oparła się na ramieniu swojego towarzysza i wpatrywała się w białą trumnę. W ręce obracała czerwoną różę. Mimo woli zaczęła szeptać...
- Słucham? – zapytał Bill niedosłysząc co powiedziała
- To moja wina... – powtórzyła głośniej
- Viktorio Elizabeth Grand! – obrócił ją w swoja stronę i zaczął mówić głośno, i wyraźnie, ale nie zakłucjąc przebiegu mszy trwającej kilkanaście metrów od nich. –To nie twoja wina! Nie wolno ci się obwiniać! Nie rozumiesz, że on był chory?! to on niszczył ci życie. Doprowadził do tego, że już nigdy nie zagrasz na skrzypcach. Odebierał ci radość z życia przez trzy lata, i teraz zrobił to znowu! Oskarża cię w tym liście niesłusznie. Zrozum...to nie twoja wina!
Zwróciła swoje oczy w stronę tłumu, który wpatrywał się białe pudło, opuszczane powoli do głebokiego dołu. Spojrzała na Billa, puściła jego rękę i ruszyła przed siebie. Zebrani rozstąpili się, robiąc jej miejsce. Stanęła nad grobem i jeszcze raz zerknęła na Billa. Z desperacją w oczach rzuciła różę. Widząc jak kwiat upada na jego trumnę szepnęła w jej stronę coś co słyszał tylko On, i ona sama:
- Więc nie wiń mnie za to...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
cookierek
:)
:)



Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 651 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Pon 0:51, 17 Kwi 2006 Powrót do góry

OMG!! Zaraz moemncik, musze sobie przemyslec pare rzeczy...
Ok... narazie to powiem Ci, ze od pewnego momentu sama czulam, ze jestem w takim zwiazku jak ta niejaka Viki... dlatego to opowiadanie bardzo do mnie przemawia... bardzo:(
<beczy> Shirus koffanie moje Twoja tworczosc jest cudowna, poprostu wszsytko co piszesz moge czytac, czytac i jeszcze raz czytac...
Czuje, ze ta jednoczesciowke przeczytam tez nie raz... lubie wracac do czegos co mi sie podoba...
Swietnie! Ujelas w tym opowiadaniu tak wiele roznych sytuacji i mnostwo uczuc... Pozatym nie musz mowic, ze swietnie napisane stylistycznie...
Wiecej tak glebokich opowiadan pls...
Pozdrawiam Cie goraco:* i dziekuje Ci za to opowiadanko specjalnie:*
Buziolki:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIKA
:(
:(



Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 334 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:01, 17 Kwi 2006 Powrót do góry

o boże to było rewelacyjne.......................... ehhh aż mi słów zabrakło boże genialne jesteś wielka


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mia
:(
:(



Dołączył: 24 Mar 2006
Posty: 357 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z piekła rodem

PostWysłany: Pon 9:40, 17 Kwi 2006 Powrót do góry

matko, dopiero rano a ja takie smutności czytam... ;(


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
vera
:(
:(



Dołączył: 07 Lut 2006
Posty: 392 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: z podziemi....

PostWysłany: Pon 10:35, 17 Kwi 2006 Powrót do góry

Kurcze..... zatkalo mnie serio. nie wiem co mam powiedziec. Dziewczyna z tego opowiadania przedstawia poniekad moja historie.
Shira jestes wielka. Uwielbiam cie... Całus.Całus.Całus.Całus.Całus.Całus.Całus.Całus.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mavis
:-(
:-(



Dołączył: 01 Lut 2006
Posty: 227 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 10:37, 17 Kwi 2006 Powrót do góry

Kochana...
przeczytałam.
I co?
Rozczuliłaś mnie...
Coraz częściej gdzie nie gdzie widzę siebie...
Naprawdę trafiłaś do mego serca...

Ps. wyjeżdżam więc później z Edit-uję i się szerzej wypowiem

Pa


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
^Martoocha^
:(
:(



Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 321 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ta pewność, że marzenia się nie spełniają? xD

PostWysłany: Pon 11:39, 17 Kwi 2006 Powrót do góry

jestem zszokowana.... to było piękne....
nie myliłam się twierdząc, ze masz to COŚ w sobie....
pięknie piszesz....
jestes WIELKA!!!!!!
uwielbiam czytać Twoje opka.... zresztą Ty dobrze o tym wiesz.....
papa buziakiiii Całus.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
hobo psec
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 1547 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: hobolandia [Lublin]

PostWysłany: Pon 12:11, 17 Kwi 2006 Powrót do góry

Shira, wiesz co powiem na temat Twojej twórczości. Ta jednopartówka, tak jak inne opowiadanka, jest świetna! Boozi:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asiulla
:-)
:-)



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:59, 17 Kwi 2006 Powrót do góry

To było piękne. Smutne strasznie ale piękne... Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ashley
:(
:(



Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 267 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: się tu wziełam?

PostWysłany: Pon 15:41, 17 Kwi 2006 Powrót do góry

Boże, to było świetne! Tylko szkoda że jednopartówka ale i tak super!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
pryczka
:]
:]



Dołączył: 20 Mar 2006
Posty: 485 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: LublIN ciTyyyy

PostWysłany: Pon 16:11, 17 Kwi 2006 Powrót do góry

Świetne...Cudowne ...Wspaniałe...Co mam jeszcze powiedziec???


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
~Princess~
:(
:(



Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 342 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Przemyśl;)

PostWysłany: Pon 16:54, 17 Kwi 2006 Powrót do góry

Podobało mi się... mimo tego, że tak jakoś ciężko mi było czytać...
Masz talent i umiesz go wykorzystać- bardzo się z tego cieszę!
Czekam na kolejne opka xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kruk
:(
:(



Dołączył: 15 Kwi 2006
Posty: 301 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: masz pewność? skąd masz czelność? skąd masz tyle tupetu i skąd masz wiesz, że napewno?

PostWysłany: Czw 21:13, 20 Kwi 2006 Powrót do góry

Och, ah! Ja też jestem Victoria ^^ Shira! bardzo mi się podoba! Nie no..... nie wiem co mam napisać...... Chyba mnie zatkało........ ^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Temcia
:]
:]



Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 523 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z krainy snów...:)

PostWysłany: Pią 12:46, 21 Kwi 2006 Powrót do góry

Pięne cudowne dołującei ściągające do moich oczu łzy...
uwialbiam jak piszesz...
uwielbiam to czytać
nigdy mi nie żal łez które przy tym wylewam...
a teraz juz koniec...
zabrardzo rozdygotane mam ręce...
pamiętaj że jesteś świetna jak twoje opowiania....
więcej nie jestem w stanie napisac...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
shira
Moderator



Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 1460 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:01, 27 Kwi 2006 Powrót do góry

Temcia...nie widziałam twojego komentarza...
dziekuję :*
jestescie kochani...
ja nie moge uwierzyc, że wy tak chwalicie wszystko co napisze...
cos niesamowitego, kiedy sie czyta te wszystkie cudowne komentarze...
dziekuje Wam i jesli tylko chcecie, będe dla Was pisać...
o czym chcecie i kiedy chcecie ;)
pozdawiam i sciskam wszystkich <przytul>
buzi :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)