Forum Forum Tokio Hotel Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Days of the Phoenix <5> Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Vampirek
:-(
:-(



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)

PostWysłany: Nie 12:06, 01 Paź 2006 Powrót do góry

reinigen: dziękuję za wszystkie komplementy, ale chyba przesadzasz Embarassed Niewiele się dzieje? ja tak lubię pisać, w takim sennym tempie Very Happy

Veren: kochana, naprawdę dziekuje za miłe słowa Smile

ville :]: jasne, ze specjalna Very Happy Mój prywatny krytyku Very Happy Ostatnia część którą widziałaś Very Happy


Dodaję dziś, ale następna będzie dopiero w następny weekend Rolling Eyes Przeprowadzam się i tam jeszce nie mam kompa Confused jak wrócę do domu to dorzucę Very Happy



ROZDZIAŁ 4
Wtorek i środa minęły zwyczajnie. Za dnia pracowała w sklepie, wieczorami rozmawiała przez telefon z Jade’em, w potem wychodziła gdzieś ze znajomymi. Nic specjalnego się nie działo. Ale gdy zapadał ciemność…
Nocami nękały ją dziwne sny. Najpierw płomienie wokół niej. Przechodziła przez nie, one ją oczyszczały, pozwalały się odrodzić. Gdzieś w oddali słychać było trzepot ognistych skrzydeł i echo niesamowitej pieśni wyśpiewywanej przez feniksy. Potem sceneria się zmieniała. Szła przez pustkę, przed sobą widząc drzwi. Wielkie, przytłaczające. Pokryte plątaniną reliefów przedstawiających gwiazdozbiory. Osadzonych w próżni. Chodziła dookoła nich, próbowała je otworzyć. Bezskutecznie. Ale cały czas dręczyło ją przekonanie, że musi znaleźć sposób, bo inaczej stanie się coś strasznego. Czuła obecność tego czegoś za plecami, coraz mocniej napierającą na nią. Pochłaniającą. Zapadała się w ciemną, jedwabistą nicość…
Budziła się z tego samego powodu przez trzy noce z rzędu. Tej trzeciej postanowiła poprosić kogoś o pomoc.
***
Był czwartek, kiedy Nan wyjątkowo wcześnie dotarła do pracy. O godzinie dziewiątej dziesięć wparowała od pomieszczenia, przerywając stojącej za ladą Mallory dopieszczanie paznokci. Słysząc trzaśnięcie drzwi, blondynka podniosła głowę znad pilniczka. I wlepiła zdumione oczy w nowo przybyłą dziewczynę.
Nan stała pośrodku zabytkowego parkietu, srebrnogranatowe oczy płonęły dziwnym blaskiem. Długie, granatowe włosy, zwykle starannie uczesane, dziś spływały malowniczo wzburzonymi falami na ramiona i plecy. Mocny makijaż oczu i krwistoczerwone usta. Minispódniczka w zebrę, czarna bluzeczka, która więcej odsłaniała, niż zasłaniała i wysokie obcasy. A w ręku miecz. Wzniesiony w górę, jak do walki, nieskalana powierzchnia odbijała światło niczym lustro. Mallory oceniła broń jednym spojrzeniem. Prawdziwa. Piękna, stara, fantastycznie naostrzona. Najprawdopodobniej niezwykle cenna. Całość robiła piorunujące wrażenie.
Morganne rozejrzała się po pomieszczeniu. Stukając obcasami, wciąż trzymając miecz w górze, podeszła do przyjaciółki.
-Hej.- uśmiechnęła się. –Jest już Billy?- spytała.
-U siebie…- Mal patrzyła na nią z ciekawością. –Mogę zapytać, co…
-Nie teraz.- przerwała jej ciemnowłosa kierując kroki w stronę złotej, aksamitnej kotary, oddzielającej antykwariat od reszty sklepu. –Najpierw muszę porozmawiać z Billy’m, ale potem wszystko ci opowiem.- znikła za zasłoną, pozostawiają zdumioną blondynkę samą.
***
Podniósł z kanapy kolejną książkę, przetarł rękawem okładkę i wsunął na właściwe miejsce. Tutaj czuł się jak w domu, uwielbiał to miejsce. Wśród tysięcy tomów poustawianych starannie na półkach, zalegających stertami na ławach i stolikach, można było znaleźć dosłownie wszystko. Białe kruki, pierwsze wydania, rękopisy. Beletrystykę i księgi z zaklęciami. Jeśli tylko wiedziało się gdzie szukać.
Billy odgarnął grzywkę z czoła. Przez aksamitną kotarę było dokładnie słychać rozmowę osób w pomieszczeniu obok, więc wiedział, że zaraz tu wpadnie Morganne. Odstawił kilka ostatnich książek na półkę. Miał do tej rozmowy dziwne przeczucia, ale w sumie to nie bardzo wiedział, czego może się spodziewać. Ustawił jeszcze na stoliku stojącym koło obitej czerwonym welurem kanapki talerzyk piernikowych nietoperzy.
Nagle usłyszał szelest kotary. Odwrócił głowę, a jego wzrok spoczął na ciemnowłosej dziewczynie w wejściu. Wytrzeszczył oczy ze zdumienia. Bo spodziewał się wszystkiego. Wszystkiego, tylko nie tego, co zobaczył.
Stojąca w progu dziewczyna miała wielkie oczy, pałające dziwnym światłem i rozburzone włosy koloru nieba o zmierzchu. Nie wyglądała jak Morganne, nie mogła nią być. Jego Morganne nie nosiła rozpuszczonych włosów, nie ubierała się tak wyzywająco, nie malowała ust na czerwono. A jednak to była ona. W oczach Billy’ego wyglądała jak zjawisko. Bogini wojny z mieczem wzniesionym do zadania śmiertelnego ciosu. Oczami wyobraźni widział jak odkłada broń i podchodzi do niego, siadając mu na kolanach. Już niemal czuł miękkie ciało pod palcami, ciepły oddech na szyi. Wizja tych pełnych ust koloru wiśni tuż nad jego twarzą sprawiła, że mimowolnie nadstawił się do pocałunku.
-Billy?- głos ciemnowłosej wyrwał go z zamyślenia. Otrząsnął się. Nan stała w wejściu i patrzyła na niego rozjarzonymi oczami.
-Tak?
-Możemy porozmawiać?- zachowywała się jak w hipnotycznym transie, delikatnie kołysząc mieczem. Chłopak przez chwilę wodził za nim oczami.
-Dobrze, ale najpierw odłóż to żelastwo.- przeniósłszy wzrok na nią napotkał nieruchome spojrzenie gwiaździstych oczu. Zauważają kompletny brak reakcji, podszedł od dziewczyny i delikatnie wyjął jej z ręki miecz. A potem podprowadził do kanapy i stanowczo usadził wśród miękkich poduszek. Sam siadł naprzeciwko. –A teraz mów, o co chodzi.
-A więc…- odetchnęła głęboko. –Tylko to, co ci powiem jest trochę nieprawdopodobne.
-Nanne…- przewrócił oczami. –Ja jestem w stanie uwierzyć nawet w najbardziej nieprawdopodobne rzeczy, przecież o tym wiesz.
-Wiem.- znowu odetchnęła. Billy obserwował jak zaciska długie palce na poduszce. –Muszę się tylko zastanowić, od czego zacząć…
-Może od początku?- zaproponował. W odpowiedzi napotkał tylko urażone spojrzenie.
-To nie jest takie proste.- wymamrotała.
-Przepraszam, Nixie. Ja po prostu próbuję ci pomóc, a nie popędzić.
-Tak, wiem.- nerwowym ruchem odgarnęła włosy z czoła. –Ale ja nawet nie przypuszczałam, że będzie tak trudno zacząć.
-Domyślam się.- pogłaskał ją uspokajająco po ręku. –Ciasteczko?- podsunął ciemnowłosej talerzyk z piernikowymi nietoperzami. Wzięła jednego i odłamała róg skrzydła. Obserwował ją przez chwilę. –Może na początku powiedz, kiedy to coś się zaczęło?
-Chyba w nocy z piątku na sobotę.- zastanowiła się przez chwilę. –I chyba przez to- dotknęła lekko miecza leżącego na kolanach Billy’ego.
-Właśnie miałem cię o to spytać, jakim cudem go kupiłaś? Przecież nigdy nie lubiłaś takich rzeczy.
-Wiem.- zamyśliła się na chwilę. –Ale spojrzałam na ten miecz, i poczułam, że musi być mój. Zresztą, zobacz sam.- podniosła broń i obróciła grawerunkiem do góry. –M i V, moje inicjały. A pod spodem feniks, moje drugie imię.- wytrawione wzory zalśniły w dziennym świetle. Podniosła srebrno-granatowe ślepia na chłopaka. –Jakby już od dawna należał do mnie.
-Rzeczywiście.- roztargnionym ruchem potarł ciemną stal. –Dziwny zbieg okoliczności.
-A może to nie jest tylko zbieg okoliczności?- nerwowym ruchem skubała aksamitną poduszkę. –Bo kupiłam go w piątek rano, a już w nocy miałam pierwszy dziwny sen. Klęczałam w jakimś surrealistycznym miejscu, z tym mieczem w ręku, a nade mną stał dziwny facet i coś do mnie mówił.- potarła dłonią czoło. –Że jestem Alfą i Omegą, przeznaczeniem, śmiercią… Potem z nim walczyłam…- podniosła oczy i spojrzała prosto w szafirowe tęczówki wytatuowanego chłopaka siedzącego obok niej. –A ja cały czas miałam wrażenie, że ktoś kieruje tym co mówię i robię. Przecież ja nigdy w życiu nie miałam w ręku miecza!
-We śnie może się zdarzyć wszystko.- bezwiednie obracał w dłoniach broń. – Może to była po prostu twoja podświadomość?
-Też się nad tym zastanawiałam.- potrząsnęła głową. – Pewnie bym tak nadal uważała, mimo niesamowitego realizmu tego snu, gdyby nie kolejna noc…
-Następny?- spytał. Kiwnęła głową.
-Na początku identyczny jak ten pierwszy.- szarpnęła głową, strząsając z twarzy granatowe loki. Odłamała łepek nietoperzowatemu piernikowi trzymanemu w dłoni. –No wiesz, całe to jego gadanie, potem błogosławienie mnie mieczem. Zaczęłam mu odpowiadać i nagle coś we mnie pękło. Ta blokada. Znów mogłam robić co chciałam.- roześmiała się histerycznie. Billy tylko patrzył. –Wiesz, co zrobiłam?
-Gdybym cię nie znał, powiedziałabym, że się obudziłaś.- uśmiechnął się.
-Nie, nie.- pokręciła głową. –Zapytałam po prostu, ‘dlaczego’.- spojrzała na niego. –To było głupie, prawda?
-Skądże.- podsunął jej talerz z ciastkami. –Po prostu ludzkie.
-Ludzkie… Nie lubię tego określenia.- Skrzywiła się pogardliwie. Nerwowym gestem przesunęła dłonie wzdłuż lśniących, ciemnogranatowych fal. –Ale nic. W każdym razie, on najpierw zaczął gadać o magii i jakichś innych głupotach, potem stwierdził, że ten sen jest rzeczywistością, a na koniec praktycznie opowiedział mi o początkach mojego rodu- znowu ten sam histeryczny śmiech. –Wiesz, że podobno pochodzę od elfki?- popatrzyła dziwnym wzrokiem na Billy’ego, ale on tylko potrząsnął głową i gestem nakazał kontynuację. Szafirowe tęczówki pozostały nieodgadnione. Westchnęła. –Ponoć miała na imię Phoenix. Od tego ta głupia tradycja. Uciekła z człowiekiem, w ten sposób zapoczątkowując ród. Co ciekawsze, miała ponoć jakieś magiczne moce. Ale nie zrozumiałam dokładnie, jakie. I według niego, ja je odziedziczyłam. Że jestem ‘panią światów’, czy jakoś tak.- parsknęła. Przez chwilę siedzieli w ciszy.
-Ciekawa historia.- odezwał się wreszcie chłopak.
-Nie wierzysz mi?- nasrożyła się ciemnowłosa. –Wiedziałam, że tak będzie…
-Nanne…- podniósł rękę, uciszając ją. –Oczywiście, że ci wierzę. Ten sen śniłaś z soboty na niedzielę?- kiwnęła głową. –A co było dalej?
-Przez niedzielę nic z tego nie pamiętałam. Noc poniedziałkowa był bez snów, ale rano dokładnie wiedziałam co mi się śniło poprzednio. A przez cały ten tydzień prześladowały mnie sny o drzwiach.
-Drzwiach?- uniósł pytająco brew.
-W zasadzie to lepiej by pasowało określenie wrota.- kiwnęła głową. –Wielkie, osadzone w próżni, pokryte wizerunkami gwiazdozbiorów. Naprawdę piękne.- nerwowo miętosiła poduszkę. –Tylko, że cały czas miałam wrażenie, że muszę je otworzyć. Za wszelką cenę. Bo stanie się coś złego. A potem zapadała ciemność…
-Ciekawe.- Billy przeniósł wzrok z okna na dziewczynę. –Wiem, że chcesz, żebym ci pomógł, i jeśli będzie to możliwe, to zrobię wszystko, co w mojej mocy. Tylko powiedz mi dokładnie, czego ode mnie oczekujesz.
-Chciałabym, żebyś mi poszukał w książkach kilku haseł… Wiem, że lubisz magię…
-To nie będzie żaden problem.- zapewnił, co raz bardziej zaintrygowany. Domyślał się, że sprawa jest poważna. Także dlatego, że Morganne rzadko prosiła o pomoc. –Podaj mi tylko hasła.- wziął ołówek i kartkę.
-Już.- odgarnęła włosy z czoła. –Feniks, elfy, Phoenix Cantervello, Wrota lub Wrota Światów, Zasłona, Pani Światów.
-Zapisane.- złożył kartkę i wsunął do kieszeni spodni. –Postaram się dać ci znać jak najszybciej.
-Dziękuję.- uśmiechnęła się do niego delikatnie, nerwowo wyłamując palce. –Ale…
-Tak?
-Jest jeszcze coś.- głoś jej zadrżał. –On twierdził, że te wszystkie śmierci w moim otoczeniu to moja wina…- nabrała powietrza. –Że sprowadzam śmierć na wszystkich, których pokocham…- rozpłakała się, osuwając bezwiednie w ramiona Billy’ego. Chłopak objął ją mocno i kołysał lekko w ciszy. Nie musiał nic mówić. W takich chwilach najważniejsza była sama obecność przyjaciela.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen




Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:18, 01 Paź 2006 Powrót do góry

No wreszcie:) Ale zauważyłam, że nie zmieniłaś tytuły i to mnie zmyliło...
Po pierwsze - za krótkie i za wolno dodawane części, ale o tym juz pisałam.
Po drugie - kilka nieznacznych błędów, których się nie czepiam. Nie wiem, jak Ty, ale ja rzadko czytam swoje rzeczy po tym, jak je napiszę. Na ogół od razu dodaję i potem zdarzają się wpadki typu: zdanie, które bym chętnie poprawiła, literówka itp. Może i Ty tak masz:)
Po trzecie - widziałaś gdzieś takie pierniczki w kształcie nietoperza??? Bo jeśli tak to przyślę Ci na pw swój adres i kup mi kilogram, co? Forsę oddam ofkors Very Happy
Pozdrawiam i czekam na więcej
reini

PS. Jak zwykle świetne, pisałam to już?Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aeterno
:-(
:-(



Dołączył: 16 Kwi 2006
Posty: 133 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z wiecznosci...

PostWysłany: Pon 9:54, 02 Paź 2006 Powrót do góry

Magia... Niewyjasnione zagadki... Tajemnice...
Po prostu cos dla mnie... Jak mam nazwac to opowiadanie po 4 odcinkach? CUDO... Wink
Stala czytelniczka melduje sie Całus. Czekam na dalsze czesci Całus.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vampirek
:-(
:-(



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)

PostWysłany: Sob 17:27, 07 Paź 2006 Powrót do góry

Wróciłam na dwa dni Very Happy następny odcinek jutro koło południa, obiecuję Smile Jeszcze kawałek mi został do przepisania Rolling Eyes
Napisałam do tego plan, i uprzejmie informuję, że całość jest przewidziana na 11 odcinków Smile Napisanych jes 7 Very Happy


reinigen: ja jestem półślepa, nie zauważam błędów Rolling Eyes Dzieki za uznanie Very Happy A pierniczki nietoperki wycinałam sama w tamtym roku na gwiazdkę Very Happy


Asiorek91: dziekuję, i cieszę się, że Ci się podoba Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vampirek
:-(
:-(



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)

PostWysłany: Nie 11:54, 08 Paź 2006 Powrót do góry

Wrzucam nastepny odcinek Very Happy

I jeszcze obrazek... Tak miala wygladać sukienka Morganne Smile
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostrzegam, ten odcinek jest dziwny, bardzo opisowy i filozoficzny. Moze trochę nudnawy Rolling Eyes

Czekam na oceny i komentarze dotyczące akcji i bohaterów, co o nich myślicie itp. Bardzo mi na tym zależy Smile

A teraz Very Happy :


ROZDZIAŁ 5

Amplituda nastrojów Morganne potrafiła być bardzo pokaźna. Tak jak tego dnia. Od porannego otępienia, poprzez załamanie nerwowe, aż do stanu radosnego oczekiwania wczesnym popołudniem. Czemu? Nie wiem. Katharsis? Płacz przecież oczyszcza i uwalnia od napięć. Może. Ale była tez inna przyczyna i to raczej dużo bardziej prawdopodobna. Jade. Dokładniej umówione spotkanie z chłopakiem, którego sama obecność wystarczała, żeby miękły jej kolana. Tak, właśnie. Miała z nim randkę, dziś o wpół do ósmej. To dla niego urwała się z pracy godzinę wcześniej, upraszając jakoś Mallory o zastępstwo. Trzeba się przygotować. I tak w tempie przyspieszonym, ale lepsze to, niż nic. Tak więc teraz biegła w kierunku mieszkania, z radosnym uśmiechem na twarzy, planując co musi zrobić i w myślach przeglądając garderobę.
Drzwi otworzyła własnym kluczem. Jej współlokatorka, Alex, o tej porze była jeszcze w pracy, więc mieszkanie emanowało spokojem. Było wręcz nienaturalnie ciche.
Odwiesiła kurtkę na wieszak, obok rzuciła torebkę. Jej los podzieliły czarne szpilki. Nie bardzo miała czas na rozczulanie się na rozczulanie się, czy wszystko ląduje we właściwym miejscu. Biegiem do łazienki, odkręcić kran, żeby wanna już zaczęła się napełniać, a potem powrót do kuchni. Wrzuciła torebkę mięty do kubka, czekając ze zniecierpliwieniem na zagotowanie się wody. Wreszcie usłyszała upragnione bulgotanie i pstrykniecie. Pogwizdując przez zęby, zalała herbatę i ruszyła truchtem do łazienki. Lubiła to miejsce. Kremowobiałe, wielki płytki na ścianach mocno kontrastowały z czarną, marmurową posadzką, takąż wanną i umywalkami. Wielkie, kryształowe lustro optycznie powiększało i tak duże pomieszczenie.
Stanęła przed tą srebrzystą taflą, dokładnie lustrują swoja sylwetkę. Powoli, wciąż nie spuszczając z siebie wzroku, zdjęła bluzkę. Kłębek czarnego materiału wylądował w kącie. Przesunęła delikatnie dłoń przez płaski brzuch, aż do szyi, jakby niepewna tego, co widzi. Miękkim ruchem poprawiła opadające ramiączko stanika. Na chwilę odwróciła wzrok. Zdecydowanym ruchem rozsunęła suwak spódniczki, pozwalając jej opaść na podłogę. W kilka sekund później dołączyły do niej zrolowane pończochy. Odrzuciła ubrania w kąt, i, nabierając powietrza, ponownie utopiła spojrzenie w zwierciadlanej tafli.
Lustro dokładnie ukazywało sylwetkę dziewczyny. Półnagiej, bo tylko w staniku i majtkach. Czarna koronka mocno odcinała się od jasnej skóry. Nan zdumionym wzrokiem objęła postać widoczną w lustrze. To naprawdę była ona? Znowu machinalnie poprawiła ramiączko, przeniosła ciężar ciała na jedna nogę. Odbicie powtórzyło gesty. Ale ona nadal nie mogła uwierzyć w to, jak wygląda.
Od dawna tak się sobie nie przyglądała. Była chuda. Nawet za bardzo. Widoczne żebra, wystające kości biodrowe i obojczyki. Za wąska w biodrach. Obróciła się bokiem, lustrując z niesmakiem własny profil. Brak tyłka. Jedyny atrybut kobiecości, jaki jej został, to biust. Co prawda szczególnie okazałym go nazwać nie było można, ale był całkiem przyzwoity. Czyli podsumowując, figura taka sobie. A reszta… Przysunęła się lekko i omiotła wzrokiem twarz. Wielkie oczy z długimi rzęsami. Ładne. Ciekawe kolorystycznie. Trochę zbyt wyraźne kości policzkowe i zbyt spiczasty podbródek. Nos normalny, usta też. Przeczesała jeszcze palcami długie, faliste włosy. Gęste i trochę niesforne, od kilku lat niezmiennie farbowane na ciemny granat. Kiedy była młodsza, rodzina namawiała ją do powrotu do naturalnego koloru, ale nie chciała. Brąz był pospolity. A granat lepiej pasował do oczu i ładnie kontrastował z cerą. Bardzo jasną, z rodzaju tych, które nie nadają się do opalania. Jeszcze w szkole, jakiś zakochany w niej chłopak mówił, że ma skórę jak biała porcelana, ale Morganne nie przepadała za poezją i romantycznymi metaforami. Żadna tam porcelanowo biała, tylko po prostu blada. Mocno i naturalnie.
Westchnęła. Jej uroda nie powalała na kolana. Nie ten typ. Zawsze znikała w otoczeniu bujnych dziewczyn w typie Mal. Cóż, najwyraźniej tak musiało być. Ale na kompletny brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej nie narzekała. Poza tym, podobno liczy się charakter.
Nagłe przypomnienie o upływającym czasie wyrwało ją z zamyślenia i przerwało potok myśli. Oderwała wzrok od lustra, szybko zrzuciła resztę ubrań i wskoczyła do wanny.
Kiedy po niecałych dwóch godzinach ponownie spojrzała w lustro celem przeanalizowania i ocenienia swojego odbicia, sytuacja przedstawiała się nieco inaczej. Wygląd zewnętrzny postaci widocznej w kryształowej tafli był dopracowany w każdym calu. Długie włosy teraz były zaczesane gładko do tyłu, wyprostowane i spięte w wysoki kucyk. Boczna grzywka opadała na czoło i prawy policzek jedwabistym skrzydłem. Granatowe pukle odbijały światło niczym pawie pióra. Gwiaździste oczy, teraz tak uważnie analizujące każdy szczegół obrazu, pięknie prezentowały się w obramowaniu czarnych linii, złagodzonych odrobiną cienia w kolorze czerwonego wina. Delikatne usta, których naturalna bladość była podkreślona przezroczystym, opalizującym błyszczykiem, zaciskały się mimowolnie w skupieniu.
Spokojnym ruchem wygładziła przód sukienki, uśmiechając się nieśmiało do siebie. Dobrze wybrała. Pozornie skromna kreacja w szkocka kratkę, wrażenie robiła dopiero na osobie. Miała krótki rękawek i stójkę przy dekolcie, uzupełnioną czarnym, plisowanym żabotem. Obcisła góra ładnie podkreślała figurę dziewczyny, a rozkloszowany na kształt tulipana dół, wykończony pasem czarnej koronki i kilkoma centymetrami marszczonej, szyfonowej halki, falował w okolicach kolan, eksponując zgrabne łydki. Całości dopełniały czarne pończochy i sznurowane pantofelki na wysokim obcasie, w tym samym kolorze. Oraz skromna biżuteria, duże kolczyki koła i kilka wąski, srebrnych bransoletek, podzwaniających na lewym nadgarstku.
Spojrzała na wiszący w przedpokoju zegar. Wskazówki zabytkowego czasomierza ustawiły się na dziewiętnastej dwadzieścia pięć. Odetchnęła. Czyli dobrze. Zdążyła. Delikatnie przeczesała włosy palcami, zastanawiając się czy o czymś nie zapomniała. Po chwili nadeszło olśnienie. Torebka. Pobiegła z powrotem do swojego pokoju, po kilku sekundach wracając z małą, czarną kopertówką. Powrzucała do środka najważniejsze rzeczy, dokumenty telefon. Postawiła torebkę na szafce i znowu rzuciła okiem na zegar. Jeszcze tylko dwie minuty. Za chwilę powinien się zjawić ON.
Dzwonek do drzwi rozbrzmiał punktualnie o wpół do ósmej. Odetchnęła nerwowo, powtarzając sobie, że to tylko normalna randka i po prostu je otworzyła.
Po drugiej stronie stał ON. W wąskich czarnych spodniach i marynarce, kolorystykę stroju rozbiwszy kraciastą apaszką Burberry, zarzuconą niedbale wokół szyi. Jedna ręka schowana za plecami, głowa pochylona. Uniósł ja na dźwięk otwieranych drzwi, a zobaczywszy Nan uśmiechnął się szeroko. Wyraźnie podobało mu się to, co widział.
-Witaj.- powiedział, uśmiechając się do niej.
-Witaj.- powtórzyła cicho, topiąc spojrzenie w onyksowych tęczówkach. Uchyliła drzwi szerzej, wpuszczając go do środka. Stanął przed nią i wyciągnął rękę zza pleców. W dłoni trzymał piękną, czerwoną różę.
-To dla ciebie.- wyszeptał, delikatnie muskając kwiatem jej policzek. Zadrżała mimowolnie. Czas jakby się na chwilę zatrzymał. Patrzyli sobie w oczy. Od Jade’a bił jakiś żar. Miała wrażenie, że jeśli się za bardzo zbliży do niego, spłonie w nim. Ale wcale jej ta wizja nie przerażała.
-Jest piękna, dziękuję.- powiedziała, odzyskawszy głos po dłuższej chwili.
-Tak jak ty…- zdawał się studiować wzrokiem każdy milimetr jej twarzy. Speszona jego spojrzeniem, uciekła do kuchni, pod pretekstem wstawienia kwiatka do wody. –Możemy wychodzić?
-Oczywiście.- stukając obcasami wróciła do niego. –Tylko wezmę torebkę.- podniosła czarną kopertówkę z szafki.
-Pomyślałem, że przejdziemy się pieszo, to tylko kilka przecznic stąd.- powiedział, przepuszczając ją w drzwiach.
-Dobry pomysł.- przekręciła klucz w zamku. Odwróciła się przodem do niego, uśmiechnęła zalotnie. –Idziemy?
-Idziemy.- odwzajemnił uśmiech i obejmując ją ramieniem wyprowadził z budynku.
***
-Tutaj skręcamy.- nakierował ją. Weszli w jedną z bocznych uliczek. Rozejrzała się dookoła.
-Jade, gdzie ty mnie prowadzisz?- popatrzyła na niego, pytająco unosząc jedną brew. –O ile dobrze kojarzę, a mieszkam w tej okolicy od dawna, tutaj nie ma żadnej knajpy.
-Pamięć cię najwyraźniej zawodzi.- uśmiechnął się do niej.
-Niemożliwe.- potrząsnęła głową, podejrzliwie patrząc na rozbawionego chłopaka. –Coś kręcisz. Tu na pewno nie ma żadnej…- urwała w pół słowa, na jej twarzy odmalowała się mieszanka zaskoczenia i zrozumienia. –Jade?- podniosła na niego oczy. Srebrnogranatowe tęczówki pod wpływem zachodzącego słońca przybrały barwę ognia. –Czy my idziemy do Luciano’s?
-No proszę, jednak sobie przypomniałaś, co tu jest.- odgarnął blond grzywką z roześmianych oczu. –Tak, idziemy do Luciano’s.- zagapiła się na niego, zdumiona. Na pierwszą randkę zabierał ją do prawdopodobnie najdroższej restauracji w mieście. Skąd ten facet ma tyle kasy? Pytanie pojawiło się znienacka. Rozmawiała z nim dzień w dzień, ale poza szczegółami takimi jak to, że The Clash to jego ulubiony zespół, czy że ma słabość do różowych krawatów, nic szczególnego o nim nie wiedziała. A przecież nosił ubrania od najlepszych projektantów, jeździł lamborghini, bez mrugnięcia okiem wydał kilkanaście tysięcy funtów na bransoletkę dla mamy, a teraz to. Kim on był? W jaki sposób zarabiał na życie? Ale przecież nie wypadało pytać. Mogła się tylko zastanawiać. A Jade zdawał się nie zauważać ukradkowych, badawczych spojrzeń.
Wreszcie doszli na miejsce. Duży budynek z kremowego piaskowca, zbudowany w stylu klasycznym. Kute ogrodzenie, wielkie okna, całość otoczona gładkim jak aksamit trawnikiem. Gdzieś zza restauracji dobiegały ją dźwięki muzyki. Fortepian i chyba skrzypce. Przy wejściu stało dwóch postawnych mężczyzny ubranych w smokingi. A nad drzwiami widniał złoty, dyskretny napis. Luciano’s.
Weszli do środka, witani uprzejmymi ukłonami mężczyzn przy drzwiach. Nan rozejrzała się dookoła. Była pod wrażeniem. Wnętrze lokalu wręcz ociekało luksusem. Biel i złoto. Podłoga wyłożona miękkim, wiśniowym dywanem. Światło zapewniały złote kandelabry na ścianach.
Podczas gdy zachwycona Morganne pochłaniała wzrokiem otoczenie, Jade podszedł do mężczyzny za kontuarem.
-Rezerwacja na ósmą, na nazwisko Puget.- powiedział odpowiadając uprzejmym skinieniem głowy na powitanie.
-Już sprawdzam.- czarnowłosy wpisał coś do laptopa. –Tak, oczywiście.- uśmiechnął się profesjonalnie. –Już wołam kogoś, zaprowadzi państwa do stolika. Francesco!- podniósł lekko głos. Niemal natychmiast pojawił się chłopak o klasycznej włoskiej urodzie.
-Słucham?- powiedział, poprawiając białą muszkę.
-Francesco, zaprowadzisz państwa do stolika.- dyskretnym gestem wskazał parę.
-Oczywiście.- kelner ukłonił się przed Jade’em i Morganne. –Proszę za mną.- poprowadził ich na salę. Ciemnowłosa mogła tylko trzymać się kurczowo ramienia chłopaka i oglądać z zachwytem otoczenie. Bo naprawdę było na co patrzeć. Ściany miały delikatny odcień bladego złota. Dookoła wielkiej sali poustawiane były stoliki. Przykryte śnieżnobiałymi obrusami, zastawione najbielszą porcelana, srebrem i szkłem, robiły wrażenie bajkowych. Wiśniowa wykładzina tłumiła kroki. Wszędzie było mnóstwo świec. Kandelabry w ścianach, małe świeczniki na stołach. W rogu scena dla muzyków. Fortepian i kwartet smyczkowy. Jakaś kobieta w srebrnej sukni śpiewała ciepłym głosem stare przeboje.
Kelner zaprowadził ich do loży w narożniku sali. Usiedli przy stoliku.
-Mam nadzieje, że jest państwu wygodnie.- skłonił się.
-Tak dziękujemy.- Jade uśmiechnął się lekko i skinął głową. Nan siedziała cicho, czując się nieco niepewnie w otoczeniu takiego luksusu.
-Zaraz przyniosę menu.- Włoch skłonił się ponownie i wyszedł. Jade uśmiechnął się łagodnie do swojej towarzyszki.
-Wszystko w porządku?- spytał lekko zaniepokojony.
-Tak, jasne.- nerwowo odgarnęła grzywkę z czoła. –Tylko ja po prostu nie bywam w takich restauracjach i czuję się trochę nieswojo…
-Wszystko będzie dobrze.- uśmiechnął się ciepło i wziął ją za rękę. –Po prostu się rozchmurz i w to uwierz.
-A jeśli pomylę sztućce? Oni się wszyscy będą dziwnie patrzeć…
-Nikt się nie będzie patrzył.- zajrzał jej w oczy. –Po prostu mi zaufaj.- uniósł jej dłoń do ust, uśmiechając się delikatnie.
Odwzajemniła uśmiech, nieśmiało go obserwując. Musi być dobrze.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Veren
:)
:)



Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior

PostWysłany: Nie 18:05, 08 Paź 2006 Powrót do góry

W koncu znalazlam chwile.
Przeczytalam.
Nie wiem, co powiedziec.
Uwielbiam takie klimaty.
Poprostu.
Kocham to opowiadanie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ville :]




Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 11 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:08, 09 Paź 2006 Powrót do góry

slicznie...
b. mi sie podobalo Smile
widzialam wszystko dokladnie Smile
a masz takie zdjecie Puget'a jak w tej czesci jest ubrany?
czekam na kolejny part Całus.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Veren
:)
:)



Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior

PostWysłany: Śro 19:11, 13 Gru 2006 Powrót do góry

To...koniec?
Kochana, kiedy doczekamy sie czegos nowego? Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora

Moderator



Dołączył: 20 Paź 2006
Posty: 672 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin

PostWysłany: Wto 22:01, 13 Mar 2007 Powrót do góry

Ostatni part dodany w Październiku, więc mniemam, że porzuciłaś to opo. Jeśli jednak zdecydujesz się dodać nową część, to daj znać. Tymczasem - blokuję.
aŚ.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)